wtorek, 29 października 2013

Chapter 17.

 Marcel:
Udało mi się. Wróciłem z martwych. Davina się postarała. W końcu obiecała mi to, ja ochroniłem ją, kiedy była dzieckiem a ona pomaga mi do teraz. W miejscu, w którym przebywa, jest chroniona czuje się bezpiecznie. To ona informuje mnie, kiedy ktoś używa czarów, pomaga mi mieć władze w dzielnicach Nowego Orleanu. Gdyby wiedziała, że morderstwo ich rodziców sam zaplanowałem, a ją po prostu pozyskałem nieźle by się wkurzyła. Jak ona to mówi Jest moją dłużniczką do końca swoich dni. To było mi bardzo na rękę. Tak naprawdę tylko dzięki niej miałem władze. Byłem pewien, że Klaus będzie chciał odzyskać władzę i na pewno będzie starał się pozyskać moją wiedźmę. Jednak ja miałem plan, odebrałem mu królestwo, odebrałem mu prawie wszystko, co chciałby teraz mieć. Została tylko jego jedyna słabość. Czy mam ją zabić i skazać się na gniew hybrydy? Czy udawać, że wybaczyłem jej. Pozyskać zaufanie dziewczyny i zdobyć ją sprzątając mu ją z przed nosa. Przyjemne z pożytecznym, jak to zwykle mawiam. Uśmiechnąłem się szeroko na samo wyobrażenie mojego planu. Zobaczyłem wchodzącego pierwotnego do baru.
- Klaus przyjacielu. Co ty tu robisz? – Poklepałem go po ramieniu.
- Wróciłem do Nowego Orleanu, i nie mam zamiaru się wynosić. – Prawie warknął na mnie mężczyzna.
- Rozumiem jesteś tu gościem, w końcu wychowałeś mnie. – Podałem mu szklankę z alkoholem.
- Może, więc zdradzisz mi jak udało ci wyrwać z objęć śmierci. – Zapytał ciekawy.
- Mam kogoś potężnego po swojej strony. Ale to na razie moja tajemnica. – Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, chociaż nie Klausowi musiałem być ostrożny. Dopiero, kiedy wybije mu z głowy pomysł odebrani mi tronu, znów zaprzyjaźnię się z nim.
- Rozumiem. A co z Caroline, jutro powinna być w mieście. – Widocznie ta sprawa nie dawała mu spokoju.
- Wziąłem pod uwagę to, że miała wyłączone uczucia i chciała pokazać, jaka jest silna. Dlatego postanowiłem ją ułaskawić. Jestem w końcu w pewnej części też człowiekiem. Nie tyranem. – Poklepałem go po ramieniu.
- I nie skażesz jej na śmierć jak wszystkich w takim przypadku? – Dopytywał, chyba nie zaczął nic podejrzewać.
- Postanowiłem zrobić wyjątek, jako że znowu złączyliśmy się jak rodzina. Jest twoją znajomą, więc postanowiłem dać jej szansę. Ale jak nawywija to koniec z nią.
- Nic się nie stanie, włączyła człowieczeństwo. Jest dawną Caroline. – Uśmiechnął się sam do siebie, teraz byłem pewny, że jest jego słabością.
- Wierzę ci.  W końcu nie od dzisiaj jesteśmy przyjaciółmi. – Upiłem łyk trunku. – Wpadniesz wieczorem.
- Postaram się. – Odparł mieszaniec, po czym opuścił bar.
Byłem dumny z siebie. Chyba nic nie podejrzewał. To działało na moją korzyść. Niedługo w mieście będzie słodka wampirzyca. Rozkazałem moim ludziom dostarczyć dziewczynę na plac, na którym odbywały się egzekucje czarownic.

Caroline:
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz spałam tak dobrze jak tej nocy. Obudziłam się z uśmiechem na twarzy. Przeciągnęłam się. Dopiero po chwili zauważyłam, że jestem sama. Usłyszałam śmiech z kuchni, to tam były moje przyjaciółki. Zwlokłam się z kanapy, udałam się w stronę głosu. Stanęłam z szerokim uśmiechem oparta o framugę.
- Hej Care, masz tu kawę. – Z uśmiechem powiedziała Elena podając mi kubek.
- Marzyłam o tym. – Upiłam łyk kawy.
- Dziewczyny muszę wam o czymś powiedzieć. – Zaczęła dość nieśmiało Bon.
- Słuchamy. – Powiedziałam spoglądając na nią.
- Rozmawiałam dzisiaj rano z Jerremym i postanowiłam dojechać do was trochę później, dojadę po pierwszych zajęciach i będziemy jeszcze mieć swoją wolność. Tyle było zamieszania, że nie mieliśmy szansy się sobą nacieszyć. Mam nadzieję, że rozumiecie mnie.
- Jasne, że tak. – Wpadła w jej ramiona brunetka.
- Ale i tak będziemy tęsknić i to bardzo mocno. – Dołączyłam do przyjaciółek, każdej z nas zakręciła się w oczach łza. Chyba byśmy się rozpłakały jak dzieci, gdyby nie nagłe wejście Damona.
- Szkoda, że nie zaprosiłyście mnie do waszego trójkąta. – Jak zwykle z nutą ironii Damon.
- Możesz pomarzyć. – Wystawiłam język do niego.
- Barbie zbieraj się. Musisz się spakować jutro wyjazd. – Jak zwykle oganiał mnie brunet.
- Jezu nie marudź. Daj mi 5 minut. – Zniknęłam, musiałam się ubrać. Pożegnałam się z dziewczynami i wraz z wampirem pojechaliśmy do mnie. Mamy niestety nie było. Powoli pakowałam rzeczy a Damon wynosił to, co zapakowałam. Później przyszła kolej na pensjonat. Pakowanie się nie miało końca. Pakowanie i odkładanie, przekładanie. Po następnych godzinach wszystko było gotowe. Zeszłam do salonu i opadłam na kanapę.
- Jak pakowanie. – Zagaił Stefan kładąc sobie moją głowę na kolana.
- W końcu skończyłam. A wiesz, że Bonnie dojedzie później do nas. Chce pobyć jeszcze trochę z Gilbertem. – Spojrzałam mu w oczy.
- Nie ma, co się dziwić. Kochają się.
- A czemu wy też z nami jedziecie? – Zapytałam ciekawa.
- Bo bez was będzie tu nudno. – Wtrącił, Damon który wchodził z butelką whisky.
- Poważnie pytam!
- Bo staliśmy się w pewnym sensie jakąś nieźle pokręconą rodziną. Martwilibyśmy się a poza tym bez ciebie zrobi się tu bardzo nudno. – Ujął to w dyplomatyczny sposób Stefan.
- No ok. - Wstałam w jednej sekundzie.
- A ty, dokąd znowu? – Wysyczał zdziwiony Damon.
- Jak to, dokąd? Do Grilla, musze się pożegnać. – Wzruszyłam ramionami. Jakby to była oczywiste.
- Może być zabawnie. – Wzruszył ramionami Damon. Obaj bracia towarzyszyli mi. Kiedy weszliśmy do Grilla, byli tam wszyscy. Elena, Bonnie, moja mama, Matt, Jerr a nawet April. To były długie i płaczliwe pożegnanie do tego zakrapiane dużą ilością alkoholu. Kiedy wróciliśmy do domu zaczynało już świtać. Zebrałam jeszcze kilka rzeczy, wpakowałam do swojego samochodu.
- Caroline, co ty jeszcze robisz? – Zapytał Stefan z poważną miną.
- Pakuje jeszcze rzeczy. Do samochodu. – Pokręciłam głową z uśmiechem.
- Nie mamy już miejsca. – Wtrącił Damon.
- Pakuje do swojego samochodu. – Oboje zrobili zdziwioną minę. – My z Eleną jedziemy moim samochodem. A wy jedziecie samochodem Damona. Spotkamy się na miejscu.
- Caroline nie taka mieliśmy umowę. – Wysyczał Stefan zaskoczony, moją wypowiedzią.
- Tak, ale plany się zmieniły. – Wzruszyłam ramionami.
- Nie Caroline. Nie zmieniamy planów. – Niemal warknął Damon, spoglądając na swojego brata z tajemniczą miną.
- O co chodzi. Widzę, że coś jest nie tak.
- Po prostu, nie chcemy nic zmieniać. Jeszcze się pogubimy czy coś. – Odpowiedział wymijająco Stefan.
- Jesteście stuknięci. Będziemy jechać zaraz za wami. – Powiedziałam to na odczepne. Widziałam ulgę w ich oczach.
- Niech ci będzie. – Machnął ręką młodszy wampir. Uściskałam ich i poszłam się przespać. Obudziły mnie wibracje telefonu. To Elena. Już czekała. Wzięłam szybki prysznic i zrobiłam delikatny makijaż. Ubrałam białe spodenki i miętową luźną bluzkę na szerszych na ramkach. Chwyciłam w rękę czarne szpilki i skórzaną kurtkę. Spakowałam potrzebne rzeczy do torebki i chciałam się wymknąć. Z Eleną chciałyśmy wyjechać kilka godzin przed naszymi towarzyszami, żeby zalokować się w akademiku. Zeszłam po cichu na dół. Nie było nikogo.  Uśmiechnęłam się otwierając drzwi wyjściowe. Poczułam dotyk na moich biodrach. Ugryzłam się odruchowo w język.
- Dokąd się wybierasz Blondie? – Zapytał zadowolony Damon.
- Ja no wiesz. – Zaczęłam się plątać w słowach. – Po Elenę.
- Bez butów. – Zauważył wchodzący właśnie Stefan. – Chciałaś się wymknąć i jechać bez nas.
- Nie ja po prostu nie chciałam was budzić. – Odsunęłam się o kilka kroków patrząc na nich.
- Caroline, nie umiesz kłamać. – Stwierdził sceptycznie Damon.
- Za to ty kłamiesz jak z nut. – Ubrałam buty. – Koniec dyskusji. Jedziemy.
Zebraliśmy się, pojechaliśmy po Elenę. Ja z przyjaciółką ruszyłyśmy z miasta, oczywiście zaraz za braćmi Salvatore. Zbliżałyśmy się do Nowego Orleanu, czułam się jakby to była chwila. Przez całą drogę wygłupiałyśmy się w samochodzie. Śpiewałyśmy, rozmawiałyśmy. Zapowiadał się naprawdę świetny okres w naszym życiu. Kiedy wjechaliśmy do miasta ktoś zatrzymał nasze samochody tuż przy rynku. Wysiadłyśmy i dołączyłyśmy do wampirów.
- O co tu chodzi? – Zapytałam.
- To ta wampirzyca. – Wskazał na mnie ciemnoskóry mężczyzna. W jednej chwili znalazłam się w żelaznym uścisku. Wampira. Musiał być dużo starszy ode mnie, bo pomimo prób nie mogłam się wyrwać. W oczach przyjaciół zobaczyłam bezradność. Nieznajomy wprowadził mnie na środek placu, na jakiś drewniany podest. Rzucił mnie na kolana, a ja ujrzałam nad sobą Marcela.
- Co tu się dzieje do cholery? – Zapytałam wstając.
- Droga Caroline, powstałem z martwych. – Szeroko wyszczerzył zęby. Nie cierpiałam tego.
- Więc to jest ten moment, gdy mnie mordujesz wyrywasz mi serce tak jak ja tobie. – Zapytałam udając obojętność, ale w środku cała drżałam.
- Nie Caroline. Wybaczam ci. – Powiedział bardziej do tłumy zebranego na placu niż do mnie.
- Co ty kombinujesz? - Zapytałam zakładając ręce na piersi.
- Nic Skarbie. Od dzisiaj jesteś moim gościem tak jak i twoi przyjaciele.
- To dlaczego są trzymani siłą? - Uniosłam brew do góry.
- Puśćcie ich. - Rozkazał ciemnoskóry. - Od dzisiaj Caroline i jej przyjaciele ,są naszymi gośćmi ,jeśli chociaż włos z głowy im spadnie odpowiecie przede mną. - Spojrzał na mnie uśmiechając się w dalszym ciągu. Damon wparował koło mnie a za nim Stefan i Elena. Powstrzymałam przyjaciela przed misją samobójczą. Odeszliśmy i wsiedliśmy do samochodów. Byłam roztrzęsiona. Tym razem pojechałam z Damonem. Od razu pojechaliśmy odłożyć rzeczy a później postanowiłam wybrać się na przejażdżkę. Skierowałam się do rezydencji Mikaelsonów.

Przepraszam za taką zwłokę w pisaniu. Miałam dużo na głowię, włącznie ze szkołą. Postaram się jak najszybciej dodać rozdział na drugi blog. A coś koło soboty pojawi się rozdział 18. Tymczasem zapraszam do komentowania. 

piątek, 18 października 2013

Chapter 16.

Caroline:
Uciekłam po raz kolejny od Klausa. Nie potrafiłam przy nim być sobą, przy nim chciałam i pragnęłam więcej. To było chore. Dlatego nie mogła pozwolić, żeby to uczucie się rozwinęło. Wiedziałam też, że on mnie kocha i jest gotów poświęcić dla mnie naprawdę dużo, ale czy na tym polega miłość? Na ciągłym poświęcaniu się dla tej drugiej osoby? Na ciągłej rezygnacji z czegoś, na czym nam zależy? O czym ja w ogóle myślałam. Przecież to Klaus Mikaelson, najpotężniejsza postać chodząca po tej ziemi, otrząśnie się i znajdzie sobie inną młodą wampirzyce. A ja umrę w samotności otoczona kotami. Prychnęłam stając pod drzwiami pensjonatu. Weszłam przyklejając uśmiech do twarzy.
- Caroline! -  Usłyszałam ciepły głos, Eleny gdy mnie tylko zobaczyła.
- Znalazła się nasza zguba. – Spojrzał na mnie Damon. Dopiero później zauważyłam Elijaha i moje przyjaciela.
- O co wam chodzi? – Zapytałam z uśmiechem.
- Zniknęłaś z Grilla martwiliśmy się. – Wytłumaczył całe zgromadzenie Stefan.
- Jestem cała i zdrowa z buzującymi emocjami w głowie. – Rzuciłam torebkę na stół.
- No więc… - Ciągnęła brunetka.
- Powiem ci, ale wieczorem dobrze? – Spojrzałam w jej oczy. – A teraz idź, przygotować dom, zaopatrz w alkohol czy coś tam jeszcze.
- Dobra już idę. Widzimy się wieczorem. – Uśmiechnęła się i zniknęła.
- Bez tłumaczeń się nie obejdzie. – Powiedział Damon. Cicho jęknęłam krzywiąc się.
- Caroline, chcemy wiedzieć, co się dzisiaj stało. – Powiedział Stefan a wszyscy wlepiali we mnie wzrok.
- Nic złego się nie stało, chciał porozmawiać. – Przecież nie mogłam powiedzieć im wszystkiego, sama jeszcze tego nie rozumiałam.
- To nie mógł cię wziąć na kawę? Tylko tak no wiesz? – Uniósł brew do góry Damon.
- No właśnie to samo mu powiedziałam. – Opadłam na kanapę i położyłam nogi na kolana Damona.
- Nie za wygodnie? – Zapytał, po czym zaśmialiśmy się.
- Na pewno Caroline, mój brat niczym cię nie uraził? – Cały czas dociekliwie pytał Elijah.
- O co wam kurde chodzi, zachowujecie się jakbyście byli moimi starszymi braćmi a ja nastolatką wracającą z pierwszej randki. Naprawdę gdyby było coś nie tak to przyszłabym do was z problemem. – Spoglądałam na jednego po drugim, miałam nadzieję, że dotarło.
- Czy ty zawsze musisz być taka uparta? – Zapytał pierwotny.
- Tak. – Zaśmiałam się. – Macie może jakieś dobre wieści?
- Tak nawet kilka. Wszyscy wyjeżdżamy do Nowego Orleanu. Będę studiował z wami a dziewczyny pojechały nie szykować pokój tylko dom koło uczelni. – O wszystkim poinformował mnie Stefan, bardzo się ucieszyłam. Nie chciałam zostawiać przyjaciół i cieszę się, że będą blisko.
- A wy pierwotni, zostajecie w Mystic Falls ? – Zagryzłam dolną wargę z ciekawości.
- Nie my również wyjeżdżamy mamy tam dom do odbudowania. – Wstał powoli. – Czas na mnie. Caroline, cieszę się, że wróciłaś i wszystko jak widzę jest w porządku.
Pierwotny wyszedł a ja zostałam z Salvatorami.
- Nawijaj. – Zaczął Damon. Wiedziałam, o co chodzi, ale olałam to.
- Bardzo się cieszę, że pojedziecie na studia. – Poczochrałam mu włosy i poszłam szykować na nocowanie u Eleny. Uśmiechnęłam się. Czy to możliwe, że wszystko skończy się dobrze. Czas tak szybko leciał, usłyszałam jak z dołu woła mnie brunet pytając czy jestem gotowa. Właściwie to już mogłam wychodzić, ale dla pewności jeszcze wszystko sprawdziłam. Pożegnałam się ze Stefan i wyszliśmy. Damon odwiózł mnie pod dom Gilbertów.

Klaus:
Przejechałem palce po moich wargach, gdzie jeszcze nie dawno spoczywały słodkie usta wampirzycy, były takie miękkie i delikatne. Teraz byłem pewien, zakochałem się w tej dziewczynie po uszy. Mam nadzieję, że będę w stanie ją przełamać, czy to żeby ją zdobyć mam zamienić się w Stefana, którym tak gardziłem przez miłość do tej całej Eleny? Aż tak nie umiem się przełamać, dalej jestem wstanie zabić każdego, kto mi się sprzeciwi.
- Co zaszło tobą a tą małą wampirzycą. – Rzucił od niechcenia Kol, który właśnie wrócił z baru, cuchnął alkoholem na kilometr.
- Nie twoja sprawa bracie. – Uśmiechnąłem się zadziornie.
- Niklaus. Teraz możemy wrócić do Nowego Orleanu. – Wspomniał Elijah siadając ze szklanką krwi w ręku.
- Nie zostawię Caroline. Nie po tym jak wyznała, że czuje coś do mnie. – Spojrzałem na brata, na jego twarzy wyraźny uśmiech.
- Co to znaczy bracie? – Zapytał nie kryjąc satysfakcji.
- Powiedziała, że jej zależy, ale boi się, że zrobi coś złego albo stanie się kimś złym. – Spojrzałem mu w oczy.
- Właśnie Nik przy tobie jest to bardzo możliwie. – Zaśmiał się Kol.
- Zamknij się. – Jęknąłem nie mogąc słuchać własnego brata, był taki niedojrzały.
- Caroline też wyjeżdża do Nowego Orleanu na studia. – Wyznał najstarszy z naszym braci.
- Więc powinniśmy się szykować do wyjazdu. – Powstałem i przeszedłem się po salonie.
Czas na zmianę otoczenia, odzyskam miasto i zasiądę na tronie ze swoją królową.

Caroline:
Wszystkie byłyśmy już u Eleny, uszykowałyśmy przekąski, alkohol, krew i filmy do wyboru. To był wieczór taki, o jakim marzyłam od dawna. Na reszcie mogłam wrzucić na luz. Zaczęłyśmy przygotowywać kolorowe drinki z palemkami. Dolałam krwi do dwóch drinków, dla siebie i dla jednej z moich przyjaciółek.
- A teraz mów jak było z Klausem. – Zaświeciły się oczy jednej z brunetek.
- No wiecie, tak jak z Klausem. Najpierw mówił, że jestem ważna dla niego i tak dalej a potem mnie pocałował.
- Co? – Obie moje przyjaciółki były przejęte tą informacją. – A ty, co na to?
- Oddałam pocałunek, ale przerwałam i uciekłam. – Wyznałam zgodnie z prawdą.
- Wiemy, że to Klaus i zrobił więcej złego niż dobrego. Ale był przy tobie i pomagał, kiedy tego potrzebowałaś. – Powiedziała dość cicho Bonnie.
- A jeżeli masz być szczęśliwa z nim to idź i bądź szczęśliwa. Odkąd się w tobie zakochał przestał strać się nas pozabijać. – Zaśmiała się druga z moich przyjaciółek.
- Boję się, boję się, że stanę się przy nim tak samo zła jak on.
- O to nie musisz się bać, bo komu, jak komu ale tobie to nie grozi. Przytłaczasz wszystkich swoją dobrocią. – Mówiły jedna przez drugą, a mi się ciepło na sercu zrobiło jak to usłyszałam.
- Lepiej mówcie, dlaczego nie powiedziałyście mi o tym, że wszyscy jedziemy na studia?
- To miała być niespodzianka. Przez tyle przeszłaś ostatnio, że stwierdziliśmy, że to będzie super pomysł. – Szeroko uśmiechnęła się mulatka.
- I jest. W końcu został nam czas do końca tygodnia. – Wzruszyłam ramionami.
- Wyjeżdżamy po jutrze Care. Straciłaś poczucie czasu. – Uprzytomniła mi to Elena. Uderzyłam się w czoło. Jutro czeka mnie mnóstwo roboty. Ale teraz miałam zamiar nawalić się z moimi dziewczętami.

Damon:
Musiałem iść pozbyć się ciała, tego całego Marcela. Wczoraj nie miałem na te czasu, trzeba było sprowadzić Caroline. Odłożyłem to na dzisiejszy wieczór, wziąłem ze sobą Stefana. Podeszliśmy do jego samochodu, bo tam ukryłem biedaka bez serca. Zamek w klapie był wyłamany, spojrzeliśmy na siebie z bratem. Powoli otworzyłem bagażnik a tam zostaliśmy jedną wielką pustkę. Nie było ani Marcela ani jego serca.
- Co do cholery? – Wyrwało mi się.
- On zniknął. – Powiedział po cichu mój brat.
- Brawo za spostrzegawczość Steff. – Zadrwiłem z niego. – Widzę to przecież, ale jakim cudem?
- Ktoś musiał go ożywić a to znaczy, że Caroline ma kłopoty. – Wydusił z siebie z miną zbitego psa.
- Dzwoń do Klausa. – Byłem niezadowolony, ale to było jedyne wyjście. – Nic lepszego nie wymyślimy.
Weszliśmy do pensjonatu wampir posłusznie zadzwonił do mieszańca. Nie musieliśmy długo czekać aż ten zjawił się u nas, ze swoim starszym bratem.
- Z czym macie problem znowu? Pokłóciliście się o to, co spakować na podróż i postanowiliście zasięgnąć rady u kogoś starszego i mądrzejszego? – Hybryda była ironiczna. Spojrzeliśmy na niego.
- Chodzi bardziej o kogoś ciemnoskórego i krwiopijczego. – Pokręciłem głową.
- Marcel? – Cały czas się uśmiechał. – Jaki macie problem z pozbyciem się ciała?
- Taki, że nie da się pozbyć ciała bez ciała. – Odpowiedziałem dość ironicznie.
- Poszliśmy się go pozbyć, ktoś wyłamał zamek a Marcela nie było. – Dokończył za mnie Stefan.
- Chcecie mi powiedzieć, że zgubiliście ciało Marcela? – Podchodził coraz bliżej mnie mieszaniec.
- Skąd mieliśmy wiedzieć, że trup sam zniknie? – Prychnąłem na niego, momentalnie przycisnął mnie do ściany, trzymając za gardło i z każdą chwilą coraz mocniej zaciskając dłoń. Nie mogłem złapać oddechu. W oczach Mikaelsona malował się mord. Stefan rzucił się, aby mi pomóc, jednak jego to nie wzruszało. Uścisk pozostawał żelazny.
- Niklaus. Puść go! – Zareagował Elijah. – Niklaus!
W końcu odpuścił. Osunąłem się na ziemię kaszląc i próbując złapać oddech.
- Jeśli ktoś mu pomógł to musi być wyjątkowo potężny. To musi być ta jego tajna broń. – Zwrócił się Klaus w stronę swojego brata.
- Myślisz, że to Davina? – Ciągnęli swój dialog.
- Kto to jest Davina? – Zapytał, Steff poklepując mnie po ramieniu.
- Chodziły plotki, że Marcel ma po swojej stronie jedną z najpotężniejszych czarownic. Jeżeli to prawda i jest tak potężna jak mówią to, dlatego Marcel kontroluje prawie cały Nowy Orlean i bez problemu ta wiedźma mogła go wskrzesić. – Opowiadał najstarszy Mikaelson. Jakby to była Bajka, czy coś absurdalnego.
- Musimy tam jechać i to sprawdzić. – Warknął Klaus, jego brat skinął głową a ci zbierali się do wyjścia. Stefan ich zatrzymał.
- Co z Caroline, wyjedziesz tak bez pożegnania? Znowu?
- Nie powiedziałem, że się nie pożegnam, ale dzięki za czujność przyjacielu. – Zaśmiałam się i wyszli.
- Więc co teraz? – Kolejne pytanie wydobyło się z ust blondyna.
- Zacznijmy się pakować i może lepiej nie mówmy o tej sprawie nikomu a na pewno nie Caroline.
W tej sprawie byliśmy zgodni. Nie mogliśmy nikomu powiedzieć, aby nie siać paniki. Rozeszliśmy się do swoich pokojów i zaczęliśmy przygotowywać się do podróży.

Caroline:
Tańczyłyśmy z Bonnie na środku stołu w piżamach a Elena nagrywała wszystko na swój telefon. Wysyłałyśmy jej całuski i robiłyśmy różne śmieszne rzeczy. Przez cały czas się śmiałyśmy pewnie, dlatego że byłyśmy już nieźle wstawione. Rozległo się pukanie do drzwi, u mnie w głowie to było coś jak łomotanie. Elena poszła otworzyć a my położyłyśmy się patrząc w sufit.
- Caroline do ciebie. – Zawołała mnie przyjaciółka.
- Nie zamawiałam pizzy ani nic innego. – Wybuchnęłyśmy śmiechem wraz z zaprzyjaźnioną wiedźmą.
- Poważnie Care, to do ciebie. Sądzę nawet, że dość ważne. – Przewróciłam oczami i wyszłam mijając Elenę w przejściu. To Klaus. Zdziwiłam się i spojrzałam w jego przejrzyste oczy.
- Co ty tu robisz? – Zapytałam, wciąż byłam zdenerwowana na niego po dzisiejszym pocałunku.
- Przyszedłem się pożegnać. – Był jakiś taki dziwnie spokojny, aż za spokojny.
 - Jak to? – Zdziwiła mnie ta nagła decyzja.
- Musze się zając kilkoma sprawami w Nowym Orleanie. – Zdenerwował mnie tym. Byłam pewna, że skoro tak się do siebie zbliżyliśmy nie wyjedzie tak szybko, że poczeka aż ja wyjadę. Nie wiedziałam, co czułam, ale wiedziałam, że chce mieć go blisko.
- Nie musisz mi się tłumaczyć. – Założyłam ręce na piersi.
- Ne chciałem znów wyjeżdżać bez słowa, bez pożegnania.
- Pożegnałeś się możesz iść.
- Dobrze, więc do zobaczenia. A niedługo się zobaczymy, bo zaczynasz studia kochana. – Szeroko się uśmiechnął, a ja zmiękłam.
- Klaus… - Zaczęłam a on chwycił moją dłoń. – Do zobaczenia.
Musnął ustami wierzch mojej dłoni i odszedł z szerokim uśmiechem. Weszłam do domku, pod drzwiami wysypały się moje dziewczyny.
- Podsłuchiwałyście? – Obdarzyłam je ciepłym uśmiechem, nie mogłabym być na nie zła.
- Ja nie musiałam. – Uniosła w geście obronnym ręce, druga wampirzyca. – Po prostu dotrzymywałam towarzystwa Bonnie.
- Jesteście niemożliwe. Idę się napić. – Wyminęłam je, w salonie rozlałam whisky do trzech szklanek.
- Swoją drogą byłaś wyjątkowo oschła. – Ciągnęła temat Bon.
- Miałam może mu się na szyję rzucić?
- Ale chciałaś. – Zachichotała Elena.
- Nie wiem. Nie! – Wypiłyśmy po łuku alkoholu a mnie przytuliła ciemnoskóra dziewczyna.
- Na wszystko przyjdzie czas Caroline. – Uśmiechnęła się do mnie.
- Właśnie BonBon a co z młodym Gilbertem. – Świdrowałam ją wzrokiem.
- Dobrze, bez dramatów. – Nasza przyjaciółka się uśmiechnęła. – Wieczny miesiąc miodowy. Już za nim tęsknie.
Obie z Eleną westchnęłyśmy głośno. Zaczęłyśmy zrzucać się poduszkami, ale za chwilę opadłyśmy na kanapę.
- Naprawdę chcecie mieszkać z braćmi Salvatore? – Zagryzłam usta z zaciekawienia.
- Coś ty.- Prawie krzyknęła Bonnie.
- Załatwiłyśmy dom. Pięć sypialni, łazienki, salon ogromy salon. Kuchnia i piwnica. A dla nas pokój w akademiku. Taki, o jakim marzyłyśmy od dawna. – Przybiłyśmy piątkę Elenie. To był dobry wybór. Tak bardzo chciałam, aby ten czas stał się zwyczajny, prosty. Studenckie życie, imprezowanie i popełnianie błędów. Potrzebowałam czasu i przestrzeni. Włączyłyśmy komedie romantyczną i wzdychając do głównego aktora zasnęłyśmy jedna na drugiej.

                                                                                              

Zachęcam do komentowania. To wasze zdanie najbardziej napędza do pisania, 
Pozdrawiam :) 

wtorek, 15 października 2013

Chapter 15.

Klaus:
Leżałem w łóżku z głupawym uśmiechem na twarzy. Ciężar spadł mi z serca. Caroline wróciła, ale to dopiero początek teraz jej zmagania z powrotem do dawnego stanu ducha. Będzie jeszcze szczęśliwa. Nic jej nie zagraża, Marcel jest trupem Tyler też. Zachował się nieostrożnie ufając wampirzycy bez uczuć i zapłacił za to wysoką cenę. Teraz trudniej będzie zdobyć Nowy Orlean. Caroline zwróciła wolność nie tylko wampirom, ale też czarownicą. A nie będzie łatwo na nowo pojednać królestwa.  Najważniejsze jest to żeby zadbać teraz o moją królową. Z nią mogę zdobyć cały świat. Rozmyślając tak o mojej dzielnej blond wampirzycy, nagle zasnąłem. Oczekiwanie na „powrót” Forbes wykończył nas wszystkich. Obudziło mnie pukanie do drzwi. Słońce już świeciło.
- Otwarte. – Powiedziałem podnosząc się z poduszek.
- Wybieramy się z Kolem do Grilla, aby uczcić jego powrót i pozbycie się Marcela. Też, żeby oblać powrót Caroline. Może chcesz do nas dołączyć. – Zapytał z uśmiechem na twarzy Elijah, zazdrościłem mu tego opanowania, które zawsze mu towarzyszyło.
- Właściwie to, czemu nie. Możemy się iść napić.. – Wstałem mozolnie z łóżka i zacząłem przygotowywać się do wyjścia. Musiałem spędzić trochę czasu z braćmi. Potrzebowali tego, w sumie tak jak ja. Mieliśmy być w końcu prawdziwą rodziną.

Caroline:
Wstałam rano, i nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Miałam ochotę odebrać sobie życie za to, co zrobiłam, ale nie byłam wstanie. Zbyt chciałam żyć. Postanowiłam skupić swoje uczucia nie na złości czy żalu, ale na współczuciu i przebaczeniu. Tylko w ten sposób mogłam się jakoś usprawiedliwić przed samą sobą. Po cichu zeszłam do salonu. Znalazłam tam woreczki z krwią, usiadłam i zaczęłam ją sączyć. Podciągnęłam nogi pod brodę. W głowie miałam jedną wielką pustkę.
- Jak się czujesz? – Zapytał Stefan, który momentalnie znalazł się koło mnie.
- Jest w porządku. Naprawdę. Jestem lekko oszołomiona jeszcze tym wszystkim. To tylko kwestia czasu prawda? – Zapytałam z nadzieją w głosie.
- To prawda, ale nie bądź za bardzo na to nastawiona. Wiem, że jesteś niecierpliwa, ale na to niestety musisz poczekać. – Spokojnie tłumaczył mi Stefan. Wtuliłam się w tors przyjaciela.
- Chwilę. To mi skręciłaś kark a jego przytulasz? – Zapytał z udawanym oburzeniem Damon. Po czym się do mnie uśmiechnął. Nie czekając dłużej przylgnęłam do niego uwieszając się na jego szyi.
- Przepraszam Damon. – Wyszeptałam mu do ucha.
- Spoko Blondie jesteśmy kwita. – Uśmiechnął się, a ja usiadłam na fotelu.
- idź się ubrać i pomalować. – Zarządziła wchodząca Elena. Spojrzałam na nią, była też Bonnie i Jer, którego wczoraj ugryzłam.
- Przepraszam was. – Rzuciłam się w ich ramiona. Staliśmy tak przytuleni chyba z 10 minut.
- To my cię przepraszamy. Nie było nas, gdy najbardziej nas potrzebowałaś. A ty zawsze byłaś przy nas. – Powiedziała uśmiechnięta Bonnie czułam łzy, które napływają mi do oczu.
- Koniec tego rozklejania. Idź się szykuj. – Wskazał na drzwi Stefan.
W wampirzym tempie znalazłam się w swoim pokoju i zaczęłam doprowadzać się do porządku. Chociaż bolały mnie słowa i czyny, które wyrządziłam moim przyjaciołom, musiałam to teraz wszystko naprawić.

Elena:
Ucieszyłam się widząc przyjaciółkę w dobrym stanie. Do jej oczu powróciła radość z życia. Nawaliłam, jako przyjaciółka i od teraz mam zamiar być wzorem do naśladowania.  Bonnie była tego samego zdania, dlatego zaplanowałyśmy na wieczór coś specjalnie dla Caroline. Minęło może pół godziny a przyjaciółka wróciła do salonu.
- Wow, Caroline jak zwykle wyglądasz idealnie. – Uśmiechnęłam się.
- Ok, to co chcecie robić? – Zapytała melodyjnie.
- Najpierw idziemy do Grilla. Na kawę i takie tam. A wieczorem zapraszam do mnie. Na wieczór z głupimi filmami i się nawalimy. Jak kiedyś. – Byłam podekscytowana tym pomysłem.
- No nie wiem dziewczyny. – Wiedziałam, że blondynka będzie miała wątpliwości. Spojrzałam na Stefana i Damona.
- Powinnaś iść się rozerwać. – Stwierdził Stefan.
- Tak idź, odwiozę cię wieczorem. W sumie my też chcemy zrobić sobie męski wieczór. – Uniósł ręce do góry brunet.
- Dobra to wieczór mamy dla siebie. – W końcu się zgodziła.
Wyszliśmy w czwórkę z pensjonatu kierując się do Grilla. Caroline wydawała się być szczęśliwa, ale nie była by sobą gdyby coś nie zaprzątało jej myśli. Szturchnęłam ją lekko.
- O czym tak uciążliwe myślisz? - Zapytałam.
- O wszystkim i o niczym, wiesz tak sobie. – Uśmiechnęła się dość gorzko. Objęłam ją ramieniem.
- Będzie ok. Ważne, że odzyskałyśmy swoją przyjaźń. – Próbowałam wesprzeć ją na duchu i chyba się udało, bo dziewczyna ożywiła się.
- Dziękuję. – Odpowiedziała.
- Dalej gołąbeczki. – Zawołałam Bonnie i mojego brata, którzy ociągali się niemiłosiernie. W końcu weszliśmy do Grilla i zamówiliśmy kawy.

Klaus:
Siedzieliśmy już kilka godzin w Grillu i wspominaliśmy chyba wszystkie najgłupsze wybryki Kola, było całkiem zabawne. Powoli zaczęło mi się już nudzić, kiedy, wszedł Dream Team wraz z moją ukochaną.
- Proszę, proszę Caroline. Jak zwykle wygląda apetycznie. – Spojrzał w moją stronę Kol
- Zamknij się zanim wyrwę ci język. – Odparsknąłem na niego, on tylko podniósł ręce w geście obronnym
- Kol czy ty kiedyś dorośniesz? – Zapytał Elijah.
- A czy ty kiedyś przestaniesz zachowywać się jak stary wapniak. – Zadrwił z niego Kol a ja się zaśmiałem.
Po może kilkunastu minutach zobaczyłem jak Caroline wychodzi do łazienki. Postanowiłem pójść za ciosem.
- Wybaczcie mi muszę iść. – Spojrzałem na nich wymownie. – Możecie uspokoić zbuntowanych nastolatków Caroline niedługo wróci.
Poszedłem za Caroline, kiedy wychodziła z łazienki chwyciłem ją w ramiona i zniknęliśmy. W wampirzym tempie znaleźliśmy się na polanie tuż przy wodospadzie dopiero wtedy ją puściłem, widziałem zdenerwowanie w jej oczach, rozśmieszało mnie to.
- Czy tobie już kompletnie odbiło. -Zdenerwowała się mocniej niż myślałem.
- Chciałem tylko porozmawiać. – Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- To trzeba było umówić się na kawę jak normalny człowiek, wiesz jak to się nazywa? – Wykrzyczała mi to prosto w twarz. – To się nazywa porwanie.
- Kochana nie denerwuj się. – Zaśmiałem się.
- Czego chcesz? – Spiorunowała mnie wzrokiem.
- Jak się czujesz? – Podszedłem do niej bliżej.
- Świetnie, a teraz jeszcze lepiej. Zwłaszcza po twoim porwaniu. – Uśmiechnęła się ironicznie. Nie mogłem oderwać od niej oczu.
- Czy aż tak trudni spędzić ci ze mną trochę czasu? – Odpowiedziałem zrezygnowany
- Tak! To znaczy nie. Ale mogłeś zapytać. – Wreszcie się uspokoiła.
- Ale tak jest zabawniej. – Wzruszyłem ramionami. – Caroline jak się czujesz?
- W porządku, lepiej niż wczoraj. – Stwierdziła, ale ja wiedziałem, że dalej to wszystko ją męczy. Widziałem, że widok, jaki ma przed sobą robi na niej wrażenie.
- Pięknie tu prawda? – Zapytałem widząc jej spokój malujący się na twarzy.
- Tak, dlaczego mnie tu zabrałeś? – Zapytała dość dociekliwie.
- żeby móc się nacieszyć twoja obecnością. – Podszedłem jeszcze bliżej. – Chcę być przy tobie Caroline.
- Dlaczego? – Uniosła głowę i spojrzała na mnie świdrując jakby moją duszę.
- Bo jesteś piękna i chcę mieć cie przy sobie już na zawsze. – Przyciągnąłem ją do siebie korzystając z jej zaskoczenia.
- Klaus przestań, mieliśmy być przyjaciółmi nie psuj tego. – Pokręciła głową bezradna, położyłem dłonie na jej biodrach, była taka krucha i w tej chwili tylko moja.
- Nie opieraj się temu wiem, że czujesz to samo, co ja.
- Nie mogę, zapomnieć o złych rzeczach, jakie zrobiłeś, łapię się na tym, że ja dla ciebie też bym mogła robić wiele złych rzeczy. Nie chce być zła. – Właśnie odsłoniła przede mną swoje serce, uśmiechnąłem się.
- Nigdy nie będziesz zła Caroline Forbes. Jesteś najszlachetniejszą osobą, jaką znam. – Nie czekając dłużej wpiłem się w jej usta. Całując ją namiętnie, wkładając w ten pocałunek całe moje serce, które oddałem tej wątlej dziewczynie. Tym razem oddała mi pocałunek, włożyła w nie uczucie, jakie miała teraz w sobie. Złość, strach i pożądanie. Po chwili oderwała się ode mnie oddychając głęboko.
- Nie mogę przepraszam. – Pokręciła głową i zniknęła.

Znów mi się wyślizgnęła, ale nie na długo. Droga, którą przebywałem do jej serca stawała się coraz krótsza, Uśmiechnąłem się i wróciłem do domu.

                                                                                     
Komentujcie kochani :)  
Zapraszam  też na mój drugi blog, gdzie dzisiaj pojawił się nowy rozdział. 

poniedziałek, 14 października 2013

Chapter 14.

Caroline:
Nie chciałam mieć dłużej na głowie tego idioty Damona. Od początku był tylko moją przykrywką. To było nawet zabawne jak plątał się, próbował ukryć, że nic nie kombinuje. Ale wiedziałam od samego początku. Chcą sprowadzić na mnie znowu to całe cierpienie a na to nie mogłam pozwolić. Wyszłam z baru i dla pewności spuściłam powietrze z kół samochodu wampira. Wybrałam się na spacer. Szłam po ulicy, w końcu zatrzymałam czarnego mustanga GT. Właściciel sam mi go oddał, oczywiście musiałam użyć hipnozy. Wsiadłam i po prostu jechałam przed siebie. Zostawiając Mystic Falls i tą bandę nieudaczników za sobą. Włączyłam muzykę i zaczęłam śpiewać w samochodzie, aż poczułam silne uderzenie. Zatrzymałam się. Wysiadłam, a coś przygniotło mnie do samochodu odwróciłam się i spojrzałam. To był Marcel. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na niego.
- Caroline. Miło cię widzieć. Mam nadzieję, że nie masz mi zaszłe tego, co się stało w Nowym Orleanie? – Wyszczerzył zęby w uśmiechy.
- Jest mi to obojętne. – Odsunęłam go od siebie, Odrzucając wspomnienia.
- Co tobie się stało? Co z twoją delikatnością? – Mężczyzna spojrzał mi w oczy.
- Wyparowało. – Odpowiedziałam złośliwie. Nie miałam ochoty na nocne pogaduszki.
- Caroline Forbes, wyłączyła człowieczeństwo. – Zaśmiał się ciemnoskóry wampir i klasnął w dłonie. – Dlaczego to zrobiłaś?
- Bo miałam taki kaprys. – Właściwie, wysyczałam. Kiedy spojrzałam na niego w głowie pojawił mi się pewien pomysł.
- Uuuu waleczna jak zawsze. Może teraz zabawimy się razem w Nowym Orleanie? – Zaproponował jak zwykle pewny siebie.
- Czemu nie. – Stwierdziłam. – Tylko, że w Mistic Falls są wszystkie moje rzeczy. Jeśli się tam pojawię wiesz, co się stanie.
- Wszyscy twoi znajomi będą chcieli żeby wróciła stara dobra Caroline. – Otworzył mi drzwi do samochodu. Wsiadłam od razu. – Pojadę z tobą wyciągnę cię z tego w razie problemów.
- Na to liczyłam. – Powiedziałam pod nosem uśmiechnęłam się sama do siebie a mój plan właśnie wchodził na dobra drogę.
Z piskiem opon ruszyliśmy w stronę domu. Wampir przez całą drogę zanudzał mnie opowieściami o swoim królestwie i rodzinie, jaką tam tworzył, nie umknęło mojej uwadze, że wspomniał jak bardzo się cieszy, że będzie miał przy sobie kogoś takiego i z czasem stanę się tam królową. Nie potrzebowałam do tego jego. Sama zdobędę to, co chcę. Nie koniecznie w Nowym Orleanie.

Damon:
Kiedy ocknąłem się blondynki już nie było, tak jak powietrza w kołach mojego samochodu. Wściekły uderzyłem w dach auta. Nie pozostało mi nic innego jak dostać się pensjonatu w wampirzym tempie. Kiedy w końcu tam dotarłem wszyscy zgromadzeni spojrzeli na mnie pytającą. Oddychałem ciężko, wziąłem whisky i napiłem się. W końcu Bonnie przerwała ciszę.
- Gdzie Caroline?
- Nie mam zielonego pojęcia. – Byłem zły na nią, a przede wszystkim na siebie, bo straciłem czujność.
- Damon miałeś ją tylko pilnować. – Wydukał Stefan.
- Skręciła mi kark i spuściła powietrze z samochodu. – Byłem zrezygnowany, co mogłem więcej powiedzieć.
- Stracił czujność. – Zabrał głos mieszaniec. – Dlatego cię wzięła. Odwróciła twoją uwagę. Co zrobiła? Huh?
- Zdaje się, że zaproponowała niezobowiązujący seks i pocałowała. – Skrzywiłem się, bo dopiero teraz zrozumiałem, jaki byłem naiwny i jak łatwo dałem się omamić. Chociaż mamiłem ją tym samych. Zemściła się a to nie koniecznie był dobry znak. Wszyscy milczeli ze zdziwienia, tylko Klaus się zaśmiał.
- Dałeś się zrobić jak dziecko. Duży zły wampir, którym starasz się być dał się wykorzystać nastolatce. – Zaklaskał w dłonie.
- To, co teraz robimy. – Zapytałem ignorując, Mikaelsona.
- Czekamy kiedyś wróci. – Skwitował Elijah swoim poważnym głosem.

Klaus:
Moja ukochana była sprytniejsza niż przypuszczałem. Wiedziałem, że jest bystra i potrafi sobie radzić, ale że przechytrzy Damona tego się nie spodziewałem. Najtrudniejsze były przeciągające się minuty oczekiwań. Ile to mogła trwać? Kilka minut, dni, a może nawet lat. Nieustannie popijałem whisky. Do mieszkania wparował ktoś, kogo się nie spodziewałem.
- Mam dla was rewelację. – Zaczął, po czym znalazł się w centrum zainteresowania.
- Kol. – Wycedziłem przez zęby. Skoro on tu był to coś z Marcelem musi być nie tak. – Co się stało?
- Caroline wraca właśnie do miasta. Zgadnijcie, z kim? – Zadał pytanie w sposób teatralny jakby to był jakiś teleturniej.
- Z Marcelem. – Stwierdziłem, czując narastającą złość w sobie.
- I o to zwycięzca. – Zadrwił po raz kolejny mój głupawy brat.
- No to mamy kłopot. – Wzruszył ramionami Damon.
- Jerremy wypij werbenę. Po za tobą wszyscy jesteśmy wampirami i jest wiedźma a jesteś w niebezpieczeństwie. – Powiedział młodszy Salvatore, podając mu flakonik z werbeną.
- To ten dupek, który więził Caroline? – Zadała jakże błyskotliwe pytanie, Elena.
- Dokładnie ten sam. –Odpowiedział jej Stefan.
- Zabrała go celowo, wie, że będziemy chcieli jej przywrócić człowieczeństwo. Wzięła ze sobą 800 letniego ochroniarza. Dobre posunięcie z jej strony. – Wypiłem do dna kolejną szklankę bursztynowego trunku.
- Nie możemy zostawić jej w rękach tego psychopaty. – Ze zdenerwowania zanosiła się Elena.
- Nie zostawimy jej. – Powiedział Elijah, po czym uśmiechnął się mikroskopijnie.
Po kilku godzinach do pensjonatu dumnie ni czczym paw wmaszerowała Blondynka w raz z ciemnoskórym wampirem.
- Miło was widzieć. – Zaśmiał się chłopak.
- Caroline, możemy porozmawiać? – Zaproponował Stefan, lecz dziewczyna nie zwróciła na niego uwagi, przyglądała się wszystkim. Ale nic nie mówiła.
- Caroline przyjechała się spakować. – Oznajmił Marcel, szczerząc śnieżnobiałe zęby.
- Wyjeżdżam do Nowego Orleanu. – Zabrała glos dziewczyna. – Chcę być królową.
Nagle podeszła do Marcela, i przywarła go do ściany całując na Miętnie. Poczułem ból ściskający moje serce, odwróciłem się. Nie chciałem, żeby ktokolwiek zobaczył mój ból. Skinąłem na Stefana a on na młodego Gilberta, który następnie rozciął sobie rękę. Usłyszałem krzyk Marcela. Odwróciłem się, kiedy zobaczyłem rękę mojej ukochanej w torsie mojego wroga, uśmiechnąłem się szeroko.
- To, że nie mam żalu, nie znaczy ze zapomniałam.  – Powiedziała na ucho swojemu dawnemu oprawcy.

Caroline:
Wyrwałam serce Marcela, to trwało chwilę. Teraz Nowy Orlean będzie bez króla. Klausowi będzie ciężej go zdobyć. Chciałam pokrzyżować mu plany. Zrobiłam to bez mrugnięcia okiem. Kiedy podeszłam do barku nalałam sobie drinka.
Wszyscy zgromadzenia wpatrywali się we mnie.
- Co się gapicie? – Zapytałam. Czułam, że zaraz się zacznie.
- Przez ciebie, wracałem do domu pieszo. -  Zarzucił mi Damon.
- Spacery to samo zdrowie. – Wtedy wyczułam krew Gilberta. Instynktownie wgryzłam się jego szyję. Krew napływała mi do gardła, a z nią palące uczucie. Ból miliona żyletek rozsadzała moją głowę.
- Werbena. – Wykrzyczałam osuwając się na zimie. Widziałam ciemność. Zrobiło się czarno. Musiałam stracić przytomność. Po chwili rozbłysnęło światło. Czerń zmieniła się na biel. Po chwili byłam w swoim pokoju.
- Co tu się dzieję. – Powiedziałam do siebie i niepewnie zeszłam do salonu. Byłam sama.
Po chwili do pensjonatu wszedł Tyler.
- Co ty tu robisz?
- Przyszedłem cię odwiedzić. - Odpowiedział uśmiechając się jak dawniej.
- Ty nie żyjesz, Klaus cię zabił.
- A ty wyłączyłaś uczucia, wróć do nich. Potrzebujesz ich a oni ciebie. Są przyjaciółmi. Mnie nie było przy tobie a oni tak. Nie zostawiaj ich tak jak oni potrzebują ciebie.
Po chwili zniknął, do oczu napłynęły mi łzy. Skorupa we mnie pękała, więc potrząsnęłam głową, aby odgonić te smutne myśli. Po chwili weszła Bonnie i Elena.
- To Damon prawda, on jest w moje głowie. – Wysyczałam.
- A czy to ważne? – Uśmiechnęła się Elena.
- Mamy wyjechać na studia, żyć jak normalni ludzie. To wszystko możliwe. – Tłumaczyła Bonnie.
- Wystarczy, że wrócisz i będzie jak dawniej. – Dokończyła za nią ciemnowłosa dziewczyna. Ale ona także znikły, wydawały się być spokojne. Nagle pojawił się Klaus.
- Skorupa pęka, co kochana?
- Odwal się. Nie chce cię widzieć. – Krzyknęłam na niego.
- Powiedz mi, dlaczego wyłączyłaś uczucia. – Był dociekliwy to mnie denerwowało.
- Bo czułam że powinnam ci wybaczyć. Bo czuje coś do ciebie a nie chce to jest złe.
- Każdy ma prawo do uczuć. Zależy mi na tobie. Włącz uczucia.
- Za późno za dużo osób skrzywdziłam, aby móc z tym żyć. A poza tym nie chce zakochać się w tobie. Odejdź proszę.
- Włącz uczucia a poradzimy sobie z tym zaufaj mi.
Wszystko się rozmyło. Złapałam oddech a wszyscy byli wokół mnie, uklęknęłam i zaczęłam płakać. Cała paczka emocji spadła na mnie na raz. Nie mogłam się uspokoić. Poczułam dotyk Klausa.
- Zostaw mnie, nie dotykaj. – Krzyknęłam. Stefan zmusił mnie abym mu spojrzała w oczy.
- Caroline, skup się na czymś dobrym. Pomyśl o jednej emocji i skup się na niej. Zduś wszystko to, co złe. Pomyśl o przyjaźni. Łap tylko te dobre chwile. – Stefan cały czas mówił, ale do mnie to nie docierało.
- Nie, nie mogę, nie potrafię. – Trzęsłam się. Nie mogłam się skupić, kiedy wszyscy na mnie patrzyli.
- Potrafisz jesteś silna, odnajdź tylko w sobie tą siłę. – Elijah powiedział to i wytarł moje łzy. Wstałam powoli.

- Przepraszam was za to wszystko, ale chce być sama i odpocząć. – Skierowałam się do pokoju. Położyłam się. W głowie miałam to wszystko co mówił Stefan. Po długich minutach zapadłam w sen.

                                                                                                     
Czekam na komentarze, wiem że rozdział nie jest zachwycający. Liczę chociaż na kilka osób którym się spodoba. 
Kolejna NN jakoś pod koniec tygodnia. 
Zapraszam też na mój drugi blog, nowy rozdział dzisiaj lub jutro. 

czwartek, 10 października 2013

Chapter 13.

Caroline:
Zgłupieli do reszty, czy co? Naprawdę Stefan myślał, że jak przyprowadzi pierwotnego wampira, który pstryknie palcami naprawi mnie, a ja posłusznie włączę człowieczeństwo. Usiadłam na kanapie, rozkazując mojemu pomocnikowi zrobić mi drinka. Był zahipnotyzowany robił, co chciałam. To było takie zabawne. Nie czułam bólu ani smutku, żalu, cierpienia. Czułam radość, nic nie mogła mnie powstrzymać przed spełnianiem moich zachcianek. Kto kol wiek by to robił zginął by a ja nie miałabym wyrzutów sumienia.
- Idziecie na imprezę dzisiaj? – Zadając to pytanie rozejrzałam się po zebranych. – Chyba nie chcecie puścić stukniętej wampirzycy samej w miasto.
- Ja pójdę, jeśli nikogo nie zjesz, w grillu o mało, co nie zjadła zakochanej pary. – Powiedział Damon.
- Przestań przecież ci się to podobało. – Wzruszyłam ramionami.
- Tak, ale nie w miejscu publicznym. – Odpowiedział brunet.
- Dobra wyjdę na zewnątrz. – Wzruszyłam znudzona ramionami. – A wy?
- Niestety Caroline, ani my ani ty nie idziesz nigdzie. – Powiedział opanowany Elijah, Stefan się tylko przyglądał. – Na pewno nie w twoim stanie.
Zdjęłam koszulę Damona i oddałam ją, stanęłam przed nimi w samej bieliźnie, ale to było mi obojętne. Kiedy chciałam przejść na schody, aby skierować się do pokoju, za ramiona chwycił mnie Stefan.
- Wyjdę czy wam to się podoba czy nie. – Uśmiechnęłam się.- Trzech facetów, jeden oszołomiony chłopak i dziewczyna w samej bieliźnie, gdyby ktoś tu wszedł pomyśl jak to by wyglądało, więc radze ci puść mnie.
- Car, proszę cię włącz uczucia. – Niemal błagalnym głosem powiedział Stefan.
- Nie mam na to ochoty, odsunęłam się od wampira, i w chwilę stanęłam przy moim ludzkim znajomym, złamałam mu kark, w ułamku sekundy. Wszyscy patrzyli na mnie jak na kogoś do naprawienia.
- Widzicie, to wasza wina. Dajcie mi spokój. No i trochę jego, bo mi się znudził.
Wyminęłam ich i poszłam do siebie. Wzięłam długą kąpiel. Bawiło mnie ich podejście. Każdy z nich przeszedł przez walkę z uczuciami, ale to ja jestem ta zepsuta, wymagająca naprawy. Uszykowałam sobie krótką sukienkę z dużym dekoltem, wysokie szpilki i zrobiłam mocny makijaż.

