sobota, 7 września 2013

Chapter 4.

Caroline : 
 Jechaliśmy przez miasto rozglądając się za jakimś miejscem do zahaczenia się. To miał być hotel albo coś w tym stylu. Siedziałam niemal przyklejona do szyby samochodu. Podziwiałam widoki, to miejsce było niesamowite. Wszystko było pełne barw, budynki ulice w powietrzu unosił się taki świeży zapach. Na ulicach kłębili się ludzie, panował gwar, pomimo że była to już godzina 23. W Mystic Falls o tej godzinie już jakby wymierało. To miasto do mnie przemawiało, nie chciałam być w tym momencie w żadnym innym miejscu.
Przejechaliśmy do dzielnicy, która wyglądała jak z telewizyjnych seriali o bogaczach. Mogłam nazywać je willami lub nawet pałacami. Byłam podekscytowana. Wtedy z podziwu wyrwał mnie głos mojego towarzysza.
- Wybierz któryś - spojrzałam na mnie ze swoim ciepłym uśmiechem na twarzy.
- ale że co ? - odparłam nie do końca rozumiejąc co Stefan do mnie mówi, a może nie chciałam uwierzyć bo to wszystko było jak bajka.
- Caroline, wiesz o co chodzi. Wybierz dom w którym się zatrzymamy, większość tych domów jest na sprzedaż i możemy tam wejść - wampir uśmiechnął się jeszcze szerzej, spojrzałam mu w oczy a potem znów zaczęłam się wpatrywać w domy.
 Mijaliśmy kolejne domy, były piękne. Parterowe, piętrowe, z dużą ilością roślin w pobliżu, ozdobione przeróżnymi drobiazgami. Były naprawdę śliczne ,ale żaden do mnie nie przemówił.W końcu zatrzymałam oddech.
-Stefan to ten dom. - uśmiechnęłam się kiedy przyjaciel wjechał na podjazd.
Wysiadłam z samochodu i złapałam głęboki oddech.
Dom był urządzony w nowoczesnym stylu. Był parterowy, szary. na ścianie przy wejściu był położony szary kamień, idealnie oświetlony do samego wejścia. Stefan wyciągnął rękę w moją stronę a ja chwyciłam go pod ramie. Jak gdyby nigdy nic weszliśmy do środka. Rzuciło mi się w oczy nowoczesna kuchnia z wyspą po prawej stronie, była jasne i przestrzenna. Po lewej stronie był salon, który był klasyczny meble z ciemnego drewna, czerwone ściany ze złotymi wstawkami, murowany kominek, dwa duże fotele z miękkiego czerwonego obicia i dwie kanapy, wykonane również z tego samego materiału. Duży telewizor plazmowy wisiał na ścianie. Przeszłam przez  salon do wyjścia na ogród. A tam basen podzielony na trzy części ułożony w trzy różne prostokąty.
Otworzyłam usta z zachwytu. Dopiero na dworze zobaczyłam że dom jest ułożony w podkowę i jest jeszcze pięć pokoi i z trzech było wyjście na taras. Udaliśmy się do pokoi, w każdym była spora łazienka i garderoba. W każdym też stało wielkie królewskie łoże. Wszystkie były utrzymane w ciepłych barwach. Wybrałam pokój z tapetami w kolorze brzoskwiniowym a Stefan wziął pokój zaraz obok mojego. Od razu zabrałam się za rozpakowywanie. Byłam taka szczęśliwa.

 Stefan: 
Wiele było domów, które były dobre do zamieszkania ale ten który wybrała Caroline był po prostu idealny, trochę czasu zabrało zanim obejrzeliśmy wszystko. Najwspanialszy był widok blondynki. Jej oczy były szczęśliwe, a ja odczułem ulgę. Tak mi brakowało jej uśmiechu a teraz miałem go pod dostatkiem. Szybko się rozpakowałem. I zadzwoniłem do firmy sprzedającej dom odebrał ktoś zaspanym głosem.
- Tak słucham  -powiedział.
- zawiesisz sprzedaż domu na Daisy 17 i nie odwiedzisz go przez ponad dwa miesiące w razie zmian zadzwonię - Powiedziałem stosując hipnozę, dzięki krwi z woreczków mogłem to robić na odległość. Uśmiechnąłem się i udałem się do pokoju Forbes. Zapukałem i wszedłem.
- i jak ci się podoba - uśmiechnąłem się, opierając się o futrynę.
- jest idealnie Stefan, dziękuję za wszystko co dla mnie robić - Uśmiechnęła się promiennie.
- daj spokój sam chcę się trochę rozerwać. - Nagle przerwało mi dzwonienie telefonu. Odebrałem a w tle było słychać muzykę i śmiech.
- Witaj przyjacielu - powiedział serdecznym głosem mój dawny znajomy.
- Marcel dawno się nie odzywałeś - Spojrzałem na Caroline, miała zaciekawioną minę.
- bo nie było cię w Nowym Orleanie, cieszę się że przyjechałeś i mam nadzieję że przyjdziesz dzisiaj na imprezę na Burbon Street. - powiedział raczej informując mnie a nie pytając o zdanie.
- Postaramy się być. - odparłem i rozłączyłem telefon.
- O co chodzi - powiedziała skacząc wokół mnie wampirzyca.
- idziemy na imprezę szykuj się. - uśmiechnąłem się i wyszedłem z pokoju usiałem w salonie ze szklanką Burbonu.

Caroline : 
 Byłam zadowolona, ledwo się się rozpakowałam i wykąpałam a tu zaproszenie na pierwszą imprezę. Mam okazję się rozerwać i zacząć znów żyć jak kiedyś, bawiąc się i pijąc. To właśnie był początek nowego rozdziału, dodatkowy plus że w nim uczestniczył mój najlepszy przyjaciel. Pomimo trudności jakie mieliśmy przy poznaniu on był przy mnie nie oceniał. Stefan jest dobrą dusza i nigdy nie zdradził mojego zaufania. Wzięłam się za szykowanie. Zrobiłam mocniejszy makijaż niż zwykle, namalowałam ciemną kreskę na powiekach,  nie robiłam tego często, ale chcę trochę zmienić w moim wyglądzie. Założyłam czerwoną dość obcisłą sukienkę do połowy ud, odkryte plecy i nie za duży dekolt. Przyszła kolej na włosy rozczesałam je a później za pomocą pianki, zmierzwiłam je zostawiając na głowie artystyczny nieład, do tego wybrałam czarne sandałki na koturnie przyozdobione cekinami. Ostanie spojrzenie w lustro.
- Idealnie - powiedziałam sama do siebie, udałam się do salonu.
- i jak? - uśmiechnęłam się do blondyna gdy wzięłam za niego szklankę z alkoholem.
- nie wiem czy dobrze ,że jedziemy tam sami i to bez żadnej broni. - Powiedział lustrując mnie wzrokiem.
- dlaczego? - zapytałam zdziwiona
- bo wyglądasz niesamowicie seksownie i nie wiem czy będę umiał odpędzać od ciebie tłumy wielbicieli. - Zaśmiał się, a ja po chwili roześmiałam się razem z nim. Założyłam czarną skórzaną kurtkę, i szturchnęłam chłopaka w ramię, rzuciłam mu kluczyki.
- Chodź dowcipnisiu - udałam się do samochodu.

Stefan: 

To właśnie była Caroline którą lubiłem najbardziej, wesoła i dowcipna. Gotowa na wyzwania i kłody jakie pod nogi rzuci jej los.Była taka silna choć czasem wątpiła w siebie. Ta dziewczyna miała w sobie więcej wytrwałości i radości niż większość Mystic Falls razem wzięte. Wsiadłem do samochodu i pojechaliśmy pod wyznaczony adres.
- Musisz wiedzieć, że tu wampiry się nie ukrywają, normalnie żywią się ludźmi na ulicy, nie ukrywają się z tym - spojrzałem na blondynkę.
- Ale jak to, zabijają ludi od tak sobie? - Zapytała, ta informacja zdecydowanie ją zaszokowała.
- Większość jest tego świadoma, ale nie wszyscy nie który są przypadkowymi ofiarami a niektórym po prostu wymazują pamięć - wzruszyłem ramionami.
- Damy radę prawda? Będziemy się pilnować.
- Oczywiście że damy, były trudniejsze sytuacje z których wychodziliśmy cało - uśmiechnąłem się i zaparkowałem.
Wysiedliśmy z samochodu i zatrzymaliśmy się na ulicy pełnej ludzi i istot nadprzyrodzonych, spojrzałem na moją towarzyszkę która stała zauroczona klimatem karnawału. Usłyszałem za plecami śmiech kiedy się odwróciłem zobaczyłem zadowolonego, ciemnoskórego mężczyznę.
- Marcel - spojrzałem na niego nic się nie zmienił.
- Witaj mój przyjacielu. - podaliśmy sobie dłonie i poklepaliśmy się po plecach.
- a co to za piękna dama ? - Marcel lustrował Caroline wzrokiem.
- to jest Caroline moje przyjaciółka. Caroline to jest Marcel, znamy się już może 50 lat. - Uśmiechnąłem się przedstawiając ich sobie, uścisnęli sobie dłonie. Wiedziałem że Caroline spodobała mu się, ale w jej oczach dostrzegłem nie ufność. Czytaliśmy z siebie jak z otwartej księgi przyjaźń doskonała.Marcel dalej raczył nas swoją obecnością było w tym coś niepokojącego. Zawsze był pewny siebie i cwany. Wampirzyca nie dawała poznać po sobie, że także nie była przekonana do naszego kompana.
- Może jutro pokaże wam miasto, dzieje się tu wiele interesujących rzeczy. Nie chciałbym abyście zostali źle potraktowali. – Zaproponował z charakterystyczną dla siebie pewnością w głosie. Caroline o mało, co by się nie zakrztusiła swoim drinkiem.
- Chętnie byśmy skorzystali z Twojej propozycji, ale mamy plany, więc może innym razem. – Powiedziała z niezwykłą gracją i uprzejmością.
- Będziemy w kontakcie. – Odparłem, aby zbyć go.
- Jasne będę czekać na telefon, lub na wizytę. Wiesz gdzie mnie szukać. Mam nadzieję, że jeszcze się spotykamy. – Te słowa powiedział bardziej do blondynki odchodząc.
Nie obejrzałem się nawet a Caroline wciskała mi już butelkę z Burbonem.
Caroline:

