wtorek, 24 września 2013

Chapter 9.

Caroline :
Słowa Damona wbiły mnie w podłogę. Nie wiedziałam, co mam zrobić w tej sytuacji, pojawił się nie wiadomo skąd i chciał tak po prostu zabrać mnie do domu, niczym rycerz w lśniącej zbroi, jaka ironia skoro on był jedną z przyczyn, przez które wyjechałam. Zrobiło mi się słabo. Dobrze, że Stefan był tak blisko i mogłam się na nim wesprzeć. Spojrzałam w jego jasne oczy i westchnęłam.
- Jaja sobie ze mnie robisz?- Byłam wstrząśnięta.
- Nie zabierzesz Caroline, jeśli ona nie chce z tobą jechać. – Przede mną stanął Stefan był taki kochany.
- Nie będziecie jej narażać, przez wybujałe pragnienie żądzy Klausa. – Stwierdził wzruszając ramionami. – Udajesz świętego, ale chciałeś wykorzystać Caroline, aby zniszczyć Marcela.
- Nie narażałbym Caroline, jest tu, bo przy nas jest bezpieczna. A jak ty możesz ją chronić Salvatore? – Zapytał oskarżycielsko Klaus, spojrzałam na nich zaciekawiona.
- To proste, zamknę ją w swoim pokoju i nie wypuszczę dopóki to szaleństwo nie minie. A ty zasiądziesz na tronie. – Powiedział brunet z dumą. – A swoją drogą powiedziałeś już, co planujesz? Powiedziałeś, że chcesz odebrać władzę Marcelowi i zasiąść na tronie w tym pięknym mieście, po raz kolejny zawodząc jej zaufanie?
- Co? – Stanęłam teraz między Klausem a Damonem. Klaus oszalał przygwoździł Damona do ściany i wbił mu rękę w pierś, zamierzał wyrwać mu serce.
- Klaus opanuj się. – W końcu odezwał się Elijah, jednak hybryda nie posłuchał, zbliżyłam się.
- Zostaw go Klaus! – Powiedziałam rozłoszczona, wszystko przede mną ukrywał. – Puść go, albo nigdy więcej mnie nie zobaczysz. – Ustąpił, puścił Salvatora a ja spojrzałam mu w oczy. Podeszłam bliżej bruneta.
- Przejdźmy się Damon. Sami! – Skinął głową. Po chwili znaleźliśmy się przed rezydencją, idąc chodnikiem.
- Po co przyjechałeś, tak naprawdę?
- Mówiłem już, zabieram cię do domu. – Przystanął i spojrzał nam nie, czułam jego przeszywający wzrok na sobie.
- Nie pojadę, chcę, aby Marcel zginął. Nie jest dobrą osobą Damon. Jest fałszywy i pcha się tam gdzie nie ma. – Wzruszyłam ramionami.  – A z resztą, co ciebie to obchodzi.
- Zachowałem się jak dupek, i przepraszam cię za to. Jestem twoim przyjacielem i ci to udowodnię, Bondi. – Czy ja się przesłyszałam Damon przeprosił? Pokiwałam głową i zaniemówiłam na chwilę.
- To prawda, ale ja nie wrócę. Jeszcze nie teraz. – Pokręciłam przecząco głową, nie usłyszałam już nic więcej. Poczułam ból i straciłam świadomość.

Klaus:
Wyszła, tak po prostu z nim wyszła. Chyba mi odbiło, powinienem wyrwać mu serce w pierwszej chwili, kiedy go zobaczyłem. Rzuciłem szklanką w płomienie. Nie było ich już chyba pół godziny, co jeśli ją przekona a moja miłość wyjedzie? Martwiłem się, nie chce znowu tego wszystkiego stracić. Usiadłem na kanapie, czekając na powrót dziewczyny.
- Wróci nie przejmuj się Niklaus. – Przerwał moje przemyślenia Elijah.
- Nie mam ochoty na moralne rozmowy, wybacz mi bracie. – Odparłem krzywiąc się.
- Damon nie robi nic bez przyczyny. – Zamyślony głos Stefana rozbrzmiał w salonie.
- Co masz na myśli Stefanie? – Elijah
- To że przyjechał po Caroline, nie bez powodu. Albo coś wie albo ma kolejny kaprys. – Podszedł powoli do okna.
- Myślicie że to Marcel, maczał w tym palce? – Zaproponował po raz kolejny mój starszy brat.
- Mówiłem żeby go lekceważyć! – Poderwałem się z miejsca.
Byłem wściekły, po co Damon się pojawił w mieście i czy to była sprawka mojego niegdyś przyjaciela, teraz wroga? Natłok myśli rozpierał moją głowę. W salonie nagle pojawił się Damon.
- Gdzie jest Caroline? – Zjawił się przed nim Stefan.
- Ktoś ją porwał! – Wysyczał brunet. Od razu przygwoździłem go do ściany.
- Coś ty narobił? – Kontynuował Stefan.
- Z Bonnie nawiązała kontakt jakaś wiedźma powiedziała, że jeśli nie zabierzemy Caroline zabiją ja. Marcel chciał żeby Klaus dostał nauczkę wilkołak, który ją ugryzł miał być ostrzeżeniem. Myślałem, że zdążę ją zabrać. – Wykrztusił z siebie Damon, wtedy puściłem go. Musiałem ją odzyskać. Zadzwonił do mnie telefon.
- Nie teraz. – Warknąłem, ale w tle usłyszałem krzyki, krzyki mojej drogiej wampirzycy.
- Czyżby?
- Marcel! Jeżeli chociaż włos spadnie jej z głowy będziesz umierał w męczarniach. – Zacisnąłem zęby. Gdybym jej nie puścił była by bezpieczna.
- Wyjedź z miasta albo mała zginie, kiedy wyjedziesz, oddam ją któremuś z braci Salvatore. Zabierz rodzinkę.
Rozłączył się. Rzuciłem telefonem a on rozpadł się na najmniejsze kawałeczki.
- Co zrobimy bracie? – Zapytał Elijah.
- Wyjeżdżamy, wracamy do Mistic Falls. Powiadom nasze rodzeństwo. Za godzinę chcę być w drodze, zniszczymy Marcela, kiedy nie będzie się tego spodziewał. – Elijah zniknął, już dzwonił do Kola i do Rebeki, zaczął pakować potrzebne rzeczy.
- Ja z Damonem zostaniemy i odzyskamy Caroline. – Kiwnął głową Stefan.
- Jeżeli coś zepsujecie to powyrywam wam serca, bez mrugnięcia okiem.
Opuściłem ich. Wyjdziemy na parę dni. Zyskam serce mojej Caroline. Chciałem po chwili nieobecności wrócić i zatruć go jadem wilkołaka, będzie cierpiał, zajmę swoje miejsce, a Caroline będzie moja na wieki. Pomimo trudnej sytuacji uśmiechnąłem się.

Caroline:
Obudziłam się, w jakimś lochu. Byłam związana sznurami nasączonymi werbeną, w powietrzu unosił się jej zapach. To było straszne uczucie. Wszystko mnie bolało, paliło. O co tu chodziło czy to Damon? Kto mnie porwał?
- Jest tu ktoś? – Wydusiłam z siebie kaszląc i krztusząc się.
- Dzień dobry kochanie? Już wstałaś? – Zaśmiał się ciemnoskóry mężczyzna.
- Czego chcesz, ode mnie. – Musiałam mówić cicho, nie miałam prawie siły, a do tego werbena wokół mnie.
- Od ciebie nic. – Wbił kołek w moją nogę, a ja krzyknęłam. Usłyszałam rozmowę z Klausem. Nie mogłam w to uwierzyć moje życie w jego rękach, ale czy zrezygnuje z władzy tylko dlatego, że mogę zginąć? Tego nie mogłam być pewna. Po kilku minutach wampir dostał wiadomość uśmiechnął się szeroko.
- Widzisz słoneczko niedługo będziesz wolna. – Podszedł do mnie i pogłaskał mnie po policzku. Od razu odwróciłam głowę.
- Idź do diabła. – Wysyczałam a on uderzył mnie w twarz. Bolało jak cholera, nie chciałam tego okazać.
- Mogłabyś być moją królową, ale ty jesteś na to zbyt dumna. – Stwierdził siadając naprzeciw mnie, bawił się kołkiem.
- Nie mogę na ciebie patrzeć. Wolałabym sprzedać duszę diabłu niż być blisko ciebie. – Uniosłam głowę aby spojrzeć mu w oczy, był zły.
- Taka słaba a taka pyskata, uważaj, bo ktoś utnie ci ten niewyparzony język. – Wbił kołek w moją drugą nogę, ból przeszył moje ciało po raz kolejny. Wyciągnął kołek, nasączył go werbeną i wbił mi w brzuch. Skręcałam się z bólu na tyle ile pozwalały mi sznury, krzyczałam. Łzy same napływały mi do oczu. Marcel wyszedł z lochu. Słabłam z minuty na minutę. Cierpienie zdawało się nie mieć końca. Traciłam nadzieję na ocalenie. Straciłam przytomność po raz kolejny. Obudził mnie ból rozcinanej skóry, tym razem byłam przypięta do ściany jakimiś łańcuchami. Jeden ze sługusów mojego oprawcy rozcinał mi skórę, chcieli spuścić ze mnie krew. Nie miałam siły się bronić. Krew spływała ze mnie, byłam w samej bieliźnie. Nagle wampir wyszedł z lochu a do środka wszedł Damon. Od razu mnie rozkuł i wziął na ręcę, okrył swoją kurtką.
- Stefan czeka w samochodzie, zabieramy cię do domu. – Skinęłam głową.
Wpakował mnie do tyłu a sam usiadł koło mnie, kładąc moją głowę na swoim torsie. Nie miałam siły mówić, jedynie kaszlałam.
- Zabijemy tego gnoja Barbie obiecuje ci. – Spojrzałam mu w oczy a po policzku spłynęła mi łza.
- Damon ona musi się pożywić. – Usłyszałam głos Stefana.
- Wiem. Przyprowadź kogoś tutaj.
- Nie – szepnęłam. – Wytrzymam.
- Zgłupiałaś, chcesz umrzeć? – Odwrócił się i popatrzył na mnie ten widok go bolał widziałam to w jego oczach. Damon nie mógł tego znieść, zostawił nas w samochodzie. Po chwili wrócił z chłopakiem.
- Nie uciekniesz i niczego nie będziesz pamiętać. Podasz jej swoją krew. Zauroczył go.Nadgryzł jego nadgarstek i wepchnął do samochodu. Nie mogłam się powstrzymać, wgryzłam się i w jego nadgarstek. Krew była ciepła. Piłam ją po raz drugi, krew prosto z żyły. Od razu poczułam się lepiej poczułam jak wracam do żywych. Nie mogłam przestać widziałam jak uchodzi z niego życie. Odepchnęłam go aż wypadł. Damon sprawdził czy żyje i odjechaliśmy.
- Przepraszam, powinienem był cię pilnować lepiej – Rzekł Damon.
- Nie szkodzi to nie twoja wina – Popatrzyłam mu w oczy.
- Wracamy do Mistic Falls. Pierwsi też tam pojechali. – Wytłumaczył mi Stefan.
- Macie moje rzeczy? – Spojrzałam na braci.
- Nie sądziłem, że aż tak daleko się posunie, Klaus zabrał nasze rzeczy i nasz samochód. – Rozejrzałam się no tak, jechaliśmy samochodem starszego Salvatore. Stefan ściągnął koszulę i dał mi, od razu ją założyłam, kurtkę Damona przewiązałam sobie wokół talii. Oparłam się o ramię bruneta i po chwili zasnęłam. Obudził mnie Stefan.
- Jesteśmy.
Damon wziął mnie na ręce i zaniósł do salonu. Był tam tylko Klaus i Elijah.
- Caroline! – obaj się poderwali a Damon mnie postawił.
- nie teraz chce się wykąpać i odpocząć. – Spojrzałam na wszystkich.
- Twój pokój dalej na ciebie czeka. – Wskazał na schody Stefan . Poszłam od razu do pokoju. Były tam moje stare rzeczy.

Klaus:
Kiedy ją moje serce ścisnął ból. Wyglądała jakby pozbawiono ją radości. Całe życie z niej uszło, być może to tylko zmęczenie, ale przeszła zbyt dużo. I to przeze mnie. Nie wiedziałem jak to sobie wybaczę ani jak spojrzę w jej oczy.
- Co tam się stało właściwie? – Zapytał mój brat, spojrzałem na braci.
- Przeszła koszmar – Powiedział Stefan
- Przeszła przez rzeźnie, była cała pocięta, właściwie spuścili z niej krew, i do tego trzymali ja w werbenie. – Damon był wściekły tak samo jak każdy z nas.
- Nie będziemy przeszkadzać, Caroline musi dość do siebie sama. Najważniejsze, że żyje. – Podsumował Elijah.
- Myślę, że lepiej będzie jak wrócimy do domu. – Skierowałem Siudo wyjścia a brat zaraz za mną. – Mam nadzieję że tu będzie bezpieczna.

- Z nami na pewno. – Prychnął Damon. Normalnie złamałbym mu za to kark, ale nie pora wywoływać następną awanturę. Najważniejszy był spokój Caroline. Ona była całym moim światem i to na jej bezpieczeństwu mi zależy. Przez mój egoizm ucierpiała. Ostatni raz umieściłem ją w niebezpieczeństwie. Mogą mnie mieć za zakochanego dupka, ale już mi nie zależało, wszystko dla tej młodej wampirzycy.

                                                                                                         
Łapcie następny rozdział. 
Myślę że nowy pojawi się na koniec tygodnia. Czekam na komentarze.

poniedziałek, 23 września 2013

Chapter 8.

Caroline:
Wyszłam na ogród musiałam zaczerpnąć powietrza nie dość, że Marcel ten idiota targnął się na moje życie to teraz miałam jeszcze mieszkać z pierwszymi. Nie tak sobie zaplanowałam te wakacje. Usiadłam na marmurowych schodach podciągając nogi pod brodę. To miał być idealny czas, miałam się bawić, niczym się nie przejmować a przede wszystkim zapomnieć o niepowodzeniach, jakie mnie spotkały. Tym czasem zagrażał mi wampir z manią wielkości. Uśmiechnęłam się do siebie to wszystko zdawało się być tak tragiczne, że aż śmieszne. Utknęłam w miejscu, oczywiście mogłabym się poddać i wrócić do domu, ale nie tym razem. Koniec z wieczną ofiarą Caroline, tym razem pomogę i na pewno nie, jako wabik na potwora.
- O czym myślisz tak zawzięcie, kochana? – Ten brytyjski akcent zawsze przyprawiał mnie o dreszcze.
- O tym, że chce jak najszybciej pozbyć się Marcela i wrócić do beztroskich wakacji.  – Obróciłam się i spojrzałam mu w oczy. – Tylko nie myśl, że będę potulnie siedzieć zamknięta w czterech ścianach. Nie jestem w więzieniu.
- Gdy będziesz wychodzić ktoś z nas zawsze będzie ci towarzyszył, sama nie pójdziesz nigdzie. – Klaus powiedział to z pewnością w głosie, brzmiało to jak rozkaz.
- Nie! – Powiedziałam stając na równych nogach. – Potrafię się sama o siebie troszczyć nie potrzebuje ochroniarzy!
- Dobrze, więc. Pokaż mi. – Uśmiechnął się, co wyglądało dość podejrzliwie.
- Co? Jak ci mam pokazać? Wiem co mówię. – Mężczyzna wyciągnął mnie na środek trawnika, patrzyłam na niego pytająco. 
- Zaatakuj mnie. Pokaż, jaka jesteś silna.
- Nie będę się wygłupiać! Nie zaatakuje cię.- Byłam zirytowana, czego on chciał. Wiem, że jestem silna nie musiałam mu tego udowadniać.
- A może, dlatego że się boisz? Jesteś bezbronna jak dziecko. Nie potrafisz się bronić. – Stwierdził. Zdenerwowało mnie to, chciałam go spoliczkować, ale on chwycił moją rękę. Byłam wkurzona, wyrwałam się i odepchnęłam go na dobre kilka centymetrów.
- Odczep się. – Powiedziałam.
- Jesteś zła, bo widzisz, że nie potrafisz się bronić.
Niemalże naskoczyłam na niego wysuwając kły. Krew we mnie wrzała. Nik nawet nie drgnął. Każdy mój atak odpychał a ja miałam problem z opanowaniem równowagi. Widziałam jego uśmiech, taki triumfalny. Kolejne ataki odpychał aż w końcu przyciągnął mnie do siebie a nasze ciała się stykały.

Klaus:
Robiłem to dla jej dobra. Złość wyzwoli w niej siłę do walki. Jak na wampirzyce nie walczyła dobrze zawsze ktoś robił to za nią. Tu nie była jednak bezpieczna, musiała się w końcu tego nauczyć. Przyciągnąłem ją do siebie. Dzieliły nas dokładnie milimetry, widziałem każdy rys jej twarzy. Jej słodki zapach był tak blisko.
- Pozwól siebie chronić. – Powiedziałem.
- Nie chce twojej pomocy. – Nie zdziwiły mnie jej słowa. Od pewnego czasu obserwowali nasz moi bracia i Stefan. Caroline ich chyba nie zauważyła.
- Nie możesz być roztrzepana twoje ruchy muszą być przemyślane i stanowcze.

- Klaus pozwól, że ja jej pokaże. Twoje zauroczenie nie pozwala jej pokazać prawdziwej walki. Ja nie mam z tym problemu. – Zaproponował Kol.
- Spadaj Kol. – Wyrwała się Blondynka.
- Dobrze bracie. – Zamieniłem się z nim miejscami. Razem z Elijahem i Stefanem obserwowaliśmy ich bacznie. Mój brat prowokował ją. Cały czas docinał, a moja ukochana za każdym razem była odepchnięta o kilka metrów.
- Myślicie, że to coś da? – Zapytał Salvatore.
- Nie zaszkodzi – Odezwał się najstarszy z moich braci.
- Poczekajmy jeszcze trochę, jest silna przełamie się. – Stwierdziłem nie spuszczając wzroku z wampirzycy. Kolejne próby dostania się do Kola skończyły się tak samo, Kol rzucił ją na drzewo, na szczęście chwyciła się.
- Caroline jesteś tylko piękna, czy też, choć trochę inteligentna. – Rzucił od niechcenia Kol a dziewczyna zniknęła. Rozejrzałem się po ogrodzie nigdzie jej nie było. Uciekła? Może przegiął mój brat i dlatego zniknęła. Po chwili obaczyłem jak jest z tyłu Kola i wbija mu kawałek jakieś gałęzi. Uśmiechnąłem się. Teraz wiedziałem, że będzie umiała o siebie zadbać. Zrobiła się jaśniejsza, jakby pewniejsza siebie. Wymieniłem spojrzenie z moimi braćmi i przyjacielem. Wróciłem wzrokiem na złotowłosą piękność.

