czwartek, 12 września 2013

Chapter 5.

Caroline: 
Obudziły mnie promienie słońca, kiedy spojrzałam w okno słońce było już w zenicie. Spojrzałam na telefon, było grubo po 12. Głowa mi pękała, to musiał być kac. Nie pamiętam nawet ile wypiłam poprzedniego wieczora, musiało być tego dużo. Dużo za dużo. Miałam też luki w pamięci. To było śmieszne uczucie, czułam się tak zwyczajnie. Przetarłam oczy i usiadłam na łóżku. Wtedy wróciły wspomnienia. Dobra zabawa ze Stefanem, dziwne zachowanie jego znajomego i wreszcie ten głos, Klaus który ściągnął mnie z baru. Wzięłam głęboki oddech, nim zaczęłam panikować. 
- Spokojnie Caroline, przecież zaprzyjaźniliście się. - Powiedziałam w głębi duszy, ale jednak byłam wściekła. 
Na siebie bo się wygłupiłam, czy na niego bo wyjechał właściwie bez pożegnania. A może na to że tęskniłam za nim, że pozwoliłam sobie na jakiekolwiek uczucia do pierwotnego. Z moich przemyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi. Ocknęłam się i powiedziałam: Proszę. 
Po chwili zawahania do środka wszedł Stefan z uśmiechem na twarzy, przewróciłam oczami i opadłam z powrotem na poduszki. 
- Dzień dobry, nie wyglądasz najlepiej - powiedział z radością jakby ze mnie drwił. - jak się czujesz? 
- Tak samo jak wyglądam albo raczej gorzej. Głowa mi pęka. - skrzywiłam się na samą myśl o alkoholu który wczoraj w siebie wlałam.
- Co się wczoraj właściwie działo i jak bardzo się wygłupiłam? - Zapytałam. Blondyn podał mi szklankę z krwią. Jak spałam musiał być w szpitalu po zapasy. Wzięłam i wypiłam powoli. Z każdym łykiem ból głowy ustępował, siły witalne wracały.
- Wczoraj? Huh? - Zaśmiał się, niemal spiorunowałam go wzrokiem. - Upiłaś się, chyba jak jeszcze nigdy. Później spławiłaś Marcela co uważam za dobre posunięcie. A no tak i jeszcze tańczyłaś na barze z którego ściągnął cię nikt inny jak Klaus. Przywieźliśmy się do domu, chociaż zasnęłaś już w samochodzie. Tak uroczo wyglądałaś.  - Salvatore zaśmiał się po raz kolejny. Uśmiechnęłam się mimowolnie rzucając w niego poduszką. 
- I mnie nie powstrzymałeś przed takimi głupotami. - Stwierdziłam podnosząc się po raz kolejny. 
- Hej nawet gdybym chciał to nie mogłem, byłeś zdeterminowana na dobrą zabawę, i bawiłaś się. Widziałem to. 
- Masz racie bawiłam się świetnie. - Stwierdziłam. 
- To nie koniec rewelacji - dodał wampir podając mi kopertę, otworzyłam ją od razu. Należał do ciekawskich osób. Było to zaproszenie na bal. Po raz kolejny rodzina pierwszych urządzała bal w mieście w którym aktualnie się zatrzymuje, chociaż to miasto sami budowali. Może dlatego było w nim coś magicznego. Wzięłam głęboki oddech patrząc na zaproszenie, jakbym spoglądała na certyfikat od diabła. W końcu przeniosłam wzrok na przyjaciela. 
- A co TY o tym myślisz. - Oddałam mu kopertę. 
- Ja mogę iść. Ale \no wiesz Caroline jeżeli to dla ciebie za dużo nie musimy tego robić, możemy po prostu posiedzieć przed kominkiem albo wyjść tak po prostu bez planu. - Spojrzał na mnie, czułam jak jego oczy mają wgląd do mojej duszy. Milczałam przez kilka chwil. A co mi tam przecież zawsze mogę wyjść, uśmiechnęłam się w duszy.
- Daj mi 20 minut, doprowadzę się do stanu używalności i jedziemy po sukienkę. - Wstałam z łózka, dopiero teraz zorientowałam się, że jestem w samej bieliźnie. Znowu się zestresowałam. 
- Spokojnie to nie Klaus. Ja cię położyłem. 
- Czy mówiłam Ci już że jesteś moim najlepszym przyjacielem. - Uśmiechnęłam się i weszłam do łazienki. Ciepły prysznic koił moje zmęczone ciało, poczułam ulgę. Poczułam się lekko i przyjemnie. Zrelaksowałam się całkowicie, straciłam poczucie czasu, Założyłam jeansowe szorty i najzwyklejszą białą koszulkę, na stopy założyłam tenisówki. Zabrałam ze sobą portfel i telefon. Gdy podeszłam do samochodu Stefan popatrzył na mnie z niedowierzaniem. 
- Gdzie moja przyjaciółka i co z nią zrobiłaś. 
- Steff nie wygłupiaj się. - Zaśmiałam się.
- Mówię poważnie. Gdzie szpilki, wyzywające ubrania i ciemny makijaż właściwie gdzie twój makijaż? - Zaśmiał się w dalszym ciągu drwiąc ze mnie.
- Wsiadaj jedziemy po sukienkę. - Popchnęłam go delikatnie - Wszystko będzie na miejscu w trakcie balu. 
Wsiadłam kręcąc głową z szerokim uśmiechem. Czułam się zdecydowanie lepiej niż rano i przez ostatnie kilka miesięcy. To było niesamowite uczucie, obecność przyjaciela tylko mi pomagała. Nie był tylko przyjacielem, ale też moim mentorem w trudnych chwilach popatrzyłam na nie niego z serdecznym uśmiechem. 

Klaus: 
Uśmiechnąłem się szeroko, siedząc w salonie i popijając Burbon. Nie mogłem uwierzyć w to, że dziewczyna która od tak dawna spędzała mi sen z powiek. Widziałem ją po tak długim czasie, nawet kiedy była pijana, jej charakter był silny. Gdy widziałem jej uśmiech pobyt w Nowym Orleanie nie wydawał się już taki beznadziejny jak wcześniej. Telefon w kieszeni zadzwonił. To sms od Stefana, potwierdził ich obecność. Po raz kolejny zobaczę dawnego przyjaciela i Caroline. Dopiero teraz dotarły do mnie krzyki młodszej siostry ,która z pełnym zaangażowaniem rozstawiała pomocników po kątach aby wszystko wyglądało idealnie. Była perfekcjonistką. 
- Nik... Dlaczego jeszcze siedzisz już jest po 16, a Ty nawet nie zaczynasz się szykować tylko siedzisz i się głupawo uśmiechasz... - przechodziła przez pokój gdy cofnęła się i spojrzała mi w oczy. - Zaraz zaraz uśmiechasz się? Dlaczego. 
- Bo w mieście jest Caroline Forbes i Stefan Salvatore - powiedział wchodząc do pomieszczenia Elijah. 
- Skąd Ty o tym wiesz? - Zapytałem z ciekawością przyglądając się bratu. 
- Marcel ma za długi język poza tym, widziałem jej wyczyny wczoraj. - Odparł ze swoim stoickim spokojem. 
- Czy ja o czymś nie wiem? - Wtrąciła Rebekah. 
- Powiedzmy że między innymi tym że duma naszego przyjaciela Marcela została urażona. - Uśmiechnął się najstarszy z braci. Blondynka zrobiła pytającą minę. 
- Caroline dała mu kosza. - Dokończyłem. 
- Wiedziałam że potrafi być twarda. Zaprosiliście ich dzisiaj na bal? - Zapytała na nowo krzątając się wampirzyca. 
- Tak będą tu dzisiaj oboje - Uśmiechnąłem się wstając z miejsca. Czas się przygotować. Każdy z nas się rozszedł. Wykąpałem się i przebrałem. Czas pędził niebłagalnie, kolejny bal rodzinny. Tym razem była nas tylko trójka. Pomimo tego jaki byłem okrutny i jak bardzo nie miałbym ochoty ich rozerwać na miliony kawałków nie chciałem stracić ani Eljiah ani Becki. Jeszcze był Kol, zawsze wolna dusza. Wywiało go gdzieś na drugi koniec świata i chyba było mu lepiej w pojedynkę. Usłyszałem wołanie. To Rebeca. Powolnie zszedłem na dół gdzie już był też Elijah patrzyli w drzwi oniemiali. Jakby zobaczyli ducha. 
- Witaj bracie- Oświadczył Kol, który wszedł właśnie do środka i spojrzał w moją stronę. Uściskałem go klepiąc po plecach, zrobiła to także reszta rodziny. 
- Co Ty tu robisz, nie byłeś przypadkiem w Tokio? - zapytałem
- Rebekah mnie poinformowała więc postanowiłem przyjechać na kilka dni, a poza tym obiło mi się o uszy że chcecie zdegradować Marcela, nigdy go nie lubiłem a on zajął miejsce naszej rodziny. Nie lubię gdy omija mnie zabawa. - Prychnął prawie Kol. 
- Dobrze że jesteś z rodziną. - Potwierdził Elijah, chociaż wszyscy mieliśmy to na myśli.
Czy to możliwe, że mogło tak  wszystko się ułożyć Caroline jest tak blisko mnie i moja drogie rodzeństwo w komplecie. Zegar wybił 19. Służba wynajęta na tą noc zaczęła się szykować do przyjmowania gości. Powoli zaczęli się schodzić. Stałem przy barze z braćmi, Beckah natomiast zajęła się witaniem gości. 
- Długo chcesz zostać - Zacząłem rozmowę. 
- Kilka tygodni, wiesz Nik cały świat na mnie czeka - odparł Kol z szerokim uśmiechem. 
- Dobrze że jesteś bracie - Klepnąłem go po ramieniu. 
- Spójrz Niklaus - wskazał palcem Elijah na drzwi, była to Caroline piękna i świeża jak zawsze. Uśmiechnąłem się do siebie. 
- Kto to - Zapytał Kol. 
- Caroline Forbes - powiedział najstarszy wampir. 
- To ta która zawsze dawała Klausowi kosza ? - zapytał dla pewności. - Wygląda zniewalająco. 
- Tak to ta sama. - Odpowiedział mu na pytanie brat. 
- Kol zachowuj się tylko. - Pogroziłem mu palcem, jednocześnie drocząc się z nim. 
- Będę grzeczny jak aniołek - powiedział jakby był niewiniątkiem. 