Chwyciłam z baru dwie pełne butelki złotego trunku i wcisnęłam jedną Stefanowi. Napiłam się prosto z szyjki. Chwyciłam go za rękę i wyciągnęłam przyjaciela na parkiet. O dziwo nie protestował. Panował tu ciekawy klimat, wszystko było zorganizowane na dworze, wokół nas miotało się pełno wampirów, ale i ludzi. W krótkim czasie opróżniłam butelkę, później zajęłam się, wirowaniem na parkiecie z Salvatore`m. Nie wiem ile to trwało może pół godziny może dłużej nie pamiętam, kiedy tyle tańczyłam. To było niesamowite. W końcu wróciliśmy do baru.
- Tequile 6 razy. – Gdy barman rozlał alkohol, wypiłam jednym ciągiem trzy kieliszki.
- Nie za ostro? – Zapytał Stefan ze swoją poważną miną, popijając powoli trunek.
- Daj spokój, dzisiejszy wieczór ma być taki jak lubiłam, gdy byłam zagubionym człowiekiem. Nawet, jeśli ma się skończyć kacem. – Odparłam, byłam już wstawiona, ale wypiłam jeszcze kolejną porcję tequili. Wtedy w uszach zabrzmiała moja ulubiona piosenka. Uśmiechnęłam się i chwytając blondyna za rękę, wdrapałam się na wysoki bar i zaczęłam ruszać biodrami w rytm muzyki, a zaraz później tańczyłam na barze jak zawodowa tancerka. Przy barze znalazł się tłum mężczyzn. Obok Stefana pojawił się Marcel z głupawym uśmiechem. Nagle poczułam jak ktoś przerzuca mnie przez ramię, zaczęłam się szarpać, jednak utkwiłam w żelaznym nie bolesnym uścisku.
- Spokojnie kochana, dość na dzisiaj – Usłyszałam ten głos przepełniony brytyjskim akcentem.
- Klaus do cholery, postaw mnie i nie mów, co mam robić. – Byłam wściekła i pijana. Pierwotny całkiem mnie zignorował. Usłyszałam tylko jak mówi do Stefana żeby wsiadał do samochodu i prowadził. Niemal od razu zasnęłam.
Stefan:

Byliśmy już w domu, położyłem śpiącą już Caroline do łóżka i wróciłem do salonu. Spojrzałem na Klausa, który popijał whisky przy kominku.
- Niezmiernie cieszę się z waszej obecności. – Powiedział unosząc kącik ust. – Ale jak mogłeś dać się jej doprowadzić do takiego stanu.
- Jest dorosła nie będę jej kontrolował i zabraniał niczego. Musi odpocząć i się rozerwać. Zbyt wiele już przeszła abym teraz stróżował nad nią. Jestem tu by ją wesprzeć.  – Byłem podirytowany zachowaniem hybrydy. Wiedziałem, że zależy mu na dziewczynie, ale jedyne, czego potrzebowała to stanąć i złapać oddech.
- Będzie tego żałowała i wiemy o tym oboje. Skoro już jesteście to Rebekah zaprasza na bal. Organizuje go z okazji powrotu do Nowego Orleanu.
- Jeżeli Car będzie miała taką ochotę to przyjdziemy.
- Zaczyna się jutro o 19 wyślę ci adres. – Rzucił odchodząc.
Nie byłem pewny, co do tego pomysłu. Decyzję podejmie Caroline, gdy tylko wyleczy kaca. Dłużej nie czekając wziąłem prysznic i położyłem do łóżka. To był długi dzień. 

                                                                                                     

Jest kolejny rozdział. W końcu go napisałam xD
Niestety nie jest do końca taki jak chciałam ale mam nadzieję że chociaż komuś się spodoba. Zapraszam do komentowania :) 
Pozdrawiam

2 komentarze:

  1. Czad :-D extra Caro splawila marcela, scena z Klausem super:-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń