Klaus:
Przez cały dzień nie wychodziłem z domu. Stefan nie odezwał się, że wyjeżdżają z Mistic Falls więc na razie mogłem być spokojny. Popijałem jak zwykle moją ukochaną whisky kiedy usłyszałem traszki. Ktoś wparował do mojego domu jak huragan. Kiedy ujrzałem idealną twarz Caroline uśmiechnąłem się.
- Już przyjechaliście. Nie wiedziałem. - Wstałem i zbliżyłem się do dziewczyny.
- Nie przyszłam tutaj gawędzić. Dlaczego nie powiedziałeś mi że Marcel żyje i jakim cudem on żyje. - Zaczynała wpadać w panikę. Trudno było u niej o takie uczucia lecz on je obudził w niej.
- Nie chciałem cię martwić. Powiedział ,że nie będzie chciał cię zabić. - Uśmiechnąłem się, a ona prawie tupnęła nogą.
- Cholera Klaus. Na prawdę nie rozumiesz? On odpuścił mi, nazwał mnie przy wszystkich swoim gościem. Mnie i Elenę i braci Salvatore. Chce chronić naszą 4 na prawdę nie wiesz o co mu chodzi? - Kiedy to powiedziała przestałem się uśmiechać. Właściwie to poczułem ukłucie w sercu.
- Chce zdobyć wasze zaufanie. A najbardziej twoje Caroline. Nie wiem co kombinuje, ale dowiem się możesz być spokojna. - Podszedłem do kominka wpatrując się w płomień.
- Nie Klaus. Koniec tego. Chce coś ode mnie więc sama się tego dowiem. Pozwolę się o siebie zatroszczyć a dowiem się wszystkiego co kombinuje.
- Nie mogę ci na to pozwolić kochana. - Wzruszyłem ramionami. Mógłby ją zabić a wtedy i ja umarłbym wraz z nią.
- Nie będziesz za mnie decydował. - Podniosła głos, po raz pierwszy od dawna.
- Owszem będę. On jest podstępny, silny i na pewno zabije cie gdy mu się coś nie spodoba. - Zbliżyłem się do niej.
- Jakie szczęście, że w mieście jest niezniszczalna hybryda która mi pomoże w razie kłopotów. - Teraz to już na mnie krzyczała, pierwszy raz chyba miałem ochotę skręcić jej kark. Była tak uparta.
- I pierwotny Wampir. - Wtrącił się Elijah.
- No i wampirzyca pierwotna także. - Dołączyła do nich także Rebekah, Kiedy blondynka ich zauważyła rzuciła się na szuje każdemu z nich.
- Dobrze, dobrze. Jak zacznie robić się gorąco to wracasz do normalnego życia a resztę zostawiasz mi.
- Jasne! - Wysyczała z siebie niezadowolona, pożegnała się i opuściła mój dom. Spojrzałem wściekły na rodzeństwo.
- Czy zawsze musicie się zgadać na jej wymysły?
- Niklaus, bez nerwów. Będzie pod stałą ochroną. Bracia Salvatore też jej pilnują. - Tłumaczył Elijah jednak do mnie nie docierało.
- Jeśli się dowie zabije ją.
- Od kiedy martwisz się o tych, którzy są tylko narzędziami w twoim planie? - Zapytała Rebekah.
- Od wtedy kiedy chcę, żeby została moją królową. - Wrzasnąłem na bezmyślną dziewczynę.
- W takim razie nie damy jej zrobić krzywdy. - Uśmiechnęła się szeroko po czym poklepała mnie po ramieniu. Spojrzałem na rodzeństwo i poczułem że powinienem im zaufać.
- Ja dla przykładu idę na studia z Caroline i Eleną. - Zaczęła podekscytowana wampirzyca.
- A ty Elijah, może zostaniesz wykładowcą. - Uniosłem lekko kącik ust i uśmiechnąłem się.
- Nie ja, będę obserwować naszego przyjaciela. Za to ty byś się nadał.
Wszyscy się zaśmialiśmy. To był dobry dowcip. Udałem się do mojego gabinetu w którym swobodnie mogłem myśleć. Chociaż bałem się o Caroline wiedziałem że to jest jedyne wyjście aby pozbyć się Marcela.
Caroline:
Pierwszy dzień a już misja specjalna. Byłam z siebie dumna. Oczywiście bałam się ciemnoskórego wampira był nieobliczalny, ale tak należało postąpić. Musiałam uwolnić siebie i całą tą dzielnicę od wpływu Marcela. Niemal świergotałam wchodząc do mieszkania. Pierwsze co zobaczyłam to Elenę, rozmawiającą ze Stefanem. Weszłam po cichu nie chciałam ani żeby mnie zauważyli ani żeby nie truli o moim zniknięciu. Udało się przeszłam niezauważona. Weszłam do siebie i od razu rzuciłam się na łóżko, a raczej rzuciłam się na Damona.
- Barbie, tak od razu do rzeczy? - Zaśmiał się Damon. Przekręciłam się i położyłam się obok niego.
- Co ty tu robisz? - Spojrzałam w jego oczy.
- Podsłuchałem jak rozmawiałaś z Eleną. Odwołaj akademik. - Zarządził.
- Nie ma mowy! Dla twojej informacji, mam też inne plany co do tego miasta/ - Uśmiechnęłam się.
- Co chcesz zrobić? - Zadał pytanie brunet.
- Dowiem się czego Marcel chce ode mnie. Sprawie że zaufa mi i zdobędę jego broń dzięki której przeżył.
Damon nie czekał ani chwili, chwycił mnie za rękę i zaprowadził do salonu.
- Słyszeliście? Caroline przyjechała tu żeby dać się zabić. Chce rozpracowywać Marcela, od środka. - Zrobił swoją charakterystyczną minę.
- Może to nie jest taki zły pomysł. - Powiedziała Elena, niemo podziękowałam jej za wsparcie.
- Nie! On cię zabije. Ma po swojej stronie najpotężniejszą czarownicę na świece. Ma na imię Davina. - Chociaż Stefan opowiadał coś sensownego.
- To gdzie ona jest? - Zapytałam zniecierpliwiona.
- Nikt nie wie. - Wzruszył ramionami Damon. - Marcel trzyma ją w zamknięciu. Niby chroni przed światem.
- Może i ta Davina jest potężna, ale wyjątkowo głupia. - Zaśmiałam się a Elena mi zawtórowała. - Każda potężna wiedźma potrafi zadbać o siebie.
- Widzisz, jak Marcel potrafi manipulować innymi? Nawet z nim nie zaczynaj, bo to nie jest zabawa dla ciebie. - Mówił Damon coraz bliżej podchodząc. - Zresztą ciekawe co Klaus na to może zadzwonimy do niego.
Damon zerknął na Stefana. Uśmiechnęli się porozumiewawczo.
- To nie taki zły pomysł. - Stwierdził.
- Śmiało dzwońcie. Żeby zaoszczędzić wam czasu to Klaus, Rebekah i Elijah zgodzili się, a nawet zapewnili mi bezpieczeństwo. Jesteście ze mną? - Zapytałam pewna siebie.
- Zawsze. - Objęła mnie Elena.
- Niech będzie. - Uśmeichnął się Stefan.
- A mam jakieś inne wyjście? - Retorycznie zapytał Damon, uśmiechnęłam się i zaciągnęłam Elenę do mojego pokoju.
- Jak tylko rano wstaniemy wyjeżdżamy do akademika. - Powiedziałam szeptem.
- Dobrze. - Uśmiechnęła się brunetka i usiadła na łóżku. - Powiedz mi dlaczego tak uparłaś się na tego Marcela.
- Nie wiem Eleno. Czuję że jest zły, mieszkańcy potrzebują pomocy. Nie możemy tak tego zostawić.
- A skoro tobie pozwolił żyć, czujesz się w obowiązku do ocalenia miasta przed tym tyranem.
- Coś w tym rodzaju. - Pokręciłam głową.
- Kocham cię Caroline Forbes, ale zbawieniem świata zajmiemy się jutro. - Pocałowała mnie w głowę i wyszła. Ja udałam się do kuchni po krew. Kiedy wyciągałam szklankę poczułam ogromny ból i upadłam na kolana. Usłyszałam głos : Musisz mi pomóc. Później wszystko minęło, do kuchni wszedł zakłopotany Stefan.
- Caroline, co ci jest? - Pomógł mi wstać.
- Nie mam pojęcia. - Spojrzałam mu w oczy i próbowałam się uśmiechnąć. Rozmasowywałam skronie. Chłopak przytulił mnie do siebie, oboje nie rozumieliśmy zajścia, które miało miejsce.
- Chodź zaprowadzę cię do pokoju. - Delikatnie kiwnęłam głową i udałam się z przyjacielem do mojej sypialni. Położyłam się na łóżku.
- I jak się czujesz? - Zadał po raz kolejny pytanie blondyn.
- Już dobrze. Wiesz łatwo przyszło łatwo poszło. - Uśmiechnęłam się nieśmiało. Nie mów nikomu o tym dobrze?
- Jasne Car. Ale jeśli się będzie powtarzało to zadzwonisz do Bonnie. - Pogroził mi palcem przed nosem.
- Tak możemy się umówić. - Uśmiechnęłam się szeroko. - Dziękuję, zawsze przy mnie jesteś.
- Od tego ma się przyjaciół. A teraz śpij nasz mózgu wojenny. - Pocałował mnie w czoło i wyszedł. Zasnęłam niemal od razu. Byłam ubrana w białą sukienkę, do kolan i dość zwiewną, bez ramion. Dziwne było że szłam boso. Spacerowałam po drewnianej podłodze, nie bałam się. Podeszłam do dużych mahoniowych drzwi, które same się otworzyły. Weszłam do środka. Stała tam dziewczyna, nieco niższa ode mnie, ale i młodsza.
- Witaj Caroline. - Uśmiechnęła się odwracając się w moja stronę.
- Kim jesteś skąd znasz moje imie? - Zapytałam ją, ale czułam że jest dobrą dziewczyną.
- Jestem Davina. Obserwuję cię odkąd, zabiłaś Marcela. Technicznie bo wróciłam go do życia. Chciałabym abyś pomogła mi się wydostać z tego zamknięcia. - Powiedziała z nadzieją w głosie.
- Jesteś jedną z potężniejszych wiedźm możesz robić co chcesz, dlaczego akurat ja?
- Bo Marcel zamknął mnie tu, zaraz po tym jak uratował mnie przez śmiercią. Do tej pory mu pomagałam. Nie zrobię nic przeciwko niemu bo on mnie uratował.
- Dlatego potrzebujesz kogoś, kto cię wyciągnie. Dobrze ale dlaczego ja?- Zapytałam, historia dziewczyny naprawdę była smutna.
- Bo tylko ty rozkochałaś w sobie pierwotnego mieszańca. Jak już mówiłam obserwuje cię i wiem że masz w sobie tyle dobra. że wszystkie bliskie osoby zmieniają się przy tobie na lepsze. Nawet Rebekah, Damon, twój przyjaciel Stefan. Odmieniłaś ich życie. Mam nadzieję, że zgodzisz się pomóc i mi. - Powiedziała i spojrzała mi w oczy.
- I tak miałam zamiar to zrobić. Ale musisz uzbroić się w cierpliwość. - Podeszłam do niej trochę bliżej.
- Będę czekać. Do zobaczenia Caroline. - Pomachała mi, i nagle jakby zaczęła się oddalać.
Obudziłam się. Podniosłam się i zaczęłam łapczywie wdychać powietrze. Tak jakbym się dusiła. To było dziwne, i do tego ten sen. Czy to możliwe? Pytałam sama siebie. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Nikomu na razie nie mogłam o ty mówić przecież. Nie miałam pewności czy to nie jest moja wybujała wyobraźnia, chociaż to było takie realistyczne. Spojrzałam przez okno i poszłam się szykować na 1 dzień studenckiego życia.
Kolejny rozdział :D Jak wam się podoba? Czy chcecie żebym wprowadziła wątek Haley?
Zapraszam na mojego drugiego bloga, tam 1 rozdział zupełnie nowego opowiadania. Zostawcie jakiś znak po sobie :*
- Ja dla przykładu idę na studia z Caroline i Eleną. - Zaczęła podekscytowana wampirzyca.
- A ty Elijah, może zostaniesz wykładowcą. - Uniosłem lekko kącik ust i uśmiechnąłem się.
- Nie ja, będę obserwować naszego przyjaciela. Za to ty byś się nadał.
Wszyscy się zaśmialiśmy. To był dobry dowcip. Udałem się do mojego gabinetu w którym swobodnie mogłem myśleć. Chociaż bałem się o Caroline wiedziałem że to jest jedyne wyjście aby pozbyć się Marcela.
Caroline:
Pierwszy dzień a już misja specjalna. Byłam z siebie dumna. Oczywiście bałam się ciemnoskórego wampira był nieobliczalny, ale tak należało postąpić. Musiałam uwolnić siebie i całą tą dzielnicę od wpływu Marcela. Niemal świergotałam wchodząc do mieszkania. Pierwsze co zobaczyłam to Elenę, rozmawiającą ze Stefanem. Weszłam po cichu nie chciałam ani żeby mnie zauważyli ani żeby nie truli o moim zniknięciu. Udało się przeszłam niezauważona. Weszłam do siebie i od razu rzuciłam się na łóżko, a raczej rzuciłam się na Damona.
- Barbie, tak od razu do rzeczy? - Zaśmiał się Damon. Przekręciłam się i położyłam się obok niego.
- Co ty tu robisz? - Spojrzałam w jego oczy.
- Podsłuchałem jak rozmawiałaś z Eleną. Odwołaj akademik. - Zarządził.
- Nie ma mowy! Dla twojej informacji, mam też inne plany co do tego miasta/ - Uśmiechnęłam się.
- Co chcesz zrobić? - Zadał pytanie brunet.
- Dowiem się czego Marcel chce ode mnie. Sprawie że zaufa mi i zdobędę jego broń dzięki której przeżył.
Damon nie czekał ani chwili, chwycił mnie za rękę i zaprowadził do salonu.
- Słyszeliście? Caroline przyjechała tu żeby dać się zabić. Chce rozpracowywać Marcela, od środka. - Zrobił swoją charakterystyczną minę.
- Może to nie jest taki zły pomysł. - Powiedziała Elena, niemo podziękowałam jej za wsparcie.
- Nie! On cię zabije. Ma po swojej stronie najpotężniejszą czarownicę na świece. Ma na imię Davina. - Chociaż Stefan opowiadał coś sensownego.
- To gdzie ona jest? - Zapytałam zniecierpliwiona.
- Nikt nie wie. - Wzruszył ramionami Damon. - Marcel trzyma ją w zamknięciu. Niby chroni przed światem.
- Może i ta Davina jest potężna, ale wyjątkowo głupia. - Zaśmiałam się a Elena mi zawtórowała. - Każda potężna wiedźma potrafi zadbać o siebie.
- Widzisz, jak Marcel potrafi manipulować innymi? Nawet z nim nie zaczynaj, bo to nie jest zabawa dla ciebie. - Mówił Damon coraz bliżej podchodząc. - Zresztą ciekawe co Klaus na to może zadzwonimy do niego.
Damon zerknął na Stefana. Uśmiechnęli się porozumiewawczo.
- To nie taki zły pomysł. - Stwierdził.
- Śmiało dzwońcie. Żeby zaoszczędzić wam czasu to Klaus, Rebekah i Elijah zgodzili się, a nawet zapewnili mi bezpieczeństwo. Jesteście ze mną? - Zapytałam pewna siebie.
- Zawsze. - Objęła mnie Elena.
- Niech będzie. - Uśmeichnął się Stefan.
- A mam jakieś inne wyjście? - Retorycznie zapytał Damon, uśmiechnęłam się i zaciągnęłam Elenę do mojego pokoju.
- Jak tylko rano wstaniemy wyjeżdżamy do akademika. - Powiedziałam szeptem.
- Dobrze. - Uśmiechnęła się brunetka i usiadła na łóżku. - Powiedz mi dlaczego tak uparłaś się na tego Marcela.
- Nie wiem Eleno. Czuję że jest zły, mieszkańcy potrzebują pomocy. Nie możemy tak tego zostawić.
- A skoro tobie pozwolił żyć, czujesz się w obowiązku do ocalenia miasta przed tym tyranem.
- Coś w tym rodzaju. - Pokręciłam głową.
- Kocham cię Caroline Forbes, ale zbawieniem świata zajmiemy się jutro. - Pocałowała mnie w głowę i wyszła. Ja udałam się do kuchni po krew. Kiedy wyciągałam szklankę poczułam ogromny ból i upadłam na kolana. Usłyszałam głos : Musisz mi pomóc. Później wszystko minęło, do kuchni wszedł zakłopotany Stefan.
- Caroline, co ci jest? - Pomógł mi wstać.
- Nie mam pojęcia. - Spojrzałam mu w oczy i próbowałam się uśmiechnąć. Rozmasowywałam skronie. Chłopak przytulił mnie do siebie, oboje nie rozumieliśmy zajścia, które miało miejsce.
- Chodź zaprowadzę cię do pokoju. - Delikatnie kiwnęłam głową i udałam się z przyjacielem do mojej sypialni. Położyłam się na łóżku.
- I jak się czujesz? - Zadał po raz kolejny pytanie blondyn.
- Już dobrze. Wiesz łatwo przyszło łatwo poszło. - Uśmiechnęłam się nieśmiało. Nie mów nikomu o tym dobrze?
- Jasne Car. Ale jeśli się będzie powtarzało to zadzwonisz do Bonnie. - Pogroził mi palcem przed nosem.
- Tak możemy się umówić. - Uśmiechnęłam się szeroko. - Dziękuję, zawsze przy mnie jesteś.
- Od tego ma się przyjaciół. A teraz śpij nasz mózgu wojenny. - Pocałował mnie w czoło i wyszedł. Zasnęłam niemal od razu. Byłam ubrana w białą sukienkę, do kolan i dość zwiewną, bez ramion. Dziwne było że szłam boso. Spacerowałam po drewnianej podłodze, nie bałam się. Podeszłam do dużych mahoniowych drzwi, które same się otworzyły. Weszłam do środka. Stała tam dziewczyna, nieco niższa ode mnie, ale i młodsza.
- Witaj Caroline. - Uśmiechnęła się odwracając się w moja stronę.
- Kim jesteś skąd znasz moje imie? - Zapytałam ją, ale czułam że jest dobrą dziewczyną.
- Jestem Davina. Obserwuję cię odkąd, zabiłaś Marcela. Technicznie bo wróciłam go do życia. Chciałabym abyś pomogła mi się wydostać z tego zamknięcia. - Powiedziała z nadzieją w głosie.
- Jesteś jedną z potężniejszych wiedźm możesz robić co chcesz, dlaczego akurat ja?
- Bo Marcel zamknął mnie tu, zaraz po tym jak uratował mnie przez śmiercią. Do tej pory mu pomagałam. Nie zrobię nic przeciwko niemu bo on mnie uratował.
- Dlatego potrzebujesz kogoś, kto cię wyciągnie. Dobrze ale dlaczego ja?- Zapytałam, historia dziewczyny naprawdę była smutna.
- Bo tylko ty rozkochałaś w sobie pierwotnego mieszańca. Jak już mówiłam obserwuje cię i wiem że masz w sobie tyle dobra. że wszystkie bliskie osoby zmieniają się przy tobie na lepsze. Nawet Rebekah, Damon, twój przyjaciel Stefan. Odmieniłaś ich życie. Mam nadzieję, że zgodzisz się pomóc i mi. - Powiedziała i spojrzała mi w oczy.
- I tak miałam zamiar to zrobić. Ale musisz uzbroić się w cierpliwość. - Podeszłam do niej trochę bliżej.
- Będę czekać. Do zobaczenia Caroline. - Pomachała mi, i nagle jakby zaczęła się oddalać.
Obudziłam się. Podniosłam się i zaczęłam łapczywie wdychać powietrze. Tak jakbym się dusiła. To było dziwne, i do tego ten sen. Czy to możliwe? Pytałam sama siebie. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Nikomu na razie nie mogłam o ty mówić przecież. Nie miałam pewności czy to nie jest moja wybujała wyobraźnia, chociaż to było takie realistyczne. Spojrzałam przez okno i poszłam się szykować na 1 dzień studenckiego życia.
Kolejny rozdział :D Jak wam się podoba? Czy chcecie żebym wprowadziła wątek Haley?
Zapraszam na mojego drugiego bloga, tam 1 rozdział zupełnie nowego opowiadania. Zostawcie jakiś znak po sobie :*
świetny rozdział:-D fajowa scena Caroline jak wparowala do pierwotnych :-D co do Haley to nie przepadam za nią.
OdpowiedzUsuńTez nie przepadam za Hayley ale w twoim opowiadaniu moze byc ciekawie :-) czekam nn ! Przy okazji zapraszam do mnie http://caroline-klaus-klaroline.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńFajny rozdział, tęsknię za rozmowami, scenami Caroline z Stefanem i z Elijha:) nie lubię Hayley.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
K.S
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń