czwartek, 14 listopada 2013

Chapter 19.

Klaus:
Jedyne, o czym potrafiłem myśleć to Caroline i cały jej głupi plan. Była chyba masochistką. Marcel nie może dowiedzieć się o tym szalonym pomyśle, wszyscy na tym ucierpią a najbardziej moja ukochana. Nie do końca potrafiłem zrozumieć, czemu moje rodzeństwo zgadza się na to wariactwo. Co ta dziewczyna ze mną zrobiła, jeszcze niedawno wykorzystałbym ją do tego bez oporu. Dzisiaj boję się o nią i o jej życie. Przez salon przeszła Rebekah a wraz z nią Elijah. Kochałem ich, ale nigdy nie byłem w stanie okazać im tych dobrych uczuć. Może był to błąd, ale inaczej nie potrafiłem, zasługiwali jednak na to.
- Dokąd się wybieracie? – Uniosłem na nich swój wzrok.
- Mówiłam ci Klaus, że idę postudiować, wpływ Caroline. – Rebekah wzruszyła ramionami.
- Tak wiem, a ty drogi bracie? – Spojrzałem na niego.
- Rozumiesz Rebekah, Caroline i Elena to może być dziwne połączenie. Zobaczę czy wszystko idzie po naszej myśli i wrócę do domu. – Spojrzał na mnie a ja uśmiechnąłem się.
- Tylko nie dajcie zrobić sobie krzywdy. Dzisiejsza młodzież potrafi być okrutna. – Zaśmiałem się i opuściłem pokój w końcu musiałem jakoś naprawić swoje kontakty z Marcelem. To było bardzo trudne zadanie.

Caroline:
Siedziałam w samochodzie gotowa do pierwszego dnia na uczelni. Myślami byłam jedynie przy moim śnie. Co miałam zrobić? Muszę jakoś pomóc tej dziewczynie. Postanowiłam nikomu o tym nie mówić. Patrzyłam tak w okno zastanawiając się jak zbliżyć się do Daviny, nawet nie wiedziałam gdzie ona teraz jest. Musiałam wszystkiego dowiedzieć się od Marcela. Najpierw jednak chce zacząć studia.
- Hej Barbie wszystko w porządku? – Szturchnął mnie Damon.
- hmmm? – Byłam rozkojarzona. – A tak, tak.
- Na pewno? – Elena jak zwykle drążyła temat.
- Po prostu się zamyśliłam to chyba nic złego?
- Nie ależ skąd. – Powiedział Stefan, chociaż ja widziałam jego podejrzliwy wzrok na sobie.
- Dobra idźcie się bawić w szalonych studentów a ja pojadę i zwiedzę kilka barów. – Widziałam rozpromieniony uśmiech na twarzy Damona pomachałam mu radośnie. Wysiedliśmy przy uczelni, pociągnęłam nosem, aby wciągnąć jak najwięcej zapachu tego miejsca. Wszystko tu było takie piękne miałam ochotę zostać tu na wieki. Rozmarzyłam się i dalej bym tak tkwiła gdyby nie Rebekah.
- Hej księżniczko obudź się. – Pstryknęła mi palcami przed oczami.
- Oh Bekah, i Elijah. – Wydusiłam po chwili dopiero, gdy dotarło do mnie, że najstarszy wampir również nas odwiedził. – Ok. Ty i Elena idziecie na biologię.
- Kto układał nasze zajęcia. – Zapytała niezadowolona pierwotna.
- A jak myślisz? – W końcu przemówiła moja przyjaciółka, ja tylko uniosłam rękę. Popatrzyły na siebie i odeszły.
- Stefan idziemy na legendy i historię Nowego Orleanu. Do zobaczenia później El. – Cmoknęłam go w policzek i podekscytowana oddaliłam się do sali w towarzystwie Salvatore`a. Usiedliśmy na samym tyle, chciałam wszystko widzieć doskonale.
- Co się stało wczoraj wieczorem? – Stefan spojrzałam na mnie tym swoim wampirzym surowym wzrokiem. Czułam, że nie odpuści.
- Sama chciałabym wiedzieć. Pewnie przez natłok emocji. – Miałam ochotę sama strzelić sobie liścia za te kłamstwa, jakimi musiałam go karmić.
- O ile wiem to jesteśmy wampirami, więc takie rzeczy nam się nie zdarzają bez ingerencji innych. – Blondyn mówił do mnie szeptem.
- Ale ja nie wiem! – Wzięłam głęboki oddech, aby uciszyć sumienie i uspokoić siebie.
- Dowiemy się, obiecuje. – Przyjaciel ścisnął moją dłoń, nie byłam wstanie spojrzeć mu w oczy.
Do sali wszedł wtedy nasz wykładowca. Oczy wyszły mi na wierzch. Spojrzałam na wampira a on na mnie w jednym czasie. Dopiero później odważyłam się spojrzeć na „ profesora”.
- Co on tu robi? – Zapytałam jakby siebie, mężczyzna uśmiechnął się doskonale słysząc, co mówię.
-Dzień dobry. Nazywam się Elijah Mikaelson i będę opowiadał o legendach Nowego Orleanu. – Uśmiechnął się kładąc skórzaną torbę na biurku. – Skoro zapisaliście się na te zajęcia to mam pytanie rozgrzewająco. Czy ktoś z was wie, jakie plotki chodzą na temat tego, kto budował to miasto?
Jako jedyna zgłosiłam się do odpowiedzi. Elijah spojrzał dumnie. Dał mi przyzwolenie do odpowiedzi.
- Legenda głosi, że Orlean pomagały zbudować potężne istoty. Były władcze i żywiły się ludźmi nazwane były wampirami.
- Dokładnie tak. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej profesor. – Jak masz na imię?
- Caroline. – Odpowiedziałam. Pierwotny później opowiadał jeszcze jakieś legendy. Moją uwagę zwróciła ta o zaginionej potężnej czarownicy, wtedy straciłam kontrolę nad swoim ciałem. Zupełnie jakby ktoś do niego wszedł. Oczy zamknęły mi się a już chwilę później otworzyły. Na kartce papieru pojawił się napis: Kościół, w którym popełniono zbrodnie. Zaufaj im. Oniemiałam.
- Car, co się do cholery z tobą dzieje. – Padło kolejne pytanie z ust zielonookiego.
- Uspokój się wszystko wyjaśnię ci, ale później. – Wycedziłam przez zęby.
- Powiedz mi teraz! – Właśnie skończyły się zajęcia. Wszyscy wyszli, chciałam się wymknąć.
- Wy zostajecie. – Elijah zamknął drzwi, słyszał całą rozmowę. Podeszliśmy do niego.
- Widzisz to przez ciebie! – Byłam zła na Stefana, że tak zareagował.
- Co się właśnie stało? – Zapytał bezo gródek właśnie taki był szczery i bezpośredni.
- Nic takiego. – Chciałam uciec skierowałam się do wyjścia ale pierwotny chwycił mnie za ramię i przyciągnął do siebie.
- Wczoraj wieczorem upadła na ziemię miała dziwny napad głowy. – Powiedział Stefan.
- Jak możesz. – Spiorunowałam go wzrokiem, gdyby mógł zabijać przyjaciel padłby martwy.
- Masz powiedzieć, o co tu chodzi, bez kłamstw. – Zażądał.
- Ale chce żeby to zostało pomiędzy naszą trójką. – Pokazałam im kartkę. – Gdy wczoraj upadła, usłyszałam głos. Dziewczyna chce żebym jej pomogła. Marcel gdzieś ją trzyma w zamian za czary. Dzięki temu kontroluje czarownice w mieście. Ona chce być wolna a ja muszę jej pomóc.
- Nie ma mowy. – Rozkazał szatyn.
- Elijah, ty powinieneś zrozumieć, jako ten honorowy brat na którym można polegać. – Załamałam się. Wiedziałam, że jak to się wyda to tak będzie.
- Caroline, jeśli wplączesz się w wojnę między Marcelem a czarownicami nie pomożesz już nikomu. Kiedy zbliżysz się do niego wtedy znajdziemy sposób jak odbić dziewczynę. – Wszystko już rozplanował Mikaelson. – Wszystko zostanie między nami, jeśli zrobisz tak jak ci radzę.
- Dobrze! I tak nie zostawiacie mi większego wyboru. – Byłam wściekła, nie tyle na nich, co na siebie. Oni mieli rację a ja przez mój upór znowu mogłam popaść w kłopoty. Wyszłam i skierowałam się do pokoju w akademiku, powinna tam już być Elena. Weszłam, ale nikogo nie była. Pokój był idealny, duży i przestronny położyłam się na jednym z łóżek zastanawiając się, co mam zrobić. Elena weszła z impetem, a za nią Rebekah.
- Wow, co się stało? – Zapytałam.
- Wyrzucił nas z zajęć. Rebekah zaczęła się nabijać z jakiegoś chłopaka. Wtedy doktor Maxfield powiedział żebyśmy wyszły i wróciły jak dorośniemy. – Usiadła zrezygnowana brunetka.
- Nudziarz. Sama się śmiałaś z tego brylownika mnie trochę poniosło. – Wzruszyła ramionami rozglądając się po pokoju.
- Następnym razem będzie lepiej. Ja miałam dzisiaj zajęcia z panem E. Mikaelsonem. – Spojrzałam na nie, obie były zdziwione.
- Tak właściwie to, co tu robimy? – Wyrwała ni stąd ni z owąd pierwotna wampirzyca.
- Mieszkamy, chcesz się do nas przyłączyć? – Zapytałam uśmiechnięta. To był dobry pomysł.
- Miałabym zamienić pokój w rezydencji z łazienką tylko dla mnie na to. – Wskazała ręką przez cały pokój.
- A czemu nie? – Odpowiedziała Elena.
- Dobra. Pojadę tylko po jakieś rzeczy. – Uśmiechnęła się dość dziwnie nawet jak na nią i wyszła.
- My też to musimy zrobić. – Zauważyła Elena. Wtedy dostałam smsa i wykręciłam numer podany w nim. Elena wszystko mogła usłyszeć.
- Cześć Marcel mówi Caroline. – Skrzywiłam się.
- Witaj piękna. – Odpowiedział ciemnoskóry wampir. – W czym ci mogę pomóc?
- Jest taka jedna mała rzecz. – Uśmiechnęłam się do Eleny zbliżając się do okna. – Jestem teraz w akademiku, a potrzebuje swój samochód. Kluczyki są w schowku. Nikt z moich znajomych nie ma czasu na podrzucenie mi samochodu, więc pomyślałam o tobie.
- Zaraz kogoś przyślę. – Odpowiedział wampir wyraźnie zadowolony.
- Dzięki naprawdę to wiele dla mnie znaczy. Wyślę ci za moment adres. – Rozłączyłam się i usiadłam na parapecie pisząc wiadomość.
- Zła kobieta z ciebie. – Rzekła Elena rzucając we mnie poduszką. Odrzuciłam ją natychmiast.
- Dlaczego? Do Marcela i tak musze się zbliżyć a Damon będzie narzekał nie wspominając o Stefanie. – Przekrzywiłam głowę w jedną stronę. Skoro mogłam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu to, dlaczego nie. Może i to było egoistyczne, ale im szybciej wkradnę się do życia Marcela tym szybciej pomogę Davinie.

Stefan:
Udałem się do domu pierwotnych, cały czas zastanawiałem się czy nie powiedzieć o wszystkim swojemu bratu, ale Caroline na mnie liczyła. Biłem się z własnymi myślami. Odkąd przyjechaliśmy do tego miasta wszyscy byli jakby szczęśliwsi, cieszyli się z każdego nowego dnia. Nawet Caroline cieszyła się, że może coś zrobić sama wytyczyła sobie ważne zadanie nie chciałbym, aby stała jej się przez to krzywda.
- Witaj przyjacielu. – Z szerokim uśmiechem powiedział Klaus otwierając mi drzwi, weszliśmy do salonu.
- Jak poszedł pierwszy dzień na studiach? – Zapytał mnie Damon.
- Było całkiem interesująco. – Nie kłamałem, tak było.
- To prawda. – Powiedział wchodzący ze szklanką burbonu Elijah.
- Wiecie już o planie Caroline? – W końcu zaczął sensowny temat Niklaus. Widać było niezadowolenie na jego twarzy.
- Tak mówiła nam o tym. – Potwierdziłem.
- Najgłupsza rzecz, jaką można wymyśleć. Blondie chyba jest masochistką. – Zakpił z niej Salvatore.
- Dajcie spokój ma jakiś cel. A my musimy dołożyć wszelkich starań, aby była bezpieczna.
- Jesteś optymistą Elijah. – Zauważyła hybryda.
- Nie jestem realistą i nie przeceniam moich możliwości. – Odpowiedział mu kąśliwą uwagą. Wtedy rozmowę przerwała Rebekah. Weszła i zaczęła się rozglądać.
- Co to? Klub krwiopijców bez zahamowań? – Uśmiechnęła się szyderczo.
- Nie siostrzyczko, ale możemy otworzyć taki specjalnie dla ciebie. – Nik.
- Nie mam czasu na kłótnie. – Machnęła ręką i poszła do góry, uśmiechnąłem się widząc ją. Kiedyś coś nas łączyło, nadal bardzo ją lubiłem. Zawsze byłem sentymentalny. Po kilkunastu minutach zeszła z walizką, coś mi tu się nie podobało.
 - Rebekah. – Zawołał Elijah. Ona przyszła właściwie od razu. – Dokąd się wybierasz?
- Caroline zmiękczyła moje serce, idę oddać ubrania dla potrzebujących a później na zakupy, muszę uzupełnić braki w szafie. – Oni uwierzyli ja nie. Kłamała jak z nut, po jej wyjściu spojrzałem na Damona i też zaczęliśmy się zbierać. Wróciliśmy do domu, nie było tam żywej duszy. Usadowiłem się na kanapie.
- Nie ma Caroline ani Eleny. Nie ma też ich rzeczy i nie ma samochodu Barbie. Na co ci to wygląda? – Zapytał mnie brat.
- Mają pokój w akademiku, zwiały. – Westchnąłem i wyciągnąłem telefon.
- Dokąd dzwonisz?
- Jak ci się wydaje? Załatwiam nam pokój w akademiku. – Uśmiechnąłem się i po chwili pokój był załatwiony. Wzięliśmy kilka rzeczy, wszystko, co nam potrzebne, czyli kilka ubrań krew i dużo alkoholu.

Caroline:
Rozmawiałyśmy z Eleną o głupotach, gdy odezwał się mój telefon. Mogłam zejść na dół po samochód i po moje rzeczy nareszcie. Ucieszyłam się bardzo. Kiedy stanęłam na parkingu bez trudu odnalazłam moje auto i podeszłam tam, z samochodu wysiadł nie, kto inny jak Gerard. Zrobiłam duże oczy.
- Miałeś przysłać kogoś ze swoich ludzi. – Popatrzyłam w jego ciemne duże oczy.
- Tak, chciałem to zrobić, ale nie mogłem oprzeć się chęci zobaczenia ciebie. – Wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby.
- Miło mi to słyszeć. Ale muszę iść się rozpakować i takie tam.
- Dlaczego zrezygnowałaś z mieszkania w willi na rzecz zatłoczonego akademika? – Widać było, że jest naprawdę ciekawy mojego wyboru.
- Bo chcę zrobić coś sama, jak normalna nastolatka. Chcę zachowywać się normalnie a nie jak wampirzyca zajęta wampirzym sprawami. – Wzruszyłam ramionami.
- Rozumiem chcesz korzystać z tego, co masz. Dobry wybór. – Zdziwił mnie. Czemu on potrafił zrozumieć, czego chce a moi przyjaciele nie. Może udawał, w końcu nie był dobrą osobą.
- Dzięki jeszcze raz za pomoc. – Uśmiechnęłam się i chciałam odejść, ale mnie powstrzymał.
- Caroline… Może wpadniesz na małą imprezę dzisiaj wieczorem? – Zapytał pewny siebie wiedział, że się zgodzę.
- Zobaczymy. Prześlij mi adres. – Uśmiechnęłam się biorąc swoje rzeczy i po prostu zniknęłam.  Wróciłam szczęśliwa do pokoju, rzucając torby na środek pokoju. Rebekah już dotarła. Zaczęłam się rozpakowywać.
- Jak udało ci się wyrwać z pod opieki pierwotnych? – Zadałam pytanie blondynce, która przeglądała czasopismo.
-  Powiedziałam że idę oddać rzeczy na biednych i na zakupy żeby uzupełnić braki. Łyknęli to jak małe dzieci. – Zaśmiała się.
- Dobrze, mamy trochę czasu zanim się zorientują. Dzisiaj idziemy na imprezę. – Oznajmiłam im to szykując ubrania.
- Dokąd? – Zainteresowała się druga z moich przyjaciółek.
- Do Marcela. Czas żeby okręcić go sobie wokół palca. Chyba nie zostawicie mnie z tym samej. – Spojrzałam na nie.
- Jasne, w końcu pora się zabawić. – Klasnęła w dłonie Gilbert i wyciągnęła kilka ubrań.
- Jestem za. To może być zabawny widok. – Na moją propozycję przystała także Bekah.
Rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyłam je szeroko, położyłam się na łóżku.
- Blondie, Barbie Klaus i Elena. Pięknie. – Powiedział Damon.
- Co wy tu robicie? – Zapytałam zawiedziona.
- Tak się składa, że mamy pokój obok waszego. – Uśmiechnął się szeroko Steff.
- Rycerze dworu przybyli. – Rebekah nie mogła się powstrzymać przed tą uwagą roześmiałyśmy się w trójkę.
- Chcecie się bawić w szalone nastolatki proszę bardzo, ale tylko wtedy, kiedy będziemy w pobliżu, bo inaczej może porozmawiamy z Klausem i Elijah. – Zaproponował takie rozwiązanie Stefan.
- Taka sytuacja. – Zmieszała się Elena.
- Dobra a teraz spadać mamy damski wieczór. – Wskazałam im na drzwi.
- Stefan bardzo dobrze wygląda w szpilkach i krótkich spódniczkach. – Damon jak był ironiczny.
- Wyjdźcie albo skręcę wam kark. – Wspomniała pierwotna wampirzyca. Zrobili niezadowolone miny, ale wyszli. Rozlałyśmy Burbon do szklanek i zaczęłyśmy pić.
- Pora się szykować. – Dopiłam kolejną szklankę. Skręciłam włosy zrobiłam makijaż. Ubrałam czarne szpilki leginsy i czerwoną bluzkę z dekoltem, założyłam bransoletkę wysadzaną szlachetnymi kamieniami.
- Jestem gotowa. – Powiedziałam zaraz potem przyszły dziewczyny ubrane w podobnie do mnie. – Jest 22 w sam raz na pojawienie się.
- A jak się umówiłaś? – Zapytała Elena.
- Marcel proponował godzinę, 20 ale cóż musi czekać. Tak zrobimy lepsze wrażenie.
- Jesteś gorsza niż ja. – Rebekah.
Pokręciłam głową śmiejąc się, wyszłyśmy po cichu, aby nikt nas nie zauważył. Pojechałyśmy do baru, z daleka było słychać muzykę, spojrzałam na moje towarzyszki. Weszłyśmy do środka, od razu poszłyśmy zamówić drinki. Postałyśmy tak chwilę rozglądając się. Było tu pełno wampirów.
- Pójdę poszukać Marcela. A raczej on znajdzie mnie. – Odeszłam od nich skierowałam się na parkiet. Zaczęłam tańczyć, w rytm muzyki kręciłam biodrami, już po chwili poczułam ręce na moich biodrach.
- Myślałem, że już nie przyjdziesz. – Wyszeptał mi do ucha mężczyzna.
- W ostatniej chwili postanowiłam wpaść się rozerwać. – Odwróciłam się przodem do niego, patrząc mu w oczy. Zaczęliśmy tańczyć. Widziałam jak na mnie patrzy, chciał wykorzystać mnie do wojny z Klausem. Nie widziałam nikogo tak obłudnego jak on. Nawet mieszaniec był bardziej bezpośredni. Spędziliśmy ze sobą kilka godzin tańcząc i pijąc.
- Chodź odprowadzę cię do domu. – Wymyślił sobie, też coś.
- Ok. Tylko daj mi chwilę. – Odeszłam do niego i zostawiłam kluczyki od samochodu wampirzycom.
- Poradzisz sobie? – Wykrztusiła zmartwiona Elena.
- Właśnie będziesz z nim sama. – Zauważyła Rebekah.
- Nie martwcie się, ja sobie poradzę. – Puściłam im oczko i wróciłam do mojego celu zainteresowań. Wyszliśmy z lokalu i powoli szliśmy w stronę uczelni.
- Dlaczego mnie nie zabiłeś? – Zapytałam w końcu o coś, co zastanawiało mnie przez dłuższy czas.
- Żebyś uwierzyła, że nie jestem potworem. Nie mogłem cię zabić skoro to ja najpierw zamknąłem cię i torturowałem. Miałaś wyłączone uczucia. Nie zasłużyłaś na taką kare. – Mówił bardzo spokojnie za spokojnie.
- A może chcesz zdobyć moje zaufanie i wykorzystać to przeciw Klausowi. – Byłam bezpośrednia.
- Na początku tak było, ale później zauważyłem, jaka jesteś niesamowita Caroline Forbes.
- Nie lubię komplementów.
- To nie komplement, tylko prawda. – Uśmiechnął się po raz kolejny. – Teraz ty mi powiedz, dlaczego zmienił się twój stosunek do mnie? Jesteś miła, czarująca. Co chcesz tym zyskać?
- Po prostu mnie nie zabiłeś. Taka mała rekompensata. Jeśli chcesz mogę być taka sama jak wtedy, gdy się poznaliśmy. – Zaproponowałam.
- Nie tak jest dobrze. – Doszliśmy do uczelni i tam się rozstaliśmy, pocałował mnie w rękę i zniknął. Zabrałam się do otwierania drzwi od pokoju.

Klaus:
Rebeki zachowanie było dziwne, dlatego kiedy bracia Salvatore wyszli podążałem jej śladem. Zamieszkała w akademiku. Zaśmiałem się w duchu, moja siostra i akademik. Też coś. Postanowiłem jednak dalej ją obserwować. Do tego pokoju weszła Caroline, słyszałem wszystko, co mówiła. Te głupki Damon i Stefan też zamieszkali w akademiku i to w pokoju obok. Powinni skręcić im kark i zabrać do domu. Wieczorem wyszły gdzieś. Widziałem wszystko Caroline flirtująca z Marcelem a później wracali razem do domu. Bolało mnie to, co widziałem, ale radziła sobie świetnie. Kiedy została sama stanąłem za nią.
- Witaj Caroline. – Powiedziałem nie odrywając od niej wzroku.
- Klaus. – Minimalnie się uśmiechnęła. Nie czekając dłużej wziąłem ją na ręce i w mgnieniu oka znaleźliśmy się w mojej sypialni, w mojej rezydencji.
- Dlaczego przeniosłaś się do akademika? – Widziałem jej zdziwioną minę.
- Już wiesz? Chciałam pobyć trochę z dala od tego wszystkiego, od nadopiekuńczych Mikaelsonów i Salvatore`ów. – Westchnęła beznamiętnie.
- Ale nie wyszło co? – Uśmiechnąłem się.
- Zorientowali się szybciej niż myślałam. Jest przynajmniej zabawnie. – Spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi oczami. – Widziałeś mnie dzisiaj prawda, no wiesz z Marcelem.
- Tak widziałem wszystko, miałaś mi wszystko mówić. – Powiedziałem surowo.
- Nie chciałam żebyś w to ingerował, śledziłeś mnie. – Popchnęła mnie delikatnie.
- Obserwowałem, a to, co innego. Chyba nie sądziłaś, że zostawię cię samą na pastwę losu. – Mówiłem coraz bardziej stanowczym głosem.
- Ale jakoś żyję bez twojej, twojego brata, Stefana albo Damona ingerencji. – Ona też zaczynała się denerwować.
- Tak do czasu. – Chwyciłem ją za ręce i przyciągnąłem do siebie.
- Oczywiście, bo ty jesteś rycerzem, który zawsze mnie ocali przed złem które tylko czyha na moje życie. Jesteś nienormalny! -  Teraz to już krzyczała.
- Być może, ale to przez ciebie postradałem zmysły! – Wykrzyczałem jej to prosto w twarz.
- To właśnie jest twój problem. – Od dawna na siebie tak nie krzyczeliśmy.
- Jeżeli jest mój to także twój. – Przyciągnąłem ją do siebie i zatopiłem jej usta w namiętnym pocałunku, przez jakiś czas mnie odpychała, jednak poddała się chwili. Położyłem ręce na jej biodrach, dziewczyna swobodnie wplotła palce w moje włosy. To była chyba najbardziej szczęśliwa chwila w moim życiu.
- Ja chyba oszalałam. – Przerwała pocałunek, aby powiedzieć mi to. Tym razem ona złączyła nasze wargi w gorącym pocałunku przyciskając mnie do ściany bez najmniejszego problemu.

3 komentarze:

  1. Rozdział bardzo fajny:) Elijha profesorem:D
    Dziewczyny, studia, akademik i bracia Salvatore też z nimi świetne no i ostatnia scena Klausa i Caroline w końcu:D
    Czekam na NN
    K.S

    OdpowiedzUsuń
  2. Klaroline ! W końcu <3
    Elijah jako profesor i mieszkanie w akademiku to może być zabawne.
    Czekam na NN <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietny ! nie moge doczekac sie nastepnego ! Zapraszam do mnie
    http://wefoundlove-klaroline.blogspot.com
    http://caroline-klaus-klaroline.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń