wtorek, 1 października 2013

Chapter 10.

Stefan:

 Zastanawiało mnie zachowanie Damona. On przecież nie troszczył się o nikogo poza sobą, a już najmniej to on troszczył się o Caroline. Nie raz próbował ja zabić, a teraz staje się jej wybawcą. Nie pasuje mi to do niego. Czyżby on znów coś kombinował? Jeżeli tak faktycznie jest, Klaus bez mrugnięcia okiem wyrwie mu serce, w tym wypadku nie pomoże Caroline ani nikt inny. Stałem w progu jej pokoju obserwując jak śpi, wyglądała tak niewinnie i bezbronnie. Była dla mnie jak młodsza siostra, której nigdy bym nie dał skrzywdzić. Cieszyłem się, że została w pensjonacie z nami, byłem gotów chronić ją za wszelką cenę. Odkąd Klaus upodobał ją sobie znajdowała się w szczególnym niebezpieczeństwie tylko, dlatego że każdy, kto by chciał sprawić ból hybrydzie zacząłby od niej. Wiedziałem, że muszę temu zapobiec. Usłyszałem kroki w salonie, po cichu zamknąłem drzwi i zszedłem do salonu.
- Co z Caroline? – Zaczęła Bonnie dość nerwowo.
- Przeżyje – Odparł Damon bezinteresownie, a raczej starał się żeby to tak zabrzmiało.
- Jest jeszcze słaba, ale raczej psychicznie a nie fizycznie. – Dopowiedziałem. Wzrok Eleny spoczął na mnie.
- To wszystko, przez co przeszła, to takie straszne. – Wzdrygnęła się Elena na samą myśl.
- Dajcie spokój, jest silna poradzi sobie. – Jak zwykle pocieszył wszystkich mój brat.
- Weź się zamknij, bo to, co się stało jest też twoją winą. – Wysyczała Bonnie a Damon tylko przewrócił oczami.
- Dziewczyny dziękujemy, że przyszłyście. My musimy iść teraz do pierwotnych nie chcę żeby Caroline została sama, a poza tym wątpię żeby Marcel na tym skończył. On może mieć coś w zanadrzu.
- Robimy to dla Caroline. – Minimalnie uśmiechnęła się Bonnie. Wyszliśmy z Damonem i udaliśmy się w stronę rezydencji Mikaelsonów. Cały czas mnie męczyła odmiana Damona, wiec musiałem o to zapytać.
- Dlaczego zacząłeś przejmować się Caroline?
- Wcale nie. – Wyparł się od razu.
- Przecież widzę, martwisz się o nią tak samo jak my. Pomogłeś jej nawet przyjechałeś po nią do Nowego Orleanu. Co ty kombinujesz znowu? – Spojrzałem podejrzliwie.
- Nic nie kombinuje. Elena i Bonnie mnie poprosiły żebym tam pojechał, więc pojechałem. Nie dałyby mi spokoju. – Cały czas się wypierał.
- Nie kłam mnie. Rozmawiałem z Eleną wyszedłeś, kiedy tylko dowiedziałeś się o tej czarownicy. Nigdy nie robisz nic bezinteresownie a zwłaszcza, kiedy chodzi o Caroline. – Założyłem ręce na piersi.
- Bo wyjechała przeze mnie.
- No właśnie i byłeś z tego powodu zadowolony.
- Nie, udawałem. Czuje i to jest do dupy.  – Odpowiedział a ja zrobiłem pytającą minę. – Ona jest taka, jaki ja zawsze pragnąłem być, oczywiście do póki nie poznałem Kathrine. Przypominała mi o wszystkich dobrych uczuciach, o których ja chciałem zapomnieć. – Westchnął brunet.
- Dlatego ją poniżałeś. – Kiwnąłem głową.
- Kiedy wygarnęła mi wszystko w twarz, była dla mnie jak moje uśpione sumienie. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogę się z nią przyjaźnić. – Wyjaśniał mi.
- Dlatego ją odpychałeś i chciałeś zabić. – Spojrzałem mu w oczy.
- Kiedy wyjechaliście, piłem i żyłem jak dawniej. Ale ta dziewczyna obudziła we mnie to, co wyrzuciłem z siebie. Zaczęły mnie dręczyć wyrzuty sumienia, do tego przez moje wybujałe wyobrażenia ona wyjechała i się w to wpakowała. Musiałem po nią pojechać. – Damon chyba mówił prawdę, byłem zdziwiony, ale Caroline była niezwykła. Dla mnie była jak siostra z każdego w koło wydobywała najlepsze cechy. Byłem dumny, że mój brat, choć w takim stopniu się zmienił.
- Dlaczego nie przyszedłeś z tym do mnie? – Zapytałem, w końcu byliśmy braćmi.
- Bo to moja sprawa, a poza tym chciałem uniknąć twojego poważnego spotkania i tych wszystkich pytań.
- Nie martw się ochronimy ją. – Poklepałem go po ramieniu.
- To jest pewne. – Przewrócił oczami Damon.
Po kilku minutach dotarliśmy do pierwotnych i powoli weszliśmy. Oboje siedzieli już w salonie popijając pewnie whisky.

Caroline:
Wstałam powoli z łóżka. Przetarłam oczy. Tak naprawdę nie miałam ochoty nic robić. Powoli rozejrzałam się po pokoju, nikogo nie było. Wzięłam głęboki oddech i zeszłam do salonu. Dobrze być w domu. Nie mogłam uwierzyć, przy kominku siedziała Bonnie i Elena. Spojrzały na mnie, rzuciłam się w ich objęcia. Łzy zaczęły mi się cisnąć do oczu, powstrzymywałam je.
- Tak dobrze was widzieć. – Wykrztusiłam z siebie.
- Tęskniłyśmy Caroline Forbes. – Powiedziały niemal chórem.
- Wiemy, co się stało. Jak się czujesz? – Kontynuowała Elena, rozsiadłyśmy się w salonie.
- Bywało lepiej. – Powiedziałam. – Dam radę. Przecież mam najwspanialsze przyjaciółki na świecie.
- To prawda. – Prychnęła Bonnie.
- Caroline jest 15 a ty jesteś jeszcze w piżamie i bez makijażu. Idź się przebrać, bo idziemy do Grilla. – Zarządziła Elena.
- Naprawdę, nie mam ochoty wychodzić.
- Nie pozwolimy ci się zamknąć w domu i przeżywać tego, co się stało. Odcinamy się od tego i dzisiaj oblejemy to. – Postanowiła Bonnie.
- Dobra, dobra. Spotkamy się o 18 w Grillu a ja idę się przyszykować. – Powiedziałam zrezygnowana.
- Jesteś pewna, że możesz zostać no wiesz… sama? – Zapytała delikatnie wiedźma.
- Ej nie jestem małą dziewczynką. Jest w porządku. – Pożegnałam się z dziewczynami.
Poszłam się szykować. Musiałam wyjść wcześniej i porozmawiać z Klausem, każdy upiera się przy tym, że on coś do mnie czuje i do tego ten nieszczęsny pocałunek. Zrobiło mi to mętlik w głowie. Nienawidziłam go a teraz czułam, że jest moim przyjacielem. Mogłam na nim polegać i bałam się, że jeśli za blisko się do mnie zbliży ja mu zaufam on w końcu mnie zawiedzie a ja będę cierpieć, po raz kolejny. To była jakaś masakra to, co się działo w mojej głowie to istny wybuchający wulkan.

Klaus:
Wszyscy byliśmy zgodni, Marcel może wrócić ty w każdej chwili a moja ukochana musiała być bezpieczna. Przy mnie nie była każdy mój wróg będzie chciał skrzywdzić Caroline, dlatego była bezpieczna z Salvatorami. Oni ją będą bronić. Szkoda tylko, że nie mogłem mieć jej, blisko, ale kiedy pozbędę się mojego wroga nie pozwolę jej odejść. Jeszcze będzie moja na wieki.
- Gdzie Kol i Rebekah? – Zapytał Stefan.
- W pobliżu Nowego Orleanu. Obserwuje współpracowników Marcela ma tam znajomego. Jeśli zbliży się do Mystic Falls będziemy wiedzieć pierwsi, i wtedy też wróci Kol. – Odpowiedziałem.
- a Rebekah wróci za kilka dni, postanowiła wybrać się na wakacje nie chcę, aby mieszała się w nie swoje sprawy.  – Dokończył Elijah.
- No to mamy wszystko ustalone. – Klasnął w dłonie Damon.
- Tak, będziemy was informować na bieżąco, tak jak wy nas. – Skwitowałem a bracia opuścili nasz dom.
- Wszystko będzie dobrze. Niedługo Caroline do nas wróci. – Poklepał mnie po ramieniu Elijah.
- Polubiłeś ją prawda? – Zapytałem.
- Jak my wszyscy, to wyjątkowa dziewczyna.
Uśmiechnąłem się i poszedłem do swojej sypialni, na parapecie siedziała moja ukochana. Byłem zachwycony, przyszła sama nikt jej nie zmuszał.
- Witaj kochana.
- Klaus – szepnęła, jej głos był cudowny. W jej ustach moje imię brzmiało cudownie. Każde słowo w jej ustach brzmiało lepiej.
- Coś się stało?
- Nie, po prostu musiałam tu przyjść i porozmawiać.- Powiedziała cicho.
- Przepraszam za to, co się stało, że cię nie ochroniłem. – Było mi ciężko to mówić, ale taka była prawda zawiodłem.
- Nie to nic. Dziękuję, że nie dałeś mnie zabić. – Wstała i podeszła do mnie
- Nie miałem innego wyjścia, nawet Elijah cię polubił. – Uśmiechnąłem się delikatnie. – Jak się czujesz?
- Dobrze jest w porządku. – Powiedziała beznamiętnie.
- Nie wyglądasz jakby było w porządku. – Spojrzałem w jej piękne niebieskie oczy.
- Pocałowałeś mnie, nie potrafię przejść nad tym do porządku dziennego. – Pokiwała głową.
- To był impuls i nie żałuje. – Kiedy to powiedziałem dziewczyna spuściła głowę.
- Dobrze rozumiem, ale ja nie potrafię i nie mogę być z tobą. To wszystko mnie za dużo kosztuje. Przynajmniej nie teraz. Nie wiem, co czuje i potrzebuję czasu żeby do tego dojrzeć. Musze odnaleźć najpierw siebie.
- Uszanuję twoje zdanie. – Co miałem innego powiedzieć, tylko to był klucz do jej serca. Dam jej tyle czasu ile potrzebuje. Pocałowała mnie w policzek.
- Ale jesteśmy przyjaciółmi. – Powiedziała Caroline. Uśmiechnąłem się, byłem coraz bliżej celu. Zniknęła.
Kamień spadł mi z serca. Teraz przyjaźń a już nie długo miłość.

