poniedziałek, 23 września 2013

Chapter 8.

Caroline:
Wyszłam na ogród musiałam zaczerpnąć powietrza nie dość, że Marcel ten idiota targnął się na moje życie to teraz miałam jeszcze mieszkać z pierwszymi. Nie tak sobie zaplanowałam te wakacje. Usiadłam na marmurowych schodach podciągając nogi pod brodę. To miał być idealny czas, miałam się bawić, niczym się nie przejmować a przede wszystkim zapomnieć o niepowodzeniach, jakie mnie spotkały. Tym czasem zagrażał mi wampir z manią wielkości. Uśmiechnęłam się do siebie to wszystko zdawało się być tak tragiczne, że aż śmieszne. Utknęłam w miejscu, oczywiście mogłabym się poddać i wrócić do domu, ale nie tym razem. Koniec z wieczną ofiarą Caroline, tym razem pomogę i na pewno nie, jako wabik na potwora.
- O czym myślisz tak zawzięcie, kochana? – Ten brytyjski akcent zawsze przyprawiał mnie o dreszcze.
- O tym, że chce jak najszybciej pozbyć się Marcela i wrócić do beztroskich wakacji.  – Obróciłam się i spojrzałam mu w oczy. – Tylko nie myśl, że będę potulnie siedzieć zamknięta w czterech ścianach. Nie jestem w więzieniu.
- Gdy będziesz wychodzić ktoś z nas zawsze będzie ci towarzyszył, sama nie pójdziesz nigdzie. – Klaus powiedział to z pewnością w głosie, brzmiało to jak rozkaz.
- Nie! – Powiedziałam stając na równych nogach. – Potrafię się sama o siebie troszczyć nie potrzebuje ochroniarzy!
- Dobrze, więc. Pokaż mi. – Uśmiechnął się, co wyglądało dość podejrzliwie.
- Co? Jak ci mam pokazać? Wiem co mówię. – Mężczyzna wyciągnął mnie na środek trawnika, patrzyłam na niego pytająco. 
- Zaatakuj mnie. Pokaż, jaka jesteś silna.
- Nie będę się wygłupiać! Nie zaatakuje cię.- Byłam zirytowana, czego on chciał. Wiem, że jestem silna nie musiałam mu tego udowadniać.
- A może, dlatego że się boisz? Jesteś bezbronna jak dziecko. Nie potrafisz się bronić. – Stwierdził. Zdenerwowało mnie to, chciałam go spoliczkować, ale on chwycił moją rękę. Byłam wkurzona, wyrwałam się i odepchnęłam go na dobre kilka centymetrów.
- Odczep się. – Powiedziałam.
- Jesteś zła, bo widzisz, że nie potrafisz się bronić.
Niemalże naskoczyłam na niego wysuwając kły. Krew we mnie wrzała. Nik nawet nie drgnął. Każdy mój atak odpychał a ja miałam problem z opanowaniem równowagi. Widziałam jego uśmiech, taki triumfalny. Kolejne ataki odpychał aż w końcu przyciągnął mnie do siebie a nasze ciała się stykały.

Klaus:
Robiłem to dla jej dobra. Złość wyzwoli w niej siłę do walki. Jak na wampirzyce nie walczyła dobrze zawsze ktoś robił to za nią. Tu nie była jednak bezpieczna, musiała się w końcu tego nauczyć. Przyciągnąłem ją do siebie. Dzieliły nas dokładnie milimetry, widziałem każdy rys jej twarzy. Jej słodki zapach był tak blisko.
- Pozwól siebie chronić. – Powiedziałem.
- Nie chce twojej pomocy. – Nie zdziwiły mnie jej słowa. Od pewnego czasu obserwowali nasz moi bracia i Stefan. Caroline ich chyba nie zauważyła.
- Nie możesz być roztrzepana twoje ruchy muszą być przemyślane i stanowcze.

- Klaus pozwól, że ja jej pokaże. Twoje zauroczenie nie pozwala jej pokazać prawdziwej walki. Ja nie mam z tym problemu. – Zaproponował Kol.
- Spadaj Kol. – Wyrwała się Blondynka.
- Dobrze bracie. – Zamieniłem się z nim miejscami. Razem z Elijahem i Stefanem obserwowaliśmy ich bacznie. Mój brat prowokował ją. Cały czas docinał, a moja ukochana za każdym razem była odepchnięta o kilka metrów.
- Myślicie, że to coś da? – Zapytał Salvatore.
- Nie zaszkodzi – Odezwał się najstarszy z moich braci.
- Poczekajmy jeszcze trochę, jest silna przełamie się. – Stwierdziłem nie spuszczając wzroku z wampirzycy. Kolejne próby dostania się do Kola skończyły się tak samo, Kol rzucił ją na drzewo, na szczęście chwyciła się.
- Caroline jesteś tylko piękna, czy też, choć trochę inteligentna. – Rzucił od niechcenia Kol a dziewczyna zniknęła. Rozejrzałem się po ogrodzie nigdzie jej nie było. Uciekła? Może przegiął mój brat i dlatego zniknęła. Po chwili obaczyłem jak jest z tyłu Kola i wbija mu kawałek jakieś gałęzi. Uśmiechnąłem się. Teraz wiedziałem, że będzie umiała o siebie zadbać. Zrobiła się jaśniejsza, jakby pewniejsza siebie. Wymieniłem spojrzenie z moimi braćmi i przyjacielem. Wróciłem wzrokiem na złotowłosą piękność.

Caroline:
Nienawidziłam być do czegoś zmuszana, a oni właśnie mnie zmusili do odkrycia mojej dzikiej natury. Ukryłam ją odcinałam się od niej jak tylko mogłam, a pierwsi wyzwolili ją we mnie. Tak się bałam że nie będę umiała jej pohamować, że znowu kogoś zabije.
- Jesteście zadowoleni? – Powiedziałam patrząc na każdego po kolei, tylko Stefana mina wyrażała zmartwienie. Pierwotni cieszyli się, co ich obchodziło to czy potrafię się bronić czy nie.
- W końcu uwolniłaś swoją naturę Caroline, teraz możemy być o ciebie spokojniejsi. Nie wszystkim udaje powalić się Kola na kolana. – Rzekł ze spokojem Elijah.
- Zaprowadzę cię do twojego pokoju. – Wskazał mi dłonią Klaus. Poszłam za nim posłusznie nie chciało mi się dyskutować. Zauważyłam jedynie uśmiech Kola. Weszliśmy do pokoju. Był ogromny i utrzymany w klasycznym stylu. Ciemne meble, jasne tapety wszystko ze sobą współgrało. Byłam pod wrażeniem. Hybryda pokazał mi łazienkę, była równie piękna, co reszta domy, jasna i duża. Spojrzałam na niego.
- Chciałabym odpocząć i wykąpać się. – Starałam się unikać jego wzroku, nie mogłam znieść widoku jego niebieskich oczu.
- Rozumiem, czy możemy jednak chwilę porozmawiać? – Zapytał, uśmiechając się.
- Nie mam ochoty, po raz kolejny mnie zmanipulowałeś dzisiaj. Jestem zła na ciebie, więc proszę wyjdź. – Wskazałam dłonią na drzwi. Wyszedł posłusznie, ale był zawiedziony, trudno. Nie przejmowałam się, sam był sobie winny i nie chciałam tego ukrywać. Zauważyłam ubrania, które leżały na łóżku. Była na nich karteczka z napisem Rebekah. Przyniosła mi rzeczy, to było miłe z jej strony. Wzięłam je i poszłam do łazienki wziąć długą relaksującą kąpiel.

Klaus:
Zszedłem do salonu, jej słowa dotknęły mnie, i to boleśnie. To, co robiłem, robiłem dla jej, pragnąłem tylko jej bezpieczeństwa. Kiedy Caroline to zrozumie nasza przyjaźń wróci, a później wkradnę się do jej serca. Nalałem sobie whisky i usiadłem obok Stefana.
- Nie powinniście jej zmuszać do wykorzystywania siły. – Zaczął rozmowę Salvatore.
- To wyjdzie jej na dobre, jej siła jest duża jak na tak młodego wampira. Trzeba to pielęgnować. – Napiłem się złotego płynu.
- To prawda bracie, jeszcze tak silnego wampira i młodego nie spotkałem, musiała być wściekła. – Przyszedł Kol. – Idę się zabawić.
- Baw się dobrze bracie. – Skinąłem głową, unosząc szklankę z alkoholem. Zniknął.
- Pojadę po rzeczy Caroline i moje. – Poderwał się Stefan, podszedł do niego Elijah.
- Pojadę z tobą. – Powiedział podchodząc do drzwi.
- Uważajcie na siebie. – Po chwili już zostałem sam.
Siedziałem na kanapie, popijając różne trunki i patrząc się w płomienie ognia. Poszedłem do pracowni, pragnąłem rysować. To był wizerunek Caroline, od długiego czasu nie potrafiłem tworzyć nic innego poza jej wizerunkiem. To musiała być miłość. Jest moją największą słabością, i to ona daje mi tak wiele siły. Kiedy jest blisko potrafię poradzić sobie ze wszystkimi przeciwnościami. Jedna mała wampirzyca, która zmieniła takiego potwora jak ja. Usłyszałem delikatne kroki, to ona. Po cichu wyszedłem z pracowni. Spacerowała i oglądała moje prace, które wisiały w korytarzu. Była taka skupiona, taka piękna. Podszedłem do niej od tyłu, powoli kładąc dłonie na jej biodrach. Zadrżała.
- Jak ci się podobają obrazy? – Zapytałem. Blondynka nie drgnęła.
- Są cudowne, jest w nich samotność, smutek. Ale też jest nadzieja na odnalezienie szczęścia i zaznanie spokoju. To twoje obrazy prawda?
- Tak. – Nie wiedziałem, co robię odwróciłem ją przodem do siebie obejmując ją w talii. – Caroline jesteś moją największą słabością. – Nie czekałem, złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach.

Caroline:
Zaniemówiłam, poczułam jego usta na swoich. Poczułam jak mój pancerz ochronny pękał, ale nie mogłam dać się uwieźć. Chciałam zatopić się w pocałunku, pozwolić sobie na więcej, ale nie potrafiłam. Na pewno jeszcze nie teraz. Odepchnęłam go od siebie.
- Muszę wyjść przepraszam. – Wybiegłam na ogród. Wzięłam głęboki oddech zaczęłam się trząść, miałam ochotę się rozpłakać, zacisnęłam zęby zaczęłam spacerować. Nie chciałam wracać do środka. Nie mogłabym spojrzeć w oczy Klausa, nie celowo zadałam mu ból tym razem, nie umiałam zaufać po raz kolejny. Bałam się. Minęło chyba kilka godzin a ja po prostu stałam na ogrodzie, odłączona od całego świata. Zrobiło się ciemno i dopiero wtedy skierowałam się do domu. Poczułam mocne szarpnięcie w tył, bez namysły chwyciłam napastnika za przedramię, przerzuciłam przez ramię powalając na ziemię. To był Damon.
Wyminęłam go i wpadłam do salonu, a on zaraz za mną. W salonie był już Stefan, Klaus i Elijah. Stanęłam przy moim przyjacielu.
- No proszę Damon Salvatore. – Klasnął w dłonie Klaus.
- Co tu robisz Damon?- Zapytał Steff
- Przyjechałem po Caroline! – Odparł stanowczo.

- Co?  - Powiedzieliśmy prawie chórem. Spojrzałam w oczy przybysza zaszokowana. On uniósł kącik ust w uśmiechu. 


                                                                                                
Kolejny rozdział do waszej oceny. Osobiście nie jestem z niego dumna. Czekam na komentarze.
Ps. Następny rozdział postaram się napisać i wstawić w ciągu tygodnia, najpóźniej będzie we wtorek w następnym tygodniu :) 

2 komentarze:

  1. Jest dobry ale spodziewałam się czegoś lepszego . Jakiegoś podstępu Marcela czy coś w tym stylu. Powinnaś pisać na dole kiedy dodasz kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Interesujące:) Czyżby Damon się nawrócił, chciał odkupić winy? Caroline twarda i dobrze niech im wszystkim pokaże, a jednocześnie pozostanie dobra i delikatna:) Czekam z zaciekawieniem na NN.
    K.S

    OdpowiedzUsuń