Elijah:
Wróciłem do domu, musiałem porozmawiać z moim bratem. Wciąż widziałem dobrą stronę Caroline, musieliśmy postanowić, co zrobić za nim utracimy ją na dobre. W tym momencie przypominała mi Kathrine, pomimo całej miłości, jaką ją darzyłem nie udało mi się ocalić jej iskierki człowieczeństwa. Nie udało mi się jej pomóc ocalić ją, nie chciałem tego samego dla blond wampirzycy. Wszyscy mieliśmy wrażenie, że czego się nie dotknie zmienia to na lepsze. Dla Klausa była idealna, nap przestrzeni lat zmieniał się w coraz większego potwora, gdy na jego drodze stanęła młoda wampirzyca stawał się lepszą osobą, chociaż to było trudne.
- Klaus. – Zawołałem przechodząc przez próg.
- Co z nią. – Stanął nagle przede mną. Podszedłem do barku i nalałem sobie Burbon do szklanki.
- Cóż nie jest dobrze. – Zacząłem popijając alkohol. – Zabiła na naszych oczach chłopaka, bo jak twierdzi znudził jej się. Co dziwne jedyną osobą, którą zamierza tolerować jej Damon. W każdym bądź razie, nie ma zamiaru włączyć człowieczeństwa.
- Może, dlatego, że on zawsze był dupkiem? A może, dlatego, że jego krew ją przemienił. -  Stwierdził Nik, uderzając ręką w stół.
- Myślę, że to, dlatego bo Damon nie ocenia nikogo zawsze żył według swoich zachcianek a Caroline teraz też chce tak żyć. – Dodałem dopijając bursztynowy płyn.
- A zauroczenie? – Zapytał z nadzieją w głosie.
- Werbena. – Wzruszyłem bezradnie ramionami. Kalus wstał i zaczął nerwowo przechadzać się po salonie.
- Co nam pozostało, nie odzyskam jej zmuszając jej siłą. – Podniósł głos rozpaczy.
- Salvatore coś wymyśla, są ekspertami w dziedzinie włączania i wyłączanie swojego człowieczeństwa. Sprawdźmy lepiej, co u Kola i naszej siostry.
Poklepałem go po ramieniu, tylko inne problemy mogły oderwać uwagę od Caroline. Po chwili Klaus poszedł do swojej pracowni, tam zawsze potrafił się uspokoić, wyładować energię.

Stefan:
Już przez jakiś czas siedziałem i rozmyślałem, co tu zrobić, aby ocalić przyjaciółkę przed wiecznym poczuciem winny. Jednak od dłużej chwili nie przychodziło mi nic innego na myśl jak zamknąć ją w piwnicy i powoli spuszczać z niej krew tak jak robiła to ze mną Lexi. Caroline mogła sobie nie poradzić z falą zalewającą jej umysł, to mogłoby być jeszcze gorsze w skutkach niż powolne przywracanie jej uczuć. Damon poszedł pozbyć się ciała i dość długo go nie było. Po kolejnych minutach wrócił do domu, ale były z nim Elena i Bonnie i Jeremy.
- Spotkałem ich po drodze. Uparli się nic nie mogłem zrobić. – Wzruszył beztrosko ramionami i nalał sobie whisky.
- To nie jest odpowiednia pora. – Wstałem i wsunąłem ręce do kieszeni.
- Stefan to jest nasza przyjaciółka. – Z nieudawanym przejęciem wydusiła Elena.
- My też się z nią przyjaźnimy. – Podszedłem do trójki przyjaciół.
- Może to nie jest taki zły pomysł, kiedy zobaczy tą pokręconą bandę, może ruszą się w niej uczucia. No wiesz przypomni sobie o marzeniach i tym całym steku bzdur. – Zabawnie gestykulował to Damon.
- Na pewno tak będzie. – Potwierdziła Bonnie.
- Nie damy jej się zatracić w tym czymś, cokolwiek to jest. – Skrzywił się młody Gilbert.
- Dobra spróbujmy – Zgodziłem się.
- Nie, kompletnie to się nie uda. – Wydobył się stanowczy głos Caroline, schodzącej ze schodów. Jej makijaż jej wygląd. Wszystko było inne, takie ciemne. To nie była ona.
- Caroline. – Nie pewnie podeszła do niej Elena. Reszta przyjaciół też nie śmiele patrzyła na blondynkę.
- Co chcecie nie mam czasu? – Stwierdziła bez zahamowań.
- To twoi przyjaciele, chcą spędzić z tobą trochę czasu. – Próbowałem jej wytłumaczyć spokojnie i powoli.
- Czy wyglądam ci na opóźnioną? Chcecie żeby mnie wzruszyli, żebym zaczęła czuć. – W tym momencie, gdy mówiła te słowa wiedziałem, że dziewczyna całkiem wyzbyła się uczuć. Zwiesiłem głowę.  – Nie to nie możliwie, bo nie chce tego.
- Caroline, porozmawiaj z nami. Masz nas jakoś się z tym uporamy. – Prosiła Bonnie.
- Teraz chcesz rozmawiać, strasz się odzyskać moje uczucie. Jaka ironia, skoro widziałaś we mnie potwora od samego początku. Nie przejmowałaś się, co się ze mną działo, teraz też nie masz do tego prawa. – Kontynuowała dziewczyna.
- To nie tak, wszyscy się zmienili. Daj szansę naprawić nam to, co się popsuło. – Elena miała już łzy w oczach.
- Następna święta się znalazła. Ty, kiedy miałaś braci Salvatore, interesowało cię jedynie to. Dbałaś jedynie o siebie. A kiedy miałaś problem po prostu wykluczałaś mnie z niego.
- Caroline, daj spokój zanim będziesz żałować. – Tym razem zabrał głos Jeremy.
- Już żałuję, że miałam takich przyjaciół jak wy. – Uśmiechnęła się i zabierając swoje rzeczy zabrała się do wyjścia. Pokazałem Damonowi żeby poszedł razem z nią. On też tak zrobił.
- Nie ma już dla niej ratunku? – Zapytała Bonnie.
- Właśnie wpadłem na pewien pomysł, ale musicie uzbroić się w chwilę cierpliwości.
Moi towarzysze skinęli głowami. Napisałem do Klausa, aby się zjawił i do Damona, aby wydłużył ich pobyt w barze. Siedzieliśmy praktycznie w ciszy do momentu, kiedy do pensjonatu nie wszedł Klaus wraz z bratem.
- Widzę, że Dream Team też nic nie wskórał. – Z pogardą w głosie powiedział mieszaniec.
- Nie, ale wiemy już, co zrobić. – Uśmiechnąłem się.
- No mów wreszcie. – Rzuciła się Elena.
- Spokojnie dowiecie się wszystkiego. Ale za moment. Potrzebujemy wszystkich. Wy będziecie potrzebni, do przywrócenia jej człowieczeństwa. – Zacząłem do trójki przyjaciół. – A wy, do pilnowania, aby się wszystko udało. – To powiedziałem do pierwszych…

Damon:
Kiedy tylko dogoniłem dziewczynę wsadziłem ją do samochodu. Później zaś dostałem sms`a od Steffka. Wtedy zaś zmieniłem plany dotyczące naszej podróży. Wywiozłem ją za miasto do jednego z bary w Atlancie. Około godziny drogi, ale mieli czas żeby przygotować wszystko.
- Odbiło ci. Wiesz gdzie jest Grill? – Zasyczała.
- Chcesz mieć na głowie Stefana, albo któregoś z pierwszych. – Spojrzałem w jej oczy, były niespokojne.
- Wiesz, zaletą wyłączonych uczuć jest to, że wisi mi to. – Uśmiechnęła się sztucznie.
- Męczyliby cie tylko żebyś włączyła człowieczeństwo. – Musiałem sprawić, że zaufa mi w jakikolwiek sposób jest to możliwe w tej sytuacji.
- A ty? Nie będziesz mi smęcił? – Zapytała beznamiętnie.
- Nie jestem w dobry w robieniu wykładów. Pokaże ci prawdziwe uroki wampiryzmu skoro jesteś wyzwolona, może być zabawnie. Tu przynajmniej nie będziemy musieli po sobie sprzątać. Skoro już wyłączyłaś emocje nie mogą cię od razu zabić Barbie.
- Więc dokąd?
- Do miejsca, w którym spędziłem lata 80-te. – Podjechałem na parking. Po chwili byliśmy już w środku. Zaczęliśmy pić przy barze 40- sto letnią whisky. Kiedy blondynka miała dość ruszyła na parkiet. W chwilę znalazło się wokół niej kilka potencjalnych ofiar, dlatego postanowiłem zadziałać. Podszedłem do niej, chwyciłem ją za rękę i obróciłem kilka razy przyciągając do siebie.
- Chcesz mi pokazać jak tańczyłeś w latach swojej świetności czy co? – Zaśmiała się, do wszystkiego podchodziła sceptycznie.
- Nie, myślisz, że tylko ty masz prawo do zabawy?
- Co się stało z twoją dobrą stroną na którą przeszedłeś? – Całkowicie mnie uziemiła tymi słowami.
- Robię sobie od tego wolne Caroline z resztą, kto się dowie o kilku ofiarach w tym barze, który jest omijany przez większość szarych ludzi? – Wzruszyłem ramionami.
Caroline odpuściła, pozwoliła sobie na kilka tanecznych rund ze mną, ale to nie przynosiło żadnych zmian w jej zachowaniu. Postanowiłem dać jej to, czego teraz pragnie – Krew.
- Wybierz kogoś. – Puściłem ją, aby znalazła ofiarę. Nie wybierała byle, kogo. Szukała przebierała, aż w końcu przyprowadziła do baru pewnego zdrowego chłopaka, w którym zatopiła swoje białe kły. Puściła go a on osunął na pół martwy na ziemię.
- Chciałeś się bawić, wiec mam dla ciebie niespodziankę. – Skinęła palcem o podeszła do mnie brunetka, za raną na szyi. Spojrzałem na przyjaciółkę.
- No co musiałam sprawdzić czy jest smaczna. – Uśmiechnąłem się i wgryzłem się w jej tętnice. Po chwili kazałem jej odejść.
- Na co masz teraz ochotę? – Zapytałem wampirzyce.
- To ty miałeś mi pokazać zabawę prosto z lat 80-tych. – Zwinnie wywinęła się od tematu.

Caroline:
Starania Damona były naprawdę słodkie. Myślał, że nie zauważę, że coś kręci. Nie bez powodu zabrał mnie z miasta. Reszta idiotów na pewno coś szykowała. Prędzej czy później coś na pewno wypapla. Spojrzałam na niego uśmiechając się szeroko.
- A co z Seksem bez zobowiązań? Zapytałam o mało, co nie zakrztusił się whisky.
- Wtedy każdy to robił – Uśmiechnął się szeroko.
- A ty? – Zaśmiałam się.
- Skarbie, wiesz chyba, że jestem bogiem seksu. – Stwierdził bez owijania w bawełnę.
- Więc dlaczego tego nie zrobimy? – Był taki naiwny. – Ty nic do mnie nie czujesz. Mi też jest to obojętne, układ doskonały.
Zaczęłam się so niego zbliżać a on zastygł w miejscu. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, był jak dziecko. Musnęłam delikatnie jego usta.
- Skoro takie jest twoje życzenie. – Wyjąkał. Pocałował mnie a ja się odsunęłam i zaśmiałam
- Dałeś się w robić. – Odeszłam na parkiet. Wyssałam życie jeszcze z dwójki ludzi. Kątem oka zauważyłam jak Damon namiętnie z kimś sms`uje. Wnioski nasunęły się same. Wróciłam do niego.
- Chcesz już wrócić do domu? – Zapytał mnie z udawana obojętnością.
- Nie koniecznie. – Wzięłam butelkę burbonu wypiłam całą zawartość. – Damon wiesz, co? Zmieniłam zdanie.
- W związku, z czym? – Spojrzał zaciekawiony.
- Z tobą. – Skręciłam mu kark bez namysły i odeszłam.

                                                                                                           

Kolejny rozdział do waszej dyspozycji. Czekam na opinie.

wtorek, 8 października 2013

Chapter 12.

Gdy wróciliśmy do domu miałem ochotę wszystko rozwalić. Musiałem jakoś rozładować gniew, który utkwił gdzieś we mnie głęboko. Nie wiedziałem jak poradzę sobie z natłokiem emocji, jakimi będę musiał stoczyć walkę, po tym jak powiem Caroline, co się stało. Nie mogłem przewidzieć tego, co zrobi, gdy dowie się, że jej były chłopak nie żyje. Właściwie to ta wiara w innych była silniejsza niż wiara w jej własne zdolności. Nawet, gdy ktoś skrzywdził Caroline, ona odnajdywała w nim pokłady dobroci i potrafiła mu przebaczyć. Bałem się, że nie będzie miała kolejnego powodu, aby wybaczyć mi.
- Niklaus. – Zawołał Elijah wybudzając mnie z natłoku myśli. – Mogę Ci jakoś pomóc?
- Sprawisz by Caroline nie cierpiała po raz kolejny? Że ból zniknie? Cofniesz to, co jej się przeze mnie przytrafiło?
- Nikt tego nie zrobi. Jest mądra. Będzie wiedziała, że to, co zrobiłeś dla niej. – Starał się mnie uspokoić, ale to nie pomagało.
- Nie powinna przez to przechodzić. – Odpowiedziałem.
- Nikt nie powinien. Przez życie każdego z nas przeszło zbyt wiele cierpienia.
- Dokładnie. I dla tego powinniśmy chronić przed tym tych, na których nam zależy. – Próbowałem to chyba bardziej wytłumaczyć sobie niż jemu. W końcu każdy z nas pragnął życia w wygodzie i pełnego spokoju. Od 1000 lat o tym marzyłem i za każdym razem, kiedy byłem blisko coś zawsze stawało mi na drodze do szczęścia. Może, dlatego byłem takim bezlitosnym potworem nieumiejącym ufać.
- Wszystko się ułoży. – Wsparł mnie na duchu. Ktoś tak prawy jak on był po mojej stronie, musiało to o czymś świadczyć. Skinąłem głową i poszedłem do siebie. To był długi dzień pełny najrozmaitszych trudności. Kiedy już uszykowałem się do spania niemal od razu zasnąłem.

Stefan:
Kiedy się obudziłem słońce było jeszcze w półmroku. Czułem się winny zawiodłem, jako przyjaciel i nie łatwo będzie mi spojrzeć w oczy Caroline. Z Tylerem łączyła ją wyjątkowa więź, po mimo tego, że się rozstali nie stracili tej więzi. Ona wspiera go w najtrudniejszych chwilach, on też był przy niej, dopóki nie wpływ Klausa. Im Mikaelson był bliżej tym sytuacja bardziej się gmatwała. To samo przeżywałem po stracie Eleny, cierpiałem i to bardzo. Teraz jednak jesteśmy przyjaciółmi a moje życie się ułoży. Teraz wystarczyło to wszystko pokazać Caroline. Po każdym takim zawodzie, pęka kawałek serca i znika na zawsze. To zmienia nas na całe życie. Ubrałem się i poszedłem na dół. Damon siedział w salonie i popijał whisky.
- Spałeś w ogóle? – Zapytałem.
- Ta… Nie dawno zszedłem. – Spojrzał na mnie. Nalałem whisky i usiadłem naprzeciwko niego.
- Caroline też wstała? – Byłem ciekaw czy gdzieś nie wyszła.
-  Nie widziałem jej jeszcze, może to i lepiej. – Powiedział wzdychając ciężko.
- Znowu, wchodzicie na wojenną ścieżkę. – Wysiliłem się na żart.
- Nie, dałem ciała. Gdyby nie to, że pozwoliłem jej wyjść z tym dupkiem, było by wszystko w porządku. – Powiedział Damon. On też miał wyrzuty sumienia.
- Musimy poczekać na to, co powie Caroline. – Nic nam nie pozostało jak jedynie czekać. Kiedy Caroline spała, czas dłużył się niemiłosiernie, krzątałem się z konta w kąt.
- To normalne, że tyle śpi? – Zaczął Damon.
- Straciła prawie całą krew, do tego miała jad wilkołaka, jak ty szybko byś się po tym podniósł. – Pokręciłem głową.
- Fakt. Tak o tym nie pomyślałem. – Kiwnął palcem unosząc jedną brew do góry.
Do Salonu weszła Caroline oboje wstaliśmy.
- Patrzycie na mnie jakbym była martwa. – Powiedziała, trochę tak wyglądała. Jej cera nie była tak świetlista jak zwykle. Nie było widać radości, jaką ma w oczach.
- Caroline… nie powinienem był …- Zaczął Damon.
- Daj spokój. – Przerwała mu. – Sama na tobie to wymusiłam. Zachowałeś się jak prawdziwy przyjaciel. To ja jestem głupia, bo zaufałam komuś, komu mogłam ufać dawno temu. – Do jej oczu zaczęły napływać łzy. Usiadłem obok niej i przytuliłem ją.
- Nie jesteś głupia. Po prostu widzisz w ludziach dobro, którego oni nie dostrzegają w sobie. – Dziewczyna wtuliła się mój tors, rozpłakała się. Nie mogłem tego znieść. Damon poszedł po krew do piwnicy i przyniósł jej. Wypiła od razu dwa woreczki. Później trzeci i czwarty.
- Jak się czujesz? – Zapytałem.
- Lepiej. – Skinęła głową nieznacznie. – Dziękuję wam za opiekę. Jesteście najlepszymi przyjaciółmi, jakich mogłam mieć.
-  Ty jesteś najwspanialszą przyjaciółką. – Stwierdziliśmy zgodnie. Nagle Blondynka poderwała się.

Caroline:
Przez te całe zamieszanie zupełnie zapomniałam o moim byłym chłopaku. Przecież się przyjaźniliśmy musiałam go odnaleźć i porozmawiać z nim. Przecież zrobił to tylko, dlatego że był zraniony. Nigdy by przecież by mnie nie skrzywdził.
- Co z Tylerem? – Byłam zdenerwowana, bracia popatrzyli na siebie.
- Caroline to nie odpowiednia chwila, powinnaś odpocząć. – Zaczął swoje przemowy młodszy Salvatore.
- Gdzie jest Tyler? – Byłam coraz bardziej zła. Podszedł do mnie Damon, ale się odsunęłam.
- Tyler nie żyje, wczoraj spotkała go kara za to, co ci zrobił. – Powiedział wchodzący Klaus. Spojrzałam na niego i oniemiałam. Nie wiedziałam gdzie mam patrzeć, ani co ze sobą zrobić.
- Jak mogłeś?  - Spojrzałam a do moich oczu napływały łzy.
- Caroline on próbował cię zabić. On prawie cię zabił! – Wtrącił się Stefan.
- Jak możesz, był także twoim przyjacielem Stefan. Damon akurat nic tutaj nie zawinił, bo nikogo nie lubi, ale ty. Obiecałeś mu pomóc, a pozwoliłeś mu umrzeć. – Po moich policzkach spływały łzy. Czułam się jak wierze w pułapce. Roztrzęsiona i całkiem sama, ból był potężny.
- Klaus nigdy więcej nie chcę żebyś stawał mi na drodze. – Spojrzałam na niego gniewnie cały czas wycierając łzy. Po chwili i tak spływały nowe.
- Caroline nie rób tego. – Powiedział, po chichu, chyba było mu żal tego, co się stało.
- Nie Klaus posunąłeś się za daleko, Tyler był przyjacielem, znaczył dla mnie o wiele więcej niż nieudany związek a ty mi go po raz kolejny odebrałeś, tym razem na zawsze. Nie chcę cię znać ani cię oglądać. – Wykrzyczałam podchodząc do Klausa.
- Nie żałuję tego, co zrobiłem! Wyrwałbym mu serce po raz kolejny. Nie żałuję tego, co się stało, żałuję, że nie zrobiłem tego wcześniej, wtedy by cie nie zaatakował. – Wykrzyczał mi to w twarz głośniej niż ja.
- Wyjdź stąd i nigdy tu nie wracaj. – Byłam wściekła, i wskazałam ręką na wyjście.
- Nie ty będziesz mówiła mi, co mam robić. – Już nie wytrzymałam, uderzyłam go w twarz jak najmocniej mogłam, nie panowałam nad tym. Hybryda odchylił głowę. Zawarczał i podszedł do mnie bliżej, z moich oczu ciekły łzy. Był wściekły. Damon odciągnął mnie do tyłu i przytuliła a naprzeciwko pierwotnego stanął Stefan.
- Klaus, wystarczy. Ona i ty musicie ochłonąć, więc lepiej jak już pójdziesz. – Wytłumaczył mu spokojnie, Mikaelson skinął głową i wyszedł. Upadłam na podłogę płacząc jak dziecko, które się przewróciło i nie potrafiło samo się podnieść. Miałam wrażenie, że zaraz pęknie mi serce. Przypomniało mi się jak Katherine opowiadała mi jak wyciszyć ból i cierpienie, nie musiałam wyłączać całego człowieczeństwa, wystarczy tylko niektóre uczucia. Udało się. Wytarłam łzy. Wstałam na nogi.
- Jestem głodna. – Stwierdziłam otrzepując się z kurzu.
- Caroline, co się właśnie stało. – Spojrzałam na zdziwione miny bracie Salvatore.
- Pomyślcie, przestałam płakać, nie obchodzi mnie śmierć Tylera, ale i tak was kocham. – Zrobiłam zastanawiającą minę.
- Wyłączyła część uczuć. – Stwierdził Damon.
- Brawo. – Uśmiechnęłam się.
- Ale Caroline, to nie jest lepsze rozwiązanie. – Znowu zaczął Stefan swoje umoralniające gadki.
- Dla mnie najwyraźniej jest, oboje to zrobiliście, nie macie prawa zabraniać mi tego. – Podeszłam do Damona i napiłam się whisky.
- Mam ochotę iść do Grilla, idzie ktoś? – Rozejrzałam się, jedyną chętną osobą, okazał się być Damon.
- Ja pójdę. – Uśmiechnął się i wyszliśmy.

Klaus:
Po powrocie do domu, byłem wściekły rzucałem wszystkim, czym się tylko dało. W kilka sekund zdemolowałem salon. Słowa, którymi wampirzyca mnie obrzuciła i jej zawiedziony wzrok to było zbyt wiele. Czy tak trudno zrozumieć, że pragnę jej bezpieczeństwa i szczęścia. Usiadłem bez radnie na fotelu, po chwili wszedł do środka Elijah.
- Aż tak źle? – Zapytałam wsuwając dłonie do kieszeni.
- Nawet gorzej. Spoliczkowała mnie. – Odpowiedziałem jeszcze zdenerwowany.
- Polubiłem ją właśnie jeszcze bardziej. – Oznajmił.
Do Salonu po cichu wszedł Stefan.
- Co tutaj się stało? – Zapytał.
- Niklaus, musiał rozładować energię. – Elijah.
- Caroline też to zrobiła. – Mówił z dziwnym podirytowaniem.
- Co masz na myśli. – Wstałem z fotela.
- Wyciszyła w sobie niektóre uczucia. Kathrine jej o tym kiedyś powiedziała. – Mówił.
- Musimy ją znaleźć. – Stwierdził Elijah.
- Jeżeli, nie włączy uczuć, te które zostawiła same się wyłączą a wtedy ją stracimy. Nie zapanuje nad tym. – Dokończył Stefan.
- Idę po nią. – Podszedłem do drzwi
- To nie jest dobry pomysł. To przez ciebie je wyłączyła. Chodź Stefan, pomożesz mi. – Zaprosił go Elijah. Po chwili wyszli, znowu zostałem sam. Nie miałem pojęcia jak pomóc komuś, kogo kocham, tak kochałem ją. Moja obecność przynosiła jej tylko ból i rozczarowanie. To bolało nawet takiego potwora jak ja.

Stefan:
Razem z Elijahem szukaliśmy wszędzie Caroline i mojego brata, ale nie mogliśmy ich znaleźć. W Grillu ich nie było, dzwoniłem do Bonnie, ale z Eleną, urządzały pokój a akademiku. W końcu pojechaliśmy do pensjonatu.
Damon siedział i pił whisky z butelki.
- Gdzie Caroline? – Zapytałem, Damon wskazał na stół, na którym tańczyła, było to widać dopiero, gdy weszliśmy w głąb salonu. Na kanapie siedział jakiś mężczyzna. Caroline miała na sobie jedynie bieliznę i koszulę Damona.
- Hej. – Pomachała, nie przerywając zabawy.
- Co się tu właściwie dzieje? – Zapytał Elijah. Damon z niekrytym zadowoleniem spojrzał na nas.
- To jest Jim. – Wskazał na chłopaka. Caroline zeskoczyła i podeszła do nas.
- Jim poczęstuj też ich. – Rozkazała chłopakowi. A on podszedł z wyciągniętym nadgarstkiem w naszą stronę.
- Caroline, co ty robisz. – Zapytał Elijah.
- Jestem wampirem mam dość krwi z torebki, a najlepsze jest to, że nie mam poczucia winy. – Zaśmiała się i klasnęła w dłonie. – Nie chcecie wasza strata.
- Czy możemy przejść się i porozmawiać? – Po raz kolejny zadał pytanie pierwotny.
- Nie, jestem teraz zajęta. Przyjdź jutro albo za 100 lat. – Wzruszyła ramionami i chciała odejść, ale Mikaelson ją złapał.
- Czemu wyłączyłaś uczucia?
- Żeby nie czuć, że powinnam wybaczyć twojemu bratu. – Odpowiedziała jak na spowiedzi. Elijah postanowił użyć zauroczenia.
- Włącz wszystko, co wyłączyłaś. – Powiedział. Dziewczyna tylko się zaśmiała.

- Zapomnij, jestem na werbenie. 

                                                                                                              

Nowy rozdział. Co myślicie? 
Nowy pojawi się może na koniec tego tygodnia. Zależy jak będzie z moją weną. 
Zapraszam też na mój drugi blog :)
Pozdrawiam. 

piątek, 4 października 2013

Chapter 11.

Caroline:

Obudziłam się, z delikatnym bólem głowy. Znowu się załatwiłam na amen. Wampirzyca z kacem do tego to chyba tylko ja byłam zdolna. Ale zaraz, zaraz nie leżałam na poduszkach i nie w swoim pokoju. Otworzyłam oczy i spojrzałam do góry, nad sobą widziałam uśmiechniętą twarz Damona. Powoli podniosłam się i spojrzałam na niego.
- Dzień dobry słoneczko. Nareszcie się obudziłaś. – Powiedział spokojnym głosem.
- Która jest godzina? – Zapytałam ziewając.
- Dochodzi 12, zasnęliśmy wszyscy nawet Stefan spał na fotelu. Wypiliśmy chyba cały alkohol, swoją drogą masz niezły spust dziewczyno. – Zaśmiał się brunet wstając. Rzuciłam w niego poduszką.
- Gdzie Stefan? – Zapytałam puszczając jego uwagę mimo uszu.
- Poszedł po zapasy krwi do szpitala. – Odpowiedział. Wstałam kierując się do góry.
- Idę się wykąpać. – Powiedziałam Damonowi.
- Jakbyś potrzebowała pomocnej dłoni do umycia pleców, wołaj jestem w pobliżu. – Zaśmiałam się i spojrzałam na niego.
- Dzięki, jednak poradzę sobie. – Zrobił tylko smutną minę, a ja poszłam do siebie.
Włączyłam muzykę prawie na cały regulator, otworzyłam drzwi do łazienki, napuściłam wodę do wanny, rozebrałam się i wzięłam długą relaksującą kąpiel. Czułam ze już nic mi się złego nie stanie. Wszystko układało się idealnie. Byłam dumna, że wyjaśniłam sobie wszystko z Klausem i z Damonem. W końcu miałam czas dla siebie, i dla moich szalonych przyjaciółek. W wannie spędziłam chyba godzinę. Ubrałam się w delikatną i zwiewną sukienkę, zrobiłam delikatny makijaż. Wróciłam do pokoju i wyłączyłam muzykę. Usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Jakiś nieznajomy numer przysłał mi mms`a. Kiedy zobaczyłam zdjęcia, normalnie zdębiałam. To byłam ja, wczoraj w Grillu nawet dzisiaj w łazience, kiedy byłam we wannie i się malowałam, gdy się rozbierałam. Co to ma być do cholery pomyślałam, byłam zdenerwowana. Pomyślałam wtedy o Damonie, może to jego wygłupy. W wampirzym tempie znalazłam się w salonie, Stefan też już był na miejscu.
- Co ty sobie myślisz do cholery?! – Wykrzyczałam patrząc na Damona. Oboje ze Stefanem spojrzeli na mnie zmieszani.
- Nie wiem, o co ci chodzi. – Powiedział całkiem poważnie brunet.
- Jasne nie wiesz?! Bo zawsze jesteś niewinny ?
- Zawsze nie, ale teraz tak. – Odpowiedział cwaniacko.
- Caroline, co się stało? – Zaczął spokojnie Stefan, podałam mu telefon.
- Zobaczcie na mms`y. Dostałam dosłownie chwile temu. – Usiadłam załamana na kanapie. Przeglądali telefon w skupieniu.
- Kto ci to przysłał? –Zapytał, Steff.
- Gdybym wiedziała, kto to nie ze świrowałabym i nie napadła na twojego brata. – Wzruszyłam ramionami, czułam jak gotuję się od środka.
- Te zdjęcia robił ktoś z pokoju Caroline. – Stwierdził Damon. – Wiedzielibyśmy, kto. Ale nic nie słyszeliśmy, bo… - Przerwał Damon i pozwolił dokończyć bratu.
- Bo Caroline włączyła muzykę. –Kontynuował. Uderzyłam się w głowę, ze złości. – Spokojnie Caroline, on tylko czekał na taką okazję. Przynajmniej teraz wiemy, że nie możesz być sama.
- Świetnie od razu zamknę się w piwnicy. – Wzruszyłam ramionami.

Damon:
Spojrzeliśmy na siebie ze Stefanem porozumiewawczo. Wiedział, że musi pójść do Klausa i opowiedzieć mu, co się dzisiaj stało. On lepiej się z nim dogadywał, w napadzie wściekłości nie wyrwie mu serca. A ja i Klaus byliśmy zbyt impulsywni, to chyba jedyna cecha, która nas łączyła.
- Nie dajmy się zwariować. Będziemy przez cały czas z tobą. Pamiętasz jesteśmy przyjaciółmi. Razem przez to przejdziemy. – Rzucił Stefan, po czym on też dostał wiadomość. Spojrzałem na niego. Zabrałem mu telefon i przeczytałem: Wasza przyjaciółeczka nie jest bezpieczna. Gdybym chciał ją zabić zrobiłbym to dzisiaj. Przy okazji świetnie wygląda nago? Nieprawdaż?
Musiałem udawać, że wszystko jest Ok.
- Coś się stało? Zbladliście.  –Zauważyła Caroline.
- Nic takiego. – Westchnął Stefan nie umiał kłamać.
- Wiesz kochana… To takie męskie sprawy. – Kłamałem jak z nut, Stefan wysilił się na uśmiech.
 - Dobrze, nie wnikam.  – Dziewczyna podniosła ręce w geście obronnym. Wzięła telefon do ręki i zaczęła dzwonić gdzieś.
- Dokąd dzwonisz? – Zapytałem zaciekawiony.
- Jak kto gdzie? Pod ten numer. – Westchnęła, po czym odłożyła komórkę na stolik. Wiedziałem, że muszę zabrać ją gdzieś, żeby nie wypytywała Steffa, dokąd idzie. Postanowiłem zabrać ją do Grilla. Połączymy przyjemne z pożytecznym.
- Numer poza zasięgiem lub ma wyłączony telefon. – Dodała.
- Chodź Barbie zbieramy się. – Rzuciłem podając jej kurtkę.
- Nigdzie nie idę.
- No ruszaj się, nie będziemy siedzieć i zamartwiać się w domu. Poza tym, jeśli ktoś chce cię zaatakować nie ułatwimy mu tego czekaniem. – Wzruszyłem ramionami.
- To dobry pomysł. – Chociaż raz wsparł mnie brat. – Idźcie a ja się ogarnę i złapie was później.
Blondynka nie chętnie wstała. Już po chwili wyszliśmy z pensjonatu. Wpakowałem ją do samochodu i ruszyliśmy w stronę knajpy. Całą drogę milczeliśmy, słuchaliśmy muzyki, Caroline lubiła dobrego starego rocka, zupełnie tak jak ja.
W środku pubu nie było prawie nikogo, tylko kilka mieszczańskich nie groźnych pijaczków i przejezdni. Usiedliśmy przy barze zamawiając whisky.

Klaus:
W dalszym ciągu Kol pilnował Marcela, nie szykował Siudo wyjazdu, przynajmniej nie w przeciągu najbliższych dni. Mogliśmy, więc odetchnąć z ulgą. Moja słodka Caroline była bezpieczna. Mogłem w końcu zabrać sięga kradzież jej serca. Z tego, co wiem zbliżały się jej kolejne urodziny i dlatego postanowiłem urządzić bal z tej okazji. Przyjęcie niespodziankę. Wiem, że to było głupie, ale dla tej wampirzycy mógłbym zrobić wszystko. Przez słabość do niej, znudziło mi się prowadzenie życia bezlitosnego potwora, chciałem mieć przyjaciół i rodzinę tak jak kiedyś. Jak zawsze planowałem. Bez mieszańców i krwi po prostu życie. Może byłem naiwny, mogłem rządzić światem mieć wszystko, ale ja głupi chce jedynie tej drobnej blondynki i jej szczęścia. Ktoś zapukał do drzwi, Elijah otworzył. Po kilku sekundach wszedł do mnie ze Stefanem.
- Witaj przyjacielu czy coś się stało? – Uśmiechnąłem się i zapytałem.
- Mamy problem. – Był chyba zdenerwowany.
- Co się stało? – Jak zwykle z powagą zapytał Elijah.
Wampir pokazał nam sms`a, a potem zdjęcia, jakie dostała Caroline. Wściekłem się, przecież w Nowym Orleanie wszystko jest w porządku. Kol pilnował wszystkiego. Kto nęka moją miłość? Czego może od niej chcieć? Próbowałem się uspokoić. Chciałem obrócić wszystko i wszystkich dookoła w pył.
- Gdzie ona teraz jest? – Zapytałem wściekły.
- W Grillu, z Damonem. – Odpowiedział posłusznie.
- Zabierzcie ją do domu, my sprawdzimy z Klausem okolice, jeśli na kogoś trafimy przyprowadzimy go. – Zaproponował Elijah.
- Albo zabijemy go na miejscu. – Stwierdziłem.
Stefan tylko kiwnął głową, kiedy już zbieraliśmy Siudo wyjścia rozbrzmiał jego telefon. Pobladł momentalnie. Oddał mi telefon. Zdjęcia Caroline z Damonem, z dopiskiem: Nie trzeba było iść z tym do Klausa. Tego było za wiele. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyłem z piskiem opon. Po może 20 minutach dojechaliśmy na miejsce. Wszystko trwało tak długo przez jazdę w zatłoczonym mieście. W trójkę wparowaliśmy do Grilla, gdzie siedział sam Damon.
- Gdzie jest Caroline? – Zawarczałem.
- No wiesz. – Skrzywił się. – Wyszła na chwilę z Tylerem niemal ją błagał o to.
- Jeśli coś się jej stanie, ty i ten dupek odpowiecie za to. – Miałem ochotę skręcić mu kark, jednak on był nieświadomy.
- To Tyler wysyłał te wszystkie wiadomości. – Stefan dał mu telefon.
- O Cholera. Skąd miałem wiedzieć? – Odwarknął.
- Gdzie oni są? – Wykrztusił Elijah.
Damon natychmiast wstał i zaprowadził nas na tyły lokalu. Nikogo tam nie było. Usłyszeliśmy jakieś głosy gdzieś w oddali. Krzyki mojej Caroline. W wampirzym tempie znaleźliśmy się tam. Tyler wysysał z niej krew. Odbiło mu. Już był trupem. Kiedy nas zobaczył zaczął uciekać.
- Zabierzcie ją do domu. – Krzyknąłem do Braci Salvatore, oni posłusznie to zrobili.
Ja z Elijahem, pobiegliśmy za młodym hybrydą. Szukaliśmy go, zwodził nas. Uciekały cenne minuty. Życie Caroline było zagrożone. W końcu Elijah Dopadł go i powalił na ziemie. Stanąłem nad nim.
- Jak mogłeś to zrobić? – Zapytałem.
- Kochałem ją, a tym mnie skazałeś na banicję, odebrałeś mi rodzinę. Zabrałeś mi dziewczynę, którą kocham. Przestała mnie kochać to mi powiedziała. To wszystko twoja wina. Skoro nie może byś ze mną nie będzie z nikim. – Wykrzyczał mi to w twarz Tyler. W ułamku sekundy wyrwałem mu serce. Sam był Sobie winien, napawałem się tym, że pozbyłem się tak marnego robaka, z tego świata, chociaż uświadomił mnie, że to ja go tego popchnąłem.
- Klaus! Caroline, nie zostało jej dużo czasu. – Upomniał mnie brunet i oboje popędziliśmy do Pensjonatu.

Stefan:
Zabraliśmy Caroline do domu. W jednej chwili była nieprzytomna a w drugiej, krzyczała, wiła się z bólu. Straciła dużo krwi, więc jad się rozprzestrzeniał w przerażającym tempie. Ułożyłem ją na kanapie, przykryłem kocami. Nie mogłem znieść jej cierpienia. Damon też nie mógł patrzeć poszedł po krew, jednak wampirzyca wszystko zwracała. Cierpiała, łzy płynęły po jej policzkach.
- Damon proszę, zabij mnie. – Mamrotała krzycząc przy tym z bólu. – Stefan pomóż mi. Zabijcie mnie. – Krzyknęła.
Damon usiadł i gładził głowę dziewczyny.
- Nie możemy tego zrobić. Jesteś naszą Blondie.- Odpowiedział jej.
- I tak niedługo umrę. – Wysyczała. Zaczęła dusić się i kaszleć. Nie mogłem na to patrzeć ani tego słuchać. Odwróciłem się plecami. Mój starszy brat, trzymał ją za rękę, ale też uciekał wzrokiem. Nagle wszystko ustało, Caroline albo zemdlała albo umarła. Podbiegłem do nich.
- Caroline, Caroline obudź się. – Krzyczałem.
Do salonu wbiegli Elijah i Klaus. Damon zszedł mu z miejsca a on nadgryzł nadgarstek i podał krew dziewczynie, spojrzał na nas ze łzami w oczach.
- Nie chce pić. – Powiedział.
- Spróbuj jeszcze raz. – Powiedziałem.
Zrobił to samo, tym razem Caroline wysunęła zęby i piła, kolor zaczął do niej wracać. Odetchnęliśmy z ulgą.  Po chwili złapała oddech i zaczęła oddychać. Klaus wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni.
- Co z Tylerem? – Zapytałem.
- Nie żyje. – Odpowiedział Elijah.
- Wiecie, co będzie najgorsze? – Zapytał Damon.
- Co? – Odpowiedziałem.
- Że kiedy Caroline, otrząśnie się i dowie się o tym to będzie cierpiała. Bo widziała w nim tylko te dobre cechy i ciągle kochała sentyment do niego. – Odpowiedział Pierwotny.
- Właśnie to. – Skinął palcem mój brat.

Klaus:
Zaniosłem pół przytomną wampirzyce do jej sypialni. Po raz kolejny przeszła koszmar przeze mnie. To, że robi lepsza osobę ze mnie, nie oznacza, że ja jestem dla niej lepszym rozwiązaniem. Powinienem był odejść, ale jestem za dużym egoistą. Nie mogę być samolubny wobec niej. Gdybyśmy dłużej szukali Tylera była by już martwa. Ocaliłem ją w ostatniej chwili. Kolejnego razu może nie przeżyć. Zasnęła w swoim łóżku. Wyglądała jak anioł, który zstąpił na ziemię, żeby ocalić mnie od wiecznej udręki. Kiedy chciałem odejść chwyciła mnie za rękę.
- Dziękuję. – Wyszeptała, chciała coś jeszcze powiedzieć, ale nie miała sił.
- Spokojnie kochana, porozmawiamy jutro. Teraz musisz odpocząć. Nabrać sił. Śpij moja słodka Caroline. – Ona już spała, pocałowałem ją w czoło. Wyszedłem po cichu. Wróciłem do salonu.
- Zasnęła.
- Nie ma, co się dziwić. – Rzekł Damon. Nie zareagowałem, nie chciałem awantury.
- Musimy jej powiedzieć, co się stało z Tylerem. – Wspomniał mój brat, skrzywiłem się na samo jego wspomnienie.
- Jutro to zrobię, niech odpocznie. – Wzruszyłem ramionami, bezradny.
- Znienawidzi cię. – Trafne spostrzeżenie Stefana. Miał rację.
- Wiem o tym. Już raz mnie nienawidziła, poradzę sobie również z tym. 



                                                                                                  
No i moi drodzy kolejny rozdział. Czekam na komentarze, to one najbardziej napędzają do pisania. 

Przy okazji zapraszam na mój drugi blog... 

wtorek, 1 października 2013

Chapter 10.

Stefan:

 Zastanawiało mnie zachowanie Damona. On przecież nie troszczył się o nikogo poza sobą, a już najmniej to on troszczył się o Caroline. Nie raz próbował ja zabić, a teraz staje się jej wybawcą. Nie pasuje mi to do niego. Czyżby on znów coś kombinował? Jeżeli tak faktycznie jest, Klaus bez mrugnięcia okiem wyrwie mu serce, w tym wypadku nie pomoże Caroline ani nikt inny. Stałem w progu jej pokoju obserwując jak śpi, wyglądała tak niewinnie i bezbronnie. Była dla mnie jak młodsza siostra, której nigdy bym nie dał skrzywdzić. Cieszyłem się, że została w pensjonacie z nami, byłem gotów chronić ją za wszelką cenę. Odkąd Klaus upodobał ją sobie znajdowała się w szczególnym niebezpieczeństwie tylko, dlatego że każdy, kto by chciał sprawić ból hybrydzie zacząłby od niej. Wiedziałem, że muszę temu zapobiec. Usłyszałem kroki w salonie, po cichu zamknąłem drzwi i zszedłem do salonu.
- Co z Caroline? – Zaczęła Bonnie dość nerwowo.
- Przeżyje – Odparł Damon bezinteresownie, a raczej starał się żeby to tak zabrzmiało.
- Jest jeszcze słaba, ale raczej psychicznie a nie fizycznie. – Dopowiedziałem. Wzrok Eleny spoczął na mnie.
- To wszystko, przez co przeszła, to takie straszne. – Wzdrygnęła się Elena na samą myśl.
- Dajcie spokój, jest silna poradzi sobie. – Jak zwykle pocieszył wszystkich mój brat.
- Weź się zamknij, bo to, co się stało jest też twoją winą. – Wysyczała Bonnie a Damon tylko przewrócił oczami.
- Dziewczyny dziękujemy, że przyszłyście. My musimy iść teraz do pierwotnych nie chcę żeby Caroline została sama, a poza tym wątpię żeby Marcel na tym skończył. On może mieć coś w zanadrzu.
- Robimy to dla Caroline. – Minimalnie uśmiechnęła się Bonnie. Wyszliśmy z Damonem i udaliśmy się w stronę rezydencji Mikaelsonów. Cały czas mnie męczyła odmiana Damona, wiec musiałem o to zapytać.
- Dlaczego zacząłeś przejmować się Caroline?
- Wcale nie. – Wyparł się od razu.
- Przecież widzę, martwisz się o nią tak samo jak my. Pomogłeś jej nawet przyjechałeś po nią do Nowego Orleanu. Co ty kombinujesz znowu? – Spojrzałem podejrzliwie.
- Nic nie kombinuje. Elena i Bonnie mnie poprosiły żebym tam pojechał, więc pojechałem. Nie dałyby mi spokoju. – Cały czas się wypierał.
- Nie kłam mnie. Rozmawiałem z Eleną wyszedłeś, kiedy tylko dowiedziałeś się o tej czarownicy. Nigdy nie robisz nic bezinteresownie a zwłaszcza, kiedy chodzi o Caroline. – Założyłem ręce na piersi.
- Bo wyjechała przeze mnie.
- No właśnie i byłeś z tego powodu zadowolony.
- Nie, udawałem. Czuje i to jest do dupy.  – Odpowiedział a ja zrobiłem pytającą minę. – Ona jest taka, jaki ja zawsze pragnąłem być, oczywiście do póki nie poznałem Kathrine. Przypominała mi o wszystkich dobrych uczuciach, o których ja chciałem zapomnieć. – Westchnął brunet.
- Dlatego ją poniżałeś. – Kiwnąłem głową.
- Kiedy wygarnęła mi wszystko w twarz, była dla mnie jak moje uśpione sumienie. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogę się z nią przyjaźnić. – Wyjaśniał mi.
- Dlatego ją odpychałeś i chciałeś zabić. – Spojrzałem mu w oczy.
- Kiedy wyjechaliście, piłem i żyłem jak dawniej. Ale ta dziewczyna obudziła we mnie to, co wyrzuciłem z siebie. Zaczęły mnie dręczyć wyrzuty sumienia, do tego przez moje wybujałe wyobrażenia ona wyjechała i się w to wpakowała. Musiałem po nią pojechać. – Damon chyba mówił prawdę, byłem zdziwiony, ale Caroline była niezwykła. Dla mnie była jak siostra z każdego w koło wydobywała najlepsze cechy. Byłem dumny, że mój brat, choć w takim stopniu się zmienił.
- Dlaczego nie przyszedłeś z tym do mnie? – Zapytałem, w końcu byliśmy braćmi.
- Bo to moja sprawa, a poza tym chciałem uniknąć twojego poważnego spotkania i tych wszystkich pytań.
- Nie martw się ochronimy ją. – Poklepałem go po ramieniu.
- To jest pewne. – Przewrócił oczami Damon.
Po kilku minutach dotarliśmy do pierwotnych i powoli weszliśmy. Oboje siedzieli już w salonie popijając pewnie whisky.

Caroline:
Wstałam powoli z łóżka. Przetarłam oczy. Tak naprawdę nie miałam ochoty nic robić. Powoli rozejrzałam się po pokoju, nikogo nie było. Wzięłam głęboki oddech i zeszłam do salonu. Dobrze być w domu. Nie mogłam uwierzyć, przy kominku siedziała Bonnie i Elena. Spojrzały na mnie, rzuciłam się w ich objęcia. Łzy zaczęły mi się cisnąć do oczu, powstrzymywałam je.
- Tak dobrze was widzieć. – Wykrztusiłam z siebie.
- Tęskniłyśmy Caroline Forbes. – Powiedziały niemal chórem.
- Wiemy, co się stało. Jak się czujesz? – Kontynuowała Elena, rozsiadłyśmy się w salonie.
- Bywało lepiej. – Powiedziałam. – Dam radę. Przecież mam najwspanialsze przyjaciółki na świecie.
- To prawda. – Prychnęła Bonnie.
- Caroline jest 15 a ty jesteś jeszcze w piżamie i bez makijażu. Idź się przebrać, bo idziemy do Grilla. – Zarządziła Elena.
- Naprawdę, nie mam ochoty wychodzić.
- Nie pozwolimy ci się zamknąć w domu i przeżywać tego, co się stało. Odcinamy się od tego i dzisiaj oblejemy to. – Postanowiła Bonnie.
- Dobra, dobra. Spotkamy się o 18 w Grillu a ja idę się przyszykować. – Powiedziałam zrezygnowana.
- Jesteś pewna, że możesz zostać no wiesz… sama? – Zapytała delikatnie wiedźma.
- Ej nie jestem małą dziewczynką. Jest w porządku. – Pożegnałam się z dziewczynami.
Poszłam się szykować. Musiałam wyjść wcześniej i porozmawiać z Klausem, każdy upiera się przy tym, że on coś do mnie czuje i do tego ten nieszczęsny pocałunek. Zrobiło mi to mętlik w głowie. Nienawidziłam go a teraz czułam, że jest moim przyjacielem. Mogłam na nim polegać i bałam się, że jeśli za blisko się do mnie zbliży ja mu zaufam on w końcu mnie zawiedzie a ja będę cierpieć, po raz kolejny. To była jakaś masakra to, co się działo w mojej głowie to istny wybuchający wulkan.

Klaus:
Wszyscy byliśmy zgodni, Marcel może wrócić ty w każdej chwili a moja ukochana musiała być bezpieczna. Przy mnie nie była każdy mój wróg będzie chciał skrzywdzić Caroline, dlatego była bezpieczna z Salvatorami. Oni ją będą bronić. Szkoda tylko, że nie mogłem mieć jej, blisko, ale kiedy pozbędę się mojego wroga nie pozwolę jej odejść. Jeszcze będzie moja na wieki.
- Gdzie Kol i Rebekah? – Zapytał Stefan.
- W pobliżu Nowego Orleanu. Obserwuje współpracowników Marcela ma tam znajomego. Jeśli zbliży się do Mystic Falls będziemy wiedzieć pierwsi, i wtedy też wróci Kol. – Odpowiedziałem.
- a Rebekah wróci za kilka dni, postanowiła wybrać się na wakacje nie chcę, aby mieszała się w nie swoje sprawy.  – Dokończył Elijah.
- No to mamy wszystko ustalone. – Klasnął w dłonie Damon.
- Tak, będziemy was informować na bieżąco, tak jak wy nas. – Skwitowałem a bracia opuścili nasz dom.
- Wszystko będzie dobrze. Niedługo Caroline do nas wróci. – Poklepał mnie po ramieniu Elijah.
- Polubiłeś ją prawda? – Zapytałem.
- Jak my wszyscy, to wyjątkowa dziewczyna.
Uśmiechnąłem się i poszedłem do swojej sypialni, na parapecie siedziała moja ukochana. Byłem zachwycony, przyszła sama nikt jej nie zmuszał.
- Witaj kochana.
- Klaus – szepnęła, jej głos był cudowny. W jej ustach moje imię brzmiało cudownie. Każde słowo w jej ustach brzmiało lepiej.
- Coś się stało?
- Nie, po prostu musiałam tu przyjść i porozmawiać.- Powiedziała cicho.
- Przepraszam za to, co się stało, że cię nie ochroniłem. – Było mi ciężko to mówić, ale taka była prawda zawiodłem.
- Nie to nic. Dziękuję, że nie dałeś mnie zabić. – Wstała i podeszła do mnie
- Nie miałem innego wyjścia, nawet Elijah cię polubił. – Uśmiechnąłem się delikatnie. – Jak się czujesz?
- Dobrze jest w porządku. – Powiedziała beznamiętnie.
- Nie wyglądasz jakby było w porządku. – Spojrzałem w jej piękne niebieskie oczy.
- Pocałowałeś mnie, nie potrafię przejść nad tym do porządku dziennego. – Pokiwała głową.
- To był impuls i nie żałuje. – Kiedy to powiedziałem dziewczyna spuściła głowę.
- Dobrze rozumiem, ale ja nie potrafię i nie mogę być z tobą. To wszystko mnie za dużo kosztuje. Przynajmniej nie teraz. Nie wiem, co czuje i potrzebuję czasu żeby do tego dojrzeć. Musze odnaleźć najpierw siebie.
- Uszanuję twoje zdanie. – Co miałem innego powiedzieć, tylko to był klucz do jej serca. Dam jej tyle czasu ile potrzebuje. Pocałowała mnie w policzek.
- Ale jesteśmy przyjaciółmi. – Powiedziała Caroline. Uśmiechnąłem się, byłem coraz bliżej celu. Zniknęła.
Kamień spadł mi z serca. Teraz przyjaźń a już nie długo miłość.

Caroline:
Ta rozmowa mnie rozluźniła. Przyjaźń to teraz jedyne, na co mogłam sobie pozwolić i tak zostanie przynajmniej dopóki nie uspokoję myśli. Nie odkryje, co czuję i nie poukładam swojego życia. Weszłam do Grilla a tam już była Bonnie i Elena a Matt i Jer byli za barem. Oboje mnie wyściskali gdybym nie była wampirem chyba by mnie udusili. Dziewczyny już zamówiły nam tequilę. Uśmiechnęłam się i zaczęłyśmy pić. Przesiadłyśmy się do stolika.
- No to co mnie ominęło? – Zapytałam popijając trunek.
- Bonnie znowu jest z moim bratem – Wypaplała Elena. Zaśmiałam się.
- Moje gratulacje Bon. – Uściskałam ją. – Eleno a ty już wybrałaś któregoś z braci? – Byłam taka ciekawa.
- Postanowiłam dać im obu wolność. Jak ty to mówiłaś: Będzie, co ma być. Jeśli któryś z nich jest mi przeznaczony to będziemy razem, jeżeli nie to każdy z nas będzie szczęśliwy poza tym trójkątem - Odpowiedziała uśmiechając się.
- Dobra decyzja. – Powiedziałam z dumą. – Prawda B.Bennet?
- Tak to prawda, widzisz w końcu zmądrzała, to nasz wpływ dał jej trochę oleju do rozumu. – Zaśmiałyśmy się wszystkie.
- Tak to nasza zasługa. – Potwierdziłam.
- Bez was bym chyba zginęła. – Odpowiedziała brunetka.
- Jak my wszystkie, bez naszej przyjaźni byłybyśmy puste. – Zakończyłam to podsumowaniem. Przytuliłyśmy się. Później wspominałyśmy stare czasy te mniej demoniczne jak to nazywam. Śmiałyśmy się i piłyśmy alkohol. Po jakimś czasie dosiedli się do nas bracia Salvatore.
- Damon i Stefan. – Spojrzałam na nich.
- Co wy tu robicie. – Zaśmiała się Elena.
- Caroline wracamy do domu, miałyście jej pilnować a nie wyciągać do baru, gdzie mogą być sługusy Marcela. – Spojrzał karcąco Damon, dziewczyny się zmieszały.
- Nie pomyślałyśmy o tym. – Spuściła głowę Elena. Bonnie przysporzyła krótki ból głowy Damonowi. Zaśmiałam się.
- Widzisz mam czarownicę, która mnie broni. – Wzruszyłam ramionami.
- Dobra, dobra zrozumiałem. – Powiedział i zaczął masować sobie skronie. – A teraz wychodzimy.
- Stefan nie chcemy jeszcze iść, tyle alkoholu do wypicia. – Spojrzałam błagalnym wzrokiem na niego i na Damona.
- Dobra, jeśli Stefan się zgodzi posiedzimy jeszcze trochę, musze napić się whisky. – Poszedł do baru.
- W porządku Caroline, ale potem grzecznie wrócimy do domu. – Niemal zażądał Blondyn.
- Jasne, jesteś najlepszy. – Uściskałam go i poszłam po kolejną butelkę alkoholu i po kieliszki.
Usiedliśmy w piątkę, później doszedł do nas Matt i Jeremy. Byliśmy jak najprawdziwsza paczka przyjaciół. Chciałam, aby ta chwila trwała jak najdłużej. Jednak pora była wracać do domu. Dziewczyny wracały z resztą chłopaków a ja z braćmi.
- Jak możesz być tak nieodpowiedzialna. – Zaczął Damon, po powrocie do domu.
- Nic mi się nie stało. – Odparłam
- Nie chodzi o to po prostu szukaliśmy cię kilka godzin myśleliśmy, że znowu coś ci grozi. – Tłumaczył Stefan.
- Trzeba było zadzwonić. – Spojrzeli na siebie i zaśmiali się, oboje zapomnieli użyć telefonu.
- Masz rację. – Uśmiechnął się Stefan.
- Dziękuję wam za troskę i naprawdę dziękuję wam za pomoc wtedy. – Nie mogłam się powstrzymać i przytuliłam ich obu.
- Dość już, nie jestem miękki ja się nie przytulam. – Zaczął kręcić nosem Damon.
- Zamknij się w końcu, każdy to lubi a ty nie masz wyjścia. – Przytuliłam go jeszcze raz, na złość. Oboje czuliśmy, że wszystko, co kiedyś się stało nie ma teraz znaczenia. Zostaliśmy przyjaciółmi.
- Więc Caroline, co masz ochotę robić? – Zapytał Stefan.
- Jak to, co upijmy się. – Uśmiechnęłam się.
- Mi to pasuję, pójdę po krew. – Zaproponował Damon.
- Ja uszykuję whisky. – Wydusił Stefan.
- A ja usiądę i poczekam aż wszystko zrobicie. – Rozsiadłam się na kanapie. Po ich przyjściu zaczęliśmy pić i opowiadać sobie głupoty. Takiego wieczoru mi brakowało.

                                                                                   
Kolejny rozdział jak się podoba? 
Następny będzie na koniec tygodnia lub w przyszły poniedziałek.