piątek, 29 listopada 2013

Chapter 20.

Caroline:
Kiedy wróciłam do akademika właśnie wstawało słońce. Nie przestawałam myśleć, co się stało u Mikaelsonów. Namiętne pocałunki, wypity alkohol i rozmowy z Klausem. Rozmawialiśmy o wszystkim zaczynając od sztuki kończąc na Marcelu i uczuciach, jakie wywołuje. We mnie budził wiele sprzeczności Klaus, chociaż był mu bliski chciał go zniszczyć, wyznał mi, że kiedy widział nas miał ochotę wyrwać mu serce z piersi nie zastanawiając się nad konsekwencjami.  Miałam w głowie tylko hybrydę i to, co się wydarzyło. Uczucia, które tak uparcie odpychałam cały czas były zaszyte gdzieś głęboko w moim sercu. Teraz musiały wyjść na jaw, może to, co się wydarzyło było złe i pożałuję tego, ale gdybym miała znów to zrobić postąpiłabym dokładnie tak samo. Powinnam się bać pierwotnego, ale to właśnie w jego ramionach czułam się najbardziej bezpieczna.  Chyba cały czas się uśmiecham. Gdy tylko o nim pomyślę robi mi się lepiej, cieplej na sercu, to takie niewiarygodne. W sumie jak całe moje życie. Opadłam na łóżko ciężko wzdychając. Na nic nie zwracałam większej uwagą, byłam zajęta okiełznaniem radości, jaką właśnie czułam.
- Gdzie byłaś całą noc? – Zażądała wyjaśnień brunetka sprowadzając mnie przy tym na ziemię.
- Tylko nie mów, że z Marcelem. Jeśli Klaus się dowie to radzę… - Zaczęła, Rebekah ale jej przerwałam.
- Nie byłam z Marcelem. – Usiadłam na łóżku podciągając kolana pod brodę.
- Więc gdzie byłaś? Wyszłaś przed nami a dopiero teraz wróciłaś. – Nic nie umknęło uwadze Eleny.
- Byłam… W bezpiecznym miejscu. – Nie chciałam im wszystkiego mówić, sama nie byłam świadoma tego, co się wydarzyło ubiegłej nocy.
- To znaczy gdzie? – Dopytywały się uparcie. Przewróciłam oczami.
- Byłam z Klausem. – Stało się wykrztusiłam to z siebie. Stanęły przede mną jak wmurowane.
- Nareszcie! Zastanawiałyśmy się z Eleną czy to się stanie za kilka lat czy w przyszłym stuleciu. – Zaśmiała się Bex i przybiła piątkę Elenie.
- Czy wyście powariowały?! – Nie mogłam uwierzyć w ich zachowanie. Myślałam, że będą wygłaszać jakieś przemowy typu Klaus jest zły skrzywdził tyle niewinnych ludzi, a one się cieszą. Wariatki.
- Nie. Caroline nie sądziłam jednak, że od razu dasz się wpakować do łóżka Nika. – Rebekah ze mnie szydziła. Rzuciłam w nią poduszką.
- Chociaż opowiedz nam jak było no wiesz z najpotężniejszą istotą chodzącą po tej ziemi. – Elena to ciągnęła.
- Nic nie było. Siedzieliśmy rozmawialiśmy, normalne rzeczy. – Próbowałam to wytłumaczyć na spokojnie, ale zaśmiałam się, kiedy zobaczyłam ich zwiędłe miny.
- Nudy. – Stwierdziła pierwotna siadając na moim łóżku Elena włączyła muzykę.
- Dajcie mi się przespać w ogóle nie spałam! – Zaproponowałam im to a one się roześmiały, spiorunowałam je wzrokiem.
- Zapomnij o tym za pół godziny mamy zajęcia. Ja i Rebekah mamy coś tam związanego z chemią a ty masz historię sztuki, której tak bardzo pragnęłaś. A później mamy razem biologię. Zbieraj się. – Wskazała mi na drzwi do łazienki brunetka. Nie chętnie zebrałam kilka rzeczy i poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic. Zrobiłam jak zwykle perfekcyjny makijaż. Założyłam letnią miętową sukienkę i baleriny. Zostało jeszcze trochę czasu, więc wyciągnęłam torebkę z krwią i opróżniłam ją powoli.
- Jakieś wieści od Bonnie? – Zapytałam ciekawa.
- Tak, masz pozdrowienia. – Ucieszyłam się bardzo. – Wyjechali do Londynu. Bonnie nie chce studiować chce poznać korzenie magii.
- Elena, co ty mówisz? – Właśnie mój dobry nastrój uleciał.
- Poważnie, ale powiedziała, że za kilka tygodni przyjedzie. – Mało pocieszające, ale lepszy rydz niż nic jak to mówią.
- Gotowe? – Zapytała wychodząc z łazienki jak zawsze wyzywająco ubrana Rebekah.
- Tak już idziemy? – Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłyśmy. Rozeszłyśmy się. Pierwsze zajęcia zostały odwołane, więc przespacerowałam się do pokoju wampirów. Po cichu wkradłam się do środka, Stefan był w łazience a Damon jeszcze spał wskoczyłam na niego krzycząc.
- Wstajemy to ćwiczenia. Raz, dwa. Raz, dwa. – Wampir natychmiast powali mnie na podłogę prawie wbijając mi kołek w pierś. Spojrzałam przestraszona.
- Caroline? Zwariowałaś! – Powoli podniósł się i pomógł wstać mi. Wtedy zauważyliśmy Stefana przyglądającego się całemu zajściu. Kręcąc głową.
- Chciałam wam zrobić niespodziankę. – Wzruszyłam byłam ramionami i nagle byłam pod kołdrą gdzie jeszcze niedawno leżał brunet. Zaśmiałam się.
- Chyba żartujesz. – Spojrzał na mnie.
- Nie. Tylko chwilę. Te dwie czarownice nie dają mi spać. – Opowiadałam przejęta.
- Jesteś wariatką Caroline. Widzę, że dopiero teraz dowiedziałaś się o odwołanych zajęciach. – Stefan uśmiechnął się podejrzliwie.
- Dlaczego to zrobiłeś? – Wyjęczałam bardziej nakrywając się kołdrą.
- Bo chce iść się rozejrzeć dowiedzieć się tego o mrocznych wydarzeniach w tym mieście. – Wiedziałam, o co chodzi blondynowi. Idzie szukać kościoła, w którym dokonały się zbrodnie, o których przekazała mi Davina, Damon wślizgnął się pod kołdrę.
- Dlaczego po prostu nie pójdziemy do baru i nie upijemy się? – Zapytał Damon uśmiechając się w charakterystyczny dla niego sposób.
- Może później. – Stwierdził Stefan uśmiechając się szeroko.
- Jestem za, ale jak na poranek mamy ze Stefanem nieco większe ambicje niż ty. – Zaśmiałam się. Damon uszczypnął mnie w pośladek, wypadłam z łóżka jak oparzona. Wampiry się zaśmiały.
- Jak mogłaś mnie opuścić Barbie? – Udawał oburzenie brunet.
- Śpieszę się na wykłady. – Wykręciłam się.
- Stefan wychodzi, ty też . Sam będę się nudził.
- To chodź ze mną. – Stwierdziłam przyglądając się starszemu Salvatorowi później przeniosłam wzrok na młodszego.
- Daj mi 5 min. – Zniknął za drzwiami łazienki.
- Sam idziesz? – Zapytałam zmartwiona.
- Nie, będę mieć towarzysza. Elijah będzie ze mną. – Pośpiesznie wytłumaczył ukajając moje nerwy.
- Powiesz mi o wszystkim, o czym się dowiesz? Nawet, jeśli będzie to niebezpieczne? – Musiałam się upewnić, że przyjaciel mnie wesprze bez względu na wszystko.
- Tak Caroline. Nie darowałabyś mi gdybym coś przed tobą ukrył. – Odpowiedział szczerze. Wyszedł a ja czekałam na jego brata. W końcu wyszedł i udaliśmy się na salę, czekały tam już na nas dziewczyny. Uśmiechały się głupawo. Usiedliśmy koło nich.
- Też odczułeś potrzebę nabrania wiedzy? – Zapytała ze śmiechem Elena.
- Ja po prostu szukam jakiejś ponętnej studentki. – Odpowiedział jej kąśliwą uwagą.
- Chyba nie chcesz jej zjeść? – Zaczynało mi się podnosić ciśnienie.
- Oh kochanie. – Rozczuliła się Rebekah. – On chce kogoś przelecieć.
- Ughh. – Skrzywiłam się. W końcu do Sali wszedł wykładowca, położył teczkę na biurku i uśmiechnął się.
- Witam nazywam się doktor Maxfiled.
- Uuuu. – Zająknęła się Elena.
- Przystojny jest.  – Dodała Rebekah.
- Niesamowicie pociągający. – Uśmiechnęłam się szeroko, Damon spojrzał na nas kręcąc głową przecząco.
- Proszę was, gdzie ten dziwny profesorek jest przystojny? –Oburzył się a my się zaśmiałyśmy.
- Ekipa z tyłu. Uspokójcie się albo was wyrzucę z zajęć. – Uspokoił nas Maxfield. Opanowaliśmy się i już później słuchaliśmy. Damon cały czas mnie zaczepiał, rysował mi po notatkach i co jakiś czas podszczypywał. Ledwo panowałam nad śmiechem. Moje przyjaciółki, co jakiś czas stukały się po czole. Zdenerwowałam się i zgniotłam mu kolano. Widziałam tylko grymas na jego twarzy i uśmiechnęłam się tryumfalnie. Wtedy profesorek wyprosił nas z wykładu. Normalnie czułam jak spalam się ze wstydu.
- Widzisz, co narobiłeś. – Przez chwilę byłam poważna, jednak uśmiechnęłam się.
- To ty łapałaś mnie pod stołem za kolano. – Delikatnie szturchnął moje ramię. – Czy teraz możemy się napić?
- Z chęcią, ale wieczorem. – Poklepałam go po plecach. - Mam coś ważnego do załatwienia.
- Od kiedy stałaś się dziewczyną z misją strasznie trudno jest się z tobą napić. – Wymamrotał pod nosem, zaśmiałam się i pocałowałam go w czoło. Opuściłam uczelnię. Wsiadłam do samochodu i dokładnie wiedziałam gdzie chcę teraz być. Docisnęłam gaz i pojechałam prosto do Mikaelsonów, aby znowu zatopić w błękicie oczu mieszańca.

Klaus:
Nie musiałem malować kolejnego portretu Caroline. Ona była już moja i tylko moja. Jakie to cudowne uczucie. Leżałem i próbowałem czytać książkę. Jednak moje myśli błądziły przy tej wątłej blondynce. Idealna pod każdym względem. Jedyne, co mnie martwiło to Marcel, który już nie może się doczekać żeby dobrać się do wampirzycy. Nie wiedziałem jak długo będę to wytrzymywał, ale jeśli zabronię jej robić cokolwiek ona wkurzy się i znowu będzie trzeba zacząć wszystko od początku. Poczułem powiew wiatru a później dotarł do mnie zapach świeżych i delikatnych perfum. Spojrzałem w stronę okna.

- Witaj Caroline. – Uśmiechnąłem się uwodzicielsko i wstałem.
- Cześć. – Uśmiechnęła się równie szeroko. Była taka piękna.
- Jak ci minął dzień kochana? – Podszedłem do niej od tyłu i objąłem ją w tali przyciskając do siebie.
- W porządku. Najpierw Damon o mało mnie nie zabił a później przez niego wyrzucili mnie z zajęć. – Wzruszyła ramionami, mnie jednak to trochę wyprowadziło z równowagi.
- Widzę, że będę musiał z nim porozmawiać. – Powiedziałem jej do ucha. Jej mięśnie się spięły.
- Nie przestań. To był wypadek, po prostu budziłam go dość brutalnie i przez sen tak jakoś wyszło. A na zajęciach po prostu świrowaliśmy. Było zabawnie. – Odwróciła się tłumacząc mi wszystko. Zatopiłem się w jej oczach.
- Skoro tak mówisz to w porządku. Ale zabije każdego, kto będzie chciał cię skrzywdzić. – Pogłaskałem blondynkę po policzku.
- Jakoś w to nie wątpię. A tobie jak minął dzień? – Zapytała zainteresowana.
- Nic szczególnego. Wstałem ubrałem się. Przeszedłem się na spacer. Wróciłem i chciałem poczytać, ale nie mogłem się skupić.
- Dlaczego? Coś cię martwi? – Zadała kolejne pytanie i odwróciła się przodem do mnie. Teraz widziałem jej twarz w całej okazałości.
- Nie kochana. Po prostu myślami cały czas byłem przy uroczej wątłej blond wampirzycy. – Nie czekając ani chwili dłużej pocałowałem ją namiętnie przyciskając do ściany. Dziewczyna nie pozostawała mi dłużna, już po chwili całowała mnie po szyi. Zadrżałem z podniecenia. Podciągnąłem ją do góry tak, aby mogła opleść mnie nogami. Przycisnąłem ja mocniej do ściany całując jej odsłoniętą szyję i dekolt. Było niesamowicie. Powoli rozpiąłem sukienkę ukochanej. Jej ciało prężyło się od podniecenia. Uśmiechnąłem się zagryzając jej wargę. Zdjęła a raczej zerwała ze mnie koszulę. Zrzuciłem wszystkie rzeczy ze stołu i posadziłem Caroline na nim. Błądziłem dłońmi po jej idealnym ciele. Ona nie pozostawała mi dłużna, Pozbyła się moich spodni i nagle znaleźliśmy się w łóżku. To, co zrobiliśmy to nie był tylko seks. Właśnie teraz oddałem jej nie tylko ciało, ale całą resztę. Po wszystkim leżeliśmy a Caroline opierała się głową o mój tors. Uśmiechałem się głaskając ją po głowie.
- Warto było na ciebie czekać Caroline. – Wspomniałem pół szeptem.
- Cieszę się, że czekałeś. – Spojrzała na mnie i pocałowała delikatnie w brodę.
- Nie mógłbym postąpić inaczej. Owinęłaś mnie sobie wokół palca. – Stwierdziłem, co było zgodne z prawdą.
- Nie mogę w to wszystko uwierzyć. Jestem zwykłym wampirem i do tego młodym a ty jesteś najpotężniejszą istotą na ziemi. – Westchnęła. Przytuliłem ją do siebie.
- Jesteś wyjątkowa, nie zapominaj o tym nigdy. – Przejechałem palcem po jej nosie. Blondynka wstała z łóżka powoli się ubierając.
- Jaki tu się zrobił bałagan. – Szeroko się uśmiechnęła. Wszędzie leżały porozrzucane rzeczy, nie kontrolowałem się zupełnie. Nie przy wampirzycy.
- Później posprzątam. – Chwyciłem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie. – Dokąd się wybierasz kochana?
- Mam coś do załatwienia. – Pocałowała mnie delikatnie.
- Co takiego? Może ci potowarzyszę. – Zaproponowałem, chociaż domyślałem się, o co może chodzić.
- Wolę nie. Jadę do Marcela, chce mi dzisiaj kogoś przedstawić. Mam nadzieję, że chodzi o czarownice. – Powiedziała zakładając sukienkę. Widziałem, że miała problem z zamkiem. Znalazłem się za nią i powoli zapiąłem.
- Uważaj na siebie kochanie. Gdyby coś było nie tak zadzwoń do mnie. – Przytuliłem ją do siebie całując zmysłowo.
- Dam sobie radę. Do zobaczenia. – Odwzajemniła mój pocałunek i wymknęła się.
Miałem ochotę wyjść i krzyczeć na ulicy, że jestem najszczęśliwszy i nic tego nie popsuje. Ale uśmiechnąłem się w duchu i zabrałem się do zbierania rzeczy, które zostały rozrzucone po pokoju. Cały czas mając przed oczami Caroline. Tylko ona się liczyła.

Caroline:
Nie wierzyłam w to, co się stało. Tak nierealne a tak cudowne. Poza tym chyba zwariowałam. Tak to na pewno musi być jakieś obłąkanie inaczej tego nie można tłumaczyć. Zakochałam się w nim. Zakochałam się w kimś, kto zrobił tyle strasznych rzeczy a mimo tego jest ciepły i dobry. Jak to jest możliwe? Myślałam o tym jadąc samochodem. Teraz musiałam się skupić na Marcelu. Byłam ciekawa, kogo poznam. Dojechałam na miejsce. Poprawiłam włosy i makijaż. Wysiadłam z samochodu i weszłam do baru.
- Witaj piękna. – Usłyszałam jego męski głos i zobaczyłam szeroki uśmiech.
- Cześć Marcel. – Odwzajemniłam uśmiech i pocałowaliśmy się w policzek.
- Chciałeś mi kogoś przedstawić. Więc kto to jest? – Zapytałam szczerze podekscytowana.
- Muszę cię do niej zabrać. Chciałbym żebyście się poznały, bo to jest moja przyjaciółka i jest trochę samotna. Uznałem, że będziesz dla niej dobrym towarzystwem. – Wyszliśmy z lokalu i wsiedliśmy do samochodu murzyna. Jechaliśmy gdzieś na obrzeża miasta. To był kościół.
- Kościół? Chcesz żebym się wyspowiadała czy co? – Zaśmiałam się a wampir mi zawtórował.
- Nie do końca. Tutaj mieszka dziewczyna, o której ci mówiłem. Chodź. – Kiedy wysiedliśmy chwycił mnie za rękę i zaprowadził na strych. Wszedł do wielkiego pokoju gdzie znajdował się śliczny przestronny pokój z wielkim łóżkiem, sztalugą do malowania. Kominkiem i z bardzo pokaźną szafą. Marcel wszedł bez oporu ja nie mogłam, odbiłam się od niewidzialnej bariery.
- Przepraszam mój błąd. – Powiedział. – Davino wpuść proszę Caroline.
- Marcel .Ty jesteś Caroline prawda? – Uśmiechnęła się to była dziewczyna z mojego snu. Była prześliczna. Pokiwałam twierdząco głową. – Wejdź proszę. Wiele o tobie słyszałam.
- Dziękuje. Chciałabym powiedzieć o tobie to samo, ale niestety Marcel wiele mi nie powiedział. – Spojrzałam na niego karcąco.
- Wiesz, po co cię tu przyprowadził? – Zapytała wiedźma.
- Żebyśmy się poznały. – Stwierdziłam jakby to było oczywiste, dopiero teraz stwierdziłam, że to był jakiś podstęp.
- Nie do końca Caroline. Zrozum, że muszę poznać prawdę. Chcemy sprawdzić czy Klaus nie poddał cie hipnozie. Albo czy my nie pomagasz. – Kiedy mi to powiedział nogi się pode mną ugięły. Jeśli prawda wyjdzie na jaw to już po mnie.
- Proszę spróbuj. – Wyciągnęłam nadgarstek w jego stronę. Chciałam żeby się upewnił, że nie piję werbeny. Przez moment się wahał. Jednak wgryzł się upijając trochę krwi.  Byłam wściekła.
- Nie ma werbeny. Teraz ty Davino. – Spojrzał mi w oczy. Jednak ja patrzyłam na dziewczynę.
- Usiądź Caroline. To będzie bolało. Ale muszę zajrzeć w głąb twojego umysłu. – Powiedziała ja pokiwałam głową i usiadłam na fotelu. Kiedy poczułam ból upadłam na kolana. Jakby krew w moim organizmie wrzała a następnie eksplodowała. Krzyczałam to było nie do zniesienia. Czułam jak ktoś próbuje rozszarpać mój mózg na strzępy. Krzyczałam jak opętana.
- Dość, dość. – Krzyczałam przez słone łzy. Po kilku minutach ból ustał. Ciężko mi było złapać powietrze.
- Nie była zahipnotyzowana. – Stwierdziła czarownica pomagając mi wstać. – Jej intencje są czyste Marcelu.
- Caroline przepraszam musiałem mieć pewność. – Wampir podszedł do mnie i chwytając mnie za brodę zmusił do spojrzenia w jego oczy.
- Nie dotyka mnie. – Odsunęłam się powoli. – Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj.
- Caroline przecież jesteśmy przyjaciółmi. – Próbował się wytłumaczyć.
- Nie jesteśmy już przyjaciółmi. Przywiozłeś mnie tutaj i zrobiłeś coś takiego. Nie ufam ci już tak jak ty nie zaufałeś mi. – Miałam łzy w oczach. Nie wiedziałam, co to spowodowało. Byłam zawiedziona.
- Musiałem znaleźć jakiś sposób… - Zaczął, ale nie dokończył po prostu wyszedł. Spojrzałam na dziewczynę.
- Przepraszam Marcel mi kazał to zrobić. – Powiedziała półszeptem rozpalając szałwie.
- Rozumiem. Dlaczego mnie nie wydałaś? – Zapytałam zdekoncentrowana.
- Bo wiem że nie dopuścisz do wojny gatunków i nie pozwolisz mnie zabić. – Uśmiechnęła się delikatnie.
- Kto mógłby chcieć cię zabić?
- Czarownice. Chcą posiąść moją moc zgodnie ze starym obrzędem, uzyskają to dopiero po rytuale. – Opowiadała.
- Rytuale, w którym ty zginiesz. – Dopowiedziałam za nią.
- Dokładnie. Ty jesteś silna i wiem, że jesteś w stanie zapobiec rozlewowi krwi. Zwrócisz wolność istotą nadprzyrodzonym. – Była taka opanowana przypominała mi Elijah
- Możesz liczyć na moją pomoc. Zrobię to, co będę w stanie. Przyjdę za kilka dni. – Skinęłam głową powoli.
- Twoi przyjaciele ci pomogą, czuje to. Czuwam nad tobą. – Uśmiechnęła się a ja powoli wyszłam. Zadzwoniłam po Stefana, ponieważ byłam jeszcze słaba. Nie chciałam na kogoś rzucić się po drodze. Usiadłam na schodach przed kościołem wpatrując się przed siebie. Mój przyjaciel wysiadł i otworzył mi drzwi, wsiadłam ociężale.
- Co się stało Caroline? – Zapytał jak zwykle przejęty.

- Dzień, jak co dzień, wiesz. Wyrzucenie z wykładów spotkanie z Klausem, Marcel, który załatwia grzebanie w moim mózgu dziewczynie, której mam pomóc zażegnać wojnę narodów. – Machnęłam ręką śmiejąc się gorzko.
- Zwariowałaś? Musisz przestać się w to pakować. To się robi zbyt niebezpieczne. – Mogłam się spodziewać takiej reakcji wampira.
- Wyluzuj. Nie jest tak źle. Już mam nawet plan, co zrobimy. – Uśmiechnęłam się.
- Więc mnie oświeć. – Zaproponował.
- Pogodzimy Marcela i Klausa tym samym zakańczając ten ich głupi spór. – Spojrzałam na niego.
- Poprzestawiali ci coś w głowie? – Zapytał. – Naprawdę uważasz, że któryś z tej dwójki zrezygnuje z posiadania władzy? Prędzej się pozabijają.
- Znajdę sposób. – Kiwnęłam głową a Stefan popatrzył na mnie z politowaniem. Już przez resztę drogi nie odezwał się ani słowem. Zrobiło mi się przykro. Wiedziałam, że był zdenerwowany ja też byłam wściekła na Marcela. Skierowałam się do siebie do pokoju a tam było pusto. Pokręciłam głową i poszłam do pokoju wampirów.
- O kogo moje oczy widzą. – Uśmiechnął się cwaniacko Damon.
- Daj jej spokój Damon. – Rozkazał Stefan. Prawie na mnie nie patrzył.
- Rozumiem kłótnia bratnich dusz. Tylko, czemu macie przede mną sekrety? – Jeszcze tego mi brakowało. Damon dopytujący się o wszystko. Wróciła scena z dzisiejszego dnia a do oczy napłynęły mi łzy. Stefan od razu mnie przytulił.
- Gdzie Elena i Rebekah? – Zapytałam ocierając łzy.
- Wyjechały z grupą badawczą. Wkręciły się na jakieś badania z tym okropnym doktorkiem. – Westchnął brunet. – A teraz Blondie siadaj i mów, co przeskrobałaś.
- Przecież ja nic nie zrobiłam. – Zaczęłam się gorączkować.
- Caroline powiedz mu. Dość tych tajemnic. – Pierwszy raz widziałam Stefana tak zdenerwowanego no może nie do końca pierwszy, ale to rzadkość w jego przypadku.
- Jeju no dobra. Wiesz, że próbuje zepchnąć Marcela z tronu no nie? – Zapytałam retorycznie.
- Tak, co już jest wystarczająco szalone. – Uniósł kącik ust w uśmiechu.
- Nawiedziła mnie dziewczynka. Wiedźma o imieniu Davina. Chce żebym zakończyła wojnę, jaka panuje w mieście a przy okazji pomogła jej się uwolnić poza tym czarownice chcą ją zabić, więc trzeba ją chronić. – Chciałam mówić dalej, ale rozpraszał mnie zamyślony wzrok Stefana, a następnie Damon mi przerwał.
- Chyba musimy się napić zanim usłyszę resztę. – Wampir wstał rozlał whisky do trzech szklanek i podał każdemu.
- Marcel dzisiaj poznał mnie z wiedźmą, tylko po to żeby za pomocą wejść do mojego mózgu i sprawdzić czy nie jestem zahipnotyzowana i czy Klaus mnie nie wykorzystuje do tego żeby odzyskać władze. – Upiłam spory łyk i spuściłam głowę.
- Zabije tego gnoja. Koniec z twoją misją. Od jutra zajmujesz się tym, po co tu przyjechałaś. Normalne życie i studia. – Damon podjął decyzje spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
- Nie. Tutaj giną ludzie. Musimy to skończyć raz na zawsze. – Podniosłam głos prostując się.
- Koniec z twoim planem. – Damon podszedł do mnie przyglądając mi się z uwagą.
- Posłuchajcie mnie… - Zaczęłam, ale mi przerwano.
- On ma racje. Koniec misji samobójczej. – W drzwiach pojawił się Klaus. Teraz to koniec. Wszystko
słyszał. Zdaje się, że jeśli nie wykombinuje czegoś szybko to się skończy i nie pomogę nikomu. Spojrzałam na niego tak jak bracia Salvatore.


czwartek, 14 listopada 2013

Chapter 19.

