Caroline:
Uciekłam po raz kolejny od Klausa. Nie potrafiłam przy
nim być sobą, przy nim chciałam i pragnęłam więcej. To było chore. Dlatego nie
mogła pozwolić, żeby to uczucie się rozwinęło. Wiedziałam też, że on mnie kocha
i jest gotów poświęcić dla mnie naprawdę dużo, ale czy na tym polega miłość? Na
ciągłym poświęcaniu się dla tej drugiej osoby? Na ciągłej rezygnacji z czegoś,
na czym nam zależy? O czym ja w ogóle myślałam. Przecież to Klaus Mikaelson,
najpotężniejsza postać chodząca po tej ziemi, otrząśnie się i znajdzie sobie
inną młodą wampirzyce. A ja umrę w samotności otoczona kotami. Prychnęłam stając
pod drzwiami pensjonatu. Weszłam przyklejając uśmiech do twarzy.
- Caroline! -
Usłyszałam ciepły głos, Eleny gdy mnie tylko zobaczyła.
- Znalazła się nasza zguba. – Spojrzał na mnie Damon.
Dopiero później zauważyłam Elijaha i moje przyjaciela.
- O co wam chodzi? – Zapytałam z uśmiechem.
- Zniknęłaś z Grilla martwiliśmy się. – Wytłumaczył całe
zgromadzenie Stefan.
- Jestem cała i zdrowa z buzującymi emocjami w głowie. –
Rzuciłam torebkę na stół.
- No więc… - Ciągnęła brunetka.
- Powiem ci, ale wieczorem dobrze? – Spojrzałam w jej
oczy. – A teraz idź, przygotować dom, zaopatrz w alkohol czy coś tam jeszcze.
- Dobra już idę. Widzimy się wieczorem. – Uśmiechnęła się
i zniknęła.
- Bez tłumaczeń się nie obejdzie. – Powiedział Damon.
Cicho jęknęłam krzywiąc się.
- Caroline, chcemy wiedzieć, co się dzisiaj stało. –
Powiedział Stefan a wszyscy wlepiali we mnie wzrok.
- Nic złego się nie stało, chciał porozmawiać. – Przecież
nie mogłam powiedzieć im wszystkiego, sama jeszcze tego nie rozumiałam.
- To nie mógł cię wziąć na kawę? Tylko tak no wiesz? –
Uniósł brew do góry Damon.
- No właśnie to samo mu powiedziałam. – Opadłam na kanapę
i położyłam nogi na kolana Damona.
- Nie za wygodnie? – Zapytał, po czym zaśmialiśmy się.
- Na pewno Caroline, mój brat niczym cię nie uraził? –
Cały czas dociekliwie pytał Elijah.
- O co wam kurde chodzi, zachowujecie się jakbyście byli
moimi starszymi braćmi a ja nastolatką wracającą z pierwszej randki. Naprawdę
gdyby było coś nie tak to przyszłabym do was z problemem. – Spoglądałam na
jednego po drugim, miałam nadzieję, że dotarło.
- Czy ty zawsze musisz być taka uparta? – Zapytał
pierwotny.
- Tak. – Zaśmiałam się. – Macie może jakieś dobre wieści?
- Tak. – Zaśmiałam się. – Macie może jakieś dobre wieści?
- Tak nawet kilka. Wszyscy wyjeżdżamy do Nowego Orleanu.
Będę studiował z wami a dziewczyny pojechały nie szykować pokój tylko dom koło
uczelni. – O wszystkim poinformował mnie Stefan, bardzo się ucieszyłam. Nie
chciałam zostawiać przyjaciół i cieszę się, że będą blisko.
- A wy pierwotni, zostajecie w Mystic Falls ? – Zagryzłam
dolną wargę z ciekawości.
- Nie my również wyjeżdżamy mamy tam dom do odbudowania.
– Wstał powoli. – Czas na mnie. Caroline, cieszę się, że wróciłaś i wszystko
jak widzę jest w porządku.
Pierwotny wyszedł a ja zostałam z Salvatorami.
- Nawijaj. – Zaczął Damon. Wiedziałam, o co chodzi, ale
olałam to.
- Bardzo się cieszę, że pojedziecie na studia. –
Poczochrałam mu włosy i poszłam szykować na nocowanie u Eleny. Uśmiechnęłam
się. Czy to możliwe, że wszystko skończy się dobrze. Czas tak szybko leciał,
usłyszałam jak z dołu woła mnie brunet pytając czy jestem gotowa. Właściwie to
już mogłam wychodzić, ale dla pewności jeszcze wszystko sprawdziłam. Pożegnałam
się ze Stefan i wyszliśmy. Damon odwiózł mnie pod dom Gilbertów.
Klaus:
Przejechałem palce po moich wargach, gdzie jeszcze nie
dawno spoczywały słodkie usta wampirzycy, były takie miękkie i delikatne. Teraz
byłem pewien, zakochałem się w tej dziewczynie po uszy. Mam nadzieję, że będę w
stanie ją przełamać, czy to żeby ją zdobyć mam zamienić się w Stefana, którym
tak gardziłem przez miłość do tej całej Eleny? Aż tak nie umiem się przełamać,
dalej jestem wstanie zabić każdego, kto mi się sprzeciwi.
- Co zaszło tobą a tą małą wampirzycą. – Rzucił od
niechcenia Kol, który właśnie wrócił z baru, cuchnął alkoholem na kilometr.
- Nie twoja sprawa bracie. – Uśmiechnąłem się zadziornie.
- Niklaus. Teraz możemy wrócić do Nowego Orleanu. –
Wspomniał Elijah siadając ze szklanką krwi w ręku.
- Nie zostawię Caroline. Nie po tym jak wyznała, że czuje
coś do mnie. – Spojrzałem na brata, na jego twarzy wyraźny uśmiech.
- Co to znaczy bracie? – Zapytał nie kryjąc satysfakcji.
- Powiedziała, że jej zależy, ale boi się, że zrobi coś
złego albo stanie się kimś złym. – Spojrzałem mu w oczy.
- Właśnie Nik przy tobie jest to bardzo możliwie. –
Zaśmiał się Kol.
- Zamknij się. – Jęknąłem nie mogąc słuchać własnego
brata, był taki niedojrzały.
- Caroline też wyjeżdża do Nowego Orleanu na studia. –
Wyznał najstarszy z naszym braci.
- Więc powinniśmy się szykować do wyjazdu. – Powstałem i
przeszedłem się po salonie.
Czas na zmianę otoczenia, odzyskam miasto i zasiądę na
tronie ze swoją królową.
Caroline:
Wszystkie byłyśmy już u Eleny, uszykowałyśmy przekąski,
alkohol, krew i filmy do wyboru. To był wieczór taki, o jakim marzyłam od
dawna. Na reszcie mogłam wrzucić na luz. Zaczęłyśmy przygotowywać kolorowe
drinki z palemkami. Dolałam krwi do dwóch drinków, dla siebie i dla jednej z
moich przyjaciółek.
- A teraz mów jak było z Klausem. – Zaświeciły się oczy
jednej z brunetek.
- No wiecie, tak jak z Klausem. Najpierw mówił, że jestem
ważna dla niego i tak dalej a potem mnie pocałował.
- Co? – Obie moje przyjaciółki były przejęte tą
informacją. – A ty, co na to?
- Oddałam pocałunek, ale przerwałam i uciekłam. –
Wyznałam zgodnie z prawdą.
- Wiemy, że to Klaus i zrobił więcej złego niż dobrego.
Ale był przy tobie i pomagał, kiedy tego potrzebowałaś. – Powiedziała dość
cicho Bonnie.
- A jeżeli masz być szczęśliwa z nim to idź i bądź
szczęśliwa. Odkąd się w tobie zakochał przestał strać się nas pozabijać. –
Zaśmiała się druga z moich przyjaciółek.
- Boję się, boję się, że stanę się przy nim tak samo zła
jak on.
- O to nie musisz się bać, bo komu, jak komu ale tobie to
nie grozi. Przytłaczasz wszystkich swoją dobrocią. – Mówiły jedna przez drugą,
a mi się ciepło na sercu zrobiło jak to usłyszałam.
- Lepiej mówcie, dlaczego nie powiedziałyście mi o tym,
że wszyscy jedziemy na studia?
- To miała być niespodzianka. Przez tyle przeszłaś
ostatnio, że stwierdziliśmy, że to będzie super pomysł. – Szeroko uśmiechnęła
się mulatka.
- I jest. W końcu został nam czas do końca tygodnia. –
Wzruszyłam ramionami.
- Wyjeżdżamy po jutrze Care. Straciłaś poczucie czasu. –
Uprzytomniła mi to Elena. Uderzyłam się w czoło. Jutro czeka mnie mnóstwo
roboty. Ale teraz miałam zamiar nawalić się z moimi dziewczętami.
Damon:
Musiałem iść pozbyć się ciała, tego całego Marcela.
Wczoraj nie miałem na te czasu, trzeba było sprowadzić Caroline. Odłożyłem to
na dzisiejszy wieczór, wziąłem ze sobą Stefana. Podeszliśmy do jego samochodu,
bo tam ukryłem biedaka bez serca. Zamek w klapie był wyłamany, spojrzeliśmy na
siebie z bratem. Powoli otworzyłem bagażnik a tam zostaliśmy jedną wielką
pustkę. Nie było ani Marcela ani jego serca.
- Co do cholery? – Wyrwało mi się.
- On zniknął. – Powiedział po cichu mój brat.
- Brawo za spostrzegawczość Steff. – Zadrwiłem z niego. –
Widzę to przecież, ale jakim cudem?
- Ktoś musiał go ożywić a to znaczy, że Caroline ma
kłopoty. – Wydusił z siebie z miną zbitego psa.
- Dzwoń do Klausa. – Byłem niezadowolony, ale to było
jedyne wyjście. – Nic lepszego nie wymyślimy.
Weszliśmy do pensjonatu wampir posłusznie zadzwonił do
mieszańca. Nie musieliśmy długo czekać aż ten zjawił się u nas, ze swoim
starszym bratem.
- Z czym macie problem znowu? Pokłóciliście się o to, co
spakować na podróż i postanowiliście zasięgnąć rady u kogoś starszego i
mądrzejszego? – Hybryda była ironiczna. Spojrzeliśmy na niego.
- Chodzi bardziej o kogoś ciemnoskórego i krwiopijczego. –
Pokręciłem głową.
- Marcel? – Cały czas się uśmiechał. – Jaki macie problem
z pozbyciem się ciała?
- Taki, że nie da się pozbyć ciała bez ciała. –
Odpowiedziałem dość ironicznie.
- Poszliśmy się go pozbyć, ktoś wyłamał zamek a Marcela
nie było. – Dokończył za mnie Stefan.
- Chcecie mi powiedzieć, że zgubiliście ciało Marcela? –
Podchodził coraz bliżej mnie mieszaniec.
- Skąd mieliśmy wiedzieć, że trup sam zniknie? –
Prychnąłem na niego, momentalnie przycisnął mnie do ściany, trzymając za gardło
i z każdą chwilą coraz mocniej zaciskając dłoń. Nie mogłem złapać oddechu. W
oczach Mikaelsona malował się mord. Stefan rzucił się, aby mi pomóc, jednak
jego to nie wzruszało. Uścisk pozostawał żelazny.
- Niklaus. Puść go! – Zareagował Elijah. – Niklaus!
W końcu odpuścił. Osunąłem się na ziemię kaszląc i
próbując złapać oddech.
- Jeśli ktoś mu pomógł to musi być wyjątkowo potężny. To
musi być ta jego tajna broń. – Zwrócił się Klaus w stronę swojego brata.
- Myślisz, że to Davina? – Ciągnęli swój dialog.
- Kto to jest Davina? – Zapytał, Steff poklepując mnie po
ramieniu.
- Chodziły plotki, że Marcel ma po swojej stronie jedną z
najpotężniejszych czarownic. Jeżeli to prawda i jest tak potężna jak mówią to,
dlatego Marcel kontroluje prawie cały Nowy Orlean i bez problemu ta wiedźma
mogła go wskrzesić. – Opowiadał najstarszy Mikaelson. Jakby to była Bajka, czy
coś absurdalnego.
- Musimy tam jechać i to sprawdzić. – Warknął Klaus, jego
brat skinął głową a ci zbierali się do wyjścia. Stefan ich zatrzymał.
- Co z Caroline, wyjedziesz tak bez pożegnania? Znowu?
- Nie powiedziałem, że się nie pożegnam, ale dzięki za
czujność przyjacielu. – Zaśmiałam się i wyszli.
- Więc co teraz? – Kolejne pytanie wydobyło się z ust
blondyna.
- Zacznijmy się pakować i może lepiej nie mówmy o tej
sprawie nikomu a na pewno nie Caroline.
W tej sprawie byliśmy zgodni. Nie mogliśmy nikomu powiedzieć,
aby nie siać paniki. Rozeszliśmy się do swoich pokojów i zaczęliśmy przygotowywać
się do podróży.
Caroline:
Tańczyłyśmy z Bonnie na środku stołu w piżamach a Elena
nagrywała wszystko na swój telefon. Wysyłałyśmy jej całuski i robiłyśmy różne
śmieszne rzeczy. Przez cały czas się śmiałyśmy pewnie, dlatego że byłyśmy już
nieźle wstawione. Rozległo się pukanie do drzwi, u mnie w głowie to było coś
jak łomotanie. Elena poszła otworzyć a my położyłyśmy się patrząc w sufit.
- Caroline do ciebie. – Zawołała mnie przyjaciółka.
- Nie zamawiałam pizzy ani nic innego. – Wybuchnęłyśmy
śmiechem wraz z zaprzyjaźnioną wiedźmą.
- Poważnie Care, to do ciebie. Sądzę nawet, że dość
ważne. – Przewróciłam oczami i wyszłam mijając Elenę w przejściu. To Klaus.
Zdziwiłam się i spojrzałam w jego przejrzyste oczy.
- Co ty tu robisz? – Zapytałam, wciąż byłam zdenerwowana
na niego po dzisiejszym pocałunku.
- Przyszedłem się pożegnać. – Był jakiś taki dziwnie
spokojny, aż za spokojny.
- Jak to? –
Zdziwiła mnie ta nagła decyzja.
- Musze się zając kilkoma sprawami w Nowym Orleanie. – Zdenerwował
mnie tym. Byłam pewna, że skoro tak się do siebie zbliżyliśmy nie wyjedzie tak
szybko, że poczeka aż ja wyjadę. Nie wiedziałam, co czułam, ale wiedziałam, że
chce mieć go blisko.
- Nie musisz mi się tłumaczyć. – Założyłam ręce na
piersi.
- Ne chciałem znów wyjeżdżać bez słowa, bez pożegnania.
- Pożegnałeś się możesz iść.
- Dobrze, więc do zobaczenia. A niedługo się zobaczymy,
bo zaczynasz studia kochana. – Szeroko się uśmiechnął, a ja zmiękłam.
- Klaus… - Zaczęłam a on chwycił moją dłoń. – Do zobaczenia.
Musnął ustami wierzch mojej dłoni i odszedł z szerokim
uśmiechem. Weszłam do domku, pod drzwiami wysypały się moje dziewczyny.
- Podsłuchiwałyście? – Obdarzyłam je ciepłym uśmiechem,
nie mogłabym być na nie zła.
- Ja nie musiałam. – Uniosła w geście obronnym ręce,
druga wampirzyca. – Po prostu dotrzymywałam towarzystwa Bonnie.
- Jesteście niemożliwe. Idę się napić. – Wyminęłam je, w
salonie rozlałam whisky do trzech szklanek.
- Swoją drogą byłaś wyjątkowo oschła. – Ciągnęła temat
Bon.
- Miałam może mu się na szyję rzucić?
- Ale chciałaś. – Zachichotała Elena.
- Nie wiem. Nie! – Wypiłyśmy po łuku alkoholu a mnie
przytuliła ciemnoskóra dziewczyna.
- Na wszystko przyjdzie czas Caroline. – Uśmiechnęła się
do mnie.
- Właśnie BonBon a co z młodym Gilbertem. – Świdrowałam ją
wzrokiem.
- Dobrze, bez dramatów. – Nasza przyjaciółka się
uśmiechnęła. – Wieczny miesiąc miodowy. Już za nim tęsknie.
Obie z Eleną westchnęłyśmy głośno. Zaczęłyśmy zrzucać się
poduszkami, ale za chwilę opadłyśmy na kanapę.
- Naprawdę chcecie mieszkać z braćmi Salvatore? –
Zagryzłam usta z zaciekawienia.
- Coś ty.- Prawie krzyknęła Bonnie.
- Załatwiłyśmy dom. Pięć sypialni, łazienki, salon ogromy
salon. Kuchnia i piwnica. A dla nas pokój w akademiku. Taki, o jakim marzyłyśmy
od dawna. – Przybiłyśmy piątkę Elenie. To był dobry wybór. Tak bardzo chciałam,
aby ten czas stał się zwyczajny, prosty. Studenckie życie, imprezowanie i
popełnianie błędów. Potrzebowałam czasu i przestrzeni. Włączyłyśmy komedie
romantyczną i wzdychając do głównego aktora zasnęłyśmy jedna na drugiej.
Zachęcam do komentowania. To wasze zdanie najbardziej napędza do pisania,
Pozdrawiam :)
Zajefajny. Trochę głupio że Caro na początku była oziębła kiedy Klaus przyszedł się pożegnać, ale mam nadzieje że niedługo będą razem :)
OdpowiedzUsuńPozdro i życzę dużo weny i pomysłów
:D
fajowy rozdział :D już nie mogę się doczekać następnego :D
OdpowiedzUsuńKurczę, jestem zła na Caroline, no! Jak już się całuje, to niech się całuje do końca, a nie... ucieka. :(
OdpowiedzUsuńOk. Hej, hej, hej! :D Czy tylko mi wydaje się, że ten rozdział jest taki trochę inny? :o Taki chyba za krótki trochę, tak mi się zdaje, ale może się mylę. :p Druga kwestia. BOŻE! Davina... Ona jest ciekawą osobą, szczególnie ze względu na to, że ma taką potężną moc. A tu co ona robi? Ratuje Marcela z opresji? POWINIEN ZGNIĆ! xD Nie no, osobiście uważam, że Marcel też jest całkiem ciekawy. No, nagle zainteresowałam się wszystkimi osobami, ok. Serio, ja myślałam, że już pozbyliśmy się tego jestem-kimś-więc-klękaj-przede-mną Marcela, a tu BAM! Powrót, kurde. Teraz będzie zemsta. Łoo! Lubię te ich tak zwane "wojny". :D Zawsze coś się dzieje. :D Więc brawa za wprowadzenie wątku powstania jestem-kimś-więc-klękaj-przede-mną Króla Nowego Orleanu. Oczywiście teraz stanowisko króla ponownie zostało zajęte przez Marcel, tak mi się wydaje, ale może i nie. W końcu pisałaś, że wszystkie wampirki się zbuntowały, nie mówiąc o czarownicach. Więc... czekam na następny z niecierpliwością i na rozwinięcie tego wątku, bo kurczę no! Zaciekawiłaś mnie nim. :D
"- Caroline do ciebie.
- Nie zamawiałam pizzy ani nic innego." xD
Czy tylko ja w tym momencie wyobraziłam sobie Klausa przebranego w strój tych kolesi od przywożenia pizzy? xD
No, nie zawracam Ci dłużej głowy moim rozmyślaniem nad pewnymi sytuacjami i życzę Ci dużo weny, pomysłów, kurczę wszystkiego innego, no! :D BYEBYE. <3
PS. Wybacz, że ostatnio nie napisałam komentarza, ale szkoła i te sprawy. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. <3
PS2. Chyba przedobrzyłam z tym "kurczę", ale nieważne. :D