Caroline:
Kiedy wróciłam do akademika właśnie wstawało słońce. Nie
przestawałam myśleć, co się stało u Mikaelsonów. Namiętne pocałunki, wypity
alkohol i rozmowy z Klausem. Rozmawialiśmy o wszystkim zaczynając od sztuki
kończąc na Marcelu i uczuciach, jakie wywołuje. We mnie budził wiele
sprzeczności Klaus, chociaż był mu bliski chciał go zniszczyć, wyznał mi, że
kiedy widział nas miał ochotę wyrwać mu serce z piersi nie zastanawiając się
nad konsekwencjami. Miałam w głowie
tylko hybrydę i to, co się wydarzyło. Uczucia, które tak uparcie odpychałam
cały czas były zaszyte gdzieś głęboko w moim sercu. Teraz musiały wyjść na jaw,
może to, co się wydarzyło było złe i pożałuję tego, ale gdybym miała znów to
zrobić postąpiłabym dokładnie tak samo. Powinnam się bać pierwotnego, ale to
właśnie w jego ramionach czułam się najbardziej bezpieczna. Chyba cały czas się uśmiecham. Gdy tylko o
nim pomyślę robi mi się lepiej, cieplej na sercu, to takie niewiarygodne. W
sumie jak całe moje życie. Opadłam na łóżko ciężko wzdychając. Na nic nie
zwracałam większej uwagą, byłam zajęta okiełznaniem radości, jaką właśnie
czułam.
- Gdzie byłaś całą noc? – Zażądała wyjaśnień brunetka
sprowadzając mnie przy tym na ziemię.
- Tylko nie mów, że z Marcelem. Jeśli Klaus się dowie to
radzę… - Zaczęła, Rebekah ale jej przerwałam.
- Nie byłam z Marcelem. – Usiadłam na łóżku podciągając
kolana pod brodę.
- Więc gdzie byłaś? Wyszłaś przed nami a dopiero teraz
wróciłaś. – Nic nie umknęło uwadze Eleny.
- Byłam… W bezpiecznym miejscu. – Nie chciałam im
wszystkiego mówić, sama nie byłam świadoma tego, co się wydarzyło ubiegłej
nocy.
- To znaczy gdzie? – Dopytywały się uparcie. Przewróciłam
oczami.
- Byłam z Klausem. – Stało się wykrztusiłam to z siebie.
Stanęły przede mną jak wmurowane.
- Nareszcie! Zastanawiałyśmy się z Eleną czy to się
stanie za kilka lat czy w przyszłym stuleciu. – Zaśmiała się Bex i przybiła
piątkę Elenie.
- Czy wyście powariowały?! – Nie mogłam uwierzyć w ich
zachowanie. Myślałam, że będą wygłaszać jakieś przemowy typu Klaus jest zły
skrzywdził tyle niewinnych ludzi, a one się cieszą. Wariatki.
- Nie. Caroline nie sądziłam jednak, że od razu dasz się
wpakować do łóżka Nika. – Rebekah ze mnie szydziła. Rzuciłam w nią poduszką.
- Chociaż opowiedz nam jak było no wiesz z
najpotężniejszą istotą chodzącą po tej ziemi. – Elena to ciągnęła.
- Nic nie było. Siedzieliśmy rozmawialiśmy, normalne
rzeczy. – Próbowałam to wytłumaczyć na spokojnie, ale zaśmiałam się, kiedy
zobaczyłam ich zwiędłe miny.
- Nudy. – Stwierdziła pierwotna siadając na moim łóżku
Elena włączyła muzykę.
- Dajcie mi się przespać w ogóle nie spałam! –
Zaproponowałam im to a one się roześmiały, spiorunowałam je wzrokiem.
- Zapomnij o tym za pół godziny mamy zajęcia. Ja i
Rebekah mamy coś tam związanego z chemią a ty masz historię sztuki, której tak
bardzo pragnęłaś. A później mamy razem biologię. Zbieraj się. – Wskazała mi na
drzwi do łazienki brunetka. Nie chętnie zebrałam kilka rzeczy i poszłam do
łazienki, wzięłam szybki prysznic. Zrobiłam jak zwykle perfekcyjny makijaż.
Założyłam letnią miętową sukienkę i baleriny. Zostało jeszcze trochę czasu,
więc wyciągnęłam torebkę z krwią i opróżniłam ją powoli.
- Jakieś wieści od Bonnie? – Zapytałam ciekawa.
- Tak, masz pozdrowienia. – Ucieszyłam się bardzo. –
Wyjechali do Londynu. Bonnie nie chce studiować chce poznać korzenie magii.
- Elena, co ty mówisz? – Właśnie mój dobry nastrój
uleciał.
- Poważnie, ale powiedziała, że za kilka tygodni
przyjedzie. – Mało pocieszające, ale lepszy rydz niż nic jak to mówią.
- Gotowe? – Zapytała wychodząc z łazienki jak zawsze
wyzywająco ubrana Rebekah.
- Tak już idziemy? – Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i
wyszłyśmy. Rozeszłyśmy się. Pierwsze zajęcia zostały odwołane, więc
przespacerowałam się do pokoju wampirów. Po cichu wkradłam się do środka,
Stefan był w łazience a Damon jeszcze spał wskoczyłam na niego krzycząc.
- Wstajemy to ćwiczenia. Raz, dwa. Raz, dwa. – Wampir
natychmiast powali mnie na podłogę prawie wbijając mi kołek w pierś. Spojrzałam
przestraszona.
- Caroline? Zwariowałaś! – Powoli podniósł się i pomógł
wstać mi. Wtedy zauważyliśmy Stefana przyglądającego się całemu zajściu. Kręcąc
głową.
- Chciałam wam zrobić niespodziankę. – Wzruszyłam byłam
ramionami i nagle byłam pod kołdrą gdzie jeszcze niedawno leżał brunet.
Zaśmiałam się.
- Chyba żartujesz. – Spojrzał na mnie.
- Nie. Tylko chwilę. Te dwie czarownice nie dają mi spać.
– Opowiadałam przejęta.
- Jesteś wariatką Caroline. Widzę, że dopiero teraz
dowiedziałaś się o odwołanych zajęciach. – Stefan uśmiechnął się podejrzliwie.
- Dlaczego to zrobiłeś? – Wyjęczałam bardziej nakrywając
się kołdrą.
- Bo chce iść się rozejrzeć dowiedzieć się tego o
mrocznych wydarzeniach w tym mieście. – Wiedziałam, o co chodzi blondynowi.
Idzie szukać kościoła, w którym dokonały się zbrodnie, o których przekazała mi
Davina, Damon wślizgnął się pod kołdrę.
- Dlaczego po prostu nie pójdziemy do baru i nie upijemy
się? – Zapytał Damon uśmiechając się w charakterystyczny dla niego sposób.
- Może później. – Stwierdził Stefan uśmiechając się
szeroko.
- Jestem za, ale jak na poranek mamy ze Stefanem nieco
większe ambicje niż ty. – Zaśmiałam się. Damon uszczypnął mnie w pośladek,
wypadłam z łóżka jak oparzona. Wampiry się zaśmiały.
- Jak mogłaś mnie opuścić Barbie? – Udawał oburzenie
brunet.
- Śpieszę się na wykłady. – Wykręciłam się.
- Stefan wychodzi, ty też . Sam będę się nudził.
- To chodź ze mną. – Stwierdziłam przyglądając się
starszemu Salvatorowi później przeniosłam wzrok na młodszego.
- Daj mi 5 min. – Zniknął za drzwiami łazienki.
- Sam idziesz? – Zapytałam zmartwiona.
- Nie, będę mieć towarzysza. Elijah będzie ze mną. –
Pośpiesznie wytłumaczył ukajając moje nerwy.
- Powiesz mi o wszystkim, o czym się dowiesz? Nawet,
jeśli będzie to niebezpieczne? – Musiałam się upewnić, że przyjaciel mnie
wesprze bez względu na wszystko.
- Tak Caroline. Nie darowałabyś mi gdybym coś przed tobą
ukrył. – Odpowiedział szczerze. Wyszedł a ja czekałam na jego brata. W końcu
wyszedł i udaliśmy się na salę, czekały tam już na nas dziewczyny. Uśmiechały
się głupawo. Usiedliśmy koło nich.
- Też odczułeś potrzebę nabrania wiedzy? – Zapytała ze
śmiechem Elena.
- Ja po prostu szukam jakiejś ponętnej studentki. –
Odpowiedział jej kąśliwą uwagą.
- Chyba nie chcesz jej zjeść? – Zaczynało mi się podnosić
ciśnienie.
- Oh kochanie. – Rozczuliła się Rebekah. – On chce kogoś
przelecieć.
- Ughh. – Skrzywiłam się. W końcu do Sali wszedł
wykładowca, położył teczkę na biurku i uśmiechnął się.
- Witam nazywam się doktor Maxfiled.
- Uuuu. – Zająknęła się Elena.
- Przystojny jest.
– Dodała Rebekah.
- Niesamowicie pociągający. – Uśmiechnęłam się szeroko,
Damon spojrzał na nas kręcąc głową przecząco.
- Proszę was, gdzie ten dziwny profesorek jest
przystojny? –Oburzył się a my się zaśmiałyśmy.
- Ekipa z tyłu. Uspokójcie się albo was wyrzucę z zajęć.
– Uspokoił nas Maxfield. Opanowaliśmy się i już później słuchaliśmy. Damon cały
czas mnie zaczepiał, rysował mi po notatkach i co jakiś czas podszczypywał.
Ledwo panowałam nad śmiechem. Moje przyjaciółki, co jakiś czas stukały się po
czole. Zdenerwowałam się i zgniotłam mu kolano. Widziałam tylko grymas na jego
twarzy i uśmiechnęłam się tryumfalnie. Wtedy profesorek wyprosił nas z wykładu.
Normalnie czułam jak spalam się ze wstydu.
- Widzisz, co narobiłeś. – Przez chwilę byłam poważna,
jednak uśmiechnęłam się.
- To ty łapałaś mnie pod stołem za kolano. – Delikatnie
szturchnął moje ramię. – Czy teraz możemy się napić?
- Z chęcią, ale wieczorem. – Poklepałam go po plecach. -
Mam coś ważnego do załatwienia.
- Od kiedy stałaś się dziewczyną z misją strasznie trudno
jest się z tobą napić. – Wymamrotał pod nosem, zaśmiałam się i pocałowałam go w
czoło. Opuściłam uczelnię. Wsiadłam do samochodu i dokładnie wiedziałam gdzie
chcę teraz być. Docisnęłam gaz i pojechałam prosto do Mikaelsonów, aby znowu
zatopić w błękicie oczu mieszańca.
Klaus:
Nie musiałem malować kolejnego portretu Caroline. Ona
była już moja i tylko moja. Jakie to cudowne uczucie. Leżałem i próbowałem
czytać książkę. Jednak moje myśli błądziły przy tej wątłej blondynce. Idealna
pod każdym względem. Jedyne, co mnie martwiło to Marcel, który już nie może się
doczekać żeby dobrać się do wampirzycy. Nie wiedziałem jak długo będę to
wytrzymywał, ale jeśli zabronię jej robić cokolwiek ona wkurzy się i znowu będzie
trzeba zacząć wszystko od początku. Poczułem powiew wiatru a później dotarł do
mnie zapach świeżych i delikatnych perfum. Spojrzałem w stronę okna.
- Witaj Caroline. – Uśmiechnąłem się uwodzicielsko i
wstałem.
- Cześć. – Uśmiechnęła się równie szeroko. Była taka
piękna.
- Jak ci minął dzień kochana? – Podszedłem do niej od
tyłu i objąłem ją w tali przyciskając do siebie.
- W porządku. Najpierw Damon o mało mnie nie zabił a
później przez niego wyrzucili mnie z zajęć. – Wzruszyła ramionami, mnie jednak to
trochę wyprowadziło z równowagi.
- Widzę, że będę musiał z nim porozmawiać. – Powiedziałem
jej do ucha. Jej mięśnie się spięły.
- Nie przestań. To był wypadek, po prostu budziłam go
dość brutalnie i przez sen tak jakoś wyszło. A na zajęciach po prostu świrowaliśmy.
Było zabawnie. – Odwróciła się tłumacząc mi wszystko. Zatopiłem się w jej
oczach.
- Skoro tak mówisz to w porządku. Ale zabije każdego, kto
będzie chciał cię skrzywdzić. – Pogłaskałem blondynkę po policzku.
- Jakoś w to nie wątpię. A tobie jak minął dzień? –
Zapytała zainteresowana.
- Nic szczególnego. Wstałem ubrałem się. Przeszedłem się
na spacer. Wróciłem i chciałem poczytać, ale nie mogłem się skupić.
- Dlaczego? Coś cię martwi? – Zadała kolejne pytanie i
odwróciła się przodem do mnie. Teraz widziałem jej twarz w całej okazałości.
- Nie kochana. Po prostu myślami cały czas byłem przy
uroczej wątłej blond wampirzycy. – Nie czekając ani chwili dłużej pocałowałem
ją namiętnie przyciskając do ściany. Dziewczyna nie pozostawała mi dłużna, już
po chwili całowała mnie po szyi. Zadrżałem z podniecenia. Podciągnąłem ją do
góry tak, aby mogła opleść mnie nogami. Przycisnąłem ja mocniej do ściany
całując jej odsłoniętą szyję i dekolt. Było niesamowicie. Powoli rozpiąłem
sukienkę ukochanej. Jej ciało prężyło się od podniecenia. Uśmiechnąłem się
zagryzając jej wargę. Zdjęła a raczej zerwała ze mnie koszulę. Zrzuciłem
wszystkie rzeczy ze stołu i posadziłem Caroline na nim. Błądziłem dłońmi po jej
idealnym ciele. Ona nie pozostawała mi dłużna, Pozbyła się moich spodni i nagle
znaleźliśmy się w łóżku. To, co zrobiliśmy to nie był tylko seks. Właśnie teraz
oddałem jej nie tylko ciało, ale całą resztę. Po wszystkim leżeliśmy a Caroline
opierała się głową o mój tors. Uśmiechałem się głaskając ją po głowie.
- Warto było na ciebie czekać Caroline. – Wspomniałem pół
szeptem.
- Cieszę się, że czekałeś. – Spojrzała na mnie i
pocałowała delikatnie w brodę.
- Nie mógłbym postąpić inaczej. Owinęłaś mnie sobie wokół
palca. – Stwierdziłem, co było zgodne z prawdą.
- Nie mogę w to wszystko uwierzyć. Jestem zwykłym
wampirem i do tego młodym a ty jesteś najpotężniejszą istotą na ziemi. –
Westchnęła. Przytuliłem ją do siebie.
- Jesteś wyjątkowa, nie zapominaj o tym nigdy. –
Przejechałem palcem po jej nosie. Blondynka wstała z łóżka powoli się
ubierając.
- Jaki tu się zrobił bałagan. – Szeroko się uśmiechnęła.
Wszędzie leżały porozrzucane rzeczy, nie kontrolowałem się zupełnie. Nie przy
wampirzycy.
- Później posprzątam. – Chwyciłem ją za rękę i
przyciągnąłem do siebie. – Dokąd się wybierasz kochana?
- Mam coś do załatwienia. – Pocałowała mnie delikatnie.
- Co takiego? Może ci potowarzyszę. – Zaproponowałem,
chociaż domyślałem się, o co może chodzić.
- Wolę nie. Jadę do Marcela, chce mi dzisiaj kogoś
przedstawić. Mam nadzieję, że chodzi o czarownice. – Powiedziała zakładając
sukienkę. Widziałem, że miała problem z zamkiem. Znalazłem się za nią i powoli
zapiąłem.
- Uważaj na siebie kochanie. Gdyby coś było nie tak
zadzwoń do mnie. – Przytuliłem ją do siebie całując zmysłowo.
- Dam sobie radę. Do zobaczenia. – Odwzajemniła mój
pocałunek i wymknęła się.
Miałem ochotę wyjść i krzyczeć na ulicy, że jestem
najszczęśliwszy i nic tego nie popsuje. Ale uśmiechnąłem się w duchu i zabrałem
się do zbierania rzeczy, które zostały rozrzucone po pokoju. Cały czas mając
przed oczami Caroline. Tylko ona się liczyła.
Caroline:
Nie wierzyłam w to, co się stało. Tak nierealne a tak
cudowne. Poza tym chyba zwariowałam. Tak to na pewno musi być jakieś obłąkanie
inaczej tego nie można tłumaczyć. Zakochałam się w nim. Zakochałam się w kimś,
kto zrobił tyle strasznych rzeczy a mimo tego jest ciepły i dobry. Jak to jest
możliwe? Myślałam o tym jadąc samochodem. Teraz musiałam się skupić na Marcelu.
Byłam ciekawa, kogo poznam. Dojechałam na miejsce. Poprawiłam włosy i makijaż.
Wysiadłam z samochodu i weszłam do baru.
- Witaj piękna. – Usłyszałam jego męski głos i zobaczyłam
szeroki uśmiech.
- Cześć Marcel. – Odwzajemniłam uśmiech i pocałowaliśmy
się w policzek.
- Chciałeś mi kogoś przedstawić. Więc kto to jest? –
Zapytałam szczerze podekscytowana.
- Muszę cię do niej zabrać. Chciałbym żebyście się
poznały, bo to jest moja przyjaciółka i jest trochę samotna. Uznałem, że
będziesz dla niej dobrym towarzystwem. – Wyszliśmy z lokalu i wsiedliśmy do
samochodu murzyna. Jechaliśmy gdzieś na obrzeża miasta. To był kościół.
- Kościół? Chcesz żebym się wyspowiadała czy co? –
Zaśmiałam się a wampir mi zawtórował.
- Nie do końca. Tutaj mieszka dziewczyna, o której ci
mówiłem. Chodź. – Kiedy wysiedliśmy chwycił mnie za rękę i zaprowadził na
strych. Wszedł do wielkiego pokoju gdzie znajdował się śliczny przestronny
pokój z wielkim łóżkiem, sztalugą do malowania. Kominkiem i z bardzo pokaźną
szafą. Marcel wszedł bez oporu ja nie mogłam, odbiłam się od niewidzialnej
bariery.
- Przepraszam mój błąd. – Powiedział. – Davino wpuść
proszę Caroline.
- Marcel .Ty jesteś Caroline prawda? – Uśmiechnęła się to
była dziewczyna z mojego snu. Była prześliczna. Pokiwałam twierdząco głową. –
Wejdź proszę. Wiele o tobie słyszałam.
- Dziękuje. Chciałabym powiedzieć o tobie to samo, ale
niestety Marcel wiele mi nie powiedział. – Spojrzałam na niego karcąco.
- Wiesz, po co cię tu przyprowadził? – Zapytała wiedźma.
- Żebyśmy się poznały. – Stwierdziłam jakby to było
oczywiste, dopiero teraz stwierdziłam, że to był jakiś podstęp.
- Nie do końca Caroline. Zrozum, że muszę poznać prawdę.
Chcemy sprawdzić czy Klaus nie poddał cie hipnozie. Albo czy my nie pomagasz. –
Kiedy mi to powiedział nogi się pode mną ugięły. Jeśli prawda wyjdzie na jaw to
już po mnie.
- Proszę spróbuj. – Wyciągnęłam nadgarstek w jego stronę.
Chciałam żeby się upewnił, że nie piję werbeny. Przez moment się wahał. Jednak
wgryzł się upijając trochę krwi. Byłam
wściekła.
- Nie ma werbeny. Teraz ty Davino. – Spojrzał mi w oczy.
Jednak ja patrzyłam na dziewczynę.
- Usiądź Caroline. To będzie bolało. Ale muszę zajrzeć w
głąb twojego umysłu. – Powiedziała ja pokiwałam głową i usiadłam na fotelu.
Kiedy poczułam ból upadłam na kolana. Jakby krew w moim organizmie wrzała a
następnie eksplodowała. Krzyczałam to było nie do zniesienia. Czułam jak ktoś
próbuje rozszarpać mój mózg na strzępy. Krzyczałam jak opętana.
- Dość, dość. – Krzyczałam przez słone łzy. Po kilku
minutach ból ustał. Ciężko mi było złapać powietrze.
- Nie była zahipnotyzowana. – Stwierdziła czarownica
pomagając mi wstać. – Jej intencje są czyste Marcelu.
- Caroline przepraszam musiałem mieć pewność. – Wampir
podszedł do mnie i chwytając mnie za brodę zmusił do spojrzenia w jego oczy.
- Nie dotyka mnie. – Odsunęłam się powoli. – Nigdy więcej
się do mnie nie zbliżaj.
- Caroline przecież jesteśmy przyjaciółmi. – Próbował się
wytłumaczyć.
- Nie jesteśmy już przyjaciółmi. Przywiozłeś mnie tutaj i
zrobiłeś coś takiego. Nie ufam ci już tak jak ty nie zaufałeś mi. – Miałam łzy
w oczach. Nie wiedziałam, co to spowodowało. Byłam zawiedziona.
- Musiałem znaleźć jakiś sposób… - Zaczął, ale nie
dokończył po prostu wyszedł. Spojrzałam na dziewczynę.
- Przepraszam Marcel mi kazał to zrobić. – Powiedziała
półszeptem rozpalając szałwie.
- Rozumiem. Dlaczego mnie nie wydałaś? – Zapytałam
zdekoncentrowana.
- Bo wiem że nie dopuścisz do wojny gatunków i nie
pozwolisz mnie zabić. – Uśmiechnęła się delikatnie.
- Kto mógłby chcieć cię zabić?
- Czarownice. Chcą posiąść moją moc zgodnie ze starym
obrzędem, uzyskają to dopiero po rytuale. – Opowiadała.
- Rytuale, w którym ty zginiesz. – Dopowiedziałam za nią.
- Dokładnie. Ty jesteś silna i wiem, że jesteś w stanie
zapobiec rozlewowi krwi. Zwrócisz wolność istotą nadprzyrodzonym. – Była taka
opanowana przypominała mi Elijah
- Możesz liczyć na moją pomoc. Zrobię to, co będę w
stanie. Przyjdę za kilka dni. – Skinęłam głową powoli.
- Twoi przyjaciele ci pomogą, czuje to. Czuwam nad tobą.
– Uśmiechnęła się a ja powoli wyszłam. Zadzwoniłam po Stefana, ponieważ byłam
jeszcze słaba. Nie chciałam na kogoś rzucić się po drodze. Usiadłam na schodach
przed kościołem wpatrując się przed siebie. Mój przyjaciel wysiadł i otworzył
mi drzwi, wsiadłam ociężale.
- Co się stało Caroline? – Zapytał jak zwykle przejęty.
- Dzień, jak co dzień, wiesz. Wyrzucenie z wykładów spotkanie
z Klausem, Marcel, który załatwia grzebanie w moim mózgu dziewczynie, której
mam pomóc zażegnać wojnę narodów. – Machnęłam ręką śmiejąc się gorzko.
- Zwariowałaś? Musisz przestać się w to pakować. To się robi zbyt niebezpieczne. – Mogłam się spodziewać takiej reakcji wampira.
- Zwariowałaś? Musisz przestać się w to pakować. To się robi zbyt niebezpieczne. – Mogłam się spodziewać takiej reakcji wampira.
- Wyluzuj. Nie jest tak źle. Już mam nawet plan, co
zrobimy. – Uśmiechnęłam się.
- Więc mnie oświeć. – Zaproponował.
- Pogodzimy Marcela i Klausa tym samym zakańczając ten
ich głupi spór. – Spojrzałam na niego.
- Poprzestawiali ci coś w głowie? – Zapytał. – Naprawdę
uważasz, że któryś z tej dwójki zrezygnuje z posiadania władzy? Prędzej się
pozabijają.
- Znajdę sposób. – Kiwnęłam głową a Stefan popatrzył na
mnie z politowaniem. Już przez resztę drogi nie odezwał się ani słowem. Zrobiło
mi się przykro. Wiedziałam, że był zdenerwowany ja też byłam wściekła na
Marcela. Skierowałam się do siebie do pokoju a tam było pusto. Pokręciłam głową
i poszłam do pokoju wampirów.
- O kogo moje oczy widzą. – Uśmiechnął się cwaniacko
Damon.
- Daj jej spokój Damon. – Rozkazał Stefan. Prawie na mnie
nie patrzył.
- Rozumiem kłótnia bratnich dusz. Tylko, czemu macie
przede mną sekrety? – Jeszcze tego mi brakowało. Damon dopytujący się o
wszystko. Wróciła scena z dzisiejszego dnia a do oczy napłynęły mi łzy. Stefan
od razu mnie przytulił.
- Gdzie Elena i Rebekah? – Zapytałam ocierając łzy.
- Wyjechały z grupą badawczą. Wkręciły się na jakieś
badania z tym okropnym doktorkiem. – Westchnął brunet. – A teraz Blondie siadaj
i mów, co przeskrobałaś.
- Przecież ja nic nie zrobiłam. – Zaczęłam się
gorączkować.
- Caroline powiedz mu. Dość tych tajemnic. – Pierwszy raz
widziałam Stefana tak zdenerwowanego no może nie do końca pierwszy, ale to rzadkość
w jego przypadku.
- Jeju no dobra. Wiesz, że próbuje zepchnąć Marcela z
tronu no nie? – Zapytałam retorycznie.
- Tak, co już jest wystarczająco szalone. – Uniósł kącik
ust w uśmiechu.
- Nawiedziła mnie dziewczynka. Wiedźma o imieniu Davina.
Chce żebym zakończyła wojnę, jaka panuje w mieście a przy okazji pomogła jej
się uwolnić poza tym czarownice chcą ją zabić, więc trzeba ją chronić. – Chciałam
mówić dalej, ale rozpraszał mnie zamyślony wzrok Stefana, a następnie Damon mi
przerwał.
- Chyba musimy się napić zanim usłyszę resztę. – Wampir wstał
rozlał whisky do trzech szklanek i podał każdemu.
- Marcel dzisiaj poznał mnie z wiedźmą, tylko po to żeby
za pomocą wejść do mojego mózgu i sprawdzić czy nie jestem zahipnotyzowana i
czy Klaus mnie nie wykorzystuje do tego żeby odzyskać władze. – Upiłam spory
łyk i spuściłam głowę.
- Zabije tego gnoja. Koniec z twoją misją. Od jutra
zajmujesz się tym, po co tu przyjechałaś. Normalne życie i studia. – Damon podjął
decyzje spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
- Nie. Tutaj giną ludzie. Musimy to skończyć raz na
zawsze. – Podniosłam głos prostując się.
- Koniec z twoim planem. – Damon podszedł do mnie
przyglądając mi się z uwagą.
- Posłuchajcie mnie… - Zaczęłam, ale mi przerwano.
słyszał. Zdaje się, że jeśli nie
wykombinuje czegoś szybko to się skończy i nie pomogę nikomu. Spojrzałam na
niego tak jak bracia Salvatore.