Klaus:
Jedyne, o czym potrafiłem myśleć to Caroline i cały jej głupi plan. Była chyba masochistką. Marcel nie może dowiedzieć się o tym szalonym pomyśle, wszyscy na tym ucierpią a najbardziej moja ukochana. Nie do końca potrafiłem zrozumieć, czemu moje rodzeństwo zgadza się na to wariactwo. Co ta dziewczyna ze mną zrobiła, jeszcze niedawno wykorzystałbym ją do tego bez oporu. Dzisiaj boję się o nią i o jej życie. Przez salon przeszła Rebekah a wraz z nią Elijah. Kochałem ich, ale nigdy nie byłem w stanie okazać im tych dobrych uczuć. Może był to błąd, ale inaczej nie potrafiłem, zasługiwali jednak na to.
- Dokąd się wybieracie? – Uniosłem na nich swój wzrok.
- Mówiłam ci Klaus, że idę postudiować, wpływ Caroline. – Rebekah wzruszyła ramionami.
- Tak wiem, a ty drogi bracie? – Spojrzałem na niego.
- Rozumiesz Rebekah, Caroline i Elena to może być dziwne połączenie. Zobaczę czy wszystko idzie po naszej myśli i wrócę do domu. – Spojrzał na mnie a ja uśmiechnąłem się.
- Tylko nie dajcie zrobić sobie krzywdy. Dzisiejsza młodzież potrafi być okrutna. – Zaśmiałem się i opuściłem pokój w końcu musiałem jakoś naprawić swoje kontakty z Marcelem. To było bardzo trudne zadanie.

Caroline:
Siedziałam w samochodzie gotowa do pierwszego dnia na uczelni. Myślami byłam jedynie przy moim śnie. Co miałam zrobić? Muszę jakoś pomóc tej dziewczynie. Postanowiłam nikomu o tym nie mówić. Patrzyłam tak w okno zastanawiając się jak zbliżyć się do Daviny, nawet nie wiedziałam gdzie ona teraz jest. Musiałam wszystkiego dowiedzieć się od Marcela. Najpierw jednak chce zacząć studia.
- Hej Barbie wszystko w porządku? – Szturchnął mnie Damon.
- hmmm? – Byłam rozkojarzona. – A tak, tak.
- Na pewno? – Elena jak zwykle drążyła temat.
- Po prostu się zamyśliłam to chyba nic złego?
- Nie ależ skąd. – Powiedział Stefan, chociaż ja widziałam jego podejrzliwy wzrok na sobie.
- Dobra idźcie się bawić w szalonych studentów a ja pojadę i zwiedzę kilka barów. – Widziałam rozpromieniony uśmiech na twarzy Damona pomachałam mu radośnie. Wysiedliśmy przy uczelni, pociągnęłam nosem, aby wciągnąć jak najwięcej zapachu tego miejsca. Wszystko tu było takie piękne miałam ochotę zostać tu na wieki. Rozmarzyłam się i dalej bym tak tkwiła gdyby nie Rebekah.
- Hej księżniczko obudź się. – Pstryknęła mi palcami przed oczami.
- Oh Bekah, i Elijah. – Wydusiłam po chwili dopiero, gdy dotarło do mnie, że najstarszy wampir również nas odwiedził. – Ok. Ty i Elena idziecie na biologię.
- Kto układał nasze zajęcia. – Zapytała niezadowolona pierwotna.
- A jak myślisz? – W końcu przemówiła moja przyjaciółka, ja tylko uniosłam rękę. Popatrzyły na siebie i odeszły.
- Stefan idziemy na legendy i historię Nowego Orleanu. Do zobaczenia później El. – Cmoknęłam go w policzek i podekscytowana oddaliłam się do sali w towarzystwie Salvatore`a. Usiedliśmy na samym tyle, chciałam wszystko widzieć doskonale.
- Co się stało wczoraj wieczorem? – Stefan spojrzałam na mnie tym swoim wampirzym surowym wzrokiem. Czułam, że nie odpuści.
- Sama chciałabym wiedzieć. Pewnie przez natłok emocji. – Miałam ochotę sama strzelić sobie liścia za te kłamstwa, jakimi musiałam go karmić.
- O ile wiem to jesteśmy wampirami, więc takie rzeczy nam się nie zdarzają bez ingerencji innych. – Blondyn mówił do mnie szeptem.
- Ale ja nie wiem! – Wzięłam głęboki oddech, aby uciszyć sumienie i uspokoić siebie.
- Dowiemy się, obiecuje. – Przyjaciel ścisnął moją dłoń, nie byłam wstanie spojrzeć mu w oczy.
Do sali wszedł wtedy nasz wykładowca. Oczy wyszły mi na wierzch. Spojrzałam na wampira a on na mnie w jednym czasie. Dopiero później odważyłam się spojrzeć na „ profesora”.
- Co on tu robi? – Zapytałam jakby siebie, mężczyzna uśmiechnął się doskonale słysząc, co mówię.
-Dzień dobry. Nazywam się Elijah Mikaelson i będę opowiadał o legendach Nowego Orleanu. – Uśmiechnął się kładąc skórzaną torbę na biurku. – Skoro zapisaliście się na te zajęcia to mam pytanie rozgrzewająco. Czy ktoś z was wie, jakie plotki chodzą na temat tego, kto budował to miasto?
Jako jedyna zgłosiłam się do odpowiedzi. Elijah spojrzał dumnie. Dał mi przyzwolenie do odpowiedzi.
- Legenda głosi, że Orlean pomagały zbudować potężne istoty. Były władcze i żywiły się ludźmi nazwane były wampirami.
- Dokładnie tak. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej profesor. – Jak masz na imię?
- Caroline. – Odpowiedziałam. Pierwotny później opowiadał jeszcze jakieś legendy. Moją uwagę zwróciła ta o zaginionej potężnej czarownicy, wtedy straciłam kontrolę nad swoim ciałem. Zupełnie jakby ktoś do niego wszedł. Oczy zamknęły mi się a już chwilę później otworzyły. Na kartce papieru pojawił się napis: Kościół, w którym popełniono zbrodnie. Zaufaj im. Oniemiałam.
- Car, co się do cholery z tobą dzieje. – Padło kolejne pytanie z ust zielonookiego.
- Uspokój się wszystko wyjaśnię ci, ale później. – Wycedziłam przez zęby.
- Powiedz mi teraz! – Właśnie skończyły się zajęcia. Wszyscy wyszli, chciałam się wymknąć.
- Wy zostajecie. – Elijah zamknął drzwi, słyszał całą rozmowę. Podeszliśmy do niego.
- Widzisz to przez ciebie! – Byłam zła na Stefana, że tak zareagował.
- Co się właśnie stało? – Zapytał bezo gródek właśnie taki był szczery i bezpośredni.
- Nic takiego. – Chciałam uciec skierowałam się do wyjścia ale pierwotny chwycił mnie za ramię i przyciągnął do siebie.
- Wczoraj wieczorem upadła na ziemię miała dziwny napad głowy. – Powiedział Stefan.
- Jak możesz. – Spiorunowałam go wzrokiem, gdyby mógł zabijać przyjaciel padłby martwy.
- Masz powiedzieć, o co tu chodzi, bez kłamstw. – Zażądał.
- Ale chce żeby to zostało pomiędzy naszą trójką. – Pokazałam im kartkę. – Gdy wczoraj upadła, usłyszałam głos. Dziewczyna chce żebym jej pomogła. Marcel gdzieś ją trzyma w zamian za czary. Dzięki temu kontroluje czarownice w mieście. Ona chce być wolna a ja muszę jej pomóc.
- Nie ma mowy. – Rozkazał szatyn.
- Elijah, ty powinieneś zrozumieć, jako ten honorowy brat na którym można polegać. – Załamałam się. Wiedziałam, że jak to się wyda to tak będzie.
- Caroline, jeśli wplączesz się w wojnę między Marcelem a czarownicami nie pomożesz już nikomu. Kiedy zbliżysz się do niego wtedy znajdziemy sposób jak odbić dziewczynę. – Wszystko już rozplanował Mikaelson. – Wszystko zostanie między nami, jeśli zrobisz tak jak ci radzę.
- Dobrze! I tak nie zostawiacie mi większego wyboru. – Byłam wściekła, nie tyle na nich, co na siebie. Oni mieli rację a ja przez mój upór znowu mogłam popaść w kłopoty. Wyszłam i skierowałam się do pokoju w akademiku, powinna tam już być Elena. Weszłam, ale nikogo nie była. Pokój był idealny, duży i przestronny położyłam się na jednym z łóżek zastanawiając się, co mam zrobić. Elena weszła z impetem, a za nią Rebekah.
- Wow, co się stało? – Zapytałam.
- Wyrzucił nas z zajęć. Rebekah zaczęła się nabijać z jakiegoś chłopaka. Wtedy doktor Maxfield powiedział żebyśmy wyszły i wróciły jak dorośniemy. – Usiadła zrezygnowana brunetka.
- Nudziarz. Sama się śmiałaś z tego brylownika mnie trochę poniosło. – Wzruszyła ramionami rozglądając się po pokoju.
- Następnym razem będzie lepiej. Ja miałam dzisiaj zajęcia z panem E. Mikaelsonem. – Spojrzałam na nie, obie były zdziwione.
- Tak właściwie to, co tu robimy? – Wyrwała ni stąd ni z owąd pierwotna wampirzyca.
- Mieszkamy, chcesz się do nas przyłączyć? – Zapytałam uśmiechnięta. To był dobry pomysł.
- Miałabym zamienić pokój w rezydencji z łazienką tylko dla mnie na to. – Wskazała ręką przez cały pokój.
- A czemu nie? – Odpowiedziała Elena.
- Dobra. Pojadę tylko po jakieś rzeczy. – Uśmiechnęła się dość dziwnie nawet jak na nią i wyszła.
- My też to musimy zrobić. – Zauważyła Elena. Wtedy dostałam smsa i wykręciłam numer podany w nim. Elena wszystko mogła usłyszeć.
- Cześć Marcel mówi Caroline. – Skrzywiłam się.
- Witaj piękna. – Odpowiedział ciemnoskóry wampir. – W czym ci mogę pomóc?
- Jest taka jedna mała rzecz. – Uśmiechnęłam się do Eleny zbliżając się do okna. – Jestem teraz w akademiku, a potrzebuje swój samochód. Kluczyki są w schowku. Nikt z moich znajomych nie ma czasu na podrzucenie mi samochodu, więc pomyślałam o tobie.
- Zaraz kogoś przyślę. – Odpowiedział wampir wyraźnie zadowolony.
- Dzięki naprawdę to wiele dla mnie znaczy. Wyślę ci za moment adres. – Rozłączyłam się i usiadłam na parapecie pisząc wiadomość.
- Zła kobieta z ciebie. – Rzekła Elena rzucając we mnie poduszką. Odrzuciłam ją natychmiast.
- Dlaczego? Do Marcela i tak musze się zbliżyć a Damon będzie narzekał nie wspominając o Stefanie. – Przekrzywiłam głowę w jedną stronę. Skoro mogłam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu to, dlaczego nie. Może i to było egoistyczne, ale im szybciej wkradnę się do życia Marcela tym szybciej pomogę Davinie.

Stefan:
Udałem się do domu pierwotnych, cały czas zastanawiałem się czy nie powiedzieć o wszystkim swojemu bratu, ale Caroline na mnie liczyła. Biłem się z własnymi myślami. Odkąd przyjechaliśmy do tego miasta wszyscy byli jakby szczęśliwsi, cieszyli się z każdego nowego dnia. Nawet Caroline cieszyła się, że może coś zrobić sama wytyczyła sobie ważne zadanie nie chciałbym, aby stała jej się przez to krzywda.
- Witaj przyjacielu. – Z szerokim uśmiechem powiedział Klaus otwierając mi drzwi, weszliśmy do salonu.
- Jak poszedł pierwszy dzień na studiach? – Zapytał mnie Damon.
- Było całkiem interesująco. – Nie kłamałem, tak było.
- To prawda. – Powiedział wchodzący ze szklanką burbonu Elijah.
- Wiecie już o planie Caroline? – W końcu zaczął sensowny temat Niklaus. Widać było niezadowolenie na jego twarzy.
- Tak mówiła nam o tym. – Potwierdziłem.
- Najgłupsza rzecz, jaką można wymyśleć. Blondie chyba jest masochistką. – Zakpił z niej Salvatore.
- Dajcie spokój ma jakiś cel. A my musimy dołożyć wszelkich starań, aby była bezpieczna.
- Jesteś optymistą Elijah. – Zauważyła hybryda.
- Nie jestem realistą i nie przeceniam moich możliwości. – Odpowiedział mu kąśliwą uwagą. Wtedy rozmowę przerwała Rebekah. Weszła i zaczęła się rozglądać.
- Co to? Klub krwiopijców bez zahamowań? – Uśmiechnęła się szyderczo.
- Nie siostrzyczko, ale możemy otworzyć taki specjalnie dla ciebie. – Nik.
- Nie mam czasu na kłótnie. – Machnęła ręką i poszła do góry, uśmiechnąłem się widząc ją. Kiedyś coś nas łączyło, nadal bardzo ją lubiłem. Zawsze byłem sentymentalny. Po kilkunastu minutach zeszła z walizką, coś mi tu się nie podobało.
 - Rebekah. – Zawołał Elijah. Ona przyszła właściwie od razu. – Dokąd się wybierasz?
- Caroline zmiękczyła moje serce, idę oddać ubrania dla potrzebujących a później na zakupy, muszę uzupełnić braki w szafie. – Oni uwierzyli ja nie. Kłamała jak z nut, po jej wyjściu spojrzałem na Damona i też zaczęliśmy się zbierać. Wróciliśmy do domu, nie było tam żywej duszy. Usadowiłem się na kanapie.
- Nie ma Caroline ani Eleny. Nie ma też ich rzeczy i nie ma samochodu Barbie. Na co ci to wygląda? – Zapytał mnie brat.
- Mają pokój w akademiku, zwiały. – Westchnąłem i wyciągnąłem telefon.
- Dokąd dzwonisz?
- Jak ci się wydaje? Załatwiam nam pokój w akademiku. – Uśmiechnąłem się i po chwili pokój był załatwiony. Wzięliśmy kilka rzeczy, wszystko, co nam potrzebne, czyli kilka ubrań krew i dużo alkoholu.

Caroline:
Rozmawiałyśmy z Eleną o głupotach, gdy odezwał się mój telefon. Mogłam zejść na dół po samochód i po moje rzeczy nareszcie. Ucieszyłam się bardzo. Kiedy stanęłam na parkingu bez trudu odnalazłam moje auto i podeszłam tam, z samochodu wysiadł nie, kto inny jak Gerard. Zrobiłam duże oczy.
- Miałeś przysłać kogoś ze swoich ludzi. – Popatrzyłam w jego ciemne duże oczy.
- Tak, chciałem to zrobić, ale nie mogłem oprzeć się chęci zobaczenia ciebie. – Wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby.
- Miło mi to słyszeć. Ale muszę iść się rozpakować i takie tam.
- Dlaczego zrezygnowałaś z mieszkania w willi na rzecz zatłoczonego akademika? – Widać było, że jest naprawdę ciekawy mojego wyboru.
- Bo chcę zrobić coś sama, jak normalna nastolatka. Chcę zachowywać się normalnie a nie jak wampirzyca zajęta wampirzym sprawami. – Wzruszyłam ramionami.
- Rozumiem chcesz korzystać z tego, co masz. Dobry wybór. – Zdziwił mnie. Czemu on potrafił zrozumieć, czego chce a moi przyjaciele nie. Może udawał, w końcu nie był dobrą osobą.
- Dzięki jeszcze raz za pomoc. – Uśmiechnęłam się i chciałam odejść, ale mnie powstrzymał.
- Caroline… Może wpadniesz na małą imprezę dzisiaj wieczorem? – Zapytał pewny siebie wiedział, że się zgodzę.
- Zobaczymy. Prześlij mi adres. – Uśmiechnęłam się biorąc swoje rzeczy i po prostu zniknęłam.  Wróciłam szczęśliwa do pokoju, rzucając torby na środek pokoju. Rebekah już dotarła. Zaczęłam się rozpakowywać.
- Jak udało ci się wyrwać z pod opieki pierwotnych? – Zadałam pytanie blondynce, która przeglądała czasopismo.
-  Powiedziałam że idę oddać rzeczy na biednych i na zakupy żeby uzupełnić braki. Łyknęli to jak małe dzieci. – Zaśmiała się.
- Dobrze, mamy trochę czasu zanim się zorientują. Dzisiaj idziemy na imprezę. – Oznajmiłam im to szykując ubrania.
- Dokąd? – Zainteresowała się druga z moich przyjaciółek.
- Do Marcela. Czas żeby okręcić go sobie wokół palca. Chyba nie zostawicie mnie z tym samej. – Spojrzałam na nie.
- Jasne, w końcu pora się zabawić. – Klasnęła w dłonie Gilbert i wyciągnęła kilka ubrań.
- Jestem za. To może być zabawny widok. – Na moją propozycję przystała także Bekah.
Rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyłam je szeroko, położyłam się na łóżku.
- Blondie, Barbie Klaus i Elena. Pięknie. – Powiedział Damon.
- Co wy tu robicie? – Zapytałam zawiedziona.
- Tak się składa, że mamy pokój obok waszego. – Uśmiechnął się szeroko Steff.
- Rycerze dworu przybyli. – Rebekah nie mogła się powstrzymać przed tą uwagą roześmiałyśmy się w trójkę.
- Chcecie się bawić w szalone nastolatki proszę bardzo, ale tylko wtedy, kiedy będziemy w pobliżu, bo inaczej może porozmawiamy z Klausem i Elijah. – Zaproponował takie rozwiązanie Stefan.
- Taka sytuacja. – Zmieszała się Elena.
- Dobra a teraz spadać mamy damski wieczór. – Wskazałam im na drzwi.
- Stefan bardzo dobrze wygląda w szpilkach i krótkich spódniczkach. – Damon jak był ironiczny.
- Wyjdźcie albo skręcę wam kark. – Wspomniała pierwotna wampirzyca. Zrobili niezadowolone miny, ale wyszli. Rozlałyśmy Burbon do szklanek i zaczęłyśmy pić.
- Pora się szykować. – Dopiłam kolejną szklankę. Skręciłam włosy zrobiłam makijaż. Ubrałam czarne szpilki leginsy i czerwoną bluzkę z dekoltem, założyłam bransoletkę wysadzaną szlachetnymi kamieniami.
- Jestem gotowa. – Powiedziałam zaraz potem przyszły dziewczyny ubrane w podobnie do mnie. – Jest 22 w sam raz na pojawienie się.
- A jak się umówiłaś? – Zapytała Elena.
- Marcel proponował godzinę, 20 ale cóż musi czekać. Tak zrobimy lepsze wrażenie.
- Jesteś gorsza niż ja. – Rebekah.
Pokręciłam głową śmiejąc się, wyszłyśmy po cichu, aby nikt nas nie zauważył. Pojechałyśmy do baru, z daleka było słychać muzykę, spojrzałam na moje towarzyszki. Weszłyśmy do środka, od razu poszłyśmy zamówić drinki. Postałyśmy tak chwilę rozglądając się. Było tu pełno wampirów.
- Pójdę poszukać Marcela. A raczej on znajdzie mnie. – Odeszłam od nich skierowałam się na parkiet. Zaczęłam tańczyć, w rytm muzyki kręciłam biodrami, już po chwili poczułam ręce na moich biodrach.
- Myślałem, że już nie przyjdziesz. – Wyszeptał mi do ucha mężczyzna.
- W ostatniej chwili postanowiłam wpaść się rozerwać. – Odwróciłam się przodem do niego, patrząc mu w oczy. Zaczęliśmy tańczyć. Widziałam jak na mnie patrzy, chciał wykorzystać mnie do wojny z Klausem. Nie widziałam nikogo tak obłudnego jak on. Nawet mieszaniec był bardziej bezpośredni. Spędziliśmy ze sobą kilka godzin tańcząc i pijąc.
- Chodź odprowadzę cię do domu. – Wymyślił sobie, też coś.
- Ok. Tylko daj mi chwilę. – Odeszłam do niego i zostawiłam kluczyki od samochodu wampirzycom.
- Poradzisz sobie? – Wykrztusiła zmartwiona Elena.
- Właśnie będziesz z nim sama. – Zauważyła Rebekah.
- Nie martwcie się, ja sobie poradzę. – Puściłam im oczko i wróciłam do mojego celu zainteresowań. Wyszliśmy z lokalu i powoli szliśmy w stronę uczelni.
- Dlaczego mnie nie zabiłeś? – Zapytałam w końcu o coś, co zastanawiało mnie przez dłuższy czas.
- Żebyś uwierzyła, że nie jestem potworem. Nie mogłem cię zabić skoro to ja najpierw zamknąłem cię i torturowałem. Miałaś wyłączone uczucia. Nie zasłużyłaś na taką kare. – Mówił bardzo spokojnie za spokojnie.
- A może chcesz zdobyć moje zaufanie i wykorzystać to przeciw Klausowi. – Byłam bezpośrednia.
- Na początku tak było, ale później zauważyłem, jaka jesteś niesamowita Caroline Forbes.
- Nie lubię komplementów.
- To nie komplement, tylko prawda. – Uśmiechnął się po raz kolejny. – Teraz ty mi powiedz, dlaczego zmienił się twój stosunek do mnie? Jesteś miła, czarująca. Co chcesz tym zyskać?
- Po prostu mnie nie zabiłeś. Taka mała rekompensata. Jeśli chcesz mogę być taka sama jak wtedy, gdy się poznaliśmy. – Zaproponowałam.
- Nie tak jest dobrze. – Doszliśmy do uczelni i tam się rozstaliśmy, pocałował mnie w rękę i zniknął. Zabrałam się do otwierania drzwi od pokoju.

Klaus:
Rebeki zachowanie było dziwne, dlatego kiedy bracia Salvatore wyszli podążałem jej śladem. Zamieszkała w akademiku. Zaśmiałem się w duchu, moja siostra i akademik. Też coś. Postanowiłem jednak dalej ją obserwować. Do tego pokoju weszła Caroline, słyszałem wszystko, co mówiła. Te głupki Damon i Stefan też zamieszkali w akademiku i to w pokoju obok. Powinni skręcić im kark i zabrać do domu. Wieczorem wyszły gdzieś. Widziałem wszystko Caroline flirtująca z Marcelem a później wracali razem do domu. Bolało mnie to, co widziałem, ale radziła sobie świetnie. Kiedy została sama stanąłem za nią.
- Witaj Caroline. – Powiedziałem nie odrywając od niej wzroku.
- Klaus. – Minimalnie się uśmiechnęła. Nie czekając dłużej wziąłem ją na ręce i w mgnieniu oka znaleźliśmy się w mojej sypialni, w mojej rezydencji.
- Dlaczego przeniosłaś się do akademika? – Widziałem jej zdziwioną minę.
- Już wiesz? Chciałam pobyć trochę z dala od tego wszystkiego, od nadopiekuńczych Mikaelsonów i Salvatore`ów. – Westchnęła beznamiętnie.
- Ale nie wyszło co? – Uśmiechnąłem się.
- Zorientowali się szybciej niż myślałam. Jest przynajmniej zabawnie. – Spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi oczami. – Widziałeś mnie dzisiaj prawda, no wiesz z Marcelem.
- Tak widziałem wszystko, miałaś mi wszystko mówić. – Powiedziałem surowo.
- Nie chciałam żebyś w to ingerował, śledziłeś mnie. – Popchnęła mnie delikatnie.
- Obserwowałem, a to, co innego. Chyba nie sądziłaś, że zostawię cię samą na pastwę losu. – Mówiłem coraz bardziej stanowczym głosem.
- Ale jakoś żyję bez twojej, twojego brata, Stefana albo Damona ingerencji. – Ona też zaczynała się denerwować.
- Tak do czasu. – Chwyciłem ją za ręce i przyciągnąłem do siebie.
- Oczywiście, bo ty jesteś rycerzem, który zawsze mnie ocali przed złem które tylko czyha na moje życie. Jesteś nienormalny! -  Teraz to już krzyczała.
- Być może, ale to przez ciebie postradałem zmysły! – Wykrzyczałem jej to prosto w twarz.
- To właśnie jest twój problem. – Od dawna na siebie tak nie krzyczeliśmy.
- Jeżeli jest mój to także twój. – Przyciągnąłem ją do siebie i zatopiłem jej usta w namiętnym pocałunku, przez jakiś czas mnie odpychała, jednak poddała się chwili. Położyłem ręce na jej biodrach, dziewczyna swobodnie wplotła palce w moje włosy. To była chyba najbardziej szczęśliwa chwila w moim życiu.
- Ja chyba oszalałam. – Przerwała pocałunek, aby powiedzieć mi to. Tym razem ona złączyła nasze wargi w gorącym pocałunku przyciskając mnie do ściany bez najmniejszego problemu.

niedziela, 3 listopada 2013

Chapter 18.

Klaus: 
Przez cały dzień nie wychodziłem z domu. Stefan nie odezwał się, że wyjeżdżają z Mistic Falls więc na razie mogłem być spokojny. Popijałem jak zwykle moją ukochaną whisky kiedy usłyszałem traszki. Ktoś wparował do mojego domu jak huragan. Kiedy ujrzałem idealną twarz Caroline uśmiechnąłem się.
- Już przyjechaliście. Nie wiedziałem. - Wstałem i zbliżyłem się do dziewczyny. 
- Nie przyszłam tutaj gawędzić. Dlaczego nie powiedziałeś mi że Marcel żyje i jakim cudem on żyje. - Zaczynała wpadać w panikę. Trudno było u niej o takie uczucia lecz on je obudził w niej. 
- Nie chciałem cię martwić. Powiedział ,że nie będzie chciał cię zabić. - Uśmiechnąłem się, a ona prawie tupnęła nogą. 
- Cholera Klaus. Na prawdę nie rozumiesz? On odpuścił mi, nazwał mnie przy wszystkich swoim gościem. Mnie i Elenę i braci Salvatore. Chce chronić naszą 4 na prawdę nie wiesz o co mu chodzi? - Kiedy to powiedziała przestałem się uśmiechać. Właściwie to poczułem ukłucie w sercu. 
- Chce zdobyć wasze zaufanie. A najbardziej twoje Caroline. Nie wiem co kombinuje, ale dowiem się możesz być spokojna. - Podszedłem do kominka wpatrując się w płomień. 
- Nie Klaus. Koniec tego. Chce coś ode mnie więc sama się tego dowiem. Pozwolę się o siebie zatroszczyć a dowiem się wszystkiego co kombinuje. 
- Nie mogę ci na to pozwolić kochana. - Wzruszyłem ramionami. Mógłby ją zabić a wtedy i ja umarłbym wraz z nią. 
- Nie będziesz za mnie decydował. - Podniosła głos, po raz pierwszy od dawna. 
- Owszem będę. On jest podstępny, silny i na pewno zabije cie gdy mu się coś nie spodoba. - Zbliżyłem się do niej. 
- Jakie szczęście, że w mieście jest niezniszczalna hybryda która mi pomoże w razie kłopotów. - Teraz to już na mnie krzyczała, pierwszy raz chyba miałem ochotę skręcić jej kark. Była tak uparta. 
- I pierwotny Wampir. - Wtrącił się Elijah. 
- No i wampirzyca pierwotna także. - Dołączyła do nich także Rebekah, Kiedy blondynka ich zauważyła rzuciła się na szuje każdemu z nich. 
- Dobrze, dobrze. Jak zacznie robić się gorąco to wracasz do normalnego życia a resztę zostawiasz mi. 
- Jasne! - Wysyczała z siebie niezadowolona, pożegnała się i opuściła mój dom. Spojrzałem wściekły na rodzeństwo. 
- Czy zawsze musicie się zgadać na jej wymysły? 
- Niklaus, bez nerwów. Będzie pod stałą ochroną. Bracia Salvatore też jej pilnują. - Tłumaczył Elijah jednak do mnie nie docierało. 
- Jeśli się dowie zabije ją. 
- Od kiedy martwisz się o tych, którzy są tylko narzędziami w twoim planie? - Zapytała Rebekah. 
- Od wtedy kiedy chcę, żeby została moją królową. - Wrzasnąłem na bezmyślną dziewczynę. 
- W takim razie nie damy jej zrobić krzywdy. - Uśmiechnęła się szeroko po czym poklepała mnie po ramieniu. Spojrzałem na rodzeństwo  i poczułem że powinienem im zaufać.
- Ja dla przykładu idę na studia z Caroline i Eleną. - Zaczęła podekscytowana wampirzyca.
- A ty Elijah, może zostaniesz wykładowcą. - Uniosłem lekko kącik ust i uśmiechnąłem się.
- Nie ja, będę obserwować naszego przyjaciela. Za to ty byś się nadał.
Wszyscy się zaśmialiśmy. To był dobry dowcip. Udałem się do mojego gabinetu w którym swobodnie mogłem myśleć. Chociaż bałem się o Caroline wiedziałem że to jest jedyne wyjście aby pozbyć się Marcela.

Caroline: 
Pierwszy dzień a już misja specjalna. Byłam z siebie dumna. Oczywiście bałam się ciemnoskórego wampira był nieobliczalny, ale tak należało postąpić. Musiałam uwolnić siebie i całą tą dzielnicę od wpływu Marcela. Niemal świergotałam wchodząc do mieszkania. Pierwsze co zobaczyłam to Elenę, rozmawiającą ze Stefanem. Weszłam po cichu nie chciałam ani żeby mnie zauważyli ani żeby nie truli o moim zniknięciu. Udało się przeszłam niezauważona. Weszłam do siebie i od razu rzuciłam się na łóżko, a raczej rzuciłam się na Damona.
- Barbie, tak od razu do rzeczy? - Zaśmiał się Damon. Przekręciłam się i położyłam się obok niego.
- Co ty tu robisz? - Spojrzałam w jego oczy.
- Podsłuchałem jak rozmawiałaś z Eleną. Odwołaj akademik. - Zarządził.
- Nie ma mowy! Dla twojej informacji, mam też inne plany co do tego miasta/ - Uśmiechnęłam się.
- Co chcesz zrobić? - Zadał pytanie brunet.
- Dowiem się czego Marcel chce ode mnie. Sprawie że zaufa mi i zdobędę jego broń dzięki której przeżył.
Damon nie czekał ani chwili, chwycił mnie za rękę i zaprowadził do salonu.
- Słyszeliście? Caroline przyjechała tu żeby dać się zabić. Chce rozpracowywać Marcela, od środka. - Zrobił swoją charakterystyczną minę.
- Może to nie jest taki zły pomysł. - Powiedziała Elena, niemo podziękowałam jej za wsparcie.
- Nie! On cię zabije. Ma po swojej stronie najpotężniejszą czarownicę na świece. Ma na imię Davina. - Chociaż Stefan opowiadał coś sensownego.
- To gdzie ona jest? - Zapytałam zniecierpliwiona.
- Nikt nie wie. - Wzruszył ramionami Damon. - Marcel trzyma ją w zamknięciu. Niby chroni przed światem.
- Może i ta Davina jest potężna, ale wyjątkowo głupia. - Zaśmiałam się a Elena mi zawtórowała. - Każda potężna wiedźma potrafi zadbać o siebie.
- Widzisz, jak Marcel potrafi manipulować innymi? Nawet z nim nie zaczynaj, bo to nie jest zabawa dla ciebie. - Mówił Damon coraz bliżej podchodząc. - Zresztą ciekawe co Klaus na to może zadzwonimy do niego.
Damon zerknął na Stefana. Uśmiechnęli się porozumiewawczo.
- To nie taki zły pomysł. - Stwierdził.
- Śmiało dzwońcie. Żeby zaoszczędzić wam czasu to Klaus, Rebekah i Elijah zgodzili się, a nawet zapewnili mi bezpieczeństwo. Jesteście ze mną? - Zapytałam pewna siebie.
- Zawsze. - Objęła mnie Elena.
- Niech będzie. - Uśmeichnął się Stefan.
- A mam jakieś inne wyjście? - Retorycznie zapytał Damon, uśmiechnęłam się i zaciągnęłam Elenę do mojego pokoju.
- Jak tylko rano wstaniemy wyjeżdżamy do akademika. - Powiedziałam szeptem.
- Dobrze. - Uśmiechnęła się brunetka i usiadła na łóżku. - Powiedz mi dlaczego tak uparłaś się na tego Marcela.
- Nie wiem Eleno. Czuję że jest zły, mieszkańcy potrzebują pomocy. Nie możemy tak tego zostawić.
- A skoro tobie pozwolił żyć, czujesz się w obowiązku do ocalenia miasta przed tym tyranem.
- Coś w tym rodzaju. - Pokręciłam głową.
- Kocham cię Caroline Forbes, ale zbawieniem świata zajmiemy się jutro. - Pocałowała mnie w głowę i wyszła. Ja udałam się do kuchni po krew. Kiedy wyciągałam szklankę poczułam ogromny ból i upadłam na kolana. Usłyszałam głos : Musisz mi pomóc. Później wszystko minęło, do kuchni wszedł zakłopotany Stefan.
- Caroline, co ci jest? - Pomógł mi wstać.
- Nie mam pojęcia. - Spojrzałam mu w oczy i próbowałam się uśmiechnąć. Rozmasowywałam skronie. Chłopak przytulił mnie do siebie, oboje nie rozumieliśmy zajścia, które miało miejsce.
- Chodź zaprowadzę cię do pokoju. - Delikatnie kiwnęłam głową i udałam się z przyjacielem do mojej sypialni. Położyłam się na łóżku.
- I jak się czujesz? - Zadał po raz kolejny pytanie blondyn.
- Już dobrze. Wiesz łatwo przyszło łatwo poszło. - Uśmiechnęłam się nieśmiało. Nie mów nikomu o tym dobrze?
- Jasne Car. Ale jeśli się będzie powtarzało to zadzwonisz do Bonnie. - Pogroził mi palcem przed nosem.
- Tak możemy się umówić. - Uśmiechnęłam się szeroko. - Dziękuję, zawsze przy mnie jesteś.
- Od tego ma się przyjaciół. A teraz śpij nasz mózgu wojenny. - Pocałował mnie w czoło i wyszedł. Zasnęłam niemal od razu. Byłam ubrana w białą sukienkę, do kolan i dość zwiewną, bez ramion. Dziwne było że szłam boso. Spacerowałam po drewnianej podłodze, nie bałam się. Podeszłam do dużych mahoniowych drzwi, które same się otworzyły. Weszłam do środka. Stała tam dziewczyna, nieco niższa ode mnie, ale i młodsza.
- Witaj Caroline. - Uśmiechnęła się odwracając się w moja stronę.
- Kim jesteś skąd znasz moje imie? - Zapytałam ją, ale czułam że jest dobrą dziewczyną.
- Jestem Davina. Obserwuję cię odkąd, zabiłaś Marcela. Technicznie bo wróciłam go do życia. Chciałabym abyś pomogła mi się wydostać z tego zamknięcia. - Powiedziała z nadzieją w głosie.
- Jesteś jedną z potężniejszych wiedźm możesz robić co chcesz, dlaczego akurat ja?
- Bo Marcel zamknął mnie tu, zaraz po tym jak uratował mnie przez śmiercią. Do tej pory mu pomagałam. Nie zrobię nic przeciwko niemu bo on mnie uratował.
- Dlatego potrzebujesz kogoś, kto cię wyciągnie. Dobrze ale dlaczego ja?- Zapytałam, historia dziewczyny naprawdę była smutna.
- Bo tylko ty rozkochałaś w sobie pierwotnego mieszańca. Jak już mówiłam obserwuje cię i wiem że masz w sobie tyle dobra. że wszystkie bliskie osoby zmieniają się przy tobie na lepsze. Nawet Rebekah, Damon, twój przyjaciel Stefan. Odmieniłaś ich życie. Mam nadzieję, że zgodzisz się pomóc i mi. - Powiedziała i spojrzała mi w oczy.
- I tak miałam zamiar to zrobić. Ale musisz uzbroić się w cierpliwość. - Podeszłam do niej trochę bliżej.
- Będę czekać. Do zobaczenia Caroline. - Pomachała mi, i nagle jakby zaczęła się oddalać.
Obudziłam się. Podniosłam się i zaczęłam łapczywie wdychać powietrze. Tak jakbym się dusiła. To było dziwne, i do tego ten sen. Czy to możliwe? Pytałam sama siebie. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Nikomu na razie nie mogłam o ty mówić przecież. Nie miałam pewności czy to nie jest moja wybujała wyobraźnia, chociaż to było takie realistyczne. Spojrzałam przez okno i poszłam się szykować na 1 dzień studenckiego życia.

Kolejny rozdział :D Jak wam się podoba? Czy chcecie żebym wprowadziła wątek Haley? 
Zapraszam na mojego drugiego bloga, tam 1 rozdział zupełnie nowego opowiadania. Zostawcie jakiś znak po sobie :* 

wtorek, 29 października 2013

Chapter 17.

 Marcel:
Udało mi się. Wróciłem z martwych. Davina się postarała. W końcu obiecała mi to, ja ochroniłem ją, kiedy była dzieckiem a ona pomaga mi do teraz. W miejscu, w którym przebywa, jest chroniona czuje się bezpiecznie. To ona informuje mnie, kiedy ktoś używa czarów, pomaga mi mieć władze w dzielnicach Nowego Orleanu. Gdyby wiedziała, że morderstwo ich rodziców sam zaplanowałem, a ją po prostu pozyskałem nieźle by się wkurzyła. Jak ona to mówi Jest moją dłużniczką do końca swoich dni. To było mi bardzo na rękę. Tak naprawdę tylko dzięki niej miałem władze. Byłem pewien, że Klaus będzie chciał odzyskać władzę i na pewno będzie starał się pozyskać moją wiedźmę. Jednak ja miałem plan, odebrałem mu królestwo, odebrałem mu prawie wszystko, co chciałby teraz mieć. Została tylko jego jedyna słabość. Czy mam ją zabić i skazać się na gniew hybrydy? Czy udawać, że wybaczyłem jej. Pozyskać zaufanie dziewczyny i zdobyć ją sprzątając mu ją z przed nosa. Przyjemne z pożytecznym, jak to zwykle mawiam. Uśmiechnąłem się szeroko na samo wyobrażenie mojego planu. Zobaczyłem wchodzącego pierwotnego do baru.
- Klaus przyjacielu. Co ty tu robisz? – Poklepałem go po ramieniu.
- Wróciłem do Nowego Orleanu, i nie mam zamiaru się wynosić. – Prawie warknął na mnie mężczyzna.
- Rozumiem jesteś tu gościem, w końcu wychowałeś mnie. – Podałem mu szklankę z alkoholem.
- Może, więc zdradzisz mi jak udało ci wyrwać z objęć śmierci. – Zapytał ciekawy.
- Mam kogoś potężnego po swojej strony. Ale to na razie moja tajemnica. – Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, chociaż nie Klausowi musiałem być ostrożny. Dopiero, kiedy wybije mu z głowy pomysł odebrani mi tronu, znów zaprzyjaźnię się z nim.
- Rozumiem. A co z Caroline, jutro powinna być w mieście. – Widocznie ta sprawa nie dawała mu spokoju.
- Wziąłem pod uwagę to, że miała wyłączone uczucia i chciała pokazać, jaka jest silna. Dlatego postanowiłem ją ułaskawić. Jestem w końcu w pewnej części też człowiekiem. Nie tyranem. – Poklepałem go po ramieniu.
- I nie skażesz jej na śmierć jak wszystkich w takim przypadku? – Dopytywał, chyba nie zaczął nic podejrzewać.
- Postanowiłem zrobić wyjątek, jako że znowu złączyliśmy się jak rodzina. Jest twoją znajomą, więc postanowiłem dać jej szansę. Ale jak nawywija to koniec z nią.
- Nic się nie stanie, włączyła człowieczeństwo. Jest dawną Caroline. – Uśmiechnął się sam do siebie, teraz byłem pewny, że jest jego słabością.
- Wierzę ci.  W końcu nie od dzisiaj jesteśmy przyjaciółmi. – Upiłem łyk trunku. – Wpadniesz wieczorem.
- Postaram się. – Odparł mieszaniec, po czym opuścił bar.
Byłem dumny z siebie. Chyba nic nie podejrzewał. To działało na moją korzyść. Niedługo w mieście będzie słodka wampirzyca. Rozkazałem moim ludziom dostarczyć dziewczynę na plac, na którym odbywały się egzekucje czarownic.

Caroline:
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz spałam tak dobrze jak tej nocy. Obudziłam się z uśmiechem na twarzy. Przeciągnęłam się. Dopiero po chwili zauważyłam, że jestem sama. Usłyszałam śmiech z kuchni, to tam były moje przyjaciółki. Zwlokłam się z kanapy, udałam się w stronę głosu. Stanęłam z szerokim uśmiechem oparta o framugę.
- Hej Care, masz tu kawę. – Z uśmiechem powiedziała Elena podając mi kubek.
- Marzyłam o tym. – Upiłam łyk kawy.
- Dziewczyny muszę wam o czymś powiedzieć. – Zaczęła dość nieśmiało Bon.
- Słuchamy. – Powiedziałam spoglądając na nią.
- Rozmawiałam dzisiaj rano z Jerremym i postanowiłam dojechać do was trochę później, dojadę po pierwszych zajęciach i będziemy jeszcze mieć swoją wolność. Tyle było zamieszania, że nie mieliśmy szansy się sobą nacieszyć. Mam nadzieję, że rozumiecie mnie.
- Jasne, że tak. – Wpadła w jej ramiona brunetka.
- Ale i tak będziemy tęsknić i to bardzo mocno. – Dołączyłam do przyjaciółek, każdej z nas zakręciła się w oczach łza. Chyba byśmy się rozpłakały jak dzieci, gdyby nie nagłe wejście Damona.
- Szkoda, że nie zaprosiłyście mnie do waszego trójkąta. – Jak zwykle z nutą ironii Damon.
- Możesz pomarzyć. – Wystawiłam język do niego.
- Barbie zbieraj się. Musisz się spakować jutro wyjazd. – Jak zwykle oganiał mnie brunet.
- Jezu nie marudź. Daj mi 5 minut. – Zniknęłam, musiałam się ubrać. Pożegnałam się z dziewczynami i wraz z wampirem pojechaliśmy do mnie. Mamy niestety nie było. Powoli pakowałam rzeczy a Damon wynosił to, co zapakowałam. Później przyszła kolej na pensjonat. Pakowanie się nie miało końca. Pakowanie i odkładanie, przekładanie. Po następnych godzinach wszystko było gotowe. Zeszłam do salonu i opadłam na kanapę.
- Jak pakowanie. – Zagaił Stefan kładąc sobie moją głowę na kolana.
- W końcu skończyłam. A wiesz, że Bonnie dojedzie później do nas. Chce pobyć jeszcze trochę z Gilbertem. – Spojrzałam mu w oczy.
- Nie ma, co się dziwić. Kochają się.
- A czemu wy też z nami jedziecie? – Zapytałam ciekawa.
- Bo bez was będzie tu nudno. – Wtrącił, Damon który wchodził z butelką whisky.
- Poważnie pytam!
- Bo staliśmy się w pewnym sensie jakąś nieźle pokręconą rodziną. Martwilibyśmy się a poza tym bez ciebie zrobi się tu bardzo nudno. – Ujął to w dyplomatyczny sposób Stefan.
- No ok. - Wstałam w jednej sekundzie.
- A ty, dokąd znowu? – Wysyczał zdziwiony Damon.
- Jak to, dokąd? Do Grilla, musze się pożegnać. – Wzruszyłam ramionami. Jakby to była oczywiste.
- Może być zabawnie. – Wzruszył ramionami Damon. Obaj bracia towarzyszyli mi. Kiedy weszliśmy do Grilla, byli tam wszyscy. Elena, Bonnie, moja mama, Matt, Jerr a nawet April. To były długie i płaczliwe pożegnanie do tego zakrapiane dużą ilością alkoholu. Kiedy wróciliśmy do domu zaczynało już świtać. Zebrałam jeszcze kilka rzeczy, wpakowałam do swojego samochodu.
- Caroline, co ty jeszcze robisz? – Zapytał Stefan z poważną miną.
- Pakuje jeszcze rzeczy. Do samochodu. – Pokręciłam głową z uśmiechem.
- Nie mamy już miejsca. – Wtrącił Damon.
- Pakuje do swojego samochodu. – Oboje zrobili zdziwioną minę. – My z Eleną jedziemy moim samochodem. A wy jedziecie samochodem Damona. Spotkamy się na miejscu.
- Caroline nie taka mieliśmy umowę. – Wysyczał Stefan zaskoczony, moją wypowiedzią.
- Tak, ale plany się zmieniły. – Wzruszyłam ramionami.
- Nie Caroline. Nie zmieniamy planów. – Niemal warknął Damon, spoglądając na swojego brata z tajemniczą miną.
- O co chodzi. Widzę, że coś jest nie tak.
- Po prostu, nie chcemy nic zmieniać. Jeszcze się pogubimy czy coś. – Odpowiedział wymijająco Stefan.
- Jesteście stuknięci. Będziemy jechać zaraz za wami. – Powiedziałam to na odczepne. Widziałam ulgę w ich oczach.
- Niech ci będzie. – Machnął ręką młodszy wampir. Uściskałam ich i poszłam się przespać. Obudziły mnie wibracje telefonu. To Elena. Już czekała. Wzięłam szybki prysznic i zrobiłam delikatny makijaż. Ubrałam białe spodenki i miętową luźną bluzkę na szerszych na ramkach. Chwyciłam w rękę czarne szpilki i skórzaną kurtkę. Spakowałam potrzebne rzeczy do torebki i chciałam się wymknąć. Z Eleną chciałyśmy wyjechać kilka godzin przed naszymi towarzyszami, żeby zalokować się w akademiku. Zeszłam po cichu na dół. Nie było nikogo.  Uśmiechnęłam się otwierając drzwi wyjściowe. Poczułam dotyk na moich biodrach. Ugryzłam się odruchowo w język.
- Dokąd się wybierasz Blondie? – Zapytał zadowolony Damon.
- Ja no wiesz. – Zaczęłam się plątać w słowach. – Po Elenę.
- Bez butów. – Zauważył wchodzący właśnie Stefan. – Chciałaś się wymknąć i jechać bez nas.
- Nie ja po prostu nie chciałam was budzić. – Odsunęłam się o kilka kroków patrząc na nich.
- Caroline, nie umiesz kłamać. – Stwierdził sceptycznie Damon.
- Za to ty kłamiesz jak z nut. – Ubrałam buty. – Koniec dyskusji. Jedziemy.
Zebraliśmy się, pojechaliśmy po Elenę. Ja z przyjaciółką ruszyłyśmy z miasta, oczywiście zaraz za braćmi Salvatore. Zbliżałyśmy się do Nowego Orleanu, czułam się jakby to była chwila. Przez całą drogę wygłupiałyśmy się w samochodzie. Śpiewałyśmy, rozmawiałyśmy. Zapowiadał się naprawdę świetny okres w naszym życiu. Kiedy wjechaliśmy do miasta ktoś zatrzymał nasze samochody tuż przy rynku. Wysiadłyśmy i dołączyłyśmy do wampirów.
- O co tu chodzi? – Zapytałam.
- To ta wampirzyca. – Wskazał na mnie ciemnoskóry mężczyzna. W jednej chwili znalazłam się w żelaznym uścisku. Wampira. Musiał być dużo starszy ode mnie, bo pomimo prób nie mogłam się wyrwać. W oczach przyjaciół zobaczyłam bezradność. Nieznajomy wprowadził mnie na środek placu, na jakiś drewniany podest. Rzucił mnie na kolana, a ja ujrzałam nad sobą Marcela.
- Co tu się dzieje do cholery? – Zapytałam wstając.
- Droga Caroline, powstałem z martwych. – Szeroko wyszczerzył zęby. Nie cierpiałam tego.
- Więc to jest ten moment, gdy mnie mordujesz wyrywasz mi serce tak jak ja tobie. – Zapytałam udając obojętność, ale w środku cała drżałam.
- Nie Caroline. Wybaczam ci. – Powiedział bardziej do tłumy zebranego na placu niż do mnie.
- Co ty kombinujesz? - Zapytałam zakładając ręce na piersi.
- Nic Skarbie. Od dzisiaj jesteś moim gościem tak jak i twoi przyjaciele.
- To dlaczego są trzymani siłą? - Uniosłam brew do góry.
- Puśćcie ich. - Rozkazał ciemnoskóry. - Od dzisiaj Caroline i jej przyjaciele ,są naszymi gośćmi ,jeśli chociaż włos z głowy im spadnie odpowiecie przede mną. - Spojrzał na mnie uśmiechając się w dalszym ciągu. Damon wparował koło mnie a za nim Stefan i Elena. Powstrzymałam przyjaciela przed misją samobójczą. Odeszliśmy i wsiedliśmy do samochodów. Byłam roztrzęsiona. Tym razem pojechałam z Damonem. Od razu pojechaliśmy odłożyć rzeczy a później postanowiłam wybrać się na przejażdżkę. Skierowałam się do rezydencji Mikaelsonów.

Przepraszam za taką zwłokę w pisaniu. Miałam dużo na głowię, włącznie ze szkołą. Postaram się jak najszybciej dodać rozdział na drugi blog. A coś koło soboty pojawi się rozdział 18. Tymczasem zapraszam do komentowania. 

piątek, 18 października 2013

Chapter 16.

Caroline:
Uciekłam po raz kolejny od Klausa. Nie potrafiłam przy nim być sobą, przy nim chciałam i pragnęłam więcej. To było chore. Dlatego nie mogła pozwolić, żeby to uczucie się rozwinęło. Wiedziałam też, że on mnie kocha i jest gotów poświęcić dla mnie naprawdę dużo, ale czy na tym polega miłość? Na ciągłym poświęcaniu się dla tej drugiej osoby? Na ciągłej rezygnacji z czegoś, na czym nam zależy? O czym ja w ogóle myślałam. Przecież to Klaus Mikaelson, najpotężniejsza postać chodząca po tej ziemi, otrząśnie się i znajdzie sobie inną młodą wampirzyce. A ja umrę w samotności otoczona kotami. Prychnęłam stając pod drzwiami pensjonatu. Weszłam przyklejając uśmiech do twarzy.
- Caroline! -  Usłyszałam ciepły głos, Eleny gdy mnie tylko zobaczyła.
- Znalazła się nasza zguba. – Spojrzał na mnie Damon. Dopiero później zauważyłam Elijaha i moje przyjaciela.
- O co wam chodzi? – Zapytałam z uśmiechem.
- Zniknęłaś z Grilla martwiliśmy się. – Wytłumaczył całe zgromadzenie Stefan.
- Jestem cała i zdrowa z buzującymi emocjami w głowie. – Rzuciłam torebkę na stół.
- No więc… - Ciągnęła brunetka.
- Powiem ci, ale wieczorem dobrze? – Spojrzałam w jej oczy. – A teraz idź, przygotować dom, zaopatrz w alkohol czy coś tam jeszcze.
- Dobra już idę. Widzimy się wieczorem. – Uśmiechnęła się i zniknęła.
- Bez tłumaczeń się nie obejdzie. – Powiedział Damon. Cicho jęknęłam krzywiąc się.
- Caroline, chcemy wiedzieć, co się dzisiaj stało. – Powiedział Stefan a wszyscy wlepiali we mnie wzrok.
- Nic złego się nie stało, chciał porozmawiać. – Przecież nie mogłam powiedzieć im wszystkiego, sama jeszcze tego nie rozumiałam.
- To nie mógł cię wziąć na kawę? Tylko tak no wiesz? – Uniósł brew do góry Damon.
- No właśnie to samo mu powiedziałam. – Opadłam na kanapę i położyłam nogi na kolana Damona.
- Nie za wygodnie? – Zapytał, po czym zaśmialiśmy się.
- Na pewno Caroline, mój brat niczym cię nie uraził? – Cały czas dociekliwie pytał Elijah.
- O co wam kurde chodzi, zachowujecie się jakbyście byli moimi starszymi braćmi a ja nastolatką wracającą z pierwszej randki. Naprawdę gdyby było coś nie tak to przyszłabym do was z problemem. – Spoglądałam na jednego po drugim, miałam nadzieję, że dotarło.
- Czy ty zawsze musisz być taka uparta? – Zapytał pierwotny.
- Tak. – Zaśmiałam się. – Macie może jakieś dobre wieści?
- Tak nawet kilka. Wszyscy wyjeżdżamy do Nowego Orleanu. Będę studiował z wami a dziewczyny pojechały nie szykować pokój tylko dom koło uczelni. – O wszystkim poinformował mnie Stefan, bardzo się ucieszyłam. Nie chciałam zostawiać przyjaciół i cieszę się, że będą blisko.
- A wy pierwotni, zostajecie w Mystic Falls ? – Zagryzłam dolną wargę z ciekawości.
- Nie my również wyjeżdżamy mamy tam dom do odbudowania. – Wstał powoli. – Czas na mnie. Caroline, cieszę się, że wróciłaś i wszystko jak widzę jest w porządku.
Pierwotny wyszedł a ja zostałam z Salvatorami.
- Nawijaj. – Zaczął Damon. Wiedziałam, o co chodzi, ale olałam to.
- Bardzo się cieszę, że pojedziecie na studia. – Poczochrałam mu włosy i poszłam szykować na nocowanie u Eleny. Uśmiechnęłam się. Czy to możliwe, że wszystko skończy się dobrze. Czas tak szybko leciał, usłyszałam jak z dołu woła mnie brunet pytając czy jestem gotowa. Właściwie to już mogłam wychodzić, ale dla pewności jeszcze wszystko sprawdziłam. Pożegnałam się ze Stefan i wyszliśmy. Damon odwiózł mnie pod dom Gilbertów.

Klaus:
Przejechałem palce po moich wargach, gdzie jeszcze nie dawno spoczywały słodkie usta wampirzycy, były takie miękkie i delikatne. Teraz byłem pewien, zakochałem się w tej dziewczynie po uszy. Mam nadzieję, że będę w stanie ją przełamać, czy to żeby ją zdobyć mam zamienić się w Stefana, którym tak gardziłem przez miłość do tej całej Eleny? Aż tak nie umiem się przełamać, dalej jestem wstanie zabić każdego, kto mi się sprzeciwi.
- Co zaszło tobą a tą małą wampirzycą. – Rzucił od niechcenia Kol, który właśnie wrócił z baru, cuchnął alkoholem na kilometr.
- Nie twoja sprawa bracie. – Uśmiechnąłem się zadziornie.
- Niklaus. Teraz możemy wrócić do Nowego Orleanu. – Wspomniał Elijah siadając ze szklanką krwi w ręku.
- Nie zostawię Caroline. Nie po tym jak wyznała, że czuje coś do mnie. – Spojrzałem na brata, na jego twarzy wyraźny uśmiech.
- Co to znaczy bracie? – Zapytał nie kryjąc satysfakcji.
- Powiedziała, że jej zależy, ale boi się, że zrobi coś złego albo stanie się kimś złym. – Spojrzałem mu w oczy.
- Właśnie Nik przy tobie jest to bardzo możliwie. – Zaśmiał się Kol.
- Zamknij się. – Jęknąłem nie mogąc słuchać własnego brata, był taki niedojrzały.
- Caroline też wyjeżdża do Nowego Orleanu na studia. – Wyznał najstarszy z naszym braci.
- Więc powinniśmy się szykować do wyjazdu. – Powstałem i przeszedłem się po salonie.
Czas na zmianę otoczenia, odzyskam miasto i zasiądę na tronie ze swoją królową.

Caroline:
Wszystkie byłyśmy już u Eleny, uszykowałyśmy przekąski, alkohol, krew i filmy do wyboru. To był wieczór taki, o jakim marzyłam od dawna. Na reszcie mogłam wrzucić na luz. Zaczęłyśmy przygotowywać kolorowe drinki z palemkami. Dolałam krwi do dwóch drinków, dla siebie i dla jednej z moich przyjaciółek.
- A teraz mów jak było z Klausem. – Zaświeciły się oczy jednej z brunetek.
- No wiecie, tak jak z Klausem. Najpierw mówił, że jestem ważna dla niego i tak dalej a potem mnie pocałował.
- Co? – Obie moje przyjaciółki były przejęte tą informacją. – A ty, co na to?
- Oddałam pocałunek, ale przerwałam i uciekłam. – Wyznałam zgodnie z prawdą.
- Wiemy, że to Klaus i zrobił więcej złego niż dobrego. Ale był przy tobie i pomagał, kiedy tego potrzebowałaś. – Powiedziała dość cicho Bonnie.
- A jeżeli masz być szczęśliwa z nim to idź i bądź szczęśliwa. Odkąd się w tobie zakochał przestał strać się nas pozabijać. – Zaśmiała się druga z moich przyjaciółek.
- Boję się, boję się, że stanę się przy nim tak samo zła jak on.
- O to nie musisz się bać, bo komu, jak komu ale tobie to nie grozi. Przytłaczasz wszystkich swoją dobrocią. – Mówiły jedna przez drugą, a mi się ciepło na sercu zrobiło jak to usłyszałam.
- Lepiej mówcie, dlaczego nie powiedziałyście mi o tym, że wszyscy jedziemy na studia?
- To miała być niespodzianka. Przez tyle przeszłaś ostatnio, że stwierdziliśmy, że to będzie super pomysł. – Szeroko uśmiechnęła się mulatka.
- I jest. W końcu został nam czas do końca tygodnia. – Wzruszyłam ramionami.
- Wyjeżdżamy po jutrze Care. Straciłaś poczucie czasu. – Uprzytomniła mi to Elena. Uderzyłam się w czoło. Jutro czeka mnie mnóstwo roboty. Ale teraz miałam zamiar nawalić się z moimi dziewczętami.

Damon:
Musiałem iść pozbyć się ciała, tego całego Marcela. Wczoraj nie miałem na te czasu, trzeba było sprowadzić Caroline. Odłożyłem to na dzisiejszy wieczór, wziąłem ze sobą Stefana. Podeszliśmy do jego samochodu, bo tam ukryłem biedaka bez serca. Zamek w klapie był wyłamany, spojrzeliśmy na siebie z bratem. Powoli otworzyłem bagażnik a tam zostaliśmy jedną wielką pustkę. Nie było ani Marcela ani jego serca.
- Co do cholery? – Wyrwało mi się.
- On zniknął. – Powiedział po cichu mój brat.
- Brawo za spostrzegawczość Steff. – Zadrwiłem z niego. – Widzę to przecież, ale jakim cudem?
- Ktoś musiał go ożywić a to znaczy, że Caroline ma kłopoty. – Wydusił z siebie z miną zbitego psa.
- Dzwoń do Klausa. – Byłem niezadowolony, ale to było jedyne wyjście. – Nic lepszego nie wymyślimy.
Weszliśmy do pensjonatu wampir posłusznie zadzwonił do mieszańca. Nie musieliśmy długo czekać aż ten zjawił się u nas, ze swoim starszym bratem.
- Z czym macie problem znowu? Pokłóciliście się o to, co spakować na podróż i postanowiliście zasięgnąć rady u kogoś starszego i mądrzejszego? – Hybryda była ironiczna. Spojrzeliśmy na niego.
- Chodzi bardziej o kogoś ciemnoskórego i krwiopijczego. – Pokręciłem głową.
- Marcel? – Cały czas się uśmiechał. – Jaki macie problem z pozbyciem się ciała?
- Taki, że nie da się pozbyć ciała bez ciała. – Odpowiedziałem dość ironicznie.
- Poszliśmy się go pozbyć, ktoś wyłamał zamek a Marcela nie było. – Dokończył za mnie Stefan.
- Chcecie mi powiedzieć, że zgubiliście ciało Marcela? – Podchodził coraz bliżej mnie mieszaniec.
- Skąd mieliśmy wiedzieć, że trup sam zniknie? – Prychnąłem na niego, momentalnie przycisnął mnie do ściany, trzymając za gardło i z każdą chwilą coraz mocniej zaciskając dłoń. Nie mogłem złapać oddechu. W oczach Mikaelsona malował się mord. Stefan rzucił się, aby mi pomóc, jednak jego to nie wzruszało. Uścisk pozostawał żelazny.
- Niklaus. Puść go! – Zareagował Elijah. – Niklaus!
W końcu odpuścił. Osunąłem się na ziemię kaszląc i próbując złapać oddech.
- Jeśli ktoś mu pomógł to musi być wyjątkowo potężny. To musi być ta jego tajna broń. – Zwrócił się Klaus w stronę swojego brata.
- Myślisz, że to Davina? – Ciągnęli swój dialog.
- Kto to jest Davina? – Zapytał, Steff poklepując mnie po ramieniu.
- Chodziły plotki, że Marcel ma po swojej stronie jedną z najpotężniejszych czarownic. Jeżeli to prawda i jest tak potężna jak mówią to, dlatego Marcel kontroluje prawie cały Nowy Orlean i bez problemu ta wiedźma mogła go wskrzesić. – Opowiadał najstarszy Mikaelson. Jakby to była Bajka, czy coś absurdalnego.
- Musimy tam jechać i to sprawdzić. – Warknął Klaus, jego brat skinął głową a ci zbierali się do wyjścia. Stefan ich zatrzymał.
- Co z Caroline, wyjedziesz tak bez pożegnania? Znowu?
- Nie powiedziałem, że się nie pożegnam, ale dzięki za czujność przyjacielu. – Zaśmiałam się i wyszli.
- Więc co teraz? – Kolejne pytanie wydobyło się z ust blondyna.
- Zacznijmy się pakować i może lepiej nie mówmy o tej sprawie nikomu a na pewno nie Caroline.
W tej sprawie byliśmy zgodni. Nie mogliśmy nikomu powiedzieć, aby nie siać paniki. Rozeszliśmy się do swoich pokojów i zaczęliśmy przygotowywać się do podróży.

Caroline:
Tańczyłyśmy z Bonnie na środku stołu w piżamach a Elena nagrywała wszystko na swój telefon. Wysyłałyśmy jej całuski i robiłyśmy różne śmieszne rzeczy. Przez cały czas się śmiałyśmy pewnie, dlatego że byłyśmy już nieźle wstawione. Rozległo się pukanie do drzwi, u mnie w głowie to było coś jak łomotanie. Elena poszła otworzyć a my położyłyśmy się patrząc w sufit.
- Caroline do ciebie. – Zawołała mnie przyjaciółka.
- Nie zamawiałam pizzy ani nic innego. – Wybuchnęłyśmy śmiechem wraz z zaprzyjaźnioną wiedźmą.
- Poważnie Care, to do ciebie. Sądzę nawet, że dość ważne. – Przewróciłam oczami i wyszłam mijając Elenę w przejściu. To Klaus. Zdziwiłam się i spojrzałam w jego przejrzyste oczy.
- Co ty tu robisz? – Zapytałam, wciąż byłam zdenerwowana na niego po dzisiejszym pocałunku.
- Przyszedłem się pożegnać. – Był jakiś taki dziwnie spokojny, aż za spokojny.
 - Jak to? – Zdziwiła mnie ta nagła decyzja.
- Musze się zając kilkoma sprawami w Nowym Orleanie. – Zdenerwował mnie tym. Byłam pewna, że skoro tak się do siebie zbliżyliśmy nie wyjedzie tak szybko, że poczeka aż ja wyjadę. Nie wiedziałam, co czułam, ale wiedziałam, że chce mieć go blisko.
- Nie musisz mi się tłumaczyć. – Założyłam ręce na piersi.
- Ne chciałem znów wyjeżdżać bez słowa, bez pożegnania.
- Pożegnałeś się możesz iść.
- Dobrze, więc do zobaczenia. A niedługo się zobaczymy, bo zaczynasz studia kochana. – Szeroko się uśmiechnął, a ja zmiękłam.
- Klaus… - Zaczęłam a on chwycił moją dłoń. – Do zobaczenia.
Musnął ustami wierzch mojej dłoni i odszedł z szerokim uśmiechem. Weszłam do domku, pod drzwiami wysypały się moje dziewczyny.
- Podsłuchiwałyście? – Obdarzyłam je ciepłym uśmiechem, nie mogłabym być na nie zła.
- Ja nie musiałam. – Uniosła w geście obronnym ręce, druga wampirzyca. – Po prostu dotrzymywałam towarzystwa Bonnie.
- Jesteście niemożliwe. Idę się napić. – Wyminęłam je, w salonie rozlałam whisky do trzech szklanek.
- Swoją drogą byłaś wyjątkowo oschła. – Ciągnęła temat Bon.
- Miałam może mu się na szyję rzucić?
- Ale chciałaś. – Zachichotała Elena.
- Nie wiem. Nie! – Wypiłyśmy po łuku alkoholu a mnie przytuliła ciemnoskóra dziewczyna.
- Na wszystko przyjdzie czas Caroline. – Uśmiechnęła się do mnie.
- Właśnie BonBon a co z młodym Gilbertem. – Świdrowałam ją wzrokiem.
- Dobrze, bez dramatów. – Nasza przyjaciółka się uśmiechnęła. – Wieczny miesiąc miodowy. Już za nim tęsknie.
Obie z Eleną westchnęłyśmy głośno. Zaczęłyśmy zrzucać się poduszkami, ale za chwilę opadłyśmy na kanapę.
- Naprawdę chcecie mieszkać z braćmi Salvatore? – Zagryzłam usta z zaciekawienia.
- Coś ty.- Prawie krzyknęła Bonnie.
- Załatwiłyśmy dom. Pięć sypialni, łazienki, salon ogromy salon. Kuchnia i piwnica. A dla nas pokój w akademiku. Taki, o jakim marzyłyśmy od dawna. – Przybiłyśmy piątkę Elenie. To był dobry wybór. Tak bardzo chciałam, aby ten czas stał się zwyczajny, prosty. Studenckie życie, imprezowanie i popełnianie błędów. Potrzebowałam czasu i przestrzeni. Włączyłyśmy komedie romantyczną i wzdychając do głównego aktora zasnęłyśmy jedna na drugiej.

                                                                                              

Zachęcam do komentowania. To wasze zdanie najbardziej napędza do pisania, 
Pozdrawiam :) 

wtorek, 15 października 2013

Chapter 15.

Klaus:
Leżałem w łóżku z głupawym uśmiechem na twarzy. Ciężar spadł mi z serca. Caroline wróciła, ale to dopiero początek teraz jej zmagania z powrotem do dawnego stanu ducha. Będzie jeszcze szczęśliwa. Nic jej nie zagraża, Marcel jest trupem Tyler też. Zachował się nieostrożnie ufając wampirzycy bez uczuć i zapłacił za to wysoką cenę. Teraz trudniej będzie zdobyć Nowy Orlean. Caroline zwróciła wolność nie tylko wampirom, ale też czarownicą. A nie będzie łatwo na nowo pojednać królestwa.  Najważniejsze jest to żeby zadbać teraz o moją królową. Z nią mogę zdobyć cały świat. Rozmyślając tak o mojej dzielnej blond wampirzycy, nagle zasnąłem. Oczekiwanie na „powrót” Forbes wykończył nas wszystkich. Obudziło mnie pukanie do drzwi. Słońce już świeciło.
- Otwarte. – Powiedziałem podnosząc się z poduszek.
- Wybieramy się z Kolem do Grilla, aby uczcić jego powrót i pozbycie się Marcela. Też, żeby oblać powrót Caroline. Może chcesz do nas dołączyć. – Zapytał z uśmiechem na twarzy Elijah, zazdrościłem mu tego opanowania, które zawsze mu towarzyszyło.
- Właściwie to, czemu nie. Możemy się iść napić.. – Wstałem mozolnie z łóżka i zacząłem przygotowywać się do wyjścia. Musiałem spędzić trochę czasu z braćmi. Potrzebowali tego, w sumie tak jak ja. Mieliśmy być w końcu prawdziwą rodziną.

Caroline:
Wstałam rano, i nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Miałam ochotę odebrać sobie życie za to, co zrobiłam, ale nie byłam wstanie. Zbyt chciałam żyć. Postanowiłam skupić swoje uczucia nie na złości czy żalu, ale na współczuciu i przebaczeniu. Tylko w ten sposób mogłam się jakoś usprawiedliwić przed samą sobą. Po cichu zeszłam do salonu. Znalazłam tam woreczki z krwią, usiadłam i zaczęłam ją sączyć. Podciągnęłam nogi pod brodę. W głowie miałam jedną wielką pustkę.
- Jak się czujesz? – Zapytał Stefan, który momentalnie znalazł się koło mnie.
- Jest w porządku. Naprawdę. Jestem lekko oszołomiona jeszcze tym wszystkim. To tylko kwestia czasu prawda? – Zapytałam z nadzieją w głosie.
- To prawda, ale nie bądź za bardzo na to nastawiona. Wiem, że jesteś niecierpliwa, ale na to niestety musisz poczekać. – Spokojnie tłumaczył mi Stefan. Wtuliłam się w tors przyjaciela.
- Chwilę. To mi skręciłaś kark a jego przytulasz? – Zapytał z udawanym oburzeniem Damon. Po czym się do mnie uśmiechnął. Nie czekając dłużej przylgnęłam do niego uwieszając się na jego szyi.
- Przepraszam Damon. – Wyszeptałam mu do ucha.
- Spoko Blondie jesteśmy kwita. – Uśmiechnął się, a ja usiadłam na fotelu.
- idź się ubrać i pomalować. – Zarządziła wchodząca Elena. Spojrzałam na nią, była też Bonnie i Jer, którego wczoraj ugryzłam.
- Przepraszam was. – Rzuciłam się w ich ramiona. Staliśmy tak przytuleni chyba z 10 minut.
- To my cię przepraszamy. Nie było nas, gdy najbardziej nas potrzebowałaś. A ty zawsze byłaś przy nas. – Powiedziała uśmiechnięta Bonnie czułam łzy, które napływają mi do oczu.
- Koniec tego rozklejania. Idź się szykuj. – Wskazał na drzwi Stefan.
W wampirzym tempie znalazłam się w swoim pokoju i zaczęłam doprowadzać się do porządku. Chociaż bolały mnie słowa i czyny, które wyrządziłam moim przyjaciołom, musiałam to teraz wszystko naprawić.

Elena:
Ucieszyłam się widząc przyjaciółkę w dobrym stanie. Do jej oczu powróciła radość z życia. Nawaliłam, jako przyjaciółka i od teraz mam zamiar być wzorem do naśladowania.  Bonnie była tego samego zdania, dlatego zaplanowałyśmy na wieczór coś specjalnie dla Caroline. Minęło może pół godziny a przyjaciółka wróciła do salonu.
- Wow, Caroline jak zwykle wyglądasz idealnie. – Uśmiechnęłam się.
- Ok, to co chcecie robić? – Zapytała melodyjnie.
- Najpierw idziemy do Grilla. Na kawę i takie tam. A wieczorem zapraszam do mnie. Na wieczór z głupimi filmami i się nawalimy. Jak kiedyś. – Byłam podekscytowana tym pomysłem.
- No nie wiem dziewczyny. – Wiedziałam, że blondynka będzie miała wątpliwości. Spojrzałam na Stefana i Damona.
- Powinnaś iść się rozerwać. – Stwierdził Stefan.
- Tak idź, odwiozę cię wieczorem. W sumie my też chcemy zrobić sobie męski wieczór. – Uniósł ręce do góry brunet.
- Dobra to wieczór mamy dla siebie. – W końcu się zgodziła.
Wyszliśmy w czwórkę z pensjonatu kierując się do Grilla. Caroline wydawała się być szczęśliwa, ale nie była by sobą gdyby coś nie zaprzątało jej myśli. Szturchnęłam ją lekko.
- O czym tak uciążliwe myślisz? - Zapytałam.
- O wszystkim i o niczym, wiesz tak sobie. – Uśmiechnęła się dość gorzko. Objęłam ją ramieniem.
- Będzie ok. Ważne, że odzyskałyśmy swoją przyjaźń. – Próbowałam wesprzeć ją na duchu i chyba się udało, bo dziewczyna ożywiła się.
- Dziękuję. – Odpowiedziała.
- Dalej gołąbeczki. – Zawołałam Bonnie i mojego brata, którzy ociągali się niemiłosiernie. W końcu weszliśmy do Grilla i zamówiliśmy kawy.

Klaus:
Siedzieliśmy już kilka godzin w Grillu i wspominaliśmy chyba wszystkie najgłupsze wybryki Kola, było całkiem zabawne. Powoli zaczęło mi się już nudzić, kiedy, wszedł Dream Team wraz z moją ukochaną.
- Proszę, proszę Caroline. Jak zwykle wygląda apetycznie. – Spojrzał w moją stronę Kol
- Zamknij się zanim wyrwę ci język. – Odparsknąłem na niego, on tylko podniósł ręce w geście obronnym
- Kol czy ty kiedyś dorośniesz? – Zapytał Elijah.
- A czy ty kiedyś przestaniesz zachowywać się jak stary wapniak. – Zadrwił z niego Kol a ja się zaśmiałem.
Po może kilkunastu minutach zobaczyłem jak Caroline wychodzi do łazienki. Postanowiłem pójść za ciosem.
- Wybaczcie mi muszę iść. – Spojrzałem na nich wymownie. – Możecie uspokoić zbuntowanych nastolatków Caroline niedługo wróci.
Poszedłem za Caroline, kiedy wychodziła z łazienki chwyciłem ją w ramiona i zniknęliśmy. W wampirzym tempie znaleźliśmy się na polanie tuż przy wodospadzie dopiero wtedy ją puściłem, widziałem zdenerwowanie w jej oczach, rozśmieszało mnie to.
- Czy tobie już kompletnie odbiło. -Zdenerwowała się mocniej niż myślałem.
- Chciałem tylko porozmawiać. – Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- To trzeba było umówić się na kawę jak normalny człowiek, wiesz jak to się nazywa? – Wykrzyczała mi to prosto w twarz. – To się nazywa porwanie.
- Kochana nie denerwuj się. – Zaśmiałem się.
- Czego chcesz? – Spiorunowała mnie wzrokiem.
- Jak się czujesz? – Podszedłem do niej bliżej.
- Świetnie, a teraz jeszcze lepiej. Zwłaszcza po twoim porwaniu. – Uśmiechnęła się ironicznie. Nie mogłem oderwać od niej oczu.
- Czy aż tak trudni spędzić ci ze mną trochę czasu? – Odpowiedziałem zrezygnowany
- Tak! To znaczy nie. Ale mogłeś zapytać. – Wreszcie się uspokoiła.
- Ale tak jest zabawniej. – Wzruszyłem ramionami. – Caroline jak się czujesz?
- W porządku, lepiej niż wczoraj. – Stwierdziła, ale ja wiedziałem, że dalej to wszystko ją męczy. Widziałem, że widok, jaki ma przed sobą robi na niej wrażenie.
- Pięknie tu prawda? – Zapytałem widząc jej spokój malujący się na twarzy.
- Tak, dlaczego mnie tu zabrałeś? – Zapytała dość dociekliwie.
- żeby móc się nacieszyć twoja obecnością. – Podszedłem jeszcze bliżej. – Chcę być przy tobie Caroline.
- Dlaczego? – Uniosła głowę i spojrzała na mnie świdrując jakby moją duszę.
- Bo jesteś piękna i chcę mieć cie przy sobie już na zawsze. – Przyciągnąłem ją do siebie korzystając z jej zaskoczenia.
- Klaus przestań, mieliśmy być przyjaciółmi nie psuj tego. – Pokręciła głową bezradna, położyłem dłonie na jej biodrach, była taka krucha i w tej chwili tylko moja.
- Nie opieraj się temu wiem, że czujesz to samo, co ja.
- Nie mogę, zapomnieć o złych rzeczach, jakie zrobiłeś, łapię się na tym, że ja dla ciebie też bym mogła robić wiele złych rzeczy. Nie chce być zła. – Właśnie odsłoniła przede mną swoje serce, uśmiechnąłem się.
- Nigdy nie będziesz zła Caroline Forbes. Jesteś najszlachetniejszą osobą, jaką znam. – Nie czekając dłużej wpiłem się w jej usta. Całując ją namiętnie, wkładając w ten pocałunek całe moje serce, które oddałem tej wątlej dziewczynie. Tym razem oddała mi pocałunek, włożyła w nie uczucie, jakie miała teraz w sobie. Złość, strach i pożądanie. Po chwili oderwała się ode mnie oddychając głęboko.
- Nie mogę przepraszam. – Pokręciła głową i zniknęła.

Znów mi się wyślizgnęła, ale nie na długo. Droga, którą przebywałem do jej serca stawała się coraz krótsza, Uśmiechnąłem się i wróciłem do domu.

                                                                                     
Komentujcie kochani :)  
Zapraszam  też na mój drugi blog, gdzie dzisiaj pojawił się nowy rozdział.