Caroline:
Ta rozmowa mnie rozluźniła. Przyjaźń to teraz jedyne, na co mogłam sobie pozwolić i tak zostanie przynajmniej dopóki nie uspokoję myśli. Nie odkryje, co czuję i nie poukładam swojego życia. Weszłam do Grilla a tam już była Bonnie i Elena a Matt i Jer byli za barem. Oboje mnie wyściskali gdybym nie była wampirem chyba by mnie udusili. Dziewczyny już zamówiły nam tequilę. Uśmiechnęłam się i zaczęłyśmy pić. Przesiadłyśmy się do stolika.
- No to co mnie ominęło? – Zapytałam popijając trunek.
- Bonnie znowu jest z moim bratem – Wypaplała Elena. Zaśmiałam się.
- Moje gratulacje Bon. – Uściskałam ją. – Eleno a ty już wybrałaś któregoś z braci? – Byłam taka ciekawa.
- Postanowiłam dać im obu wolność. Jak ty to mówiłaś: Będzie, co ma być. Jeśli któryś z nich jest mi przeznaczony to będziemy razem, jeżeli nie to każdy z nas będzie szczęśliwy poza tym trójkątem - Odpowiedziała uśmiechając się.
- Dobra decyzja. – Powiedziałam z dumą. – Prawda B.Bennet?
- Tak to prawda, widzisz w końcu zmądrzała, to nasz wpływ dał jej trochę oleju do rozumu. – Zaśmiałyśmy się wszystkie.
- Tak to nasza zasługa. – Potwierdziłam.
- Bez was bym chyba zginęła. – Odpowiedziała brunetka.
- Jak my wszystkie, bez naszej przyjaźni byłybyśmy puste. – Zakończyłam to podsumowaniem. Przytuliłyśmy się. Później wspominałyśmy stare czasy te mniej demoniczne jak to nazywam. Śmiałyśmy się i piłyśmy alkohol. Po jakimś czasie dosiedli się do nas bracia Salvatore.
- Damon i Stefan. – Spojrzałam na nich.
- Co wy tu robicie. – Zaśmiała się Elena.
- Caroline wracamy do domu, miałyście jej pilnować a nie wyciągać do baru, gdzie mogą być sługusy Marcela. – Spojrzał karcąco Damon, dziewczyny się zmieszały.
- Nie pomyślałyśmy o tym. – Spuściła głowę Elena. Bonnie przysporzyła krótki ból głowy Damonowi. Zaśmiałam się.
- Widzisz mam czarownicę, która mnie broni. – Wzruszyłam ramionami.
- Dobra, dobra zrozumiałem. – Powiedział i zaczął masować sobie skronie. – A teraz wychodzimy.
- Stefan nie chcemy jeszcze iść, tyle alkoholu do wypicia. – Spojrzałam błagalnym wzrokiem na niego i na Damona.
- Dobra, jeśli Stefan się zgodzi posiedzimy jeszcze trochę, musze napić się whisky. – Poszedł do baru.
- W porządku Caroline, ale potem grzecznie wrócimy do domu. – Niemal zażądał Blondyn.
- Jasne, jesteś najlepszy. – Uściskałam go i poszłam po kolejną butelkę alkoholu i po kieliszki.
Usiedliśmy w piątkę, później doszedł do nas Matt i Jeremy. Byliśmy jak najprawdziwsza paczka przyjaciół. Chciałam, aby ta chwila trwała jak najdłużej. Jednak pora była wracać do domu. Dziewczyny wracały z resztą chłopaków a ja z braćmi.
- Jak możesz być tak nieodpowiedzialna. – Zaczął Damon, po powrocie do domu.
- Nic mi się nie stało. – Odparłam
- Nie chodzi o to po prostu szukaliśmy cię kilka godzin myśleliśmy, że znowu coś ci grozi. – Tłumaczył Stefan.
- Trzeba było zadzwonić. – Spojrzeli na siebie i zaśmiali się, oboje zapomnieli użyć telefonu.
- Masz rację. – Uśmiechnął się Stefan.
- Dziękuję wam za troskę i naprawdę dziękuję wam za pomoc wtedy. – Nie mogłam się powstrzymać i przytuliłam ich obu.
- Dość już, nie jestem miękki ja się nie przytulam. – Zaczął kręcić nosem Damon.
- Zamknij się w końcu, każdy to lubi a ty nie masz wyjścia. – Przytuliłam go jeszcze raz, na złość. Oboje czuliśmy, że wszystko, co kiedyś się stało nie ma teraz znaczenia. Zostaliśmy przyjaciółmi.
- Więc Caroline, co masz ochotę robić? – Zapytał Stefan.
- Jak to, co upijmy się. – Uśmiechnęłam się.
- Mi to pasuję, pójdę po krew. – Zaproponował Damon.
- Ja uszykuję whisky. – Wydusił Stefan.
- A ja usiądę i poczekam aż wszystko zrobicie. – Rozsiadłam się na kanapie. Po ich przyjściu zaczęliśmy pić i opowiadać sobie głupoty. Takiego wieczoru mi brakowało.

                                                                                   
Kolejny rozdział jak się podoba? 
Następny będzie na koniec tygodnia lub w przyszły poniedziałek.  

3 komentarze:

  1. Super :D Dodaj trochę akcji <3 haha na pewno będzie jeszcze ciekawiej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo! Jest! :D Rozdział taki... hm... normalny. Bardziej skupiłaś się na głównych bohaterach i na ich przyjaźni. I w sumie to dobrze. Czasami taki rozdział jest wręcz niezbędny. ;p Caroline ułożyła sobie życie ze wszystkimi, z Damonem i z Klausem są przyjaciółmi. Ogólnie taki jakiś przyjacielski rozdział, że aż uśmiech na twarzy się pojawił. :D I dokonałaś, kurna, cudu! Elena na Twoim blogu nie denerwuje mnie, jak w serialu! :D Dziękuję! <3
    Niestety dzisiaj nie mam takiej weny na komentarz, jak ostatnio, ale zawarłam w nim wszystko co chciałam, więc nie ma potrzeby obrzucać się niepotrzebnymi informacjami. ;p Życzę Ci weny, mnóstwo komentarzy, pomysłów i wszystkiego innego, żeby Ten blog rozwinął się tak O! Pozdrawiam. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję <3 Co do Eleny to robię to celowo, bo mnie też strasznie denerwuje ;)

      Usuń