Caroline: 
Weszliśmy do rezydencji, byłam zestresowana. To nie był pierwszy bal w moim życiu. Ale pierwszy w innym miejscu i byłam tu właściwie tylko ze Stefanem. W pewnym stopniu czułam jednak ekscytację, podniecenie i radość. Kochałam bale zawsze były takie wykwintne i z wielką klasą, zwłaszcza te urządzane przez rodzinę pierwszych. 
Miałam na sobie długą suknie poszerzaną w pasie, była koloru niebieskiego i na brzuchu i piersiach oraz po skosie do dołu miała wszyte cekiny. Ubrałam czarne sandałki na szpilkach. Włosy upięłam w kok puszczając kilka zakręconych kosmyków wolno. 
- Witajcie, miło was widzieć - Zobaczyłam pierwotną ucieszyłam się na jej widok, już dość dawno zakopałyśmy topór wojenny. Uściskałam ją a ona odwzajemniła uśmiech. Stefan przywitał ją jedynie uśmiechem. 
- Później pogadamy muszę się tu kręcić i być upierdliwo miła. - Pierwotna przewróciła oczami.
- Jasne - powiedziałam odchodząc z przyjacielem pod rękę. 
Dopiero wtedy zauważyłam wzrok braci Mikaelsonów na sobie, poczułam się dziwnie. Uśmiechałam się promiennie, nie dając po sobie poznać że czuję się obserwowana. 
- chodźmy się napić - rzuciłam od niechcenia. Poszliśmy jak do drugiego baru. Nie byłam gotowa jeszcze na spotkanie z Klausem. Oparłam się o blat a wampir zamówił drinki. Upiłam mały łyk. Zobaczyłam wzrok Salvatora, który napotkał pierwotną, uśmiechnęłam się.
- Idź poproś ją do tańca - nakazałam bez zastanowienia. 
- Poradzisz sobie? - Zapytał z tą swoją troską w głosie. 
- No jasne z reszta wiem że będziesz miał mnie na oku. Tobie też należy się zabawa, jakkolwiek to brzmi i odprawiłam go. Długo nie czekałam gdy przy mnie pojawił się Marcel. 
- Co taka piękna dziewczyna robi sama przy barze. - Zapytał szczerząc zęby. - Tak poza tym wyglądasz cudownie. 
- Dziękuję - odpowiedziałam grzecznie. - Nie jestem sama. - Wskazałam na blondyna tańczącego i uśmiechającego się. 
- Nie bał się zostawić samej tak pięknej kobiety. - Starał się być czarujący ale ja widziałam w nim fałszywość. 
- Wiesz jestem duża i potrafię sobie poradzić. 
- Nie wątpię, jesteś silna, mądra a jednocześnie delikatna to widać w twoich oczach Caroline. - Poczułam jego dotyk na swoich plecach, przeszły mnie dreszcze, dosunęłam się natychmiast. - Czemu jesteś taka chłodna i niedostępna? - Po raz kolejny pokazał swoje idealne zęby w uśmiechu. 
- Jestem niezainteresowana - usłyszałam chrząkanie. To był Elijah uśmiechnęłam się serdecznie. 
- Panno Forbes mogę porwać cię do tańca. - Powiedział kojącym głosem. 
- Oczywiście - podałam mu dłoń i udaliśmy się na parkiet. - Dziękuję za ratunek. - Powiedziałam kładąc dłoń na jego ramieniu. Drugą bez wahania ujął w swoją dłoń pierwotny. 