Caroline:
Nienawidziłam być do czegoś zmuszana, a oni właśnie mnie zmusili do odkrycia mojej dzikiej natury. Ukryłam ją odcinałam się od niej jak tylko mogłam, a pierwsi wyzwolili ją we mnie. Tak się bałam że nie będę umiała jej pohamować, że znowu kogoś zabije.
- Jesteście zadowoleni? – Powiedziałam patrząc na każdego po kolei, tylko Stefana mina wyrażała zmartwienie. Pierwotni cieszyli się, co ich obchodziło to czy potrafię się bronić czy nie.
- W końcu uwolniłaś swoją naturę Caroline, teraz możemy być o ciebie spokojniejsi. Nie wszystkim udaje powalić się Kola na kolana. – Rzekł ze spokojem Elijah.
- Zaprowadzę cię do twojego pokoju. – Wskazał mi dłonią Klaus. Poszłam za nim posłusznie nie chciało mi się dyskutować. Zauważyłam jedynie uśmiech Kola. Weszliśmy do pokoju. Był ogromny i utrzymany w klasycznym stylu. Ciemne meble, jasne tapety wszystko ze sobą współgrało. Byłam pod wrażeniem. Hybryda pokazał mi łazienkę, była równie piękna, co reszta domy, jasna i duża. Spojrzałam na niego.
- Chciałabym odpocząć i wykąpać się. – Starałam się unikać jego wzroku, nie mogłam znieść widoku jego niebieskich oczu.
- Rozumiem, czy możemy jednak chwilę porozmawiać? – Zapytał, uśmiechając się.
- Nie mam ochoty, po raz kolejny mnie zmanipulowałeś dzisiaj. Jestem zła na ciebie, więc proszę wyjdź. – Wskazałam dłonią na drzwi. Wyszedł posłusznie, ale był zawiedziony, trudno. Nie przejmowałam się, sam był sobie winny i nie chciałam tego ukrywać. Zauważyłam ubrania, które leżały na łóżku. Była na nich karteczka z napisem Rebekah. Przyniosła mi rzeczy, to było miłe z jej strony. Wzięłam je i poszłam do łazienki wziąć długą relaksującą kąpiel.

Klaus:
Zszedłem do salonu, jej słowa dotknęły mnie, i to boleśnie. To, co robiłem, robiłem dla jej, pragnąłem tylko jej bezpieczeństwa. Kiedy Caroline to zrozumie nasza przyjaźń wróci, a później wkradnę się do jej serca. Nalałem sobie whisky i usiadłem obok Stefana.
- Nie powinniście jej zmuszać do wykorzystywania siły. – Zaczął rozmowę Salvatore.
- To wyjdzie jej na dobre, jej siła jest duża jak na tak młodego wampira. Trzeba to pielęgnować. – Napiłem się złotego płynu.
- To prawda bracie, jeszcze tak silnego wampira i młodego nie spotkałem, musiała być wściekła. – Przyszedł Kol. – Idę się zabawić.
- Baw się dobrze bracie. – Skinąłem głową, unosząc szklankę z alkoholem. Zniknął.
- Pojadę po rzeczy Caroline i moje. – Poderwał się Stefan, podszedł do niego Elijah.
- Pojadę z tobą. – Powiedział podchodząc do drzwi.
- Uważajcie na siebie. – Po chwili już zostałem sam.
Siedziałem na kanapie, popijając różne trunki i patrząc się w płomienie ognia. Poszedłem do pracowni, pragnąłem rysować. To był wizerunek Caroline, od długiego czasu nie potrafiłem tworzyć nic innego poza jej wizerunkiem. To musiała być miłość. Jest moją największą słabością, i to ona daje mi tak wiele siły. Kiedy jest blisko potrafię poradzić sobie ze wszystkimi przeciwnościami. Jedna mała wampirzyca, która zmieniła takiego potwora jak ja. Usłyszałem delikatne kroki, to ona. Po cichu wyszedłem z pracowni. Spacerowała i oglądała moje prace, które wisiały w korytarzu. Była taka skupiona, taka piękna. Podszedłem do niej od tyłu, powoli kładąc dłonie na jej biodrach. Zadrżała.
- Jak ci się podobają obrazy? – Zapytałem. Blondynka nie drgnęła.
- Są cudowne, jest w nich samotność, smutek. Ale też jest nadzieja na odnalezienie szczęścia i zaznanie spokoju. To twoje obrazy prawda?
- Tak. – Nie wiedziałem, co robię odwróciłem ją przodem do siebie obejmując ją w talii. – Caroline jesteś moją największą słabością. – Nie czekałem, złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach.

Caroline:
Zaniemówiłam, poczułam jego usta na swoich. Poczułam jak mój pancerz ochronny pękał, ale nie mogłam dać się uwieźć. Chciałam zatopić się w pocałunku, pozwolić sobie na więcej, ale nie potrafiłam. Na pewno jeszcze nie teraz. Odepchnęłam go od siebie.
- Muszę wyjść przepraszam. – Wybiegłam na ogród. Wzięłam głęboki oddech zaczęłam się trząść, miałam ochotę się rozpłakać, zacisnęłam zęby zaczęłam spacerować. Nie chciałam wracać do środka. Nie mogłabym spojrzeć w oczy Klausa, nie celowo zadałam mu ból tym razem, nie umiałam zaufać po raz kolejny. Bałam się. Minęło chyba kilka godzin a ja po prostu stałam na ogrodzie, odłączona od całego świata. Zrobiło się ciemno i dopiero wtedy skierowałam się do domu. Poczułam mocne szarpnięcie w tył, bez namysły chwyciłam napastnika za przedramię, przerzuciłam przez ramię powalając na ziemię. To był Damon.
Wyminęłam go i wpadłam do salonu, a on zaraz za mną. W salonie był już Stefan, Klaus i Elijah. Stanęłam przy moim przyjacielu.
- No proszę Damon Salvatore. – Klasnął w dłonie Klaus.
- Co tu robisz Damon?- Zapytał Steff
- Przyjechałem po Caroline! – Odparł stanowczo.

- Co?  - Powiedzieliśmy prawie chórem. Spojrzałam w oczy przybysza zaszokowana. On uniósł kącik ust w uśmiechu. 


                                                                                                
Kolejny rozdział do waszej oceny. Osobiście nie jestem z niego dumna. Czekam na komentarze.
Ps. Następny rozdział postaram się napisać i wstawić w ciągu tygodnia, najpóźniej będzie we wtorek w następnym tygodniu :) 

poniedziałek, 16 września 2013

Chapter 7.

U Caroline: 
Obudziło ją pukanie do drzwi. Czuła się jakby dopiero co zamknęła oczy, a już coś na siłę je otwierało. Nakryła głowę poduszką ale pukanie nie cichło. - Czyżby Stefan gdzieś wyszedł? - Powiedziała, sama do siebie. Chwyciła telefon do ręki, kiedy ujrzała godzinę otwarła szeroko oczy ze zdziwienie.
- 7 rano! Kto się dobija.
Powolnie wstała z łóżka, była zaspana. Jej zwykle idealnie ułożone loki teraz były rozczochrane. Poszła otworzyć drzwi. W momencie otwierania ich, tylko ciężko westchnęła. Ujrzała pierwotnego wampira, jak zwykle wyglądał idealnie. Doskonale dopasowany garnitur i wyprostowana postawa, plus nieodgadniony  uśmiech.
- Czy ty musisz wyglądać tak idealnie - powiedziała gestem ręki zapraszając go do środka. - wiesz która jest godzina?
- Tak wiem, pomimo wszystkiego wyglądasz pięknie Caroline - Uśmiechnął się do niej Elijah.
- Ty to umiesz sprawić aby minęła złość. - dziewczyna skierowała się do swojego pokoju. - Daj mi 10 minut.
Pozostawiła bruneta samego. On wszedł i usiadł na kanapie czekając na nią. Wyciągnął telefon i napisał wiadomość do Klausa : Jestem z Caroline, spokojnie możecie  ze Stefanem obserwować Marcela.
Caroline ubrała krótkie jeansowe spodenki i koszulkę na krótki rękawek, do tego jasne tenisówki. Przeczesała i związała włosy. Powoli wróciła do salonu.
- Jestem gotowa - Odparła podchodząc do drzwi. Schowała komórkę w kieszeń spodni.
- Caroline wyglądasz... - Przerwał na chwilę, a blondynka spojrzała na niego pytająco. - Wyglądasz inaczej.
- Tak tak wiem. - Dziewczyna z uśmiechem machnęła ręką -  bez szpilek, makijażu i kobiecych ubrań, wyglądam jak inna Caroline, Stefan też się z tego śmieje. - Wzruszyłam ramionami.
- Nie miałem na myśli nic złego, po prostu nie wyglądasz delikatniej, ale to raczej plus - Powiedział wychodząc z domu. Dziewczyna poszła za nim. Pierwotny otworzył wampirzycy drzwi od strony pasażera, blondynka wsiadła z gracją.
- Dziękuję. - Skinęła głową w tym czasie mężczyzna zajął miejsce przed kierownicą.
- Najpierw proponuję kawę. - Powiedział z nieznacznym uśmiechem, ale Caroline poznała. Na tyle już poznała Mikaelsona, aby wiedzieć gdy ten się uśmiecha, choć on sam nie chciał tego ukazać.

W tym samym czasie u Klausa: 
Musiał zadbać o bezpieczeństwo Caroline. Ona była uparta a on nie mógł pozwolić aby ucierpiała. Musiał pozbyć się Marcela i to jak najszybciej. Jednak nie mógł tak po prostu wyrwać mu serca, jego poddani mogli by nie zaakceptować Klausa jako nowego przywódcę, lub nawet mogli by się próbować zemścić. Do pokoju wszedł Stefan.
- Gdzie Caroline ? - Zapytał Klaus.
- Z twoim bratem, naprawdę go polubiła. - Stwierdził Stefan.
 - To dobrze, przy nim będzie bezpieczna. - Powiedział po czym zamilkł na chwilę zagłębiając się w przemyśleniach : To prawda Elijah nie da jej skrzywdzić, a przy okazji on poza Stefanem jest jedyną osobą, która będzie potrafiła sprawić że Caroline pozwoli mi się do siebie zbliżyć.
- Zabierajmy się. Marcel na pewno nie czeka aż zaczniemy go śledzić. - Powiedziała hybryda przewracając oczami.
Udali się w kierunku mieszkania, nieprzyjaciela. Chcieli dowiedzieć się co on planuje, albo co knuje przeciwko pierwotnym. Teraz już nikt nie był bezpieczny w Nowym Orleanie. Marcel wprowadził takie zmiany których Klaus i jego rodzina nie mogła tego zaakceptować.

Caroline: 
Byli tuż na obrzeżach miasta, w małej kawiarni. Wszystko było utrzymane w ciepłych kolorach takich jak beżowy, brzoskwiniowy, karmelowy.
Dziewczyna podziwiała knajpkę z zachwytem, do tej pory znała jedynie Mystic Grilla w rodzinnej miejscowości. Może dlatego że nigdy nie wyjeżdżała, wszystko działało na nią tak intensywnie.
- Więc jak ci się podoba Nowy Orlean? - Zapytał brunet a w jego oczach było widać  było zaciekawienie.
- Bardzo mi się podoba. Jest tutaj nadzwyczajnie, w powietrzu unosi się magia, panuje tutaj taki przyciągający zgiełk, a poza tym jest tutaj inaczej niż w Mystic Falls.
- Wiesz że dokładnie te rzeczy które wymieniłaś wpłynęły na nas aby tu się osiedlić. - Powiedział i wziął łyk kawy. - To było miejsce inne niż wszystkie w którym byliśmy, kiedyś mieszkały tutaj czarownice i były szanowane.
- Ale zmieniło się to wszystko od kiedy Marcel położył na wszystkim łapę - Blondynka popatrzyła mu w oczy.
- Szybko kojarzysz fakty. Czy masz ochotę na spacer? - Zadał pytanie i po chwili wstał a dziewczyna zaraz za nim. Udaliśmy się w stronę lasu.
- Zawsze byłeś taki elegancki, dobrze ułożony i honorowy? - Zapytała.
- Z tego co pamiętam to tak, jestem najstarszy , wiec zawsze wyciągałem rodzeństwo z kłopotów oni od dziecka w coś się pakowali a potem ja musiałem ich z tego wyciągać. Często uważali że jestem nadopiekuńczy ale gdyby nie to już dawno by zginęli. Jeszcze jako człowiek byłem moralny, nigdy nie łamałem danego słowa, po przemianie to się wzmocniło. - Spojrzał na blond wampirzyce nieodgadnionym wzrokiem. - Mam nadzieję że cię nie nudzę.
- Ależ skąd, jesteś bardzo ciekawą osobą i dlatego zgodziłam się na ten spacer. Jako jedyny nie starałeś się pokazać że jesteś ode mnie silniejszy że masz nade mną władze. Doceniam to. - Skinęłam głową, po czym uśmiechnęłam się promiennie.
- Przypominasz mi Klausa wiesz? - Zapytał , dziewczyna wyraźnie się zdziwiła. - nie rób takiej miny, to prawda. Jesteś uparta jak on, silna i zdecydowana. Zależy ci na bliskich. Jemu też chociaż nie potrafi tego okazać.
- Dużo jest takich osób Elijah. - Wzruszyła ramionami Caroline.
- To prawda ale te cechy są wyjątkowo zakorzenione. Jest jeszcze współczucie. Masz w sobie wiele pokładów energii nie zapominaj o tym dobrze?
- Pewnie że nie, to bardzo ważne co mi powiedziałeś. - Doszli do ruin domu. Caroline stanęła oniemiała. To był piękny widok. Ruiny oświetlały promienie słońca. Wokół było pełno kolorowych kwiatów a dookoła unosiła się coś w rodzaju delikatnej mgły.
- To nasz pierwszy dom. Mieszkaliśmy tu gdy zaczęliśmy budować Nowy Orlean. Rebekah, Nikalus i ja. Byliśmy wtedy szczęśliwi. - Głos zadrwił Wampirowi. - Ale Mikael pojawił się i zniszczył wszystko. Musieliśmy uciekać z miejsc gdzie stworzyliśmy dom.
- To tu Mikael zabił konia Klausa? - Zapytała nieśmiało. Czuła w sercu ukłucie bólu na myśl przez co przeszli przez swojego ojca.
- Tak to właśnie tu. Wtedy przysięgliśmy sobie, że będziemy zawsze razem, będziemy dla siebie wsparciem. - Wampir opowiadał a blondynka słuchała go jak zaczarowana. Chłonęła jego słowa jak gąbka.
- Ale nie wszystko poszło po waszej myśli. Klaus odebrał ci rodzeństwo. Dlaczego więc cały czas przy nim tkwisz? - Zapytała powoli kierując się w drogę powrotną do samochodu.
- Ponieważ to mój brat. Twój ojciec znęcał się nad tobą gdy się wydało że jesteś wampirem, a jednak ty mu wybaczyłaś. Takie są więzi krwi. Większość widzi w Niklausie tylko przemoc ale i Ty i ja widzimy coś więcej. Widzimy ból i cierpienie a także samotność. - Otworzył drzwi dziewczynie po czym sam wsiadł.
- Dziękuję ci Elijah, ten dzień na prawdę mi pomógł i cieszę się, że spędziłam go z tobą. - Uśmiechnęła się Forbes, i spojrzała przed siebie.
- To był miły dzień, dziękuje że chciałaś mnie poznać i że dałaś się poznać. Do zobaczenia wieczorem/ - Dojechali na miejsce, Elijah jak przystało na gentelmena odprowadził Caroline do drzwi i pocałował ją w rękę po chwili zniknął. Kiedy dziewczyna zamknęła drzwi, zaczęła rozglądać się po domu i kilka razy nawet zawołała Stefana lecz nikt nie odpowiedział. Weszła do kuchni i wypiła dwa woreczki z krwią. Po raz kolejny usłyszała pukanie. Uśmiechnęła się myśląc że to Stefan.
- Wejdź głupku. - Powiedziała wyraźnie wiedziała że usłyszy. Usłyszała trzask drzwi, zdziwiła się się i wyszła z kuchni. Nie było tam Stefana, to był Alex. Jedna z ostatnich hybryd jakie zostały Klausowi.
- Czego chcesz - Zapytała dziewczyna, oddech jej się przyśpieszył. Powoli cofała się.
- Pozdrowienia od Marcela. - Hybryda nie czekając wgryzła się w szyję wampirzycy. Upadła na podłogę a chłopak zginął.
Minęło kilka minut a dziewczyna słabła, próbowała zadzwonić do Stefana ale ten nie odbierał. Dziewczyna traciła nadzieję, wtedy stanął przy niej Kol i wziął ją na ręce.
- No śliczna, wywołałaś niezłe zamieszanie. - Powiedział w nieco ironiczny sposób.
- Kol, co ty tu robisz. - Zadała pytanie słabym i chrapliwym głosem.
- Ratuje ci życie.
Nagle znaleźli się w Willi pierwotnych. Kol wparował do salonu trzymając blondynkę pół przytomną na rękach. Klaus, Stefan i Elijah stanęli na równych nogach.
- Caroline - powiedział z przerażeniem Stefan.
- Ugryzł ją wilkołak.- Oświadczył najmłodszy pierwotny.
- Zanieś ją do sypialni. - Rozporządził Elijah, Kol zaniósł ją do sypialni Klausa, który poszedł zaraz za bratem. Położyli ją na łóżku.
- Nie wygląda to najlepiej - stwierdził oglądając ranę Kol.Klaus usiadł na łóżku. Blondynka była nieprzytomna więc nadgryzł nadgarstek i przyłożył do jej ust. Caroline na początku pozostała niewzruszona, jednak po chwili zaczęła pić. Pierwotnemu kamień spadł z serca. Kiedy skończyła pić od razu zasnęła.
Po cichu zeszli na dół.
- Co z Caroline? - Zapytał Stefan.
- Śpi, ale niedługo dojdzie do siebie. - Powiedział nalewając sobie do szklanki whisky.
- co tam sie stało Kol - Elijah spojrzał na swojego brata.
- Marcel wysłał Alexa do Caroline, mieliście go obserwować? - Poruszył brwiami Kol, niemal wyśmiewając się z nich.
- Właśnie ale on nie wychodził z tego swojego baru. - Rzekł Klaus po czym spojrzał na każdego z towarzyszy.
- Stefan i Caroline muszą zamieszkać tutaj dopóki nie pozbędziemy się Marcela. - Wpadł na pomysł Elijah, wtedy na schodach stanęła Caroline.
- Chyba sobie jaja ze mnie robicie? - niemalże krzyknęła blondynka.
- Wyzdrowiała - powiedział uradowany Kol
- To jest konieczne kochana, żebyś ty jak i Stefan była bezpieczna. - Podszedł do niej Klaus.
- Nie mów do mnie kochana i dlaczego grozi mi niebezpieczeństwo, i czego ten wasz głupawy Marcel ode mnie chce? - Wydusiła niezadowolona mijając Klausa i zbliżając stając koło Stefana.
- żeby zranić Nika - Powiedział Kol i znalazł się przy Caroline obejmując ją swoim ramieniem. - Wiesz jesteś jego największą słabością.
- Nie, nie i nie. Nie będę twego słuchać. - Odepchnęła Kola z obrzydzeniem. - Nie tak blisko. -Chłopak zaśmiał się na jej słowa, zachowywał się gorzej niż dziecko.
- Caroline, chociaż raz zapomnij o dumie i daj się chronić- Klaus chwycił ją za nadgarstek nie boleśnie, jednak stanowczo.
- Stefan ty też jesteś przeciwko mnie. - Skrzywiłam się patrząc na przyjaciela.
- Nikt nie jest przeciwko tobie, chce cię tylko móc chronić. Więc zgódź się a potem zrobimy co będziesz chciała.
- Dobrze potem wracamy do MisticFalls. - Powiedziała do Stefana, jednak popatrzyła w oczy Klausa, zauważyła w nich ból. Nie zrobiła tego celowo. Wyrwała rękę i odsunęła się.
- Dokąd idziesz? - zapytał nerwowo Klaus.
- Na ogród, to że muszę z wami tu być nie znaczy że nie mogę przez chwilę być sama.

_______________________________________________________
Nowy rozdział. Czekam na opinie w komentarzach


piątek, 13 września 2013

Chapter 6.

Klaus: 

Zostałem sam na środku parkietu. Byłem tak blisko zyskania szczęścia. Bliskość tej młodej wampirzycy działał na mnie kojąco, przełamała się i zgodziła się przyjaźnić ze mną. Doceniałem to, tym bardziej było mi trudno widzieć w jej oczach ból i urazę. Zobaczyłem niechęć, którą tak ciężko było odegnać gdzieś daleko a ona wróciła jak bumerang. Powoli podszedłem do baru, chwyciłem drinka sącząc go. Zachowałem się jak jakiś głupek, czy to właśnie była miłość, jeśli tak to zmieniła mnie. Jedna drobna dziewczyna sprawiła, że nie pragnę zabijać każdego kto stanie mi na drodze. Musiałem być silny i okrutny aby nie dać sobie wejść na głowę. To miejsce już jakiś czas temu zajęła ta piękna blondynka. Nie zamierzałem czekać z założonymi rękoma aż wyjedzie. Chciałem mieć ją przy sobie, niezależnie od tego jak długo miałbym się o to starać. Musiałem też uważać na Marcela poza tym że zajmuje moje miejsce to jeszcze cały czas klei się do Caroline. Czas zająć miejsce Króla, to które było pisane dla mnie, a na czele królestwa postawić moją rodzinę i zawalczyć o królową. Usłyszałem chrząkanie. Obejrzałem się a przy mnie stanęli Elijah i Stefan. Uśmiechnąłem się szeroko. .
- Stefanie, jak Ci się podoba nasz bal? - Zapytałem z dziką uprzejmością.
- Jest w porządku, ale gdzie ... - Odpowiedział lecz nie dokończył, przerwano mu.
- Gdzie jest Caroline ? - Dokończył poważnie Elijah. Oboje mieli swoje poważne miny, jakbym ją gdzieś zamknął i nie miał zamiaru wypuścić.
- Wyszła, podejrzewam że łapie oddech na ogrodzie. - Westchnąłem jakby było mi to obojętne, ale oni doskonale wiedzieli, że obchodzi mnie to aż za bardzo. Stefan już się poderwał, by odszukać ją. Elijah go zatrzymał.
- Ja pójdę. - Oświadczył i zniknął. Wzrok dawnego przyjaciela utknął na mnie.
- No co? - Zapytałem.
- Co się stało?
- Znasz ją wiesz jaka jest gdy się wkurzy. - Wzruszyłem ramionami.
- Poważnie Klaus, chce znać prawdę.
- Powiedziała że nie jest już z Tylerem a My nie jesteśmy już przyjaciółmi. - Odparłem z ciężkim sercem. - Nigdy nie chciałem jej skrzywdzić a ona jakby zwariowała.
- Nie dziw się jej, ona zaczęła Ci ufać a ty zawiodłeś ją. Ciesz się, że w ogóle tu przyszła. Jest tak samo uparta jak Ty a może nawet i bardziej. To będzie cud jeśli kiedykolwiek ci wybaczy. - Gdy skończył swój wywód nie miałem ochoty dalej o tym myśleć.
- Stefanie, doceniam Twoją radę ale muszę porozmawiać z Marcelem. Nie jest taki za jakiego się podaje, uważam że nawet może zagrażać Caroline. Wolę mieć go na oku.
- Idę z tobą.
Podeszliśmy do ciemnoskórego mężczyzny i zaczęliśmy z nim rozmawiać o poprzednich latach o Nowym Orleanie. Próbowałem wybadać coś o jego planach jednak nie zdradził się z niczym, nie był idiotą. Gdzieś w oddali próbowałem doszukać się mojego brata i uroczej blondynki ale jeszcze nie wrócili. Zobaczyłem jedynie Kola zabawiającego swoją rozmową kolejne dziewczyny i Rebekę na parkiecie.

Caroline: 
Byłam wściekła, rozżalona w pewnym sensie samotna. Jak mogłam być tak głupia i uwierzyć najbardziej podłemu wampirowi na świecie. To nie było w porządku, wiecznie los kopał mnie w tyłek, rzadko się uśmiechał. Miałam tego dość, co miałam zrobić ze swoim życiem? Wrócić do Mistic Falls i żyć starym życiem czy tkwić tutaj, męcząc się ze swoimi demonami. Problemy, problemy, problemy, jeżeli się z nimi nie uporam to nigdy nie odnajdę spokoju. Usiadłam na ławce powstrzymując łzy złości. Złapałam powietrze w płuca.
- Mogę się przysiąść? - Usłyszałam ciepły głos pierwotnego.
- Oczywiście Elijah - Spojrzałam nieśmiało, potem patrzyłam przed siebie w nieruchomy punkt.
- Caroline, nie mieliśmy okazji poznać się bliżej ale mam nadzieję, że tym razem to nadrobimy. Jeśli możesz opowiedz mi co się stało? - Czułam na sobie jego wzrok, trochę krępowała mnie jego nienaganność.
- Twój brat się stał. - Dopiero po chwili zorientowałam się, iż powiedziałam za dużo. - Nie znoszę czegoś takiego, walczyłam ze sobą żeby mu nie ufać i trwało to długo. Kiedy się przełamałam i chciałam się z nim przyjaźnić on nagle zniknął. Wiem na pewno było to bardzo ważne. Ale są telefony, tyle sposobów na to żeby się pożegnać, on po prostu zniknął. Czułam się jak idiotka, teraz rozmawia ze mną jakby nic się nie stało. - Poczułam jak samotna łza spływa mi po policzku, szybko ją otarłam.
- Rozumiem jesteś zraniona, i potrzebujesz czasu aby to się zagoiło. Wiesz co jeszcze w tobie widzę? - Dopiero teraz spojrzałam na niego zaciekawiona.
-Jesteś ciepła, ludzie do ciebie lgnął, tak jak i problemy. Tylko ty radzisz sobie sama, a wiele osób oczekuje od ciebie pomocy dwoisz się i troisz aby nie zawieść bliskich. Do tego jesteś wyszczekaną i twardo stapiającą po ziemi młodą wampirzycą. Do bólu szczera. Podziwiam tak silne cechy i miło cię gościć.
- Nie do końca taka jestem - delikatnie się uśmiechnęłaś.
- Zwróciłaś na siebie uwagę Niklausa i zmieniłaś go już nie jest potworem takim jakim był. Więc tak jesteś taka, tylko twoja przepełniona myślami głowa tego nie docenia. - Uśmiechnął się, po raz pierwszy widziałam tak wyraźny uśmiech na jego twarzy. Powoli wstałam
- Dziękuję, twoje słowa dużo mi dały. Na razie jednak chciałabym wrócić już do domu. - Mikaelson wstał również i zaczęliśmy się kierować w stronę wejścia do domu.
- Czy mógł bym zabrać Cię jutro na wycieczkę, chciałbym poznać bliżej dziewczynę, która skradła serce mojego brata.
- Dobrze ale mam swoje warunki. - Uśmiechnęłam się niewinnie.
- Mam ponad tysiąc lat a Ty młoda wampirzyca stawiasz mi warunki? No dobrze zamieniam się słuch. - Zaśmiałam się a on mi zawtórował.
- Wieczorem się zabawimy, chcę się wyszaleć przed studiami. Skoro chcesz mnie poznać ja chcę poznać zabawę z kimś kto żyje już naprawdę długo i zazwyczaj jest poważny. - Udałam niewiniątko.
- Dobrze, niech będzie Panno Forbes. - Weszliśmy do środka a impreza dobiegała końca skinęłam głową na Stefana który ruszył się w kierunku wyjścia.
- Do zobaczenia jutro Panie Mikaelson. - Uśmiechnęłam się i wyszłam zaraz za Stefanem
Całą drogę do domu milczeliśmy. Ani ja nie pytałam o nic ani on nie zapytał mnie. Byłam mu wdzięczna. Wiedział kiedy ma milczeć i kiedy zadawać pytania. Kiedy weszliśmy od razu poszłam się wykąpać tak samo jak i blondyn. Ubrałam się w piżamę i wróciłam do salonu. Rozlałam krew do szklanek i powoli ją sączyłam wtedy do pomieszczenia wszedł Salvatore. Upijając łyk ze swojej szklanki. Jego wzrok mówił: Dziękuję tego potrzebowałem. Uśmiechnęłam się.
- Klaus powiedział mi co się stało. Wszystko w porządku? - Zapytał jak zwykle zmartwiony siadając.
- Tak już tak, Elijah mi pomógł. To bardzo ciekawa osoba. - Stwierdziłam przyglądając się wampirowi.
- Masz racje, jest taki honorowy. W każdym bądź razie pamiętaj, że jestem tu dla Ciebie i nie pozwolę ci cierpieć. - Uśmiechnęłam się był taki kochany.
- A tak przy okazji jak tam z sexbombą? - Zaśmiałam się lubiłam tak nazywać Rebekę.
- Jest milsza niż ci się wydaje Care.
- No nie wątpię. - Roześmiałam się i podeszłam do chłopaka.
- Nie bądź taka, wiesz że nas nic nie łączy. - Przewróciłam oczami, i pocałowałam go w policzek.
- Już dobrze dobrze. Idę spać, a ty nie siedź za długo. - Uśmiechnęłam się i poszłam do sypialni. Gdy tylko się położyłam zasnęłam praktycznie w ciągu chwili.

                                                                                             
Wieem wiem nudny. Musiałam napisać taki żeby następny pięknie się rozwinął.
Czekam na komentarze, które dają weny do pisania kolejnych rozdziałów.

czwartek, 12 września 2013

Chapter 5.

Caroline: 
Obudziły mnie promienie słońca, kiedy spojrzałam w okno słońce było już w zenicie. Spojrzałam na telefon, było grubo po 12. Głowa mi pękała, to musiał być kac. Nie pamiętam nawet ile wypiłam poprzedniego wieczora, musiało być tego dużo. Dużo za dużo. Miałam też luki w pamięci. To było śmieszne uczucie, czułam się tak zwyczajnie. Przetarłam oczy i usiadłam na łóżku. Wtedy wróciły wspomnienia. Dobra zabawa ze Stefanem, dziwne zachowanie jego znajomego i wreszcie ten głos, Klaus który ściągnął mnie z baru. Wzięłam głęboki oddech, nim zaczęłam panikować. 
- Spokojnie Caroline, przecież zaprzyjaźniliście się. - Powiedziałam w głębi duszy, ale jednak byłam wściekła. 
Na siebie bo się wygłupiłam, czy na niego bo wyjechał właściwie bez pożegnania. A może na to że tęskniłam za nim, że pozwoliłam sobie na jakiekolwiek uczucia do pierwotnego. Z moich przemyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi. Ocknęłam się i powiedziałam: Proszę. 
Po chwili zawahania do środka wszedł Stefan z uśmiechem na twarzy, przewróciłam oczami i opadłam z powrotem na poduszki. 
- Dzień dobry, nie wyglądasz najlepiej - powiedział z radością jakby ze mnie drwił. - jak się czujesz? 
- Tak samo jak wyglądam albo raczej gorzej. Głowa mi pęka. - skrzywiłam się na samą myśl o alkoholu który wczoraj w siebie wlałam.
- Co się wczoraj właściwie działo i jak bardzo się wygłupiłam? - Zapytałam. Blondyn podał mi szklankę z krwią. Jak spałam musiał być w szpitalu po zapasy. Wzięłam i wypiłam powoli. Z każdym łykiem ból głowy ustępował, siły witalne wracały.
- Wczoraj? Huh? - Zaśmiał się, niemal spiorunowałam go wzrokiem. - Upiłaś się, chyba jak jeszcze nigdy. Później spławiłaś Marcela co uważam za dobre posunięcie. A no tak i jeszcze tańczyłaś na barze z którego ściągnął cię nikt inny jak Klaus. Przywieźliśmy się do domu, chociaż zasnęłaś już w samochodzie. Tak uroczo wyglądałaś.  - Salvatore zaśmiał się po raz kolejny. Uśmiechnęłam się mimowolnie rzucając w niego poduszką. 
- I mnie nie powstrzymałeś przed takimi głupotami. - Stwierdziłam podnosząc się po raz kolejny. 
- Hej nawet gdybym chciał to nie mogłem, byłeś zdeterminowana na dobrą zabawę, i bawiłaś się. Widziałem to. 
- Masz racie bawiłam się świetnie. - Stwierdziłam. 
- To nie koniec rewelacji - dodał wampir podając mi kopertę, otworzyłam ją od razu. Należał do ciekawskich osób. Było to zaproszenie na bal. Po raz kolejny rodzina pierwszych urządzała bal w mieście w którym aktualnie się zatrzymuje, chociaż to miasto sami budowali. Może dlatego było w nim coś magicznego. Wzięłam głęboki oddech patrząc na zaproszenie, jakbym spoglądała na certyfikat od diabła. W końcu przeniosłam wzrok na przyjaciela. 
- A co TY o tym myślisz. - Oddałam mu kopertę. 
- Ja mogę iść. Ale \no wiesz Caroline jeżeli to dla ciebie za dużo nie musimy tego robić, możemy po prostu posiedzieć przed kominkiem albo wyjść tak po prostu bez planu. - Spojrzał na mnie, czułam jak jego oczy mają wgląd do mojej duszy. Milczałam przez kilka chwil. A co mi tam przecież zawsze mogę wyjść, uśmiechnęłam się w duszy.
- Daj mi 20 minut, doprowadzę się do stanu używalności i jedziemy po sukienkę. - Wstałam z łózka, dopiero teraz zorientowałam się, że jestem w samej bieliźnie. Znowu się zestresowałam. 
- Spokojnie to nie Klaus. Ja cię położyłem. 
- Czy mówiłam Ci już że jesteś moim najlepszym przyjacielem. - Uśmiechnęłam się i weszłam do łazienki. Ciepły prysznic koił moje zmęczone ciało, poczułam ulgę. Poczułam się lekko i przyjemnie. Zrelaksowałam się całkowicie, straciłam poczucie czasu, Założyłam jeansowe szorty i najzwyklejszą białą koszulkę, na stopy założyłam tenisówki. Zabrałam ze sobą portfel i telefon. Gdy podeszłam do samochodu Stefan popatrzył na mnie z niedowierzaniem. 
- Gdzie moja przyjaciółka i co z nią zrobiłaś. 
- Steff nie wygłupiaj się. - Zaśmiałam się.
- Mówię poważnie. Gdzie szpilki, wyzywające ubrania i ciemny makijaż właściwie gdzie twój makijaż? - Zaśmiał się w dalszym ciągu drwiąc ze mnie.
- Wsiadaj jedziemy po sukienkę. - Popchnęłam go delikatnie - Wszystko będzie na miejscu w trakcie balu. 
Wsiadłam kręcąc głową z szerokim uśmiechem. Czułam się zdecydowanie lepiej niż rano i przez ostatnie kilka miesięcy. To było niesamowite uczucie, obecność przyjaciela tylko mi pomagała. Nie był tylko przyjacielem, ale też moim mentorem w trudnych chwilach popatrzyłam na nie niego z serdecznym uśmiechem. 

Klaus: 
Uśmiechnąłem się szeroko, siedząc w salonie i popijając Burbon. Nie mogłem uwierzyć w to, że dziewczyna która od tak dawna spędzała mi sen z powiek. Widziałem ją po tak długim czasie, nawet kiedy była pijana, jej charakter był silny. Gdy widziałem jej uśmiech pobyt w Nowym Orleanie nie wydawał się już taki beznadziejny jak wcześniej. Telefon w kieszeni zadzwonił. To sms od Stefana, potwierdził ich obecność. Po raz kolejny zobaczę dawnego przyjaciela i Caroline. Dopiero teraz dotarły do mnie krzyki młodszej siostry ,która z pełnym zaangażowaniem rozstawiała pomocników po kątach aby wszystko wyglądało idealnie. Była perfekcjonistką. 
- Nik... Dlaczego jeszcze siedzisz już jest po 16, a Ty nawet nie zaczynasz się szykować tylko siedzisz i się głupawo uśmiechasz... - przechodziła przez pokój gdy cofnęła się i spojrzała mi w oczy. - Zaraz zaraz uśmiechasz się? Dlaczego. 
- Bo w mieście jest Caroline Forbes i Stefan Salvatore - powiedział wchodząc do pomieszczenia Elijah. 
- Skąd Ty o tym wiesz? - Zapytałem z ciekawością przyglądając się bratu. 
- Marcel ma za długi język poza tym, widziałem jej wyczyny wczoraj. - Odparł ze swoim stoickim spokojem. 
- Czy ja o czymś nie wiem? - Wtrąciła Rebekah. 
- Powiedzmy że między innymi tym że duma naszego przyjaciela Marcela została urażona. - Uśmiechnął się najstarszy z braci. Blondynka zrobiła pytającą minę. 
- Caroline dała mu kosza. - Dokończyłem. 
- Wiedziałam że potrafi być twarda. Zaprosiliście ich dzisiaj na bal? - Zapytała na nowo krzątając się wampirzyca. 
- Tak będą tu dzisiaj oboje - Uśmiechnąłem się wstając z miejsca. Czas się przygotować. Każdy z nas się rozszedł. Wykąpałem się i przebrałem. Czas pędził niebłagalnie, kolejny bal rodzinny. Tym razem była nas tylko trójka. Pomimo tego jaki byłem okrutny i jak bardzo nie miałbym ochoty ich rozerwać na miliony kawałków nie chciałem stracić ani Eljiah ani Becki. Jeszcze był Kol, zawsze wolna dusza. Wywiało go gdzieś na drugi koniec świata i chyba było mu lepiej w pojedynkę. Usłyszałem wołanie. To Rebeca. Powolnie zszedłem na dół gdzie już był też Elijah patrzyli w drzwi oniemiali. Jakby zobaczyli ducha. 
- Witaj bracie- Oświadczył Kol, który wszedł właśnie do środka i spojrzał w moją stronę. Uściskałem go klepiąc po plecach, zrobiła to także reszta rodziny. 
- Co Ty tu robisz, nie byłeś przypadkiem w Tokio? - zapytałem
- Rebekah mnie poinformowała więc postanowiłem przyjechać na kilka dni, a poza tym obiło mi się o uszy że chcecie zdegradować Marcela, nigdy go nie lubiłem a on zajął miejsce naszej rodziny. Nie lubię gdy omija mnie zabawa. - Prychnął prawie Kol. 
- Dobrze że jesteś z rodziną. - Potwierdził Elijah, chociaż wszyscy mieliśmy to na myśli.
Czy to możliwe, że mogło tak  wszystko się ułożyć Caroline jest tak blisko mnie i moja drogie rodzeństwo w komplecie. Zegar wybił 19. Służba wynajęta na tą noc zaczęła się szykować do przyjmowania gości. Powoli zaczęli się schodzić. Stałem przy barze z braćmi, Beckah natomiast zajęła się witaniem gości. 
- Długo chcesz zostać - Zacząłem rozmowę. 
- Kilka tygodni, wiesz Nik cały świat na mnie czeka - odparł Kol z szerokim uśmiechem. 
- Dobrze że jesteś bracie - Klepnąłem go po ramieniu. 
- Spójrz Niklaus - wskazał palcem Elijah na drzwi, była to Caroline piękna i świeża jak zawsze. Uśmiechnąłem się do siebie. 
- Kto to - Zapytał Kol. 
- Caroline Forbes - powiedział najstarszy wampir. 
- To ta która zawsze dawała Klausowi kosza ? - zapytał dla pewności. - Wygląda zniewalająco. 
- Tak to ta sama. - Odpowiedział mu na pytanie brat. 
- Kol zachowuj się tylko. - Pogroziłem mu palcem, jednocześnie drocząc się z nim. 
- Będę grzeczny jak aniołek - powiedział jakby był niewiniątkiem. 

Caroline: 
Weszliśmy do rezydencji, byłam zestresowana. To nie był pierwszy bal w moim życiu. Ale pierwszy w innym miejscu i byłam tu właściwie tylko ze Stefanem. W pewnym stopniu czułam jednak ekscytację, podniecenie i radość. Kochałam bale zawsze były takie wykwintne i z wielką klasą, zwłaszcza te urządzane przez rodzinę pierwszych. 
Miałam na sobie długą suknie poszerzaną w pasie, była koloru niebieskiego i na brzuchu i piersiach oraz po skosie do dołu miała wszyte cekiny. Ubrałam czarne sandałki na szpilkach. Włosy upięłam w kok puszczając kilka zakręconych kosmyków wolno. 
- Witajcie, miło was widzieć - Zobaczyłam pierwotną ucieszyłam się na jej widok, już dość dawno zakopałyśmy topór wojenny. Uściskałam ją a ona odwzajemniła uśmiech. Stefan przywitał ją jedynie uśmiechem. 
- Później pogadamy muszę się tu kręcić i być upierdliwo miła. - Pierwotna przewróciła oczami.
- Jasne - powiedziałam odchodząc z przyjacielem pod rękę. 
Dopiero wtedy zauważyłam wzrok braci Mikaelsonów na sobie, poczułam się dziwnie. Uśmiechałam się promiennie, nie dając po sobie poznać że czuję się obserwowana. 
- chodźmy się napić - rzuciłam od niechcenia. Poszliśmy jak do drugiego baru. Nie byłam gotowa jeszcze na spotkanie z Klausem. Oparłam się o blat a wampir zamówił drinki. Upiłam mały łyk. Zobaczyłam wzrok Salvatora, który napotkał pierwotną, uśmiechnęłam się.
- Idź poproś ją do tańca - nakazałam bez zastanowienia. 
- Poradzisz sobie? - Zapytał z tą swoją troską w głosie. 
- No jasne z reszta wiem że będziesz miał mnie na oku. Tobie też należy się zabawa, jakkolwiek to brzmi i odprawiłam go. Długo nie czekałam gdy przy mnie pojawił się Marcel. 
- Co taka piękna dziewczyna robi sama przy barze. - Zapytał szczerząc zęby. - Tak poza tym wyglądasz cudownie. 
- Dziękuję - odpowiedziałam grzecznie. - Nie jestem sama. - Wskazałam na blondyna tańczącego i uśmiechającego się. 
- Nie bał się zostawić samej tak pięknej kobiety. - Starał się być czarujący ale ja widziałam w nim fałszywość. 
- Wiesz jestem duża i potrafię sobie poradzić. 
- Nie wątpię, jesteś silna, mądra a jednocześnie delikatna to widać w twoich oczach Caroline. - Poczułam jego dotyk na swoich plecach, przeszły mnie dreszcze, dosunęłam się natychmiast. - Czemu jesteś taka chłodna i niedostępna? - Po raz kolejny pokazał swoje idealne zęby w uśmiechu. 
- Jestem niezainteresowana - usłyszałam chrząkanie. To był Elijah uśmiechnęłam się serdecznie. 
- Panno Forbes mogę porwać cię do tańca. - Powiedział kojącym głosem. 
- Oczywiście - podałam mu dłoń i udaliśmy się na parkiet. - Dziękuję za ratunek. - Powiedziałam kładąc dłoń na jego ramieniu. Drugą bez wahania ujął w swoją dłoń pierwotny. 
- Radziłaś sobie doskonale, tylko uważaj na niego jest silny i bezwzględny. - Tańczyliśmy w rytm spokojnej muzyki. 
- Wiem, poczułam to. Widać w nim fałsz. Nie ufam mu. - Elijah jedyny z braci który jest tak spokojny, zawsze opanowany i o nienagannym wyglądzie. 
- Dołożę wszelkich starań aby nie naprzykrzał Ci się ani Stefanowi oczywiście. - mówił z taką ujmującą gracją. 
- Dziękuję - skinęłam głową. 
- Co was tutaj sprowadza - wydał się być zaciekawiony. 
- chciałam zaczerpnąć trochę powietrza zrobić sobie wakacje od Mistic Falls, a Stefan mi towarzyszy. Jest wspaniałym przyjacielem. 
- Tak jak ty. byłbym zadowolony móc pokazać ci miasto, bądź gdybyś nas jeszcze odwiedziła. 
- Przemyślę to i odezwę się na pewno. - Cieszyłam się, był tak barwny pomimo swojego spokoju. Chociaż prawie nie znałam go, wiedziałam że można mu zaufać. Wtedy piosenka dobiegła końca. Brunet pocałował moją dłoń. 
- Mam nadzieję że poświęcisz mi jeszcze chwilę dzisiejszej nocy. 
- Na pewno - Uśmiechnęłam się, poczułam że ktoś mnie pociągnął do siebie, i chwycił mnie w talii.  Zesztywniałam. 
- Klaus - szepnęłam. 
- Pięknie wyglądasz uniósł kącik ust i obdarował mnie jednym z uśmiechów. Czułam jak serce zaczyna mi walić. 
- Dziękuję. - odparłam próbując uspokoić się. 
- Dlaczego nie jesteś teraz z Tylerem, przecież nic mu już nie grozi - blondyn świdrował mnie wzrokiem. 
- To już nie ma znaczenia - wzruszyłam ramionami - nie chce tym rozmawiać. 
- Jesteśmy przyjaciółmi mi możesz powiedzieć wszystko. - Jego urzekający akcent brzmiał mi w głowie, 
- Rozstałam się z Tylerem a my nie jesteśmy już przyjaciółmi - czułam jak wzrasta we mnie gniew, wyślizgnęłam się i wybiegłam na ogród nerwowo łapiąc powietrze. Chciałam aby to nie nastąpiło. Nie mogłam się z nim przyjaźnić odszedł nawet nie pytając mnie o zdanie. Tyle razy powtarzał że jestem wyjątkowa ale sam odszedł. To bolało najbardziej. 

                                                                                                                           

Kolejny rozdział. Mam nadzieję że wam się spodoba :) 
Czekam na komentarze. 

sobota, 7 września 2013

Chapter 4.

Caroline : 
 Jechaliśmy przez miasto rozglądając się za jakimś miejscem do zahaczenia się. To miał być hotel albo coś w tym stylu. Siedziałam niemal przyklejona do szyby samochodu. Podziwiałam widoki, to miejsce było niesamowite. Wszystko było pełne barw, budynki ulice w powietrzu unosił się taki świeży zapach. Na ulicach kłębili się ludzie, panował gwar, pomimo że była to już godzina 23. W Mystic Falls o tej godzinie już jakby wymierało. To miasto do mnie przemawiało, nie chciałam być w tym momencie w żadnym innym miejscu.
Przejechaliśmy do dzielnicy, która wyglądała jak z telewizyjnych seriali o bogaczach. Mogłam nazywać je willami lub nawet pałacami. Byłam podekscytowana. Wtedy z podziwu wyrwał mnie głos mojego towarzysza.
- Wybierz któryś - spojrzałam na mnie ze swoim ciepłym uśmiechem na twarzy.
- ale że co ? - odparłam nie do końca rozumiejąc co Stefan do mnie mówi, a może nie chciałam uwierzyć bo to wszystko było jak bajka.
- Caroline, wiesz o co chodzi. Wybierz dom w którym się zatrzymamy, większość tych domów jest na sprzedaż i możemy tam wejść - wampir uśmiechnął się jeszcze szerzej, spojrzałam mu w oczy a potem znów zaczęłam się wpatrywać w domy.
 Mijaliśmy kolejne domy, były piękne. Parterowe, piętrowe, z dużą ilością roślin w pobliżu, ozdobione przeróżnymi drobiazgami. Były naprawdę śliczne ,ale żaden do mnie nie przemówił.W końcu zatrzymałam oddech.
-Stefan to ten dom. - uśmiechnęłam się kiedy przyjaciel wjechał na podjazd.
Wysiadłam z samochodu i złapałam głęboki oddech.
Dom był urządzony w nowoczesnym stylu. Był parterowy, szary. na ścianie przy wejściu był położony szary kamień, idealnie oświetlony do samego wejścia. Stefan wyciągnął rękę w moją stronę a ja chwyciłam go pod ramie. Jak gdyby nigdy nic weszliśmy do środka. Rzuciło mi się w oczy nowoczesna kuchnia z wyspą po prawej stronie, była jasne i przestrzenna. Po lewej stronie był salon, który był klasyczny meble z ciemnego drewna, czerwone ściany ze złotymi wstawkami, murowany kominek, dwa duże fotele z miękkiego czerwonego obicia i dwie kanapy, wykonane również z tego samego materiału. Duży telewizor plazmowy wisiał na ścianie. Przeszłam przez  salon do wyjścia na ogród. A tam basen podzielony na trzy części ułożony w trzy różne prostokąty.
Otworzyłam usta z zachwytu. Dopiero na dworze zobaczyłam że dom jest ułożony w podkowę i jest jeszcze pięć pokoi i z trzech było wyjście na taras. Udaliśmy się do pokoi, w każdym była spora łazienka i garderoba. W każdym też stało wielkie królewskie łoże. Wszystkie były utrzymane w ciepłych barwach. Wybrałam pokój z tapetami w kolorze brzoskwiniowym a Stefan wziął pokój zaraz obok mojego. Od razu zabrałam się za rozpakowywanie. Byłam taka szczęśliwa.

 Stefan: 
Wiele było domów, które były dobre do zamieszkania ale ten który wybrała Caroline był po prostu idealny, trochę czasu zabrało zanim obejrzeliśmy wszystko. Najwspanialszy był widok blondynki. Jej oczy były szczęśliwe, a ja odczułem ulgę. Tak mi brakowało jej uśmiechu a teraz miałem go pod dostatkiem. Szybko się rozpakowałem. I zadzwoniłem do firmy sprzedającej dom odebrał ktoś zaspanym głosem.
- Tak słucham  -powiedział.
- zawiesisz sprzedaż domu na Daisy 17 i nie odwiedzisz go przez ponad dwa miesiące w razie zmian zadzwonię - Powiedziałem stosując hipnozę, dzięki krwi z woreczków mogłem to robić na odległość. Uśmiechnąłem się i udałem się do pokoju Forbes. Zapukałem i wszedłem.
- i jak ci się podoba - uśmiechnąłem się, opierając się o futrynę.
- jest idealnie Stefan, dziękuję za wszystko co dla mnie robić - Uśmiechnęła się promiennie.
- daj spokój sam chcę się trochę rozerwać. - Nagle przerwało mi dzwonienie telefonu. Odebrałem a w tle było słychać muzykę i śmiech.
- Witaj przyjacielu - powiedział serdecznym głosem mój dawny znajomy.
- Marcel dawno się nie odzywałeś - Spojrzałem na Caroline, miała zaciekawioną minę.
- bo nie było cię w Nowym Orleanie, cieszę się że przyjechałeś i mam nadzieję że przyjdziesz dzisiaj na imprezę na Burbon Street. - powiedział raczej informując mnie a nie pytając o zdanie.
- Postaramy się być. - odparłem i rozłączyłem telefon.
- O co chodzi - powiedziała skacząc wokół mnie wampirzyca.
- idziemy na imprezę szykuj się. - uśmiechnąłem się i wyszedłem z pokoju usiałem w salonie ze szklanką Burbonu.

Caroline : 
 Byłam zadowolona, ledwo się się rozpakowałam i wykąpałam a tu zaproszenie na pierwszą imprezę. Mam okazję się rozerwać i zacząć znów żyć jak kiedyś, bawiąc się i pijąc. To właśnie był początek nowego rozdziału, dodatkowy plus że w nim uczestniczył mój najlepszy przyjaciel. Pomimo trudności jakie mieliśmy przy poznaniu on był przy mnie nie oceniał. Stefan jest dobrą dusza i nigdy nie zdradził mojego zaufania. Wzięłam się za szykowanie. Zrobiłam mocniejszy makijaż niż zwykle, namalowałam ciemną kreskę na powiekach,  nie robiłam tego często, ale chcę trochę zmienić w moim wyglądzie. Założyłam czerwoną dość obcisłą sukienkę do połowy ud, odkryte plecy i nie za duży dekolt. Przyszła kolej na włosy rozczesałam je a później za pomocą pianki, zmierzwiłam je zostawiając na głowie artystyczny nieład, do tego wybrałam czarne sandałki na koturnie przyozdobione cekinami. Ostanie spojrzenie w lustro.
- Idealnie - powiedziałam sama do siebie, udałam się do salonu.
- i jak? - uśmiechnęłam się do blondyna gdy wzięłam za niego szklankę z alkoholem.
- nie wiem czy dobrze ,że jedziemy tam sami i to bez żadnej broni. - Powiedział lustrując mnie wzrokiem.
- dlaczego? - zapytałam zdziwiona
- bo wyglądasz niesamowicie seksownie i nie wiem czy będę umiał odpędzać od ciebie tłumy wielbicieli. - Zaśmiał się, a ja po chwili roześmiałam się razem z nim. Założyłam czarną skórzaną kurtkę, i szturchnęłam chłopaka w ramię, rzuciłam mu kluczyki.
- Chodź dowcipnisiu - udałam się do samochodu.

Stefan: 

To właśnie była Caroline którą lubiłem najbardziej, wesoła i dowcipna. Gotowa na wyzwania i kłody jakie pod nogi rzuci jej los.Była taka silna choć czasem wątpiła w siebie. Ta dziewczyna miała w sobie więcej wytrwałości i radości niż większość Mystic Falls razem wzięte. Wsiadłem do samochodu i pojechaliśmy pod wyznaczony adres.
- Musisz wiedzieć, że tu wampiry się nie ukrywają, normalnie żywią się ludźmi na ulicy, nie ukrywają się z tym - spojrzałem na blondynkę.
- Ale jak to, zabijają ludi od tak sobie? - Zapytała, ta informacja zdecydowanie ją zaszokowała.
- Większość jest tego świadoma, ale nie wszyscy nie który są przypadkowymi ofiarami a niektórym po prostu wymazują pamięć - wzruszyłem ramionami.
- Damy radę prawda? Będziemy się pilnować.
- Oczywiście że damy, były trudniejsze sytuacje z których wychodziliśmy cało - uśmiechnąłem się i zaparkowałem.
Wysiedliśmy z samochodu i zatrzymaliśmy się na ulicy pełnej ludzi i istot nadprzyrodzonych, spojrzałem na moją towarzyszkę która stała zauroczona klimatem karnawału. Usłyszałem za plecami śmiech kiedy się odwróciłem zobaczyłem zadowolonego, ciemnoskórego mężczyznę.
- Marcel - spojrzałem na niego nic się nie zmienił.
- Witaj mój przyjacielu. - podaliśmy sobie dłonie i poklepaliśmy się po plecach.
- a co to za piękna dama ? - Marcel lustrował Caroline wzrokiem.
- to jest Caroline moje przyjaciółka. Caroline to jest Marcel, znamy się już może 50 lat. - Uśmiechnąłem się przedstawiając ich sobie, uścisnęli sobie dłonie. Wiedziałem że Caroline spodobała mu się, ale w jej oczach dostrzegłem nie ufność. Czytaliśmy z siebie jak z otwartej księgi przyjaźń doskonała.Marcel dalej raczył nas swoją obecnością było w tym coś niepokojącego. Zawsze był pewny siebie i cwany. Wampirzyca nie dawała poznać po sobie, że także nie była przekonana do naszego kompana.
- Może jutro pokaże wam miasto, dzieje się tu wiele interesujących rzeczy. Nie chciałbym abyście zostali źle potraktowali. – Zaproponował z charakterystyczną dla siebie pewnością w głosie. Caroline o mało, co by się nie zakrztusiła swoim drinkiem.
- Chętnie byśmy skorzystali z Twojej propozycji, ale mamy plany, więc może innym razem. – Powiedziała z niezwykłą gracją i uprzejmością.
- Będziemy w kontakcie. – Odparłem, aby zbyć go.
- Jasne będę czekać na telefon, lub na wizytę. Wiesz gdzie mnie szukać. Mam nadzieję, że jeszcze się spotykamy. – Te słowa powiedział bardziej do blondynki odchodząc.
Nie obejrzałem się nawet a Caroline wciskała mi już butelkę z Burbonem.
Caroline:

Chwyciłam z baru dwie pełne butelki złotego trunku i wcisnęłam jedną Stefanowi. Napiłam się prosto z szyjki. Chwyciłam go za rękę i wyciągnęłam przyjaciela na parkiet. O dziwo nie protestował. Panował tu ciekawy klimat, wszystko było zorganizowane na dworze, wokół nas miotało się pełno wampirów, ale i ludzi. W krótkim czasie opróżniłam butelkę, później zajęłam się, wirowaniem na parkiecie z Salvatore`m. Nie wiem ile to trwało może pół godziny może dłużej nie pamiętam, kiedy tyle tańczyłam. To było niesamowite. W końcu wróciliśmy do baru.
- Tequile 6 razy. – Gdy barman rozlał alkohol, wypiłam jednym ciągiem trzy kieliszki.
- Nie za ostro? – Zapytał Stefan ze swoją poważną miną, popijając powoli trunek.
- Daj spokój, dzisiejszy wieczór ma być taki jak lubiłam, gdy byłam zagubionym człowiekiem. Nawet, jeśli ma się skończyć kacem. – Odparłam, byłam już wstawiona, ale wypiłam jeszcze kolejną porcję tequili. Wtedy w uszach zabrzmiała moja ulubiona piosenka. Uśmiechnęłam się i chwytając blondyna za rękę, wdrapałam się na wysoki bar i zaczęłam ruszać biodrami w rytm muzyki, a zaraz później tańczyłam na barze jak zawodowa tancerka. Przy barze znalazł się tłum mężczyzn. Obok Stefana pojawił się Marcel z głupawym uśmiechem. Nagle poczułam jak ktoś przerzuca mnie przez ramię, zaczęłam się szarpać, jednak utkwiłam w żelaznym nie bolesnym uścisku.
- Spokojnie kochana, dość na dzisiaj – Usłyszałam ten głos przepełniony brytyjskim akcentem.
- Klaus do cholery, postaw mnie i nie mów, co mam robić. – Byłam wściekła i pijana. Pierwotny całkiem mnie zignorował. Usłyszałam tylko jak mówi do Stefana żeby wsiadał do samochodu i prowadził. Niemal od razu zasnęłam.
Stefan:

Byliśmy już w domu, położyłem śpiącą już Caroline do łóżka i wróciłem do salonu. Spojrzałem na Klausa, który popijał whisky przy kominku.
- Niezmiernie cieszę się z waszej obecności. – Powiedział unosząc kącik ust. – Ale jak mogłeś dać się jej doprowadzić do takiego stanu.
- Jest dorosła nie będę jej kontrolował i zabraniał niczego. Musi odpocząć i się rozerwać. Zbyt wiele już przeszła abym teraz stróżował nad nią. Jestem tu by ją wesprzeć.  – Byłem podirytowany zachowaniem hybrydy. Wiedziałem, że zależy mu na dziewczynie, ale jedyne, czego potrzebowała to stanąć i złapać oddech.
- Będzie tego żałowała i wiemy o tym oboje. Skoro już jesteście to Rebekah zaprasza na bal. Organizuje go z okazji powrotu do Nowego Orleanu.
- Jeżeli Car będzie miała taką ochotę to przyjdziemy.
- Zaczyna się jutro o 19 wyślę ci adres. – Rzucił odchodząc.
Nie byłem pewny, co do tego pomysłu. Decyzję podejmie Caroline, gdy tylko wyleczy kaca. Dłużej nie czekając wziąłem prysznic i położyłem do łóżka. To był długi dzień. 

                                                                                                     

Jest kolejny rozdział. W końcu go napisałam xD
Niestety nie jest do końca taki jak chciałam ale mam nadzieję że chociaż komuś się spodoba. Zapraszam do komentowania :) 
Pozdrawiam