Zapraszam do czytania mojego nowego bloga :) Mam nadzieje, że pozyskam jakiś nowych czytelników i oczywiście dziękuję za tych którzy są ze mną od początku. Chciałabym aby ten drugi blog też przypadł wam do gustu i dla niecierpliwych powiem, że Klaus się pojawi i załamie światopogląd Caroline.
Trzymajcie linka i do napisania :D
Nowy blog :D
czwartek, 6 marca 2014
czwartek, 30 stycznia 2014
Chapter 23. Ostatni !!
Stefan:
Weszliśmy w piątkę do salonu. Dziwne było to, że przyjechali. Kogo jak kogo ale Marcela tu najmniej się spodziewałem. Jednak kiedy spoglądałem na twarz przyjaciółki widziałem szczęście malujące się na jej obliczu. Do tego przez cały czas dążyliśmy. Może jednak to jest pokojowa wizyta. Rozlałem alkohol do czterech szklanek bo wiedźma nie chciała niczego. Usiadłem po lewej stronie Caroline a Damon po prawej. Musieliśmy chyba wyglądać jak ochroniarze bo wampirzyca, niemal piorunowała nas wzrokiem. Czekaliśmy na jakieś wyjaśnienia. Bardzo zastanawiał mnie prawdziwy powód przyjazdu Marcela. Nie wiem dlaczego ale wyczuwałem kolejną porcję problemów. Wymieniałem zastanawiające spojrzenia z moim bratem. W końcu Caroline odchrząknęła i zabrała głos.
- Na długo przyjechaliście? - Zapytała patrząc na gości.
- Nie na długo. Dwa może trzy dni. - Odpowiedziała uśmiechnięta Davina. Była nastolatką, taką niepozorną a drzemała w niej ogromna siła.
- Możecie zostać tutaj, to w końcu stary pensjonat. Davina dostanie mój pokój. - Blondynka spojrzała na nas. Była taka szczęśliwa, że nie mogliśmy jej odmówić. - Powiedzcie, że się zgadzacie.
- Ok, ok. W końcu lepiej będzie mieć ich na oku. A zwłaszcza ciebie Marcel. - Damon uśmiechnął się zawadiacko.
- Nigdy już mi nie zaufasz co? - Ni stąd ni zowąd zapytał ciemnoskóry wampir.
- Nie. Caroline może i ci ufa ale ja nie. - Krótko i rzeczowo, cały Damon.
- Dosyć Damon. Gdyby chciał już dawno by cię zabił, albo Davina rozsadziła by ci mózg. - Skarciłem go, chlapał ozorem więc nie miałem wyjścia.
- Nie ważne. Powiedzcie lepiej co w Nowym Orleanie? - Wampirzyca, aż chodziła z ciekawości. Nie mogła się doczekać kiedy usłyszy co tam się dzieje.
- Pytasz o wampiry i czarownice, czy o Klausa? - Jakby nastolatka czytała w jej myślach. Caroline od razu się spięła.
- Klaus mnie nie interesuje. Pytam o miasto. - Odpowiedziała po dłuższej chwili milczenia.
- W mieście, zapanowała harmonia. Jedyna zasada jest taka, że czarownice nie mogła posługiwać się magią przeciwko wampirom, a wampiry nie mogą mordować czarownic. - Objaśnił nam Marcel. To wszystko dzięki Caroline. Byłem dumny z przyjaciółki, wszyscy byliśmy.
- To świetnie. Wypijmy za to. - Uniosłem szklankę w górę, zaraz za mną pozostali. Wypiliśmy do dna. Pomyślałem, że Caroline chce zostać sam na sam z Marcelem, a młoda czarownica była już zmęczona więc, pokazałem jej pokój, oprowadziłem trochę po domu. Kiedy Davina się położyła, z Damonem wyszliśmy do Grilla, musieliśmy się odstresować. Chciałem też dać trochę czasu na rozmowę Caroline i Marcela, w końcu nasz dom stał się jej domem. Miałem też chwilę na zastanowienie się, nad moimi uczuciami. Kiedy Rebekah wróci powiem jej, że zależy mi na niej i nie chce tracić więcej czasu. Nawet jeżeli cały wszechświat uprze się, aby odebrać mi szczęście ja nie dam mu tej satysfakcji. Pragnę szczęścia dla nas wszystkich.
Caroline:
Zostałam sama z Marcelem. Przez długi czas nie wiedziałam od czego mam zacząć. Najpierw powiedzieć mu, że żałuję tego, że go wykorzystałam czy może od tego jaka byłam wściekła gdy on chciał wykorzystać mnie? Piliśmy burbon a ja dalej miałam w głowie mętlik. Pierwszy ruch należał do mnie. Jednak nie mogłam znaleźć odpowiednich słów. Jeszcze kilka minut zajęło mi zanim głos mi wrócił. Popatrzyłam w jego duże czekoladowe oczy i uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Chciałam cię przeprosić za knucie przeciwko tobie. - Poważnie? Tylko to udało mi się wymyślić.
- Daj spokój Caroline. Byłem głupcem, łudziłem się, że to jest dobre, ale tak naprawdę teraz zobaczyłem jak powinno wyglądać w tym mieście. To czego ty dokonałaś jest poprostu niewiarygodne i dziękuję ci za to. - Osłupiałam. Wampir wypowiadał te słowa z takim przekonaniem, że ogromny kamień spadł mi z serca.
- Cieszę się, że mogłam coś zmienić na lepsze.
- Zwariowałaś? Zmieniłaś wszystko. Poczynając od Nowego Orleanu poprzez mnie i Davine do samego Klausa. Wiesz mi kiedy go poznałem był bezwzględny nie obchodziło go nic i nikt. Nie pozwalał nikomu na szczęście, kiedy ty się pojawiłaś zmieniłaś to. Chciałbym być na miejscu Klausa, jednak zawsze będziesz kochać własnie jego. - Słuchałam go uważnie, do moich oczu napływały łzy. Nie miałam siły już udawać i wypierać się. Wstałam zła.
- Marcel mam już dość rozumiesz. Każdy mówi mi o tym jak zależy mi na Kalusie. Jedyne czego pragnę to o nim zapomnieć. Nie mogę przy nim być sobą. Staję się osobą której nie chce widzieć. On zrobił tyle złego i dalej będzie to robić. Cały czas go usprawiedliwiałam myśląc, że to coś zmieni jednak nic się nie zmieniło. Muszę się przewietrzyć. - Dokończyłam zdanie pozbawiona siły.
- Może pójdę z tobą? - Zaproponował Gerard, był przejęty moim wybuchem.
- Nie dziękuję, chcę zostać chwilę sama. - Pokiwał twierdząco głową w odpowiedzi. Założyłam skórzaną kurtkę i wyszłam. Nie miałam określonego celu. Po prostu zmierzałam przed siebie nie oglądając się w tył. To co miałam w głowie to jedna wielka burza myśli. Chyba tylko Stefan i Damon nie chcieli, żebyśmy znowu się zeszli. Chodziłam bez większego celu, usłyszałam łamanie się gałęzi ktoś tu był. Rozejrzałam się ale nikogo nie zobaczyłam.
- Witaj Kochana. - Usłyszałam za plecami tak dobrze znany mi brytyjski akcent, zamknęłam oczy. Nie chciałam, żeby to była prawda. W wampirzym tempie postanowiłam uciec lecz on stanął przede mną.
- Odejdź nie mamy już o czym rozmawiać. - Nie byłam w stanie na niego patrzeć miałam ochtę rzucić mu się naszyję.
- Caroline, proszę. - Nalegał. Nie odpuści tak łatwo.
- Czego do cholery nie rozumiesz? Nie mam ochoty na ciebie patrzeć. Przez ciebie manipulowałam innymi, zdobyłam twoje królestwo więc czego chcesz? Po co wróciłeś? - Krzyczałam na niego, i to bardzo. Nie byłam gotowa na trudną rozmowę.
- Chcę ciebie. Tylko ciebie. Rzuciłem wszystko, żeby chociaż na chwilę ujrzeć twoją piękną twarz, posłuchać tego melodyjnego śmiechu. Kocham cię Caroline.
- Nawet nie masz pojęcia, jak ja kocham ciebie. Ale jesteś jaki jesteś. Manipulujesz, knujesz, zabija, wysługujesz się z nimi. Nie mogę tkwić całą wieczność przy tobie licząc na to że się zmienisz bo taki właśnie jesteś. - Nie mogłam się rozpłakać, nie przy nim.
- Więc naprawdę chcesz, żebym odszedł i nigdy więcej sę nie pokazywał. Zniesiesz wieczne życie bez swojej miłości? Ty Miss Mistic Falls, waleczna i nie ugięta? - Nie mogłam się powstrzymać, przy nim traciłam resztki rozumu. Wskoczyłam na niego i pocałowałam go namiętnie. Ten ostatni raz. W ułamek sekundy przyparł mnie do drzewa rozrywając bluzkę. Wtedy się opanowałam.
- Nie! - Uciekłam do pensjonatu. To było szaleństwo, które nie powinno się powtórzyć.
Zapięłam bluzę, w salonie siedzieli wszyscy, Elijah, Marcel, Stefan, Damon, Rebekah. Wytrzeszczyłam oczy i jeszcze raz spojrzałam na blondynkę, którą przytuliłam.
- Nie ma mnie kilka dnia a ty dajesz się zabić i wskrzesić. Oszalałaś? - Zapytała z uśmiechem na twarzy.
- Gdzie byłaś Barbie? - Zapytał Damon popijając miłość jego życia czyli whisky.
- Biorąc pod uwagę, że Caroline zakrywa pod bluzą brak reszty ubrania, można wywnioskować, że spotkała się z Klausem. - Przeanalizował wszystko Elijah.
- Dzięki za wnikliwą analizę. - Spiorunowałam go wzrokiem.
- Caroline wszystko w porządku? - Stefan był zdruzgotany i przejęty całą sprawą. Skinął głową w moją stronę.
- Jest w porządku. Ile jeszcze razy mam wam to powiedzieć zanim mi uwierzycie? - Tupnełam nogą.
- Ona się nienawidzi, za to że nie może się pozbyć uczucia do Klausa. Nie przestanie go kochać na pstryknięcie palcami. - Odezwał się Marcel, on to rozumiał chyba jako jedyny.
- Dajcie jej spokój. Może pomogło by gdybyście, chociaż na chwilę przestali o nim mówić. Elijah ty też się w to bawisz? Wstydź się. - Rebekah umiała mi pomóc. Zostawiłam ich wszystkich i położyłam się spać.
Rebekah:
Co za banda idiotów. Jak mogli tak zadręczyć Caroline. Ta mała podstępna jędza wkradła się na tych swoich malutkich stópkach do serc nas wszystkich. Oczywiście uwielbiałam ją, i dlatego nie mąciłam jej w głowie. O co to, to nie. Dość już przeszła przez ostatnie dni. Spojrzałam na chłopców.
- Odczepcie się od niej co? Ma złamane serce, a wy uparliście się na mówienie co jest dobre a co złe. Niech sama wybierze. Ten wybór ma być najlepszy nie dla was tylko dla niej. - Spojrzałam na nich wszystkich po kolei.
- Rebekah ma rację. Pozwólmy Caroline samej zdecydować. - Poparł mnie Stefan, on myślał najbardziej racjonalnie.
- Jeżeli ucierpi na tym to będzie wasza wina. Chodź Marcel, pokaże ci pokój. - Skinął na niego Damon. Oboje się oddalili.
- Ja też już pójdę. W końcu nasz brat się pojawił. - Elijah zniknął z dziwnym uśmiechem na twarzy. Zostałam tylko ja i Stefan.
- Nie popełniajmy tego błędu co oni. - Chwycił moją dłoń i uśmiechnął się szeroko.
- Co masz na myśli Stefan? - Byłam zdziwiona, o co mu chodzi. Patrzyłam w jego zielone oczy, w których zakochiwałam się od nowa i od nowa.
- Mam na myśli coś takiego. - Przyciągnął mnie do siebie i pocałował namiętnie. Myślałam, że się rozpłynę. Tak długo na to czekałam, aż w końcu się udało.
- Wiesz, bardzo mi się podoba to nasze nie popełnianie błędów. - Uśmiechnęłam się i kontynuowałam gorące pocałunki.
Przenieśliśmy się do jego pokoju a później juz pozbyliśmy się wszystkiego co nas dzieliło. To była niezwykła noc. Nie tylko dlatego, że doszło do czegoś między mną a wampirem, lecz dlatego, że w końcu moja miłość została odwzajemniona i nikt nie może już tego zmienić. Nikt nie stanie na drodze do mojego szczęścia.
Caroline:
Kiedy wstałam było coś koło 12. Sama nie mogłam uwierzyć, że tak długo spałam. Wzięłam długą kąpiel. Założyłam szorty, zwykłą bluzkę i trampki. Wstałam w nijakim nastroju. Po prostu nic mi się nie chciało. Zeszłam do kuchni. O dziwo pensjonat był pusty. Weszłam do kuchni no prawie pusty.
- Barbie... Jak... - Padnie znowu pytanie o mój stan. - Jak chcesz mieć wypieczonego tosta.
- He? - Zdziwiłam się. - Napiję się tylko kawy. Nie chce mi się jeść. Gdzie wszyscy.
- Stefan z całą reszta poszli się przejść, Davina chciała obejrzeć to pasjonujące miasto. Mówiła coś o pozytywnej energi i takie tam. - Damon machnął ręką.
- Dlaczego nikt nie obudził mnie? - Zapytałam, też chciałam spędzić czas z dziewczyną zanim wyjedzie. Wzięłam łyka kawy.
- Za 15 minut, spotkamy się w Grillu. - Powiedział jakby to nie miało najmniejszego znaczenia.
- No to chodźmy. - Nalegałam, patrząc mu prosto w oczy.
- Nawet nie dasz mi zjeść śniadania. - Pokręcił głową. Wyszliśmy i wsiedliśmy do samochodu Damona, jechał jakąś dziwną okrężną drogą. Spojrzałam na niego.
- Co kombinujesz? - Zapytałam zaciekawiona.
- Nic. - Odparł tak naturalnie, że prawie uwierzyłam.
- To czemu jedziemy na około? - Zadałam kolejne pytanie.
- Bo wolę tędy. A poza tym Panno ciekawska, naprawiają drogę. Gdybyś jeździła samochodem wiedziałabyś.
Nic nie odpowiedziałam. Po prostu siedziałam i gapiłam się w szybę samochodu. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, parking stał pusty. Wysiedliśmy i skierowaliśmy się do drzwi.
- I co nikogo nie ma. - Rozłożyłam ręce przyglądając się Damonowi.
- Może się spóźnią, wejdź do środka i nie marudź. - Weszłam posłusznie a wtedy zapliły się światła. A z różnych zakamarków wyszli moi przyjaciele. Matt, Stefan, Davina, Rebekah, Elijah, Marcel, byli tu także Kol, Elena, Bonnie i Jeremy. Krzyknęli WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO CAROLINE. Zupełnie zapomniałam o moich urodzinach. Kilka łez szczęścia spłynęło mi po policzkach. Każdy z moich przyjaciół podszedł i mnie przytulił złożył życzenia. To było piękne, brakowało mi tylko i wyłącznie jego.
- Elena, Bonnie. Jak mogłyście nie zadzwonić. Tak za wami tęskniłam. - Przytulałam przyjaciółki.
- Chciałyśmy ci zrobić niespodziankę. - Powiedziała Elena.
- I udało wam się. Kocham was bardzo. - Pocałowałam jedną i drugą.
- My cię bardziej. - Zaśmiała się Bonnie, poszłam do Stefana i Bex którzy wyglądały razem prześlicznie.
- Co tam gołąbeczki? - Zaśmiałam się. - Cieszę się waszym szczęściem, Rebekah jeśli go skrzywdzisz to ci oczy wydrapię.
- Wiem, wiem. - Zaśmiała się przytulając mojego przyjaciela.
- Caroline brakuje ci go prawda? - Zapytał mnie Stefan w pierwszej chwili nie rozumiałam.
- Brakuje jak cholera. - Uśmiechnęłam się i skierowałam się do reszty.
- Caroline wyglądasz... strasznie. - Powiedział śmiejąc się Kol.
- Gdybym wiedziała, że coś takiego mi zrobiliście to bym się wystroiła. - Poklepałam go po ramieniu. - Ciesze się że jesteś.
- Caroline, będę tęsknić. Może odwiedzisz mnie w Nowym Orleanie? - Zapytała czarownica a mnie zakuło serce. Moja rodzina bez niej i bez Marcela nie będzie pełna.
- Będę często przyjeżdżała. - Obiełam dziewczynę.
- Caroline zaprosiliśmy jeszcze kogoś. - Stefan wskazał ręką abym się odwróciła. Zrobiłam to a wtedy wszystko we mnie pękło. To Klaus. Rzuciłam się w jego objęcia. Nie mogłam pozwolić mu odejść bez względu na konsekwencje. To była moja miłość i pragnęłam o to walczyć. Złączyłam nasze usta w długim namiętnym pocałunku.
- Nie pozwolę ci odejść. - To zdanie powiedzieliśmy równo.
- Klaus, nie mogę jechać do Nowego Orleanu tu jest moja rodzina i moje miejsce. - wskazałam na wszystkich zebranych.
- Rozumiem. Zostajemy tu wszyscy. Davina i Marcel również. - Przytuliłam go po raz kolejny.
- Bracie jeśli znowu to spieprzysz własnoręcznie zamknę cię w grobowcu. - Powiedział Kol unosząc
kieliszek w naszą stronę. Zaśmiałam się. To był najpiękniejszy dzień mojego życia. wszyscy byli szczęśliwi. Bawiliśmy się przez cały dzień i całą noc. Zasypiałam razem z moim ukochanym w jego silnych ramionach.
- Kocham cię. - Szepnęłam mu do ucha tuż przed zaśnięciem.
- Kocham cię Caroline. - Powiedział a ja zasnęłam jak dziecko.
Weszliśmy w piątkę do salonu. Dziwne było to, że przyjechali. Kogo jak kogo ale Marcela tu najmniej się spodziewałem. Jednak kiedy spoglądałem na twarz przyjaciółki widziałem szczęście malujące się na jej obliczu. Do tego przez cały czas dążyliśmy. Może jednak to jest pokojowa wizyta. Rozlałem alkohol do czterech szklanek bo wiedźma nie chciała niczego. Usiadłem po lewej stronie Caroline a Damon po prawej. Musieliśmy chyba wyglądać jak ochroniarze bo wampirzyca, niemal piorunowała nas wzrokiem. Czekaliśmy na jakieś wyjaśnienia. Bardzo zastanawiał mnie prawdziwy powód przyjazdu Marcela. Nie wiem dlaczego ale wyczuwałem kolejną porcję problemów. Wymieniałem zastanawiające spojrzenia z moim bratem. W końcu Caroline odchrząknęła i zabrała głos.
- Na długo przyjechaliście? - Zapytała patrząc na gości.
- Nie na długo. Dwa może trzy dni. - Odpowiedziała uśmiechnięta Davina. Była nastolatką, taką niepozorną a drzemała w niej ogromna siła.
- Możecie zostać tutaj, to w końcu stary pensjonat. Davina dostanie mój pokój. - Blondynka spojrzała na nas. Była taka szczęśliwa, że nie mogliśmy jej odmówić. - Powiedzcie, że się zgadzacie.
- Ok, ok. W końcu lepiej będzie mieć ich na oku. A zwłaszcza ciebie Marcel. - Damon uśmiechnął się zawadiacko.
- Nigdy już mi nie zaufasz co? - Ni stąd ni zowąd zapytał ciemnoskóry wampir.
- Nie. Caroline może i ci ufa ale ja nie. - Krótko i rzeczowo, cały Damon.
- Dosyć Damon. Gdyby chciał już dawno by cię zabił, albo Davina rozsadziła by ci mózg. - Skarciłem go, chlapał ozorem więc nie miałem wyjścia.
- Nie ważne. Powiedzcie lepiej co w Nowym Orleanie? - Wampirzyca, aż chodziła z ciekawości. Nie mogła się doczekać kiedy usłyszy co tam się dzieje.
- Pytasz o wampiry i czarownice, czy o Klausa? - Jakby nastolatka czytała w jej myślach. Caroline od razu się spięła.
- Klaus mnie nie interesuje. Pytam o miasto. - Odpowiedziała po dłuższej chwili milczenia.
- W mieście, zapanowała harmonia. Jedyna zasada jest taka, że czarownice nie mogła posługiwać się magią przeciwko wampirom, a wampiry nie mogą mordować czarownic. - Objaśnił nam Marcel. To wszystko dzięki Caroline. Byłem dumny z przyjaciółki, wszyscy byliśmy.
- To świetnie. Wypijmy za to. - Uniosłem szklankę w górę, zaraz za mną pozostali. Wypiliśmy do dna. Pomyślałem, że Caroline chce zostać sam na sam z Marcelem, a młoda czarownica była już zmęczona więc, pokazałem jej pokój, oprowadziłem trochę po domu. Kiedy Davina się położyła, z Damonem wyszliśmy do Grilla, musieliśmy się odstresować. Chciałem też dać trochę czasu na rozmowę Caroline i Marcela, w końcu nasz dom stał się jej domem. Miałem też chwilę na zastanowienie się, nad moimi uczuciami. Kiedy Rebekah wróci powiem jej, że zależy mi na niej i nie chce tracić więcej czasu. Nawet jeżeli cały wszechświat uprze się, aby odebrać mi szczęście ja nie dam mu tej satysfakcji. Pragnę szczęścia dla nas wszystkich.
Caroline:
Zostałam sama z Marcelem. Przez długi czas nie wiedziałam od czego mam zacząć. Najpierw powiedzieć mu, że żałuję tego, że go wykorzystałam czy może od tego jaka byłam wściekła gdy on chciał wykorzystać mnie? Piliśmy burbon a ja dalej miałam w głowie mętlik. Pierwszy ruch należał do mnie. Jednak nie mogłam znaleźć odpowiednich słów. Jeszcze kilka minut zajęło mi zanim głos mi wrócił. Popatrzyłam w jego duże czekoladowe oczy i uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Chciałam cię przeprosić za knucie przeciwko tobie. - Poważnie? Tylko to udało mi się wymyślić.
- Daj spokój Caroline. Byłem głupcem, łudziłem się, że to jest dobre, ale tak naprawdę teraz zobaczyłem jak powinno wyglądać w tym mieście. To czego ty dokonałaś jest poprostu niewiarygodne i dziękuję ci za to. - Osłupiałam. Wampir wypowiadał te słowa z takim przekonaniem, że ogromny kamień spadł mi z serca.
- Cieszę się, że mogłam coś zmienić na lepsze.
- Zwariowałaś? Zmieniłaś wszystko. Poczynając od Nowego Orleanu poprzez mnie i Davine do samego Klausa. Wiesz mi kiedy go poznałem był bezwzględny nie obchodziło go nic i nikt. Nie pozwalał nikomu na szczęście, kiedy ty się pojawiłaś zmieniłaś to. Chciałbym być na miejscu Klausa, jednak zawsze będziesz kochać własnie jego. - Słuchałam go uważnie, do moich oczu napływały łzy. Nie miałam siły już udawać i wypierać się. Wstałam zła.
- Marcel mam już dość rozumiesz. Każdy mówi mi o tym jak zależy mi na Kalusie. Jedyne czego pragnę to o nim zapomnieć. Nie mogę przy nim być sobą. Staję się osobą której nie chce widzieć. On zrobił tyle złego i dalej będzie to robić. Cały czas go usprawiedliwiałam myśląc, że to coś zmieni jednak nic się nie zmieniło. Muszę się przewietrzyć. - Dokończyłam zdanie pozbawiona siły.
- Może pójdę z tobą? - Zaproponował Gerard, był przejęty moim wybuchem.
- Nie dziękuję, chcę zostać chwilę sama. - Pokiwał twierdząco głową w odpowiedzi. Założyłam skórzaną kurtkę i wyszłam. Nie miałam określonego celu. Po prostu zmierzałam przed siebie nie oglądając się w tył. To co miałam w głowie to jedna wielka burza myśli. Chyba tylko Stefan i Damon nie chcieli, żebyśmy znowu się zeszli. Chodziłam bez większego celu, usłyszałam łamanie się gałęzi ktoś tu był. Rozejrzałam się ale nikogo nie zobaczyłam.
- Witaj Kochana. - Usłyszałam za plecami tak dobrze znany mi brytyjski akcent, zamknęłam oczy. Nie chciałam, żeby to była prawda. W wampirzym tempie postanowiłam uciec lecz on stanął przede mną.
- Odejdź nie mamy już o czym rozmawiać. - Nie byłam w stanie na niego patrzeć miałam ochtę rzucić mu się naszyję.
- Caroline, proszę. - Nalegał. Nie odpuści tak łatwo.
- Czego do cholery nie rozumiesz? Nie mam ochoty na ciebie patrzeć. Przez ciebie manipulowałam innymi, zdobyłam twoje królestwo więc czego chcesz? Po co wróciłeś? - Krzyczałam na niego, i to bardzo. Nie byłam gotowa na trudną rozmowę.
- Chcę ciebie. Tylko ciebie. Rzuciłem wszystko, żeby chociaż na chwilę ujrzeć twoją piękną twarz, posłuchać tego melodyjnego śmiechu. Kocham cię Caroline.
- Nawet nie masz pojęcia, jak ja kocham ciebie. Ale jesteś jaki jesteś. Manipulujesz, knujesz, zabija, wysługujesz się z nimi. Nie mogę tkwić całą wieczność przy tobie licząc na to że się zmienisz bo taki właśnie jesteś. - Nie mogłam się rozpłakać, nie przy nim.
- Więc naprawdę chcesz, żebym odszedł i nigdy więcej sę nie pokazywał. Zniesiesz wieczne życie bez swojej miłości? Ty Miss Mistic Falls, waleczna i nie ugięta? - Nie mogłam się powstrzymać, przy nim traciłam resztki rozumu. Wskoczyłam na niego i pocałowałam go namiętnie. Ten ostatni raz. W ułamek sekundy przyparł mnie do drzewa rozrywając bluzkę. Wtedy się opanowałam.
- Nie! - Uciekłam do pensjonatu. To było szaleństwo, które nie powinno się powtórzyć.
Zapięłam bluzę, w salonie siedzieli wszyscy, Elijah, Marcel, Stefan, Damon, Rebekah. Wytrzeszczyłam oczy i jeszcze raz spojrzałam na blondynkę, którą przytuliłam.
- Nie ma mnie kilka dnia a ty dajesz się zabić i wskrzesić. Oszalałaś? - Zapytała z uśmiechem na twarzy.
- Gdzie byłaś Barbie? - Zapytał Damon popijając miłość jego życia czyli whisky.
- Biorąc pod uwagę, że Caroline zakrywa pod bluzą brak reszty ubrania, można wywnioskować, że spotkała się z Klausem. - Przeanalizował wszystko Elijah.
- Dzięki za wnikliwą analizę. - Spiorunowałam go wzrokiem.
- Caroline wszystko w porządku? - Stefan był zdruzgotany i przejęty całą sprawą. Skinął głową w moją stronę.
- Jest w porządku. Ile jeszcze razy mam wam to powiedzieć zanim mi uwierzycie? - Tupnełam nogą.
- Ona się nienawidzi, za to że nie może się pozbyć uczucia do Klausa. Nie przestanie go kochać na pstryknięcie palcami. - Odezwał się Marcel, on to rozumiał chyba jako jedyny.
- Dajcie jej spokój. Może pomogło by gdybyście, chociaż na chwilę przestali o nim mówić. Elijah ty też się w to bawisz? Wstydź się. - Rebekah umiała mi pomóc. Zostawiłam ich wszystkich i położyłam się spać.
Rebekah:
Co za banda idiotów. Jak mogli tak zadręczyć Caroline. Ta mała podstępna jędza wkradła się na tych swoich malutkich stópkach do serc nas wszystkich. Oczywiście uwielbiałam ją, i dlatego nie mąciłam jej w głowie. O co to, to nie. Dość już przeszła przez ostatnie dni. Spojrzałam na chłopców.
- Odczepcie się od niej co? Ma złamane serce, a wy uparliście się na mówienie co jest dobre a co złe. Niech sama wybierze. Ten wybór ma być najlepszy nie dla was tylko dla niej. - Spojrzałam na nich wszystkich po kolei.
- Rebekah ma rację. Pozwólmy Caroline samej zdecydować. - Poparł mnie Stefan, on myślał najbardziej racjonalnie.
- Jeżeli ucierpi na tym to będzie wasza wina. Chodź Marcel, pokaże ci pokój. - Skinął na niego Damon. Oboje się oddalili.
- Ja też już pójdę. W końcu nasz brat się pojawił. - Elijah zniknął z dziwnym uśmiechem na twarzy. Zostałam tylko ja i Stefan.
- Nie popełniajmy tego błędu co oni. - Chwycił moją dłoń i uśmiechnął się szeroko.
- Co masz na myśli Stefan? - Byłam zdziwiona, o co mu chodzi. Patrzyłam w jego zielone oczy, w których zakochiwałam się od nowa i od nowa.
- Mam na myśli coś takiego. - Przyciągnął mnie do siebie i pocałował namiętnie. Myślałam, że się rozpłynę. Tak długo na to czekałam, aż w końcu się udało.
- Wiesz, bardzo mi się podoba to nasze nie popełnianie błędów. - Uśmiechnęłam się i kontynuowałam gorące pocałunki.
Przenieśliśmy się do jego pokoju a później juz pozbyliśmy się wszystkiego co nas dzieliło. To była niezwykła noc. Nie tylko dlatego, że doszło do czegoś między mną a wampirem, lecz dlatego, że w końcu moja miłość została odwzajemniona i nikt nie może już tego zmienić. Nikt nie stanie na drodze do mojego szczęścia.
Caroline:
Kiedy wstałam było coś koło 12. Sama nie mogłam uwierzyć, że tak długo spałam. Wzięłam długą kąpiel. Założyłam szorty, zwykłą bluzkę i trampki. Wstałam w nijakim nastroju. Po prostu nic mi się nie chciało. Zeszłam do kuchni. O dziwo pensjonat był pusty. Weszłam do kuchni no prawie pusty.
- Barbie... Jak... - Padnie znowu pytanie o mój stan. - Jak chcesz mieć wypieczonego tosta.
- He? - Zdziwiłam się. - Napiję się tylko kawy. Nie chce mi się jeść. Gdzie wszyscy.
- Stefan z całą reszta poszli się przejść, Davina chciała obejrzeć to pasjonujące miasto. Mówiła coś o pozytywnej energi i takie tam. - Damon machnął ręką.
- Dlaczego nikt nie obudził mnie? - Zapytałam, też chciałam spędzić czas z dziewczyną zanim wyjedzie. Wzięłam łyka kawy.
- Za 15 minut, spotkamy się w Grillu. - Powiedział jakby to nie miało najmniejszego znaczenia.
- No to chodźmy. - Nalegałam, patrząc mu prosto w oczy.
- Nawet nie dasz mi zjeść śniadania. - Pokręcił głową. Wyszliśmy i wsiedliśmy do samochodu Damona, jechał jakąś dziwną okrężną drogą. Spojrzałam na niego.
- Co kombinujesz? - Zapytałam zaciekawiona.
- Nic. - Odparł tak naturalnie, że prawie uwierzyłam.
- To czemu jedziemy na około? - Zadałam kolejne pytanie.
- Bo wolę tędy. A poza tym Panno ciekawska, naprawiają drogę. Gdybyś jeździła samochodem wiedziałabyś.
Nic nie odpowiedziałam. Po prostu siedziałam i gapiłam się w szybę samochodu. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, parking stał pusty. Wysiedliśmy i skierowaliśmy się do drzwi.
- I co nikogo nie ma. - Rozłożyłam ręce przyglądając się Damonowi.
- Może się spóźnią, wejdź do środka i nie marudź. - Weszłam posłusznie a wtedy zapliły się światła. A z różnych zakamarków wyszli moi przyjaciele. Matt, Stefan, Davina, Rebekah, Elijah, Marcel, byli tu także Kol, Elena, Bonnie i Jeremy. Krzyknęli WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO CAROLINE. Zupełnie zapomniałam o moich urodzinach. Kilka łez szczęścia spłynęło mi po policzkach. Każdy z moich przyjaciół podszedł i mnie przytulił złożył życzenia. To było piękne, brakowało mi tylko i wyłącznie jego.
- Elena, Bonnie. Jak mogłyście nie zadzwonić. Tak za wami tęskniłam. - Przytulałam przyjaciółki.
- Chciałyśmy ci zrobić niespodziankę. - Powiedziała Elena.
- I udało wam się. Kocham was bardzo. - Pocałowałam jedną i drugą.
- My cię bardziej. - Zaśmiała się Bonnie, poszłam do Stefana i Bex którzy wyglądały razem prześlicznie.
- Co tam gołąbeczki? - Zaśmiałam się. - Cieszę się waszym szczęściem, Rebekah jeśli go skrzywdzisz to ci oczy wydrapię.
- Wiem, wiem. - Zaśmiała się przytulając mojego przyjaciela.
- Caroline brakuje ci go prawda? - Zapytał mnie Stefan w pierwszej chwili nie rozumiałam.
- Brakuje jak cholera. - Uśmiechnęłam się i skierowałam się do reszty.
- Caroline wyglądasz... strasznie. - Powiedział śmiejąc się Kol.
- Gdybym wiedziała, że coś takiego mi zrobiliście to bym się wystroiła. - Poklepałam go po ramieniu. - Ciesze się że jesteś.
- Caroline, będę tęsknić. Może odwiedzisz mnie w Nowym Orleanie? - Zapytała czarownica a mnie zakuło serce. Moja rodzina bez niej i bez Marcela nie będzie pełna.
- Będę często przyjeżdżała. - Obiełam dziewczynę.
- Caroline zaprosiliśmy jeszcze kogoś. - Stefan wskazał ręką abym się odwróciła. Zrobiłam to a wtedy wszystko we mnie pękło. To Klaus. Rzuciłam się w jego objęcia. Nie mogłam pozwolić mu odejść bez względu na konsekwencje. To była moja miłość i pragnęłam o to walczyć. Złączyłam nasze usta w długim namiętnym pocałunku.
- Nie pozwolę ci odejść. - To zdanie powiedzieliśmy równo.
- Klaus, nie mogę jechać do Nowego Orleanu tu jest moja rodzina i moje miejsce. - wskazałam na wszystkich zebranych.
- Rozumiem. Zostajemy tu wszyscy. Davina i Marcel również. - Przytuliłam go po raz kolejny.
- Bracie jeśli znowu to spieprzysz własnoręcznie zamknę cię w grobowcu. - Powiedział Kol unosząc
kieliszek w naszą stronę. Zaśmiałam się. To był najpiękniejszy dzień mojego życia. wszyscy byli szczęśliwi. Bawiliśmy się przez cały dzień i całą noc. Zasypiałam razem z moim ukochanym w jego silnych ramionach.
- Kocham cię. - Szepnęłam mu do ucha tuż przed zaśnięciem.
- Kocham cię Caroline. - Powiedział a ja zasnęłam jak dziecko.
Koniec opowiadania :) Mam nadzieję że spodoba się wam?
W najbliższym czasie wezmę się za mój drugi blogi pojawi się kolejny za który mnie znienawidzicie bo będzie o Caroline i Damonie przynajmniej przez jakiś czas. Mam słabość do tej pary :) Ale nie mówię nie Klaroline losy tej dwójki na pewno się połączą to zależy od weny :) A więc do napisania. Przy okazji dziękuję za wszystkie komentarze jakie od was dostałam
niedziela, 26 stycznia 2014
Chapter 22.
Klaus:
Siedziałem w salonie. Przez całą noc wypiłem nieprawdopodobną ilość alkoholu. Nawet jak na moje możliwości, było tego sporo. Cóż lepszego miałem robić? Moja jedyna miłość odeszła, zostawiła mnie na zawsze. Jak mogłem być takim idiotą i mając najcenniejsze uczucie na wyciągnięcie ręki i tak nie potrafiłem tego docenić. Dalej szedłem w zaparte, jedynie władza i władza. Nic innego nie istniało, nie istniało, dopóki nie pojawiła się ta słodka blondyneczka, która zmieniła moje życie raz na zawsze. Nie byłem już egoistą. Nie powstrzymywałem jej przed wyjazdem. Jedynie co mogłem jej dać to cierpienie i zawód. Życie ze mną było by dalekie od szczęśliwego. Postanowiłem odpuścić. Zwrócić jej wolność, pozwolić, żeby żyła swoim własnym życiem, bez problemów, wraz z przyjaciółmi, których tak bardzo kochała i potrzebowała. W tej chwili było mi trudno, z myślą, że nigdy jej nie zobaczę, ale za kilka lat może wiek Caroline zostanie wspomnieniem. Będzie w moich marzeniach, to mi tylko zostało i to musi mi wystarczyć. Usłyszałem dobrze znane mi kroki, kroki dwóch mężczyzn.
- Prosze proszę. Kto by pomyślał Elijah i Marcel razem. - Zadrwiłem z nich. Jak zawsze, chyba nie sądzili, że będę płakał jak dziecko.
- Klaus co tu jeszcze robisz? - Zapytał mój były protegowany.
- Jestem królem tego miasta! Zapomniałeś? - Odstawiłem szklankę na bok i stanąłem przed nimi. Oboje byli zaskoczeni moim zachowaniem.
- Dziewczyna, którą kochasz i, która kocha ciebie właśnie wyjeżdza a ty po prostu czekasz? - Marcel był przekonany, że pobiegnę za nią. To nie mogło się wydarzyć.
- Niklaus, zawsze trwałem przy tobie, bez względu na to co robiłeś i jak bardzo mi się to nie podobało. Tym razem jednak nie będę stał i przyglądał się jak niszczysz siebie i tą dziewczynę. - Głos zabrał mój honorowy braciszek, przyjrzałem mu się bardzo uważnie. Uśmiechnąłem się cynicznie.
- Powiedziałem już. Jedź tam gdzie jest twoje miejsce. - Wskazałem dłonią na drzwi. Chciałem żeby wyszli, żeby dali mi w spokoju napić sie burbonu i powoli zapomnieć o wampirzycy.
- Jak chcesz bracie. Do zobaczenia w Mistic Falls. - Odszedł z szerokim uśmiechem.
- Marcel a ty na co czekasz? Wyjdź chce się napić w samotności. - Skierowałem się do wampira. Jednak jego twarz i postawa pozostała nie wzruszona.
- Klaus, zdobyłeś to co chciałeś. Miasto jest twoje. Skoro zgodziłem się zostać twoim sługą czekam aż mi powiesz co mam robić? - Tego się nie spodziewałem. Tyle się wydarzyło a on został. Położyłem dłoń na jego ramieniu.
- Nie jesteś sługą. Jesteś przyjacielem. Chce żebyś był u mojego boku, tak jak za dawnych czasów. - Postanowiłem dać mu drugą szansę.
- Jak za dawnych czasów. - Uśmiechnął się szeroko.
Przenieśliśmy moje rzeczy do mojej pierwszej rezydencji. Wróciły stare wspomnienia. Czas było poświęcić się mojemu królestwu. Marcelowi dałem wolną rękę. Mógł robić co chciał, ale też ważne rzeczy musiał uzgadniać ze mną. Jedno jest pewne, wojna między wampirami a czarownicami dobiegła końca. Dokonała tego, wątła blondynka zdziała cud. Teraz postanowiłem utrzymać tutaj ten ład i porządek. Oczywiście krwawe imprezy w stylu Marcela musiały być kontynuowane dla moich wampirów.
Caroline:
Wróciliśmy do domu. Do mojego małego spokojnego Mistic Falls ale czy teraz będę wstanie oddychać pełną piersią? Na pewno nie na samym początku, ale już niedługo. Każdy z nas się rozproszył. Co prawda Elena obiecała przyjechać. Minęłyśmy się w Nowym Orleanie. Rebekah i Stefan mieli się ku sobie, ale co z tego kiedy on tu ona tam? Kiedy uporam się z moimi demonami na pewno zajme się nimi. Teraz jedynie miałam ochotę zamknąć się w czterech ścianach, a najlepiej to nie wychodzić z łóżka już nigdy. Jednak to też nie było mi dane. Ktoś odsłonił zasłony. Podniosłam leniwie głowę, zobaczyłam Damona.
- Masz zamiar wstać Blodnie? - Podszedł powoli, był zmartwiony. Miał minę zbitego psa. Pokręciłam przecząco głową. - Daj spokój nie możesz przeleżeć tu wieku.
- Nie za 10 lat zmienie pokój na inny. - Przykryłam się mocniej kołdrą, uniemożliwiając dopływ światła do moich oczu.
- Barbie, powiesz mi, że nic ci nie jest. Czy może przyznasz się, że ten dupek złamał ci serce? - To zdanie musiało paść. Ale ja nie miałam zamiaru załamywać się, przynajmniej nie w tak widoczny sposób. Odkryłam się.
- Myślę, że pora na śniadanie. - Podniosłam się i pośpiesznie wstałam. Damon uśmiechnął się pod nosem. Wiedziałam, że właśnie o to mu chodzi. Chciał wyrwać mnie z łóżka. Zeszlismy na dół Stefan rozlewał krew do szklanek.
- Stefanie Salvatore czy ty podsłuchiwałeś? - Skrzyżowałam ręce na piersi, przyglądając się blondynowi z pełną powagą.
- Nie, domyśliłem się po prostu, że skoro wyszłaś już z pokoju to możesz być głodna. - Uśmiechnął się i podał mi szklankę. Wzięłam ją z gracją.
- Dobra to co wy na to żeby wieczorem wybrać się Grilla? - Rzucił pomysł brunet.
- Świetny pomysł, co ty na to Care? - Zadał mi pytanie zielonooki.
- Nie ja nie chce, zostane w domu i chyba poczytam. Albo obejrze film. - Rozejrzałam się po pomieszczeniu nieco zmieszana.
- Jeśli nie pójdziesz zaciągnę, cię tam siłą. Zrozum Klaus jest dupkiem i nie jest wart ani jednej łzy, którą przez niego wylałaś. Dlatego mam zamiar zrobić wszystko, żeby cię od tego od ciągnąć. - Wywód Stefana bardzo mnie zdziwił, ale był zły. Miał dużo racji w tym co mówił. Tylko, że to było bardziej skompilowane.
- Uuuu Stefan. Tego bym się po tobie nie spodziewał, jesteś taki porywczy. - Śmiał się z niego brat, a ja słysząc ten komentarz sama nie mogłam się powstrzymać.
- Masz racje Stefan. Ale to nie jest tak proste jak mogło by się wydawać. Chce zapomnieć, potrzebuje tylko trochę czasu. - Wyciągnęłam dłonie do niego na znak, że chce żeby mnie przytulił.
- Dobrze Caroline, tylko nie zamykaj się w pokoju. Jesteśmy tu dla ciebie. - Powiedział i mnie przytulił dokładnie zrozumiał o co mi chodziło. Gdzieś tam w środku zrobiło mi się cieplej.
- Oooo, uścisk grupowy. - Damon dołączył do nas, przycisnął naszą dwójkę do siebie.
- Damon miażdżysz mi żebra. - Spojrzałam na niego uśmiechając się. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni.
- Kogo znowu diabli niosą. - Marudził Damon pod drzwiami, otwierając je. - Jaka niespodzianka.
Damon był cyniczny a to podkręciło moją ciekawość. Do salonu wszedł Elijah. Uśmiechnięty od ucha do ucha. Popatrzyliśmy na siebie.
- Elijah! - Uśmiechnęłam się i rzuciłam mu się na szyję. Złapał mnie bez trudu. - Cieszę się, że przyjechałeś.
- Dziękuję za miłe powitanie. - Pocałował mnie w policzek. O mało co i bym się nie zarumieniła.
- Co cie do nas sprowadza? - Zapytał Stefan. Chłopcy chyba nie ucieszyli się z przyjazdu pierwotnego. Myślałam, że go lubili dlatego mnie to zastanowiło. Popatrzyłam na nich Czy
- Wróciłem do Mistic Falls w końcu tu zawsze był mój dom. - Powiedział jakby od niechcenia. Czyżby zapowiadała się walka kogutów? - Caroline, pozwolisz ze mną? Masz ochotę się przejść?
- Jasne pójdę się tylko ubrać. - Uśmiechnęłam się i popędziłam do góry. Kiedy otwarłam jeszcze nierozpakowane walizki, wciąż czułam Zapach Nowego Orleanu. Pośpiesznie ją zamknęłam i wzięłam inne ubranie. Byłam pewna że Stefan i Damon będą maglować naszego gościa więc tym bardziej chciałam już być gotowa.
Damon:
Czy on zwariował. Caroline dopiero co wyjechała od pierwotnych, żeby teraz oni się zjeżdżali. Brakowało tu tylko Klausa. Jakieś nieporozumienie to było chyba. Co on sobie wyobrażał? Czy Barbie naprawdę nie może mieć chwili oddechy od tych staruszków. Popatrzyłem na niego z łobuzerskim uśmiechem. Czekałem na odpowiedni moment, żeby zacząć rozmowę. Dokładniej do chwili kiedy blondynka puści wodę. Nie byłem pewny czy nie będzie podsłuchiwać.
- Teraz bez ściemy, czego szukasz tutaj? - Oparłem dłonie na kanapie nie spuszczając pierwotnego z oczu.
- Wróciłem do Mistic Falls. Nie tylko wam zależy, na Caroline i jej szczęściu. Przyjechałem jej pomóc. - Mówił spokojnie, jakby to było coś oczywistego.
- Caroline to strzępek nerwów, naprawdę wątpię żeby pomogła tu twoja obecność. - Kontynuowałem.
- Przykro mi. Ale zgodzę się z Damonem. Care płacze po nocach, dzisiaj nie mogliśmy jej wyciągnąć z pokoju. Ma zmiany nastroju. Teraz gdy zaczęło być wszystko na dobrej drodze pojawiasz się ty. - Stefan dzisiaj przechodził samego siebie z tymi argumentami. Miałem ochotę poklepać go po ramieniu i powiedzieć jaki jestem z niego dumny, ale nie to się na pewno nie wydarzy.
- A ja myślę, że Caroline szybciej doszła by do siebie w moim towarzystwie. Nie umiecie poradzić sobie ze sobą a co dopiero z dziewczyną o złamanym sercu. Nie jesteście wystarczająco kompetentni. - Właśnie ten jego spokój mnie zirytował.
- A może dacie zdecydować dziewczynie? - Powiedziała Care.
- Niech zgadnę, drobna blondynka zza moich pleców wszystko słyszała? - Odwróciłem się i popatrzyłem w jej oczy.
- Wszystko. Elijah, to są moi przyjaciele i nik nie opiekuje się mną lepiej niż ta dwójka wariatów. Ty też jesteś moim przyjacielem, ale to z nimi czuje się najlepiej. Dlatego możemy wyjść a z tą dwójką spotkam się w Grillu. - Forbes nie była zachwycona z naszej wymiany zdań. Nigdy nie lubiła kłótni, poza tymi, które wygrywała. Elijah z kulturą pożegnał się a my znowu zostaliśmy sami.
- Myślisz, że to naprawdę koniec? Że Klaus już nigdy się nie pojawi? - Zadał mi pytanie Stefan, szczerze to właśnie sam się nad tym zastanawiałem.
- Prędzej się przerzucę na krew zwierzęcą niż uwierzę, że Klaus nigdy tu nie przyjedzie. - Skinąłem głową odruchowo.
- Jestem tego samego zdania co ty. Kiedy przyjedzie musimy jakoś oderwać Caroline od niego. Najlepiej gdyby w ogóle o tym nie wiedziała. - Stefan zaczynał kombinować. Ma moje uznanie.
- Co się dzisiaj z tobą dzieje? Pyskujesz, snujesz intrygi, gdzie mój poczciwy brat. Zawsze dajesz przecież wybór innym, czyż nie? - Zaśmiałem się.
- Po prostu nie chcę oglądać znowu śmierci Caroline. - Wzruszył ramionami, oburzony.
Spojrzałem na niego i już się nie odezwałem. W głowie zaczynałem rozmyślać plan. Czy lepiej będzie zamknąć Caroline w piwnicy, gdy zjawi się nasza ulubiona hybryda, czy może zabrać ją na wakacje jej życia. Bez problemów i bez istot nadprzyrodzonych, które żyją już 1000 lat. Jakoś nie mogłem się do końca zdecydować. Obie te rzeczy wydawały się być odpowiednie. Uśmiechnąłem się na sama wyobrażenia tych chwil. Mój psychopatyczny mózg wciąż działa jak należy. Jednak moja ciemna strona nie zniknęła bez śladu.
Caroline:
Przez długi czas spacerowałam z pierwotnym po lesie. Właściwie milczeliśmy całą drogę. Jakoś nie potrafiłam się przełamać i zacząć z nim rozmawiać. Nie wiem czym to było spowodowane, czy tym, że to brat Klausa, czy tym, że jednak nie jesteśmy ze sobą zbyt blisko. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam w jego stronę nieśmiało. Sytuacja była dość niezręczna. Już miałam powiedzieć, że wracam kiedy ciszę przerwał Pierwotny.
- Jak się czujesz Caroline? - Przystanął i obdarował mnie jednym ze swoich serdecznych uśmiechów.
- Bywało lepiej. Wszystko wróciło na swoją drogę, Damon i Stefan bardzo się starają, wiesz? Nie powinieneś być dla nich taki nieprzyjemny, - Co miałam innego powiedzieć? Że marzę tylko o tym żeby znaleźć się w ramionach hybrydy.
- Nie zachowali się lepiej. Jest powód naszego spotkania. Wróciłem na stałe do Mistic Falls, chciałbym ci zaproponować, że możesz zamieszkać w naszej rezydencji. Niedługo przyjedzie Rebekah a zżyłaś się z nią. Poza tym nigdzie nie będziesz tak bezpieczna. - Powiedział to spokojnie, jakby było to oczywiste. Oczywiste, że wybiorę pierwotnych.
- Elijah szanuję cię i bardzo lubie. Jednak tu gdzie jestem jest mi dobrze. Poza tym bracia Salvatore dostarczają mi rozrywki, a czasami myślę, że jak nie będę z nimi to się pozabijają. To moja rodzina. Zrozum proszę. - Wsunęłam niepewnie ręce do kieszeni spodni.
- Oczywiście, że rozumiem. Gdybyś jednak zmieniła zdanie to zawsze będzie dla ciebie miejsce w domu. - Obdarował mnie kolejnym uśmiechem. Chciałabym umieć być tak opanowana jak on. Ja zawsze byłam zbyt impulsywna, rezolutna.
- Dziękuję naprawdę to doceniam. - Objęłam go przelotnie.
- Powiedz mi co z Klausem. On szczerze się nienawidzi za to co zrobił. Jesteś dla niego najważniejsza, dobrze o tym wiesz. Nie będziesz w stanie zapomnieć o nim. - W końcu musiało paść to imie w naszej rozmowie.
- Nie zapomne. Nigdy nie będę umiała zapomnieć o tym co zrobił zaślepiony pragnieniem władzy. Nie chce go w moim życiu. Nie mów więcej o nim bo robi mi się nie dobrze. - Łzy już napłynęły mi do oczu ale je powstrzymałam. - Przepraszam ale muszę iść. Jestem umówiona.
Nie czekałam na jego reakcję po prostu zwiałam. Ile tylko sił w nogach pędziłam do Grilla. Nie chciałam płakać. Elijach miał rację. Kocham Mikaelsona i nie zapomnę go nigdy. Ale przy nim stawałam się zbyt bezbronna. Dałam sobą manipulować i ja manipulowałam innymi. Nie chciałam być taką osobą. Chciałam żyć beztrosko. Weszłam do Grilla i od razu znalazłam Stefana, Damona i Matta. Podeszłam do nich. Przykleiłam uśmiech do ust.
- Caroline... - Uśmiechnął się szeroko Matt i po prostu mnie przytulił. Zrobiłam to samo.
- Cieszę się że cię widzę. - Powiedziałam mu na ucho i usiadłam przy stoliku, Matt jak zwykle pracował. Wzięłam kieliszek Stefana i wypiłam za jednym zamachem.
- Wszystko w porządku? - Zapytał wyraźnie przejęty.
- Jasne. Długo już jesteście? - Poszłam po kilka butelek burbonu i kieliszek dla siebie, piłam nie kontrolując się.
- Jakiś czas. - Odparł blondyn.
- Barbie pohamuj picie, bo to już nadludzka ilość. - Uśmiechnął się szeroko. Poklepałam go po ramieniu.
- Masz racje. - Odstawiłam kieliszek. to nie było to miejsce, nie bez Eleny i Bonnie. Chciałam iść do domu. - Wracajmy do pensjonatu. Spojrzeliśmy na siebie wymownie i wróciliśmy. Rozsiedliśmy się i dalej piliśmy. Rozmawialiśmy o głupotach. Usłyszałam pukanie.
- Ja otworze. - Wymamrotałam podchodząc do drzwi. Otworzyłam je. - Marcel.
Wyszeptałam, Damon momentalnie stanął przede mną a Stefan za mną.
- Czego tu szukasz? - Zawarczał Damon na niego.
- Ktoś bardzo chciał zobaczyć się z Caroline. - Odpowiedział z niezwykle szerokim uśmiechem. Zza jego pleców wyszła Davina. Ucieszyłam się ogromnie. Przytuliłam ją i zaprosiłam ich dwójkę do środka. Brakowało mi młodej czarownicy. Była kimś w rodzaju czystego niczym nieskażonego dobra.
Jeszcze dwa rozdziały i koniec opowiadania. W planach mam kolejne ale więcej o tym przy następnym rozdziale. Dziękuje za wszystkie komentarze.
Siedziałem w salonie. Przez całą noc wypiłem nieprawdopodobną ilość alkoholu. Nawet jak na moje możliwości, było tego sporo. Cóż lepszego miałem robić? Moja jedyna miłość odeszła, zostawiła mnie na zawsze. Jak mogłem być takim idiotą i mając najcenniejsze uczucie na wyciągnięcie ręki i tak nie potrafiłem tego docenić. Dalej szedłem w zaparte, jedynie władza i władza. Nic innego nie istniało, nie istniało, dopóki nie pojawiła się ta słodka blondyneczka, która zmieniła moje życie raz na zawsze. Nie byłem już egoistą. Nie powstrzymywałem jej przed wyjazdem. Jedynie co mogłem jej dać to cierpienie i zawód. Życie ze mną było by dalekie od szczęśliwego. Postanowiłem odpuścić. Zwrócić jej wolność, pozwolić, żeby żyła swoim własnym życiem, bez problemów, wraz z przyjaciółmi, których tak bardzo kochała i potrzebowała. W tej chwili było mi trudno, z myślą, że nigdy jej nie zobaczę, ale za kilka lat może wiek Caroline zostanie wspomnieniem. Będzie w moich marzeniach, to mi tylko zostało i to musi mi wystarczyć. Usłyszałem dobrze znane mi kroki, kroki dwóch mężczyzn.
- Prosze proszę. Kto by pomyślał Elijah i Marcel razem. - Zadrwiłem z nich. Jak zawsze, chyba nie sądzili, że będę płakał jak dziecko.
- Klaus co tu jeszcze robisz? - Zapytał mój były protegowany.
- Jestem królem tego miasta! Zapomniałeś? - Odstawiłem szklankę na bok i stanąłem przed nimi. Oboje byli zaskoczeni moim zachowaniem.
- Dziewczyna, którą kochasz i, która kocha ciebie właśnie wyjeżdza a ty po prostu czekasz? - Marcel był przekonany, że pobiegnę za nią. To nie mogło się wydarzyć.
- Niklaus, zawsze trwałem przy tobie, bez względu na to co robiłeś i jak bardzo mi się to nie podobało. Tym razem jednak nie będę stał i przyglądał się jak niszczysz siebie i tą dziewczynę. - Głos zabrał mój honorowy braciszek, przyjrzałem mu się bardzo uważnie. Uśmiechnąłem się cynicznie.
- Powiedziałem już. Jedź tam gdzie jest twoje miejsce. - Wskazałem dłonią na drzwi. Chciałem żeby wyszli, żeby dali mi w spokoju napić sie burbonu i powoli zapomnieć o wampirzycy.
- Jak chcesz bracie. Do zobaczenia w Mistic Falls. - Odszedł z szerokim uśmiechem.
- Marcel a ty na co czekasz? Wyjdź chce się napić w samotności. - Skierowałem się do wampira. Jednak jego twarz i postawa pozostała nie wzruszona.
- Klaus, zdobyłeś to co chciałeś. Miasto jest twoje. Skoro zgodziłem się zostać twoim sługą czekam aż mi powiesz co mam robić? - Tego się nie spodziewałem. Tyle się wydarzyło a on został. Położyłem dłoń na jego ramieniu.
- Nie jesteś sługą. Jesteś przyjacielem. Chce żebyś był u mojego boku, tak jak za dawnych czasów. - Postanowiłem dać mu drugą szansę.
- Jak za dawnych czasów. - Uśmiechnął się szeroko.
Przenieśliśmy moje rzeczy do mojej pierwszej rezydencji. Wróciły stare wspomnienia. Czas było poświęcić się mojemu królestwu. Marcelowi dałem wolną rękę. Mógł robić co chciał, ale też ważne rzeczy musiał uzgadniać ze mną. Jedno jest pewne, wojna między wampirami a czarownicami dobiegła końca. Dokonała tego, wątła blondynka zdziała cud. Teraz postanowiłem utrzymać tutaj ten ład i porządek. Oczywiście krwawe imprezy w stylu Marcela musiały być kontynuowane dla moich wampirów.
Caroline:
Wróciliśmy do domu. Do mojego małego spokojnego Mistic Falls ale czy teraz będę wstanie oddychać pełną piersią? Na pewno nie na samym początku, ale już niedługo. Każdy z nas się rozproszył. Co prawda Elena obiecała przyjechać. Minęłyśmy się w Nowym Orleanie. Rebekah i Stefan mieli się ku sobie, ale co z tego kiedy on tu ona tam? Kiedy uporam się z moimi demonami na pewno zajme się nimi. Teraz jedynie miałam ochotę zamknąć się w czterech ścianach, a najlepiej to nie wychodzić z łóżka już nigdy. Jednak to też nie było mi dane. Ktoś odsłonił zasłony. Podniosłam leniwie głowę, zobaczyłam Damona.
- Masz zamiar wstać Blodnie? - Podszedł powoli, był zmartwiony. Miał minę zbitego psa. Pokręciłam przecząco głową. - Daj spokój nie możesz przeleżeć tu wieku.
- Nie za 10 lat zmienie pokój na inny. - Przykryłam się mocniej kołdrą, uniemożliwiając dopływ światła do moich oczu.
- Barbie, powiesz mi, że nic ci nie jest. Czy może przyznasz się, że ten dupek złamał ci serce? - To zdanie musiało paść. Ale ja nie miałam zamiaru załamywać się, przynajmniej nie w tak widoczny sposób. Odkryłam się.
- Myślę, że pora na śniadanie. - Podniosłam się i pośpiesznie wstałam. Damon uśmiechnął się pod nosem. Wiedziałam, że właśnie o to mu chodzi. Chciał wyrwać mnie z łóżka. Zeszlismy na dół Stefan rozlewał krew do szklanek.
- Stefanie Salvatore czy ty podsłuchiwałeś? - Skrzyżowałam ręce na piersi, przyglądając się blondynowi z pełną powagą.
- Nie, domyśliłem się po prostu, że skoro wyszłaś już z pokoju to możesz być głodna. - Uśmiechnął się i podał mi szklankę. Wzięłam ją z gracją.
- Dobra to co wy na to żeby wieczorem wybrać się Grilla? - Rzucił pomysł brunet.
- Świetny pomysł, co ty na to Care? - Zadał mi pytanie zielonooki.
- Nie ja nie chce, zostane w domu i chyba poczytam. Albo obejrze film. - Rozejrzałam się po pomieszczeniu nieco zmieszana.
- Jeśli nie pójdziesz zaciągnę, cię tam siłą. Zrozum Klaus jest dupkiem i nie jest wart ani jednej łzy, którą przez niego wylałaś. Dlatego mam zamiar zrobić wszystko, żeby cię od tego od ciągnąć. - Wywód Stefana bardzo mnie zdziwił, ale był zły. Miał dużo racji w tym co mówił. Tylko, że to było bardziej skompilowane.
- Uuuu Stefan. Tego bym się po tobie nie spodziewał, jesteś taki porywczy. - Śmiał się z niego brat, a ja słysząc ten komentarz sama nie mogłam się powstrzymać.
- Masz racje Stefan. Ale to nie jest tak proste jak mogło by się wydawać. Chce zapomnieć, potrzebuje tylko trochę czasu. - Wyciągnęłam dłonie do niego na znak, że chce żeby mnie przytulił.
- Dobrze Caroline, tylko nie zamykaj się w pokoju. Jesteśmy tu dla ciebie. - Powiedział i mnie przytulił dokładnie zrozumiał o co mi chodziło. Gdzieś tam w środku zrobiło mi się cieplej.
- Oooo, uścisk grupowy. - Damon dołączył do nas, przycisnął naszą dwójkę do siebie.
- Damon miażdżysz mi żebra. - Spojrzałam na niego uśmiechając się. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni.
- Kogo znowu diabli niosą. - Marudził Damon pod drzwiami, otwierając je. - Jaka niespodzianka.
Damon był cyniczny a to podkręciło moją ciekawość. Do salonu wszedł Elijah. Uśmiechnięty od ucha do ucha. Popatrzyliśmy na siebie.
- Elijah! - Uśmiechnęłam się i rzuciłam mu się na szyję. Złapał mnie bez trudu. - Cieszę się, że przyjechałeś.
- Dziękuję za miłe powitanie. - Pocałował mnie w policzek. O mało co i bym się nie zarumieniła.
- Co cie do nas sprowadza? - Zapytał Stefan. Chłopcy chyba nie ucieszyli się z przyjazdu pierwotnego. Myślałam, że go lubili dlatego mnie to zastanowiło. Popatrzyłam na nich Czy
- Wróciłem do Mistic Falls w końcu tu zawsze był mój dom. - Powiedział jakby od niechcenia. Czyżby zapowiadała się walka kogutów? - Caroline, pozwolisz ze mną? Masz ochotę się przejść?
- Jasne pójdę się tylko ubrać. - Uśmiechnęłam się i popędziłam do góry. Kiedy otwarłam jeszcze nierozpakowane walizki, wciąż czułam Zapach Nowego Orleanu. Pośpiesznie ją zamknęłam i wzięłam inne ubranie. Byłam pewna że Stefan i Damon będą maglować naszego gościa więc tym bardziej chciałam już być gotowa.
Damon:
Czy on zwariował. Caroline dopiero co wyjechała od pierwotnych, żeby teraz oni się zjeżdżali. Brakowało tu tylko Klausa. Jakieś nieporozumienie to było chyba. Co on sobie wyobrażał? Czy Barbie naprawdę nie może mieć chwili oddechy od tych staruszków. Popatrzyłem na niego z łobuzerskim uśmiechem. Czekałem na odpowiedni moment, żeby zacząć rozmowę. Dokładniej do chwili kiedy blondynka puści wodę. Nie byłem pewny czy nie będzie podsłuchiwać.
- Teraz bez ściemy, czego szukasz tutaj? - Oparłem dłonie na kanapie nie spuszczając pierwotnego z oczu.
- Wróciłem do Mistic Falls. Nie tylko wam zależy, na Caroline i jej szczęściu. Przyjechałem jej pomóc. - Mówił spokojnie, jakby to było coś oczywistego.
- Caroline to strzępek nerwów, naprawdę wątpię żeby pomogła tu twoja obecność. - Kontynuowałem.
- Przykro mi. Ale zgodzę się z Damonem. Care płacze po nocach, dzisiaj nie mogliśmy jej wyciągnąć z pokoju. Ma zmiany nastroju. Teraz gdy zaczęło być wszystko na dobrej drodze pojawiasz się ty. - Stefan dzisiaj przechodził samego siebie z tymi argumentami. Miałem ochotę poklepać go po ramieniu i powiedzieć jaki jestem z niego dumny, ale nie to się na pewno nie wydarzy.
- A ja myślę, że Caroline szybciej doszła by do siebie w moim towarzystwie. Nie umiecie poradzić sobie ze sobą a co dopiero z dziewczyną o złamanym sercu. Nie jesteście wystarczająco kompetentni. - Właśnie ten jego spokój mnie zirytował.
- A może dacie zdecydować dziewczynie? - Powiedziała Care.
- Niech zgadnę, drobna blondynka zza moich pleców wszystko słyszała? - Odwróciłem się i popatrzyłem w jej oczy.
- Wszystko. Elijah, to są moi przyjaciele i nik nie opiekuje się mną lepiej niż ta dwójka wariatów. Ty też jesteś moim przyjacielem, ale to z nimi czuje się najlepiej. Dlatego możemy wyjść a z tą dwójką spotkam się w Grillu. - Forbes nie była zachwycona z naszej wymiany zdań. Nigdy nie lubiła kłótni, poza tymi, które wygrywała. Elijah z kulturą pożegnał się a my znowu zostaliśmy sami.
- Myślisz, że to naprawdę koniec? Że Klaus już nigdy się nie pojawi? - Zadał mi pytanie Stefan, szczerze to właśnie sam się nad tym zastanawiałem.
- Prędzej się przerzucę na krew zwierzęcą niż uwierzę, że Klaus nigdy tu nie przyjedzie. - Skinąłem głową odruchowo.
- Jestem tego samego zdania co ty. Kiedy przyjedzie musimy jakoś oderwać Caroline od niego. Najlepiej gdyby w ogóle o tym nie wiedziała. - Stefan zaczynał kombinować. Ma moje uznanie.
- Co się dzisiaj z tobą dzieje? Pyskujesz, snujesz intrygi, gdzie mój poczciwy brat. Zawsze dajesz przecież wybór innym, czyż nie? - Zaśmiałem się.
- Po prostu nie chcę oglądać znowu śmierci Caroline. - Wzruszył ramionami, oburzony.
Spojrzałem na niego i już się nie odezwałem. W głowie zaczynałem rozmyślać plan. Czy lepiej będzie zamknąć Caroline w piwnicy, gdy zjawi się nasza ulubiona hybryda, czy może zabrać ją na wakacje jej życia. Bez problemów i bez istot nadprzyrodzonych, które żyją już 1000 lat. Jakoś nie mogłem się do końca zdecydować. Obie te rzeczy wydawały się być odpowiednie. Uśmiechnąłem się na sama wyobrażenia tych chwil. Mój psychopatyczny mózg wciąż działa jak należy. Jednak moja ciemna strona nie zniknęła bez śladu.
Caroline:
Przez długi czas spacerowałam z pierwotnym po lesie. Właściwie milczeliśmy całą drogę. Jakoś nie potrafiłam się przełamać i zacząć z nim rozmawiać. Nie wiem czym to było spowodowane, czy tym, że to brat Klausa, czy tym, że jednak nie jesteśmy ze sobą zbyt blisko. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam w jego stronę nieśmiało. Sytuacja była dość niezręczna. Już miałam powiedzieć, że wracam kiedy ciszę przerwał Pierwotny.
- Jak się czujesz Caroline? - Przystanął i obdarował mnie jednym ze swoich serdecznych uśmiechów.
- Bywało lepiej. Wszystko wróciło na swoją drogę, Damon i Stefan bardzo się starają, wiesz? Nie powinieneś być dla nich taki nieprzyjemny, - Co miałam innego powiedzieć? Że marzę tylko o tym żeby znaleźć się w ramionach hybrydy.
- Nie zachowali się lepiej. Jest powód naszego spotkania. Wróciłem na stałe do Mistic Falls, chciałbym ci zaproponować, że możesz zamieszkać w naszej rezydencji. Niedługo przyjedzie Rebekah a zżyłaś się z nią. Poza tym nigdzie nie będziesz tak bezpieczna. - Powiedział to spokojnie, jakby było to oczywiste. Oczywiste, że wybiorę pierwotnych.
- Elijah szanuję cię i bardzo lubie. Jednak tu gdzie jestem jest mi dobrze. Poza tym bracia Salvatore dostarczają mi rozrywki, a czasami myślę, że jak nie będę z nimi to się pozabijają. To moja rodzina. Zrozum proszę. - Wsunęłam niepewnie ręce do kieszeni spodni.
- Oczywiście, że rozumiem. Gdybyś jednak zmieniła zdanie to zawsze będzie dla ciebie miejsce w domu. - Obdarował mnie kolejnym uśmiechem. Chciałabym umieć być tak opanowana jak on. Ja zawsze byłam zbyt impulsywna, rezolutna.
- Dziękuję naprawdę to doceniam. - Objęłam go przelotnie.
- Powiedz mi co z Klausem. On szczerze się nienawidzi za to co zrobił. Jesteś dla niego najważniejsza, dobrze o tym wiesz. Nie będziesz w stanie zapomnieć o nim. - W końcu musiało paść to imie w naszej rozmowie.
- Nie zapomne. Nigdy nie będę umiała zapomnieć o tym co zrobił zaślepiony pragnieniem władzy. Nie chce go w moim życiu. Nie mów więcej o nim bo robi mi się nie dobrze. - Łzy już napłynęły mi do oczu ale je powstrzymałam. - Przepraszam ale muszę iść. Jestem umówiona.
Nie czekałam na jego reakcję po prostu zwiałam. Ile tylko sił w nogach pędziłam do Grilla. Nie chciałam płakać. Elijach miał rację. Kocham Mikaelsona i nie zapomnę go nigdy. Ale przy nim stawałam się zbyt bezbronna. Dałam sobą manipulować i ja manipulowałam innymi. Nie chciałam być taką osobą. Chciałam żyć beztrosko. Weszłam do Grilla i od razu znalazłam Stefana, Damona i Matta. Podeszłam do nich. Przykleiłam uśmiech do ust.
- Caroline... - Uśmiechnął się szeroko Matt i po prostu mnie przytulił. Zrobiłam to samo.
- Cieszę się że cię widzę. - Powiedziałam mu na ucho i usiadłam przy stoliku, Matt jak zwykle pracował. Wzięłam kieliszek Stefana i wypiłam za jednym zamachem.
- Wszystko w porządku? - Zapytał wyraźnie przejęty.
- Jasne. Długo już jesteście? - Poszłam po kilka butelek burbonu i kieliszek dla siebie, piłam nie kontrolując się.
- Jakiś czas. - Odparł blondyn.
- Barbie pohamuj picie, bo to już nadludzka ilość. - Uśmiechnął się szeroko. Poklepałam go po ramieniu.
- Masz racje. - Odstawiłam kieliszek. to nie było to miejsce, nie bez Eleny i Bonnie. Chciałam iść do domu. - Wracajmy do pensjonatu. Spojrzeliśmy na siebie wymownie i wróciliśmy. Rozsiedliśmy się i dalej piliśmy. Rozmawialiśmy o głupotach. Usłyszałam pukanie.
- Ja otworze. - Wymamrotałam podchodząc do drzwi. Otworzyłam je. - Marcel.
Wyszeptałam, Damon momentalnie stanął przede mną a Stefan za mną.
- Czego tu szukasz? - Zawarczał Damon na niego.
- Ktoś bardzo chciał zobaczyć się z Caroline. - Odpowiedział z niezwykle szerokim uśmiechem. Zza jego pleców wyszła Davina. Ucieszyłam się ogromnie. Przytuliłam ją i zaprosiłam ich dwójkę do środka. Brakowało mi młodej czarownicy. Była kimś w rodzaju czystego niczym nieskażonego dobra.
Jeszcze dwa rozdziały i koniec opowiadania. W planach mam kolejne ale więcej o tym przy następnym rozdziale. Dziękuje za wszystkie komentarze.
poniedziałek, 20 stycznia 2014
Chapter 21.
Klaus:
Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Caroline nie powiedziała mi o wszystkim co zaplanowała. To niemożliwe, że zataiła przede mną takie ważne informacje. I co ona sobie myślała? Że to nie wyjdzie na jaw? Takie rzeczy zawsze wychodzą. Prędzej czy później. Już miałem pewien pomysł jak to wszystko zakończyć. W między czasie napisałem sms`a do czarownicy, która przebywa poza Nowym Orleanem a jest na tyle potężna by zrobić to czego od niej oczekuje w danej chwili. Trzeba było jak najszybciej skończyć to szaleństwo i ja miałem zamiar to zrobić.
- Nie będziecie decydować za mnie! - Burzyła się blondynka.
- Dość tych bredni! Od teraz nie będziesz decydować sama o czymkolwiek. A ta dwójka będzie cię pilnować dzień i noc.
- Klaus chyba trochę przesadzasz. - Jak zwykle wstawił się za nią nasz dobroduszny Stefan.
- Odpuść Stefan. Nie wiesz, że Klaus zawsze wysługuje się innymi? On nigdy nie zajmuje się brudną robotą. - Zabolały mnie słowa Caroline kierowane do Stefana. Spojrzała na mnie. - A tobie co daje prawo do decydowania o mnie i o moim życiu?
- Kochana naprawdę nie wiesz?
- To nic nie znaczy ale chyba zdajesz sobie z tego sprawę w końcu masz 1000 lat. - Aż gotowała się ze złości co mnie nawet bawiło.
- Chcesz mi powiedzieć, że spanie ze mną to dla ciebie tylko forma rozrywki? - Wiedziałem, że próbuje mnie okłamać.
- Poważnie Caroline? - Wtrącił się Damon.
- Nie muszę was dłużej słuchać! - Chciała uciec ale odbiła się od niewidzialnej ściany. - Co do cholery?!
- Zapomniałem wspomnieć że nie możesz wyjść. - Uśmiechnąłem się do niej szeroko.
- No to dopiero się zacznie. - Rozejrzał się po pomieszczeniu starszy Salvatore.
- Do reszty zwariowałeś? Jesteś jakimś pieprzonym psychopatą. Natychmiast mnie stąd wypuść. - Caroline krzyczała jak opętana. Waliła pięściami w niewidoczną barierę. Nie mogłem już tego słuchać dlatego skręciłem dziewczynie kark.
- Od razu lepiej. - Uśmiechnąłem się i skierowałem się w stronę braci Salvatore.
- Oszalałeś? Nie możesz łamać jej karku za każdym razem kiedy broni swoich przekonań. - Stefan zaczął marudzić, natomiast jego brat ułożył moją ukochaną na łóżku.
- Tobie mam ochotę wyrwać serce, za to, że nie powiedziałeś mi o tym obłędzie. - Gdybym to zrobił Caroline by mi nie wybaczyła więc musiałem się powstrzymać chociaż przyszło mi to z trudem.
- Zrobiłem to o co prosiła mnie przyjaciółka.
- Skoro jesteś takim dobrym przyjacielem to nie spuścisz z niej wzroku. W innym przypadku po prostu was zabije.
Wzruszyłem ramionami i opuściłem pokój w akademiku. Zostawiłem ich samych. Co miałem tam dużej robić, wampirzyca wyprowadziła mnie z równowagi jak nigdy. Oczywiście wolałbym żeby była ze mną, ale przyjdzie na to jeszcze pora. Najpierw muszę zdobyć miasto. Zaraz później zabiorę ją do siebie i już będziemy tylko my i nasz królestwo. Jednak teraz potrzebowała ochrony. Chociaż Stefan i Damon są dla mnie nikim nie pozwolą skrzywdzić mojej Caroline, prędzej sami dali by się zabić.Umówiłem się z Marcelem o północy na rynku. To miał być jego epicki upadek. On odebrał mi dom, teraz ja odbiorę mu władzę.
Stefan:
Nie mogłem uwierzyć w to co się dzieje. Caroline przespała się z Klausem. Do tego on właśnie ją ubezwłasnowolnił. Leży teraz praktycznie martwa. Nie chce nawet myśleć co się będzie działo, kiedy Caroline się ocknie. To będzie okropne, przede wszystkim będzie głośno. Wziąłem głęboki oddech i popatrzyłem na mojego brata. Siedział i gapił się na blondynkę sącząc whisky. Kiedy przeniósł wzrok na mnie wiedziałem, że zacznie narzekać. W ciszy czekałem na potok słów. Jednak przez długi czas milczał. To nie było w jego stylu. Nalałem sobie do szklanki krwi i po chwil odstawiłem puste naczynie. Wampirzyca w dalszym ciągu była nieprzytomna.
- Jak mogłeś być tak głupi i pozwolić Blondie tak nawywijać? - I w końcu się zaczęło, pomyślałem.
- Nie wiem Damon. Możliwe dlatego, że to moja przyjaciółka i szanuje jej zdanie? - Wzruszyłem ramionami.
- Idioto. Zamiast tego jest zamknięta w pokoju i może zginąć. Brawo. Nic tylko błagać o takiego przyjaciela. - Drwił ze mnie brunet.
- A co ty byś zrobił? Złamał jej kark i zamknął, czekał aż się podda i zmieni decyzje? - Zapytałem całkiem poważ nie.
- Co za durne pytanie! Oczywiście, że to bym zrobił. Na pewno wywiózł bym ją do Mistic Falls to miejsce dobrze na nią działa.
- I to właśnie nas różni, ja liczę się ze zdaniem bliskich. - Odpowiedziałem mu chociaż, w pewnym stopniu zgadzałem się z jego zdaniem.
- Widzisz bracie a ja utrzymuje ich przy życiu. - Już chciałem coś odpowiedzieć bratu, ale przerwało nam nerwowe łapanie powietrza przez Caroline. Oboje znaleźliśmy się przy niej.
- Co tu się do cholery dzieje. - Powiedziała łapiąc się za kark.
- Nasza księżniczka się obudziła. Nareszcie. - Damon kompletnie ją zignorował.
- Care... Wszystko w porządku? - Pogłaskałem ją po włosach powoli.
- Nic nie jest w porządku Stefan. Tkwię tutaj zamknięta zamiast starać się pomóc Davinie. Nie powinno mnie tu być rozumiesz? Proszę cię pomóż mi stąd wyjść. - Mówiła jak opętana. Miotała się. Nie mogłem na to patrzeć. Damon odwrócił się w stronę okna, najwyraźniej też nie mógł znieść bezradności.
- Shhh. Uspokój się. Jakoś to rozwiążemy. Wszystko będzie dobrze. - Przytuliłem wampirzyce a ona po chwili szarpania się wtuliła się w moje ramiona.
- Widzisz Stefan do czego doprowadziło twoje milczenie? - Damon był zły. Wiedziałem, zawsze to potrafiłem wyczuć.
Caroline sięgnęła po telefon. Zastanowiło mnie co ona, może planować. Na jaki genialny plan znowu wpadła. Poczekałem aż dodzwoni się i wytężyłem słuch, żeby wszystko usłyszeć.
- Davina. Mamy problem. - Zaczęła blondynka.
- Jak to? Już wiesz? - Odpowiedział jej dziewczęcy głos w telefonie.
- Wiem? O czym powinnam wiedzieć? - Blondynka była zdezorientowana, wymieniliśmy się spojrzeniami.
Caroline:
- Klaus spotyka się z Marcelem o północy. Marcel mówił że będzie z tego jakaś afera. Martwię się Caroline. - Mówiła drżącym głosem. Przez chwilę zastanawiałam się co mam zrobić.
- Słuchaj mnie. Stefan mój przyjaciel po ciebie przyjedzie, ja jestem zamknięta w pokoju, Klaus się o to postarał. Uwierz wszystko będzie dobrze. - Odłożyłam telefon. Popatrzyłam na przyjaciół.
- Już idę. - Westchnął Stefan dobrze wiedział o co chce poprosić. Zniknął więcej nic nie mówiąc.
- Nie mam zamiaru uczestniczyć w tym całym gównie. Nie mam zamiaru patrzeć jak giniesz rozumiesz? - Podszedł do mnie Damon.
- Co ci tak zależy nigdy się nie lubiliśmy? - Byłam zła i zdenerwowana.
- Jesteś jedyną kobietą, która wytrzymuje ze mną pomimo wszystkiego. Nie będę stał i się przyglądał jak giniesz. - Brunet powolnie opuścił głowę.
- Nic mi nie będzie nie dam się tak łatwo zabić. - Uśmiechnęłam się szeroko, próbując przekonać nas obojga.
- Mam nadzieje Blondie. - Damon mnie przytulił, w jednej chwili poczułam ulgę.
Tkwiliśmy tak chyba 15 minut. Przerwał nam Stefan z Daviną. Po chwili byłam wolna. Wyszłam ostrożnie, tak dla pewności. Udało się.
- Jedziemy nie ma chwili do stracenia. - Kiwnęłam na nich.
- Caroline nie mogę przepraszam. - Zaczęła wiedźma.
- Ma stracha. - Zaśmiał się starszy Salvatore.
- Słońce, nie ma się czego bać. Nie wygram wojny za ciebie, musisz stanąć z nimi twarzą w twarz i pokazać, że się ich nie boisz. Jesteś niezwykle potężna wystarczy dać im próbkę tego, a problemy w magiczny sposób zniknął. - Powiedziałam jej co o tym myślę a ona jakby rozpromieniała.
- Masz racje. Koniec ukrywania się. - Potwierdziła.
- Jestem z ciebie dumna. - Uśmiechnęłam się. Udaliśmy się do samochodu. Chciałam jak najszybciej być na miejscu. Zanim wydarzy się coś złego, nie chce żeby ktokolwiek zginął. Kiedy dojechaliśmy na miejsce było tam tłoczno. Wampiry, czarownice. Roiło się gatunków nadprzyrodzonych. Nie mogłam się przepchać, w tyle został Stefan z Damonem. Pogubiliśmy się. Szłam z czarownicą, musiałam jej pilnować. Zobaczyłam Klausa, który szedł właśnie do Marcela na ten dziwny podest. Wtedy zastawiły nam drogę czarownice, ale nastolatka szybko się ich pozbyła. Odebrała im życie. Mi kazała odejść. Wparowałam na scenę. W pierwszej chwili nikt mnie nie zauważył.
- Wiesz, że jestem tutaj aby odzyskać swoją władze. - Był taki władczy, mówił z wyższością.
- To już nie jest twoja własność. Porzuciłeś to miejsce. - Odpowiedział mu ciemnoskóry.
- Nie miałem wyjścia i wiesz o tym. Przynajmniej ja nie każe robić wody z mózgu dziewczynie, która jest moją znajomą. - Uśmiechnął się cynicznie.
- Co ty wiesz? Gdzie jest Caroline? - Marcel był już lekko zły.
- W bezpiecznym miejscu. - Nie mogłam się już ukrywać. Wyszłam do nich.
- Dosyć. - Krzyknęłam.
- Miałaś być zamknięta. Kto ci pomógł wyjść. - Zawarczał przyciągając mnie do siebie. Od razu wyrwałam mu sie.
- Odczep się. Zamknąłeś mnie w pokoju. Myślałeś, że sobie nie poradzę? Tak naprawdę oszukałam was obu. Ciebie Marcelu, bo Klaus chciał odzyskać władze, miałam odwrócić twoją uwagę. Klaus a ciebie tylko mamiłam chęcią pomocy, musiałam uwolnić Davinę, nie dać jej zabić. Uwolnić od pomocy Marcelowi. - Spojrzałam na nich.
- Dlaczego? - Zadał, krótkie pytanie wampir.
- Ponieważ ty próbowałeś wykorzystać mnie dwa razy. Klaus też to zrobił nie powinien mi pozwalać. Jednak chęć władzy była silniejsza. Nie dba o nikogo. Czy postąpiłam gorzej niż wy? Oboje chcieliście mnie wykorzystać.
- Caroline odejdź. - Po raz kolejny warcząc. Był wściekły nie panował nad sobą. Zbliżał się do Marcela stanęłam między nimi.
- Nie! - Krzyknęłam a on po prostu mnie odepchnął. Widziałam jak chce swoimi zębami pozbawić swojego przeciwnika życia, dlatego z wampirzą prędkością stanęłam między nimi. Stało się to Klaus rozerwał moją szyję swoimi kłami. Nie mogłam się ruszyć. Osunęłam się na ziemie, później była już tylko ciemność.
Klaus:
Nie mogłem się opanować, złość we mnie narastała i narastała, aż w końcu wybuchnąłem. Myślałem, że to Gerard ginie na oczach swoich ludzi lecz kiedy wyssałem całe życie, z istoty, którą trzymałem w rękach a ona upadła zobaczyłem, że to Caroline. Moja ukochana wampirzyca. Zginęła i to z mojej ręki. Upadłem na kolana koło jej sinego ciała. Zaraz przy mnie znalazł się Marcel Elijah. Spojrzałem na nich ze łzami w oczach.
- Niklaus... Za późno. - Chwycił mnie za ramię El. Odepchnąłem rękę.
- Klaus coś ty narobił. Chciałeś odzyskać władze, proszę jest twoja znowu będę twoim sługą. Ale tej straty nic nie zastąpi. - Powiedział Marcel i odszedł. Przybiegł Stefan i Damon, jedyne na czym mogli się skupić to martwa dziewczyna.
- Kiedy znajdę sposób zabije cie Klaus. - Wycedził przez zęby Stefan. Nie odezwałem się, moja miłość zginęła. Nie chciałem tego, tak bardzo chciałem się o nią troszczyć, chronić ją a to była moja wina. Nie wybaczę sobie tego. Starałem podać jej swoją krew ale to na nic.
- I po co ci ta twoja władza teraz? - Zapytał Elijah. - Wiedziałeś, że będą ofiary. Sam się na to zgodziłeś.
- Ale nie Caroline bez niej to nie istotne. Nic już nie istnieje. - Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Zresztą wszystkim. Tłum się rozszedł.
- Blondie obiecałaś, że nic ci nie będzie jak mogłaś tak kłamać. - Damon głaskał ją po głowie. Caroline nagle otworzyła oczy i uśmiechnęła się.
- I nic mi nie jest. Nigdy nie kłamie. - Nie mogłem uwierzyć, że to ona. Wampirzyca żyje. Do nas podeszła ta mała czarownica.
- Co zrobiliście? - Zapytałem.
- To Caroline, uparła się, że nikt nie może zginąć. Więc Davina nie dała jej umrzeć na zawsze. - Uśmiechnął się szeroko pierwotny.
- Gdybyście wiedzieli to by nikt tego nie kupił. A tak wszyscy rozwiązali swoje problemy. - Blondynka wzruszyła ramionami. - Damon, Stefan chce wrócić do domu.
- Już jedziemy. - Wspomniał blondyn pomagając jej wstać.
- Caroline poczekaj. - Chciałem ją zatrzymać.
- Nie Klaus. Daj mi spokój. - Nawet na mnie nie spojrzała. Była słaba. Zbyt osłabiona żeby mogła iść sama.
- Caroline, powiedz wszystko. - Ponaglił ją Elijah. Mój brat czytał z ludzi jak z otwartych książek, zawsze podziwiałem tą cechę, jednak teraz interesowała mnie jedynie odpowiedź dziewczyny.
- Chce wrócić do Mistic Falls. - Powiedziała to stanowczo. Nic nie mogło jej zatrzymać, podjęła decyzje.
- Jutro wyjedziemy. - Odpowiedział jej Stefan. Wszyscy odeszli zostałem tylko ja i mój najdroższy brat.
- Zdajesz sobie z tego sprawę, że właśnie straciłeś swoją szansę. Przez swój upór i niepohamowaną chęć władzy i posiadania. - Spojrzał na mnie z góry. Byłem wściekły, ale nie na niego. Byłem zły na siebie. Po raz kolejny wszystko zniszczyłem.
- Jedź z nimi. To tam jest miejsce twoje, Rebeki także Caroline. Tam będziecie szczęśliwi. - Powiedziałem i odszedłem. Czy będę wstanie o niej zapomnieć? Czy mam rzucić wszystko i jechać za nią? Może lepiej poczekać, aż sama wróci? Czy to możliwe, że jej miłość jest na tyle silna, aby była w stanie wybaczyć mi mój czyn? Nie wiedziałem tego, zdaje się że to najbliższe dni mają mi pokazać tą właściwą drogę.
Caroline:
Wstałam jako pierwsza. Pakowałam swoje rzeczy, już niedługo mieliśmy wrócić do domu. Zabierałam ze sobą Davine, tam będzie szczęśliwa. Wszyscy będziemy. Chciałam jak najszybciej zapomnieć o wydarzeniach z wczorajszej nocy. Wściekłość Klausa, to co zrobił. Pokazał mi swoje prawdziwe pragnienia i swoją naturę. Nie chciałam i nie mogłam tego zaakceptować. Kochałam go to było pewne. Ale nawet miłość nie przysłoni mi zdrowego rozsądku. Nie tym razem. Trzeba zacisnąć zęby i po raz kolejny pójść na przód. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Otwarte. - Powiedziałam od niechcenia. Przyszedł Stefan.
- Hej Care. Mogę wejść. - Był niepewny, słyszałam to w jego głosie., widziałam w oczach. Wymusiłam uśmiech.
- Jasne wejdź. - Wskazałam ręką na pokój.
- Wpadłem bo chciałem się dowiedzieć jak się czujesz? - Wiedziałam, przyszedł mnie sprawdzić.
- Rozchmurz się Steff. W końcu żyje. Każdy wraca do swojego świata. Prawda? - Wzięłam łyk krwi.
- Wiem, że Klaus jest dla ciebie ważny. Poradzimy sobie. - Nareszcie blondyn się uśmiechnął. Brakowało mi jego uśmiechu.
- No pewnie zawsze sobie radzimy. Cieszę się, że mam kogoś takiego jak ty. - Nie chciałam się rozkleić więc przytuliłam wampira.
Po raz kolejny rozległo się pukanie.
- Proszę. - Odpowiedzieliśmy oboje, do pokoju zawitał Damon.
- Na pewno wyjeżdżamy? - Zapytał dla pewności.
- Tak. - Pokiwałam dodatkowo głową, żeby dotarło.
- My ze Stefanem jesteśmy gotowi. - Uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób.
- Ja też, jeśli weźmiecie walizki. - Zażartowałam, ale w środku miałam ochotę się popłakać. Przerwał mi dźwięk sms`a., szybko przeczytałam wiadomość. Usiadłam z wrażenia.
- Co się stalo? - Zapytał zaintrygowany brunet.
- To Davina. Zostaje w Nowym Orleanie. Ma tu dużo rzeczy do zrobienia. - Spojrzałam na zegarek. Klaus nie przyjdzie już. Nie powstrzyma mnie przed odejściem. - Pora na nas.
Opuściliśmy uczelnie, wszystko zostało za nami. Wsiedliśmy do samochodu. Tym razem to Stefan kierował a my z Damonem siedzieliśmy z tyłu i popijaliśmy whisky, chciałam już być wśród przyjaciół.
Rozdział nie do końca udany ale mam nadzieję, że chociaż cześci z was się spodoba. Zbliżam się do końca opowiadania. Jeszcze góra dwa trzy rozdziały. Następny pojawi się już w krótce. Nie powiem dokłądnie kiedy ponieważ teraz mam dużo nauki. A więc do przeczytania moje kochane.
Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Caroline nie powiedziała mi o wszystkim co zaplanowała. To niemożliwe, że zataiła przede mną takie ważne informacje. I co ona sobie myślała? Że to nie wyjdzie na jaw? Takie rzeczy zawsze wychodzą. Prędzej czy później. Już miałem pewien pomysł jak to wszystko zakończyć. W między czasie napisałem sms`a do czarownicy, która przebywa poza Nowym Orleanem a jest na tyle potężna by zrobić to czego od niej oczekuje w danej chwili. Trzeba było jak najszybciej skończyć to szaleństwo i ja miałem zamiar to zrobić.
- Nie będziecie decydować za mnie! - Burzyła się blondynka.
- Dość tych bredni! Od teraz nie będziesz decydować sama o czymkolwiek. A ta dwójka będzie cię pilnować dzień i noc.
- Klaus chyba trochę przesadzasz. - Jak zwykle wstawił się za nią nasz dobroduszny Stefan.
- Odpuść Stefan. Nie wiesz, że Klaus zawsze wysługuje się innymi? On nigdy nie zajmuje się brudną robotą. - Zabolały mnie słowa Caroline kierowane do Stefana. Spojrzała na mnie. - A tobie co daje prawo do decydowania o mnie i o moim życiu?
- Kochana naprawdę nie wiesz?
- To nic nie znaczy ale chyba zdajesz sobie z tego sprawę w końcu masz 1000 lat. - Aż gotowała się ze złości co mnie nawet bawiło.
- Chcesz mi powiedzieć, że spanie ze mną to dla ciebie tylko forma rozrywki? - Wiedziałem, że próbuje mnie okłamać.
- Poważnie Caroline? - Wtrącił się Damon.
- Nie muszę was dłużej słuchać! - Chciała uciec ale odbiła się od niewidzialnej ściany. - Co do cholery?!
- Zapomniałem wspomnieć że nie możesz wyjść. - Uśmiechnąłem się do niej szeroko.
- No to dopiero się zacznie. - Rozejrzał się po pomieszczeniu starszy Salvatore.
- Do reszty zwariowałeś? Jesteś jakimś pieprzonym psychopatą. Natychmiast mnie stąd wypuść. - Caroline krzyczała jak opętana. Waliła pięściami w niewidoczną barierę. Nie mogłem już tego słuchać dlatego skręciłem dziewczynie kark.
- Od razu lepiej. - Uśmiechnąłem się i skierowałem się w stronę braci Salvatore.
- Oszalałeś? Nie możesz łamać jej karku za każdym razem kiedy broni swoich przekonań. - Stefan zaczął marudzić, natomiast jego brat ułożył moją ukochaną na łóżku.
- Tobie mam ochotę wyrwać serce, za to, że nie powiedziałeś mi o tym obłędzie. - Gdybym to zrobił Caroline by mi nie wybaczyła więc musiałem się powstrzymać chociaż przyszło mi to z trudem.
- Zrobiłem to o co prosiła mnie przyjaciółka.
- Skoro jesteś takim dobrym przyjacielem to nie spuścisz z niej wzroku. W innym przypadku po prostu was zabije.
Wzruszyłem ramionami i opuściłem pokój w akademiku. Zostawiłem ich samych. Co miałem tam dużej robić, wampirzyca wyprowadziła mnie z równowagi jak nigdy. Oczywiście wolałbym żeby była ze mną, ale przyjdzie na to jeszcze pora. Najpierw muszę zdobyć miasto. Zaraz później zabiorę ją do siebie i już będziemy tylko my i nasz królestwo. Jednak teraz potrzebowała ochrony. Chociaż Stefan i Damon są dla mnie nikim nie pozwolą skrzywdzić mojej Caroline, prędzej sami dali by się zabić.Umówiłem się z Marcelem o północy na rynku. To miał być jego epicki upadek. On odebrał mi dom, teraz ja odbiorę mu władzę.
Stefan:
Nie mogłem uwierzyć w to co się dzieje. Caroline przespała się z Klausem. Do tego on właśnie ją ubezwłasnowolnił. Leży teraz praktycznie martwa. Nie chce nawet myśleć co się będzie działo, kiedy Caroline się ocknie. To będzie okropne, przede wszystkim będzie głośno. Wziąłem głęboki oddech i popatrzyłem na mojego brata. Siedział i gapił się na blondynkę sącząc whisky. Kiedy przeniósł wzrok na mnie wiedziałem, że zacznie narzekać. W ciszy czekałem na potok słów. Jednak przez długi czas milczał. To nie było w jego stylu. Nalałem sobie do szklanki krwi i po chwil odstawiłem puste naczynie. Wampirzyca w dalszym ciągu była nieprzytomna.
- Jak mogłeś być tak głupi i pozwolić Blondie tak nawywijać? - I w końcu się zaczęło, pomyślałem.
- Nie wiem Damon. Możliwe dlatego, że to moja przyjaciółka i szanuje jej zdanie? - Wzruszyłem ramionami.
- Idioto. Zamiast tego jest zamknięta w pokoju i może zginąć. Brawo. Nic tylko błagać o takiego przyjaciela. - Drwił ze mnie brunet.
- A co ty byś zrobił? Złamał jej kark i zamknął, czekał aż się podda i zmieni decyzje? - Zapytałem całkiem poważ nie.
- Co za durne pytanie! Oczywiście, że to bym zrobił. Na pewno wywiózł bym ją do Mistic Falls to miejsce dobrze na nią działa.
- I to właśnie nas różni, ja liczę się ze zdaniem bliskich. - Odpowiedziałem mu chociaż, w pewnym stopniu zgadzałem się z jego zdaniem.
- Widzisz bracie a ja utrzymuje ich przy życiu. - Już chciałem coś odpowiedzieć bratu, ale przerwało nam nerwowe łapanie powietrza przez Caroline. Oboje znaleźliśmy się przy niej.
- Co tu się do cholery dzieje. - Powiedziała łapiąc się za kark.
- Nasza księżniczka się obudziła. Nareszcie. - Damon kompletnie ją zignorował.
- Care... Wszystko w porządku? - Pogłaskałem ją po włosach powoli.
- Nic nie jest w porządku Stefan. Tkwię tutaj zamknięta zamiast starać się pomóc Davinie. Nie powinno mnie tu być rozumiesz? Proszę cię pomóż mi stąd wyjść. - Mówiła jak opętana. Miotała się. Nie mogłem na to patrzeć. Damon odwrócił się w stronę okna, najwyraźniej też nie mógł znieść bezradności.
- Shhh. Uspokój się. Jakoś to rozwiążemy. Wszystko będzie dobrze. - Przytuliłem wampirzyce a ona po chwili szarpania się wtuliła się w moje ramiona.
- Widzisz Stefan do czego doprowadziło twoje milczenie? - Damon był zły. Wiedziałem, zawsze to potrafiłem wyczuć.
Caroline sięgnęła po telefon. Zastanowiło mnie co ona, może planować. Na jaki genialny plan znowu wpadła. Poczekałem aż dodzwoni się i wytężyłem słuch, żeby wszystko usłyszeć.
- Davina. Mamy problem. - Zaczęła blondynka.
- Jak to? Już wiesz? - Odpowiedział jej dziewczęcy głos w telefonie.
- Wiem? O czym powinnam wiedzieć? - Blondynka była zdezorientowana, wymieniliśmy się spojrzeniami.
Caroline:
- Klaus spotyka się z Marcelem o północy. Marcel mówił że będzie z tego jakaś afera. Martwię się Caroline. - Mówiła drżącym głosem. Przez chwilę zastanawiałam się co mam zrobić.
- Słuchaj mnie. Stefan mój przyjaciel po ciebie przyjedzie, ja jestem zamknięta w pokoju, Klaus się o to postarał. Uwierz wszystko będzie dobrze. - Odłożyłam telefon. Popatrzyłam na przyjaciół.
- Już idę. - Westchnął Stefan dobrze wiedział o co chce poprosić. Zniknął więcej nic nie mówiąc.
- Nie mam zamiaru uczestniczyć w tym całym gównie. Nie mam zamiaru patrzeć jak giniesz rozumiesz? - Podszedł do mnie Damon.
- Co ci tak zależy nigdy się nie lubiliśmy? - Byłam zła i zdenerwowana.
- Jesteś jedyną kobietą, która wytrzymuje ze mną pomimo wszystkiego. Nie będę stał i się przyglądał jak giniesz. - Brunet powolnie opuścił głowę.
- Nic mi nie będzie nie dam się tak łatwo zabić. - Uśmiechnęłam się szeroko, próbując przekonać nas obojga.
- Mam nadzieje Blondie. - Damon mnie przytulił, w jednej chwili poczułam ulgę.
Tkwiliśmy tak chyba 15 minut. Przerwał nam Stefan z Daviną. Po chwili byłam wolna. Wyszłam ostrożnie, tak dla pewności. Udało się.
- Jedziemy nie ma chwili do stracenia. - Kiwnęłam na nich.
- Caroline nie mogę przepraszam. - Zaczęła wiedźma.
- Ma stracha. - Zaśmiał się starszy Salvatore.
- Słońce, nie ma się czego bać. Nie wygram wojny za ciebie, musisz stanąć z nimi twarzą w twarz i pokazać, że się ich nie boisz. Jesteś niezwykle potężna wystarczy dać im próbkę tego, a problemy w magiczny sposób zniknął. - Powiedziałam jej co o tym myślę a ona jakby rozpromieniała.
- Masz racje. Koniec ukrywania się. - Potwierdziła.
- Jestem z ciebie dumna. - Uśmiechnęłam się. Udaliśmy się do samochodu. Chciałam jak najszybciej być na miejscu. Zanim wydarzy się coś złego, nie chce żeby ktokolwiek zginął. Kiedy dojechaliśmy na miejsce było tam tłoczno. Wampiry, czarownice. Roiło się gatunków nadprzyrodzonych. Nie mogłam się przepchać, w tyle został Stefan z Damonem. Pogubiliśmy się. Szłam z czarownicą, musiałam jej pilnować. Zobaczyłam Klausa, który szedł właśnie do Marcela na ten dziwny podest. Wtedy zastawiły nam drogę czarownice, ale nastolatka szybko się ich pozbyła. Odebrała im życie. Mi kazała odejść. Wparowałam na scenę. W pierwszej chwili nikt mnie nie zauważył.
- Wiesz, że jestem tutaj aby odzyskać swoją władze. - Był taki władczy, mówił z wyższością.
- To już nie jest twoja własność. Porzuciłeś to miejsce. - Odpowiedział mu ciemnoskóry.
- Nie miałem wyjścia i wiesz o tym. Przynajmniej ja nie każe robić wody z mózgu dziewczynie, która jest moją znajomą. - Uśmiechnął się cynicznie.
- Co ty wiesz? Gdzie jest Caroline? - Marcel był już lekko zły.
- W bezpiecznym miejscu. - Nie mogłam się już ukrywać. Wyszłam do nich.
- Dosyć. - Krzyknęłam.
- Miałaś być zamknięta. Kto ci pomógł wyjść. - Zawarczał przyciągając mnie do siebie. Od razu wyrwałam mu sie.
- Odczep się. Zamknąłeś mnie w pokoju. Myślałeś, że sobie nie poradzę? Tak naprawdę oszukałam was obu. Ciebie Marcelu, bo Klaus chciał odzyskać władze, miałam odwrócić twoją uwagę. Klaus a ciebie tylko mamiłam chęcią pomocy, musiałam uwolnić Davinę, nie dać jej zabić. Uwolnić od pomocy Marcelowi. - Spojrzałam na nich.
- Dlaczego? - Zadał, krótkie pytanie wampir.
- Ponieważ ty próbowałeś wykorzystać mnie dwa razy. Klaus też to zrobił nie powinien mi pozwalać. Jednak chęć władzy była silniejsza. Nie dba o nikogo. Czy postąpiłam gorzej niż wy? Oboje chcieliście mnie wykorzystać.
- Caroline odejdź. - Po raz kolejny warcząc. Był wściekły nie panował nad sobą. Zbliżał się do Marcela stanęłam między nimi.
- Nie! - Krzyknęłam a on po prostu mnie odepchnął. Widziałam jak chce swoimi zębami pozbawić swojego przeciwnika życia, dlatego z wampirzą prędkością stanęłam między nimi. Stało się to Klaus rozerwał moją szyję swoimi kłami. Nie mogłam się ruszyć. Osunęłam się na ziemie, później była już tylko ciemność.
Klaus:
Nie mogłem się opanować, złość we mnie narastała i narastała, aż w końcu wybuchnąłem. Myślałem, że to Gerard ginie na oczach swoich ludzi lecz kiedy wyssałem całe życie, z istoty, którą trzymałem w rękach a ona upadła zobaczyłem, że to Caroline. Moja ukochana wampirzyca. Zginęła i to z mojej ręki. Upadłem na kolana koło jej sinego ciała. Zaraz przy mnie znalazł się Marcel Elijah. Spojrzałem na nich ze łzami w oczach.
- Niklaus... Za późno. - Chwycił mnie za ramię El. Odepchnąłem rękę.
- Klaus coś ty narobił. Chciałeś odzyskać władze, proszę jest twoja znowu będę twoim sługą. Ale tej straty nic nie zastąpi. - Powiedział Marcel i odszedł. Przybiegł Stefan i Damon, jedyne na czym mogli się skupić to martwa dziewczyna.
- Kiedy znajdę sposób zabije cie Klaus. - Wycedził przez zęby Stefan. Nie odezwałem się, moja miłość zginęła. Nie chciałem tego, tak bardzo chciałem się o nią troszczyć, chronić ją a to była moja wina. Nie wybaczę sobie tego. Starałem podać jej swoją krew ale to na nic.
- I po co ci ta twoja władza teraz? - Zapytał Elijah. - Wiedziałeś, że będą ofiary. Sam się na to zgodziłeś.
- Ale nie Caroline bez niej to nie istotne. Nic już nie istnieje. - Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Zresztą wszystkim. Tłum się rozszedł.
- Blondie obiecałaś, że nic ci nie będzie jak mogłaś tak kłamać. - Damon głaskał ją po głowie. Caroline nagle otworzyła oczy i uśmiechnęła się.
- I nic mi nie jest. Nigdy nie kłamie. - Nie mogłem uwierzyć, że to ona. Wampirzyca żyje. Do nas podeszła ta mała czarownica.
- Co zrobiliście? - Zapytałem.
- To Caroline, uparła się, że nikt nie może zginąć. Więc Davina nie dała jej umrzeć na zawsze. - Uśmiechnął się szeroko pierwotny.
- Gdybyście wiedzieli to by nikt tego nie kupił. A tak wszyscy rozwiązali swoje problemy. - Blondynka wzruszyła ramionami. - Damon, Stefan chce wrócić do domu.
- Już jedziemy. - Wspomniał blondyn pomagając jej wstać.
- Caroline poczekaj. - Chciałem ją zatrzymać.
- Nie Klaus. Daj mi spokój. - Nawet na mnie nie spojrzała. Była słaba. Zbyt osłabiona żeby mogła iść sama.
- Caroline, powiedz wszystko. - Ponaglił ją Elijah. Mój brat czytał z ludzi jak z otwartych książek, zawsze podziwiałem tą cechę, jednak teraz interesowała mnie jedynie odpowiedź dziewczyny.
- Chce wrócić do Mistic Falls. - Powiedziała to stanowczo. Nic nie mogło jej zatrzymać, podjęła decyzje.
- Jutro wyjedziemy. - Odpowiedział jej Stefan. Wszyscy odeszli zostałem tylko ja i mój najdroższy brat.
- Zdajesz sobie z tego sprawę, że właśnie straciłeś swoją szansę. Przez swój upór i niepohamowaną chęć władzy i posiadania. - Spojrzał na mnie z góry. Byłem wściekły, ale nie na niego. Byłem zły na siebie. Po raz kolejny wszystko zniszczyłem.
- Jedź z nimi. To tam jest miejsce twoje, Rebeki także Caroline. Tam będziecie szczęśliwi. - Powiedziałem i odszedłem. Czy będę wstanie o niej zapomnieć? Czy mam rzucić wszystko i jechać za nią? Może lepiej poczekać, aż sama wróci? Czy to możliwe, że jej miłość jest na tyle silna, aby była w stanie wybaczyć mi mój czyn? Nie wiedziałem tego, zdaje się że to najbliższe dni mają mi pokazać tą właściwą drogę.
Caroline:
Wstałam jako pierwsza. Pakowałam swoje rzeczy, już niedługo mieliśmy wrócić do domu. Zabierałam ze sobą Davine, tam będzie szczęśliwa. Wszyscy będziemy. Chciałam jak najszybciej zapomnieć o wydarzeniach z wczorajszej nocy. Wściekłość Klausa, to co zrobił. Pokazał mi swoje prawdziwe pragnienia i swoją naturę. Nie chciałam i nie mogłam tego zaakceptować. Kochałam go to było pewne. Ale nawet miłość nie przysłoni mi zdrowego rozsądku. Nie tym razem. Trzeba zacisnąć zęby i po raz kolejny pójść na przód. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Otwarte. - Powiedziałam od niechcenia. Przyszedł Stefan.
- Hej Care. Mogę wejść. - Był niepewny, słyszałam to w jego głosie., widziałam w oczach. Wymusiłam uśmiech.
- Jasne wejdź. - Wskazałam ręką na pokój.
- Wpadłem bo chciałem się dowiedzieć jak się czujesz? - Wiedziałam, przyszedł mnie sprawdzić.
- Rozchmurz się Steff. W końcu żyje. Każdy wraca do swojego świata. Prawda? - Wzięłam łyk krwi.
- Wiem, że Klaus jest dla ciebie ważny. Poradzimy sobie. - Nareszcie blondyn się uśmiechnął. Brakowało mi jego uśmiechu.
- No pewnie zawsze sobie radzimy. Cieszę się, że mam kogoś takiego jak ty. - Nie chciałam się rozkleić więc przytuliłam wampira.
Po raz kolejny rozległo się pukanie.
- Proszę. - Odpowiedzieliśmy oboje, do pokoju zawitał Damon.
- Na pewno wyjeżdżamy? - Zapytał dla pewności.
- Tak. - Pokiwałam dodatkowo głową, żeby dotarło.
- My ze Stefanem jesteśmy gotowi. - Uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób.
- Ja też, jeśli weźmiecie walizki. - Zażartowałam, ale w środku miałam ochotę się popłakać. Przerwał mi dźwięk sms`a., szybko przeczytałam wiadomość. Usiadłam z wrażenia.
- Co się stalo? - Zapytał zaintrygowany brunet.
- To Davina. Zostaje w Nowym Orleanie. Ma tu dużo rzeczy do zrobienia. - Spojrzałam na zegarek. Klaus nie przyjdzie już. Nie powstrzyma mnie przed odejściem. - Pora na nas.
Opuściliśmy uczelnie, wszystko zostało za nami. Wsiedliśmy do samochodu. Tym razem to Stefan kierował a my z Damonem siedzieliśmy z tyłu i popijaliśmy whisky, chciałam już być wśród przyjaciół.
Rozdział nie do końca udany ale mam nadzieję, że chociaż cześci z was się spodoba. Zbliżam się do końca opowiadania. Jeszcze góra dwa trzy rozdziały. Następny pojawi się już w krótce. Nie powiem dokłądnie kiedy ponieważ teraz mam dużo nauki. A więc do przeczytania moje kochane.
Subskrybuj:
Posty (Atom)