- Radziłaś sobie doskonale, tylko uważaj na niego jest silny i bezwzględny. - Tańczyliśmy w rytm spokojnej muzyki. 
- Wiem, poczułam to. Widać w nim fałsz. Nie ufam mu. - Elijah jedyny z braci który jest tak spokojny, zawsze opanowany i o nienagannym wyglądzie. 
- Dołożę wszelkich starań aby nie naprzykrzał Ci się ani Stefanowi oczywiście. - mówił z taką ujmującą gracją. 
- Dziękuję - skinęłam głową. 
- Co was tutaj sprowadza - wydał się być zaciekawiony. 
- chciałam zaczerpnąć trochę powietrza zrobić sobie wakacje od Mistic Falls, a Stefan mi towarzyszy. Jest wspaniałym przyjacielem. 
- Tak jak ty. byłbym zadowolony móc pokazać ci miasto, bądź gdybyś nas jeszcze odwiedziła. 
- Przemyślę to i odezwę się na pewno. - Cieszyłam się, był tak barwny pomimo swojego spokoju. Chociaż prawie nie znałam go, wiedziałam że można mu zaufać. Wtedy piosenka dobiegła końca. Brunet pocałował moją dłoń. 
- Mam nadzieję że poświęcisz mi jeszcze chwilę dzisiejszej nocy. 
- Na pewno - Uśmiechnęłam się, poczułam że ktoś mnie pociągnął do siebie, i chwycił mnie w talii.  Zesztywniałam. 
- Klaus - szepnęłam. 
- Pięknie wyglądasz uniósł kącik ust i obdarował mnie jednym z uśmiechów. Czułam jak serce zaczyna mi walić. 
- Dziękuję. - odparłam próbując uspokoić się. 
- Dlaczego nie jesteś teraz z Tylerem, przecież nic mu już nie grozi - blondyn świdrował mnie wzrokiem. 
- To już nie ma znaczenia - wzruszyłam ramionami - nie chce tym rozmawiać. 
- Jesteśmy przyjaciółmi mi możesz powiedzieć wszystko. - Jego urzekający akcent brzmiał mi w głowie, 
- Rozstałam się z Tylerem a my nie jesteśmy już przyjaciółmi - czułam jak wzrasta we mnie gniew, wyślizgnęłam się i wybiegłam na ogród nerwowo łapiąc powietrze. Chciałam aby to nie nastąpiło. Nie mogłam się z nim przyjaźnić odszedł nawet nie pytając mnie o zdanie. Tyle razy powtarzał że jestem wyjątkowa ale sam odszedł. To bolało najbardziej. 

                                                                                                                           

Kolejny rozdział. Mam nadzieję że wam się spodoba :) 
Czekam na komentarze. 

1 komentarz:

  1. Kiedyś już tu byłam i czytałam rozdział gdzie coś iskrzyło między Caroline i Damonem i to mi się niepodobało bo jestem za Klaroline:) więc przestałam czytać. Ale dzisiaj trafiłam tu przez przypadek i to co zobaczyłam zachwyciło mnie, jest Caro i Klaus!:D
    Rozdział świetny. Scena Caroline z Elijah b.fajna, mam nadzieję, że zostaną tak dobrymi przyjaciółmi jak ona i Stef, a i Kol mógł by dołączyć do jej grona TYLKO przyjaciół;) lub być jej jak najzabawniejszy brat:D
    Będę tu wpadać na następne rozdziały. Liczę, że Klaus i Caroline będą razem:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń