niedziela, 26 stycznia 2014

Chapter 22.

Klaus: 
Siedziałem w salonie. Przez całą noc wypiłem nieprawdopodobną ilość alkoholu. Nawet jak na moje możliwości, było tego sporo. Cóż lepszego miałem robić? Moja jedyna miłość odeszła, zostawiła mnie na zawsze. Jak mogłem być takim idiotą i mając najcenniejsze uczucie na wyciągnięcie ręki i tak nie potrafiłem tego docenić. Dalej szedłem w zaparte, jedynie władza i władza. Nic innego nie istniało, nie istniało, dopóki nie pojawiła się ta słodka blondyneczka, która zmieniła moje życie raz na zawsze. Nie byłem już egoistą. Nie powstrzymywałem jej przed wyjazdem. Jedynie co mogłem jej dać to cierpienie i zawód. Życie ze mną było by dalekie od szczęśliwego. Postanowiłem odpuścić. Zwrócić jej wolność, pozwolić, żeby żyła swoim własnym życiem, bez problemów, wraz z przyjaciółmi, których tak bardzo kochała i potrzebowała.  W tej chwili było mi trudno, z myślą, że nigdy jej nie zobaczę, ale za kilka lat może wiek Caroline zostanie wspomnieniem. Będzie w moich marzeniach, to mi tylko zostało i to musi mi wystarczyć. Usłyszałem dobrze znane mi kroki, kroki dwóch mężczyzn.
- Prosze proszę. Kto by pomyślał Elijah i Marcel razem. - Zadrwiłem z nich. Jak zawsze, chyba nie sądzili, że będę płakał jak dziecko.
- Klaus co tu jeszcze robisz? - Zapytał mój były protegowany.
- Jestem królem tego miasta! Zapomniałeś? - Odstawiłem szklankę na bok i stanąłem przed nimi. Oboje byli zaskoczeni moim zachowaniem.
- Dziewczyna, którą kochasz i, która kocha ciebie właśnie wyjeżdza a ty po prostu czekasz? - Marcel był przekonany, że pobiegnę za nią. To nie mogło się wydarzyć.
- Niklaus, zawsze trwałem przy tobie, bez względu na to co robiłeś i jak bardzo mi się to nie podobało. Tym razem jednak nie będę stał i przyglądał się jak niszczysz siebie i tą dziewczynę. - Głos zabrał mój honorowy braciszek, przyjrzałem mu się bardzo uważnie. Uśmiechnąłem się cynicznie.
- Powiedziałem już. Jedź tam gdzie jest twoje miejsce. - Wskazałem dłonią na drzwi. Chciałem żeby wyszli, żeby dali mi w spokoju napić sie burbonu i powoli zapomnieć o wampirzycy.
- Jak chcesz bracie. Do zobaczenia w Mistic Falls. - Odszedł z szerokim uśmiechem.
- Marcel a ty na co czekasz? Wyjdź chce się napić w samotności. - Skierowałem się do wampira. Jednak jego twarz i postawa pozostała nie wzruszona.
- Klaus, zdobyłeś to co chciałeś. Miasto jest twoje. Skoro zgodziłem się zostać twoim sługą czekam aż mi powiesz co mam robić? - Tego się nie spodziewałem. Tyle się wydarzyło a on został. Położyłem dłoń na jego ramieniu.
- Nie jesteś sługą. Jesteś przyjacielem. Chce żebyś był u mojego boku, tak jak za dawnych czasów. - Postanowiłem dać mu drugą szansę.
- Jak za dawnych czasów. - Uśmiechnął się szeroko.
Przenieśliśmy moje rzeczy do mojej pierwszej rezydencji. Wróciły stare wspomnienia. Czas było poświęcić się mojemu królestwu. Marcelowi  dałem wolną rękę. Mógł robić co chciał, ale też ważne rzeczy musiał uzgadniać ze mną. Jedno jest pewne, wojna między wampirami a czarownicami dobiegła końca. Dokonała tego, wątła blondynka zdziała cud. Teraz postanowiłem utrzymać tutaj ten ład i porządek. Oczywiście krwawe imprezy w stylu Marcela musiały być kontynuowane dla moich wampirów.

Caroline: 
Wróciliśmy do domu. Do mojego małego spokojnego Mistic Falls ale czy teraz będę wstanie oddychać pełną piersią? Na pewno nie na samym początku, ale już niedługo. Każdy z nas się rozproszył. Co prawda Elena obiecała przyjechać. Minęłyśmy się w Nowym Orleanie. Rebekah i Stefan mieli się ku sobie, ale co z tego kiedy on tu ona tam? Kiedy uporam się z moimi demonami na pewno zajme się nimi. Teraz jedynie miałam ochotę zamknąć się w czterech ścianach, a najlepiej to nie wychodzić z łóżka już nigdy. Jednak to też nie było mi dane. Ktoś odsłonił zasłony. Podniosłam leniwie głowę, zobaczyłam Damona.
- Masz zamiar wstać Blodnie? - Podszedł powoli, był zmartwiony. Miał minę zbitego psa.  Pokręciłam przecząco głową. - Daj spokój nie możesz przeleżeć tu wieku.
- Nie za 10 lat zmienie pokój na inny. - Przykryłam się mocniej kołdrą, uniemożliwiając dopływ światła do moich oczu.
- Barbie, powiesz mi, że nic ci nie jest. Czy może przyznasz się, że ten dupek złamał ci serce? - To zdanie musiało paść. Ale ja nie miałam zamiaru załamywać się, przynajmniej nie w tak widoczny sposób. Odkryłam się.
- Myślę, że pora na śniadanie. - Podniosłam się i pośpiesznie wstałam. Damon uśmiechnął się pod nosem. Wiedziałam, że właśnie o to mu chodzi. Chciał wyrwać mnie z łóżka. Zeszlismy na dół Stefan rozlewał krew do szklanek.
- Stefanie Salvatore czy ty podsłuchiwałeś? - Skrzyżowałam ręce na piersi, przyglądając się blondynowi z pełną powagą.
- Nie, domyśliłem się po prostu, że skoro wyszłaś już z pokoju to możesz być głodna. - Uśmiechnął się i podał mi szklankę. Wzięłam ją z gracją.
- Dobra to co wy na to żeby wieczorem wybrać się Grilla? - Rzucił pomysł brunet.
- Świetny pomysł, co ty na to Care? - Zadał mi pytanie zielonooki.
- Nie ja nie chce, zostane w domu i chyba poczytam. Albo obejrze film. - Rozejrzałam się po pomieszczeniu nieco zmieszana.
- Jeśli nie pójdziesz zaciągnę, cię tam siłą. Zrozum Klaus jest dupkiem i nie jest wart ani jednej łzy, którą przez niego wylałaś. Dlatego mam zamiar zrobić wszystko, żeby cię od tego od ciągnąć. - Wywód Stefana bardzo mnie zdziwił, ale był zły. Miał dużo racji w tym co mówił. Tylko, że to było bardziej skompilowane.
- Uuuu Stefan. Tego bym się po tobie nie spodziewał, jesteś taki porywczy. - Śmiał się z niego brat, a ja słysząc ten komentarz sama nie mogłam się powstrzymać.
- Masz racje Stefan. Ale to nie jest tak proste jak mogło by się wydawać. Chce zapomnieć, potrzebuje tylko trochę czasu. - Wyciągnęłam dłonie do niego na znak, że chce żeby mnie przytulił.
- Dobrze Caroline, tylko nie zamykaj się w pokoju. Jesteśmy tu dla ciebie. - Powiedział i mnie przytulił dokładnie zrozumiał o co mi chodziło. Gdzieś tam w środku zrobiło mi się cieplej.
- Oooo, uścisk grupowy. - Damon dołączył do nas, przycisnął naszą dwójkę do siebie.
- Damon miażdżysz mi żebra. - Spojrzałam na niego uśmiechając się. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni.
- Kogo znowu diabli niosą. - Marudził Damon pod drzwiami, otwierając je. - Jaka niespodzianka.
Damon był cyniczny a to podkręciło moją ciekawość. Do salonu wszedł Elijah. Uśmiechnięty od ucha do ucha. Popatrzyliśmy na siebie.
- Elijah! - Uśmiechnęłam się i rzuciłam mu się na szyję. Złapał mnie bez trudu. - Cieszę się, że przyjechałeś.
- Dziękuję za miłe powitanie. - Pocałował mnie w policzek. O mało co i bym się nie zarumieniła.
- Co cie do nas sprowadza? - Zapytał Stefan. Chłopcy chyba nie ucieszyli się z przyjazdu pierwotnego. Myślałam, że go lubili dlatego mnie to zastanowiło. Popatrzyłam na nich Czy
- Wróciłem do Mistic Falls w końcu tu zawsze był mój dom. - Powiedział jakby od niechcenia. Czyżby zapowiadała się walka kogutów? - Caroline, pozwolisz ze mną? Masz ochotę się przejść?
- Jasne pójdę się tylko ubrać. - Uśmiechnęłam się i popędziłam do góry. Kiedy otwarłam jeszcze nierozpakowane walizki, wciąż czułam Zapach Nowego Orleanu. Pośpiesznie ją zamknęłam i wzięłam inne ubranie. Byłam pewna że Stefan i Damon będą maglować naszego gościa więc tym bardziej chciałam już być gotowa.

Damon: 
Czy on zwariował. Caroline dopiero co wyjechała od pierwotnych, żeby teraz oni się zjeżdżali. Brakowało tu tylko Klausa. Jakieś nieporozumienie to było chyba. Co on sobie wyobrażał? Czy Barbie naprawdę nie może mieć chwili oddechy od tych staruszków. Popatrzyłem na niego z łobuzerskim uśmiechem. Czekałem na odpowiedni moment, żeby zacząć rozmowę. Dokładniej do chwili kiedy blondynka puści wodę. Nie byłem pewny czy nie będzie podsłuchiwać.
- Teraz bez ściemy, czego szukasz tutaj? - Oparłem dłonie na kanapie nie spuszczając pierwotnego z oczu.
- Wróciłem do Mistic Falls. Nie tylko wam zależy, na Caroline i jej szczęściu. Przyjechałem jej pomóc. - Mówił spokojnie, jakby to było coś oczywistego.
- Caroline to strzępek nerwów, naprawdę wątpię żeby pomogła tu twoja obecność. - Kontynuowałem.
- Przykro mi. Ale zgodzę się z Damonem. Care płacze po nocach, dzisiaj nie mogliśmy jej wyciągnąć z pokoju. Ma zmiany nastroju. Teraz gdy zaczęło być wszystko na dobrej drodze pojawiasz się ty. - Stefan dzisiaj przechodził samego siebie z tymi argumentami. Miałem ochotę poklepać go po ramieniu i powiedzieć jaki jestem z niego dumny, ale nie to się na pewno nie wydarzy.
- A ja myślę, że Caroline szybciej doszła by do siebie w moim towarzystwie. Nie umiecie poradzić sobie ze sobą a co dopiero z dziewczyną o złamanym sercu. Nie jesteście wystarczająco kompetentni. - Właśnie ten jego spokój mnie zirytował.
- A może dacie zdecydować dziewczynie? - Powiedziała Care.
- Niech zgadnę, drobna blondynka zza moich pleców wszystko słyszała? - Odwróciłem się i popatrzyłem w jej oczy.
- Wszystko. Elijah, to są moi przyjaciele i nik nie opiekuje się mną lepiej niż ta dwójka wariatów. Ty też jesteś moim przyjacielem, ale to z nimi czuje się najlepiej. Dlatego możemy wyjść a z tą dwójką spotkam się w Grillu. - Forbes nie była zachwycona z naszej wymiany zdań. Nigdy nie lubiła kłótni, poza tymi, które wygrywała. Elijah z kulturą pożegnał się a my znowu zostaliśmy sami.
- Myślisz, że to naprawdę koniec? Że Klaus już nigdy się nie pojawi? - Zadał mi pytanie Stefan, szczerze to właśnie sam się nad tym zastanawiałem.
- Prędzej się przerzucę na krew zwierzęcą niż uwierzę, że Klaus nigdy tu nie przyjedzie. - Skinąłem głową odruchowo.
- Jestem tego samego zdania co ty. Kiedy przyjedzie musimy jakoś oderwać Caroline od niego. Najlepiej gdyby w ogóle o tym nie wiedziała. - Stefan zaczynał kombinować. Ma moje uznanie.
- Co się dzisiaj z tobą dzieje? Pyskujesz, snujesz intrygi, gdzie mój poczciwy brat. Zawsze dajesz przecież wybór innym, czyż nie? - Zaśmiałem się.
- Po prostu nie chcę oglądać znowu śmierci Caroline. - Wzruszył ramionami, oburzony.
Spojrzałem na niego i już się nie odezwałem. W głowie zaczynałem rozmyślać plan. Czy lepiej będzie zamknąć Caroline w piwnicy, gdy zjawi się nasza ulubiona hybryda, czy może zabrać ją na wakacje jej życia. Bez problemów i bez istot nadprzyrodzonych, które żyją już 1000 lat. Jakoś nie mogłem się do końca zdecydować. Obie te rzeczy wydawały się być odpowiednie. Uśmiechnąłem się na sama wyobrażenia tych chwil. Mój psychopatyczny mózg wciąż działa jak należy. Jednak moja ciemna strona nie zniknęła bez śladu.

Caroline: 
Przez długi czas spacerowałam z pierwotnym po lesie. Właściwie milczeliśmy całą drogę. Jakoś nie potrafiłam się przełamać i zacząć z nim rozmawiać. Nie wiem czym to było spowodowane, czy tym, że to brat Klausa, czy tym, że jednak nie jesteśmy ze sobą zbyt blisko. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam w jego stronę nieśmiało. Sytuacja była dość niezręczna. Już miałam powiedzieć, że wracam kiedy ciszę przerwał Pierwotny.
- Jak się czujesz Caroline? - Przystanął i obdarował mnie jednym ze swoich serdecznych uśmiechów.
- Bywało lepiej. Wszystko wróciło na swoją drogę, Damon i Stefan bardzo się starają, wiesz? Nie powinieneś być dla nich taki nieprzyjemny, - Co miałam innego powiedzieć? Że marzę tylko o tym żeby znaleźć się w ramionach hybrydy.
- Nie zachowali się lepiej. Jest powód naszego spotkania. Wróciłem na stałe do Mistic Falls, chciałbym ci zaproponować, że możesz zamieszkać w naszej rezydencji. Niedługo przyjedzie Rebekah a zżyłaś się z nią. Poza tym nigdzie nie będziesz tak bezpieczna. - Powiedział to spokojnie, jakby było to oczywiste. Oczywiste, że wybiorę pierwotnych.
- Elijah szanuję cię i bardzo lubie. Jednak tu gdzie jestem jest mi dobrze. Poza tym bracia Salvatore dostarczają mi rozrywki, a czasami myślę, że jak nie będę z nimi to się pozabijają. To moja rodzina. Zrozum proszę. - Wsunęłam niepewnie ręce do kieszeni spodni.
- Oczywiście, że rozumiem. Gdybyś jednak zmieniła zdanie to zawsze będzie dla ciebie miejsce w domu. - Obdarował mnie kolejnym uśmiechem. Chciałabym umieć być tak opanowana jak on. Ja zawsze byłam zbyt impulsywna, rezolutna.
- Dziękuję naprawdę to doceniam. - Objęłam go przelotnie.
- Powiedz mi co z Klausem. On szczerze się nienawidzi za to co zrobił. Jesteś dla niego najważniejsza, dobrze o tym wiesz. Nie będziesz w stanie zapomnieć o nim. - W końcu musiało paść to imie w naszej rozmowie.
- Nie zapomne. Nigdy nie będę umiała zapomnieć o tym co zrobił zaślepiony pragnieniem władzy. Nie chce go w moim życiu. Nie mów więcej o nim bo robi mi się nie dobrze. - Łzy już napłynęły mi do oczu ale je powstrzymałam. - Przepraszam ale muszę iść. Jestem umówiona.
Nie czekałam na jego reakcję po prostu zwiałam. Ile tylko sił w nogach pędziłam do Grilla. Nie chciałam płakać. Elijach miał rację. Kocham Mikaelsona i nie zapomnę go nigdy. Ale przy nim stawałam się zbyt bezbronna. Dałam sobą manipulować i ja manipulowałam innymi. Nie chciałam być taką osobą. Chciałam żyć beztrosko. Weszłam do Grilla i od razu znalazłam Stefana, Damona i Matta. Podeszłam do nich. Przykleiłam uśmiech do ust.
- Caroline... - Uśmiechnął się szeroko Matt i po prostu mnie przytulił. Zrobiłam to samo.
- Cieszę się że cię widzę. - Powiedziałam mu na ucho i usiadłam przy stoliku, Matt jak zwykle pracował. Wzięłam kieliszek Stefana i wypiłam za jednym zamachem.
- Wszystko w porządku? - Zapytał wyraźnie przejęty.
- Jasne. Długo już jesteście? - Poszłam po kilka butelek burbonu i kieliszek dla siebie, piłam nie kontrolując się.
- Jakiś czas. - Odparł blondyn.
- Barbie pohamuj picie, bo to już nadludzka ilość. - Uśmiechnął się szeroko. Poklepałam go po ramieniu.
- Masz racje. - Odstawiłam kieliszek. to nie było to miejsce, nie bez Eleny i Bonnie. Chciałam iść do domu. - Wracajmy do pensjonatu. Spojrzeliśmy na siebie wymownie i wróciliśmy. Rozsiedliśmy się i dalej piliśmy. Rozmawialiśmy o głupotach. Usłyszałam pukanie.
- Ja otworze. - Wymamrotałam podchodząc do drzwi. Otworzyłam je. - Marcel.
Wyszeptałam, Damon momentalnie stanął przede mną a Stefan za mną.
- Czego tu szukasz?  - Zawarczał Damon na niego.
- Ktoś bardzo chciał zobaczyć się z Caroline. - Odpowiedział z niezwykle szerokim uśmiechem. Zza jego pleców wyszła Davina. Ucieszyłam się ogromnie. Przytuliłam ją i zaprosiłam ich dwójkę do środka. Brakowało mi młodej czarownicy. Była kimś w rodzaju czystego niczym nieskażonego dobra.



                                                                                                                                          

Jeszcze dwa rozdziały i koniec opowiadania. W planach mam kolejne ale więcej o tym przy następnym rozdziale. Dziękuje za wszystkie komentarze.

4 komentarze:

  1. Wow, wizyta Marcela i słowa : "Ktoś bardzo chciał zobaczyć się z Caroline."
    A ja wstrzymuje oddech :D Bardzo się cieszę że dodałaś dzisiaj nowy rozdział :D Ps, mam nadzieję że wkrótce pojawi się jakiś nowy rozdział na twoim drugim blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Weee. Po prostu super. Zakochałam się w tym rozdziale. Ja szczerze na miejscu Klausa rzuciła bym się za Car w pogoń. A wizyta Daviny! Uwielbiam ją, ale przez chwileczkę miałam nadzieje że to będzie Klaus no bo kto? Cieszę się z nowego rozdziały i czekam na kolejny z zapartym tchem.

    OdpowiedzUsuń
  3. tez miał nadzieję że to Klaus przyjechał a nie Davina, ale i tak extra :-D coraz bardziej zadziwia mmie Damon :-D czekam na nowy :-D

    OdpowiedzUsuń
  4. Super <3 :3 Czekam na kolejne :3

    OdpowiedzUsuń